20.11.16

Chapter 31

      W oczach blondynki pojawiła się panika i strach, które do tej pory nigdy nie objawiła się tak silnym uczuciem. Justin starał się zachować spokój, wiedział co robić, przecież przeżył już narodziny własnej córki. Bez zastanowienia wziął dziewczynę na ręce i położył ją na tylnym siedzeniu swojego samochodu. Wsiadł za kierownicę i po kilku sekundach byli już w drodze do szpitala.
-Justin, boję się - załkała dziewczyna.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze, oddychaj, skup uwagę na oddechu, a nie na bólu.
-Boję się.
-Jestem przy tobie - spojrzał na blondynkę we wstecznym lusterku. - Obiecuję, że dopóki Jason do Ciebie nie przyjedzie, nie opuszczę Cię nawet na krok - szatyn starał się uspokoić dziewczynę, jednak widząc jej przestraszony wyraz twarzy, wiedział, że nie będzie łatwo.
     Justin starał się jechać jak najszybciej było to możliwe nie zważając na ograniczenia prędkości. W tej chwili najważniejsze było dobro Sophie. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie podobnej sytuacji sprzed kilku lat, kiedy dowodził swoją żonę do szpitala. Zdecydowanie nie był taki spokojny i zupełnie nie wiedział co robić.

*

     Wróciłem właśnie z pracy, byłem zmęczony i marzyłem jedynie o ciepłym prysznicu i łóżku. Jednak już po przekroczeniu progu mieszkania wiedziałem, że nici z mojego odpoczynku. Moja córka po prostu bardzo śpieszyła się na ten świat i nie mogła się doczekać kiedy nas pozna. Alison siedziała na fotelu, a obok niej leżała spakowana torba podróżna. Wiedziałem co to oznaczało i w jednej chwili zmęczenie ustąpił, a pojawił się strach.
-Justin, to chyba ten moment - powiedziała cicho.
-Co mam robić? - zapytałem przerażony. - Dzwonić po pogotowie? A może lepiej po twoich rodziców? 
-Justin! Uspokój się! - wrzasnęła. - Zawieź mnie do szpitala!
     Nie mam pojęcia jak dotarłem do szpitala bez spowodowania wypadku samochodowego. Jechałem bardzo szybko nie stosując się do przepisów. Chciałem dojechać na miejsce jak najszybciej. Pod szpitalem zostawiłem samochód w miejscu dla karetki, za co później zapłaciłem wysoką karę, ale w tamtej chwili o tym nie myślałem. Wziąłem Alison na ręce i zawiozłem ją prawie na samą porodówkę. Nie potrafiłem zapanować nad emocjami, ale nikt nie powinien mi się dziwić, bo w grę wchodziło życie mojego dziecka. Początkowo ustaliliśmy z Alison, że nie będzie mnie przy porodzie, bałem się tego, ale nie chciałem jej puszczać z oczu. Nie żałuję, bo przeżycie tego sprawiło, że zakochałem się w mojej córce od pierwszego wejrzenia. Jako pierwszy wziąłem ją na ręce i pokazałem Alison naszą małą, cudowną kruszynkę - Emily.

*

     Szatyn zaparkował samochód jak najbliżej wejścia do szpitala. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł prosto na izbę przyjęć, gdzie została bardzo szybko przyjęta. Blondynka bała się zostać sama, chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego, Justin był zmuszony podążyć za lekarzem i pielęgniarką prowadzącą wózek inwalidzki. Nie chciał tego, nie chciał przeżywać tego po raz kolejny i odejść w niepamięć, jednak los miał dla niego zupełnie inne plany. 
     Siedział na krześle obok lóżka, na którym leżała Sophie. Dziewczyna otrzymała odpowiednie leki i czekała aż skurcze będą wystarczająco częstotliwe. Siedzieli w milczeniu i skupieniu dopóki szatyn nie przypominał sobie o tym, że należy wezwać bliskich dziewczyny.
-Pamiętasz numer do Jasona? Powinnaś do niego zadzwonić - stwierdził.
-Masz rację - westchnęła. A mógłbyś Ty do niego zadzwonić? Będzie lepiej jeśli będzie wiedział,  że jestem pod dobrą opieką - powiedziała zmęczonym głosem, gdy nagle nadszedł kolejny skurcz.
-Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony.
-Tak, ale wiesz, chyba lepiej będzie jak najpierw zadzwonisz do Conora - stwierdziła. 
-Ok, pozwolisz, że wyjdę na korytarz i do niego zadzwonię - uśmiechnął się, po czym opuścił pomieszczenie.
     Sytuacja była dość dziwna, Sophie była przerażona tym, że poród zaczął się za szybko. Na dodatek po raz kolejny zamiast Jasona był z nią Justin. Dzięki Bogu nie była sama, ale mimo wszystko to nie to samo. To z Jasonem chodziła do szkoły rodzenia i to on miał być przy porodzie. Bała się zostać sama choćby na moment, bo od razu panikowała. Po kilku minutach Justin wrócił do sali, na której leżała dziewczyna i usiadł na krześle obok łóżka.
-Conor przyjedzie za godzinę, powiedział, że zadzwoni do Jasona i twoich rodziców. Posiedzę z Tobą dopóki nie przyjadą. Potrzebujesz czegoś? - zapytał zatroskany.
-Justin, strasznie się boję - wyznała.
-Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się i uścisnął jej rękę.
     Spojrzała na jego twarz i wysiliła się na uśmiech, po czym mocniej ścisnęła jego dłoń niemalże wbijając paznokcie w jego skórę.
-Chyba się zaczęło. Zawołaj lekarza!
     Justin bez zastanowienia wybiegł z pomieszczenia i zawołał lekarza. Wszystko działo się bardzo szybko. Pan doktor zbadał Sophie i już po chwili przewozili ją już na salę porodową. Szatyn stojący na korytarzu widział w oczach dziewczyny strach. Wiedział, że dziewczyna potrzebuje jego wsparcia.
-Czy ojciec dziecka będzie przy porodzie? - lekarz zatrzymał się i zwrócił się do Justina, który przez chwilę nie wiedział co ma odpowiedzieć i spojrzał na Sophie.
-Ale ja nie... - zaczął niepewnie patrząc na dziewczynę.
-Justin, nie zostawiaj mnie, błagam Cię, ja się tak strasznie boję.
     Szatyn głośno westchnął i wiedział, że będzie żałował swojej decyzji. Kiwnął głową patrząc na mężczyznę w białym kitlu i podszedł bliżej dziewczyny. Kiedy wjechali na salę, Justin musiał ubrać fartuch ochronny. Nie wiedział jak się zachować, nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, czuł się nieswojo będąc przy porodzie swojej byłej dziewczyny, której wciąż nie mógł przestać kochać. Ale nie mógł jej odmówić, musiał jej pomóc, musiał być dla niej oparciem, chociaż wiedział, że przez to, co się działo w tamtej chwili, będzie mu jeszcze trudniej wyjechać. Wziął głęboki oddech i podszedł do dziewczyny, która od razu ścisnęła jego dłoń. Ostatkiem sił krzyknęła z bólu. Była wycieńczona i nie dawała sobie rady.
-Widać główkę! - krzyknął lekarz.
     Szatyn patrzył na dziewczynę i po raz kolejny wspomnienia sprzed kilku lat stanęły mu przed oczami. Przypomniał sobie dzień , kiedy urodziła się jego córka i nie był wtedy taki opanowany i spokojny.
     Po chwili w sali porodowej rozległ się płacz niemowlęcia - dźwięk, na który rodzice czekają przez dziewięć miesięcy. Sophie rozpłakała się z nadmiaru emocji - te dziewięć miesięcy, kiedy nosiła dziecko pod sercem były wiecznością, a teraz nareszcie mogła zobaczyć swoje dziecko, swojego małego synka.
-Ma pani zdrowego syna, 10 punktów, 58 centymetrów i trzy kilogramy. Gratuluję - powiedział lekarz.
-Jesteś mamą - Justin również się wzruszył, to było silniejsze od niego i co najważniejsze - zupełnie nie wstydził się swoich łez. Pielęgniarka podała Sophie jej małego synka - to był moment, który dziewczyna z pewnością zapamięta na bardzo długie lata. Po jej policzkach płynęły łzy, bo na świecie pojawił się człowiek, który ją uszczęśliwił.
-Część Teddy, to ja, twoja mama, a to twój wujek Justin - uśmiechnęła się i spojrzała na szatyna.
-Pięknie razem wyglądacie. Teddy ma twoje oczy - stwierdził.
-Na moment muszę zabrać chłopca - wtrąciła się pielęgniarką. - Za chwilę oboje zostaniecie przewiezieni na salę poporodową.
-Pójdę na korytarz, może Jason już przyjechał, on powinien teraz z wami być - stwierdził z delikatnym uśmiechem.
-Dziękuję, że tu ze mną byłeś - chłopak już nic nie odpowiedział, bał się pokazać swoje emocje, które mogłyby zdradzić, że nadal zależy mu na dziewczynie, dlatego po prostu wyszedł z sali.
     Zanim szatyn wyszedł na główny korytarz, gdzie zapewne czekała już cała rodzina dziewczyny, oparł się o ścianę i głęboko westchnął. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Chciał teraz jak najszybciej wyjechać z miasta, miał dość patrzenia na szczęście ukochanej osoby. To koniec, nie był w stanie zmienić przeszłości, wiedział, że jedyną dobrą decyzją jest wyjazd z miasta i powrót do rzeczywistości - do życia, w którym Sophie może być dla niego tylko odległym wspomnieniem.
     Justin zdjął fartuch ochronny, odwiesił go na wieszak i udał się na główny korytarz. Nie mylił się - był tam już Conor i Jason, a rodzice dziewczyny byli w drodze. Kiedy tylko zobaczyli szatyna, od razu do niego podeszli, byli zdziwieni, że towarzyszył on Sophie przy porodzie i czekali na wyjaśnienia, czekali na jakiekolwiek wieści zarówno na temat Sophie jak i na temat dziecka. Byli zdenerwowani i nie mogli się doczekać kiedy zobaczą nowonarodzonego członka rodziny.
-Gratuluję - zwrócił się do Jasona. - Masz zdrowego i pięknego syna. Sophie również ma się dobrze i za chwilę będziesz mógł ich zobaczyć.
-Dzięki Bogu wszystko się udało - odetchnął z ulgą. - Nie mogę sobie wybaczyć, że mnie z nią nie było.
-Nie mogłeś przewidzieć, że Sophie urodzi przed wyznaczonym terminem. Ona sama była przerażona dlatego poprosiła mnie o to, żebym z nią został - wyjaśnił.
-Dzięki, jestem twoim dłużnikiem - brunet wyciągnął dłoń w kierunku Justina.
-Nie ma o czym mówić - uścisnął wyciągniętą dłoń. - Proszę cię tylko o jedno, nie spieprz tego, szanuj tą kobietę, bo związek z nią to najlepsze co ci się mogło w życiu przytrafić - stwierdził wzdychając. - Na szczęście jeden poród miałem już za sobą więc wiedziałem co robić - dodał zmieniając nieco temat. - A teraz muszę już jechać do mojej córki, pozdrówcie ode mnie Sophie - powiedział, po czym cofnął się o kilka kroków.
-Przepraszam - usłyszał kobiecy głos i odwrócił się w jej stronę. - Ojciec dziecka może już wejść na salę.
-To nie ja jestem ojcem dziecka - wyjaśnił, a pielęgniarka była widocznie zmieszana.
-To ja, jestem trochę spóźniony - wtrącił się Jason.
-Dobrze to zapraszam - uśmiechnęła się i wskazała mu drogę.
     Justin skierował się do windy, czuł, że to koniec, czuł, że po raz ostatni widział się z Sophie. Musiał w końcu to wszystko zakończyć, nie mógł dalej niszczyć jej życia. Wiedział, że teraz jest ktoś, kto potrzebuje jej miłości. Teraz Teddy zostanie obdarowany całą jej dobrocią i miłością, na którą zasługiwali nieliczni.
-Justin! - szatyn usłyszał głos Conora, więc zatrzymał się by wysłuchać co chce mu powiedzieć. - Dziękuję, że zaopiekowałeś się moją siostrą - zaczął, chociaż Justin czuł, że Conorowi wcale nie chodzi o podziękowania. - Jesteś dla Sophie kimś bardzo ważnym, jesteś jej pierwszą miłością, już zawsze tak będzie, bo nie można zmienić przeszłości. Ale teraz wszystko się zmieniło, ona w końcu powinna być tak naprawdę szczęśliwą, powinna przestać na Ciebie czekać.
-Wiem, dlatego jutro z samego rana wyjeżdżam ze Stratford - oznajmił.
-Pożegnasz się z nią? - zapytał.
-Nie chcę jej mącić w głowie, ona ma teraz ważniejsze sprawy na głowie.
-Znowu chcesz wyjechać bez pożegnania?
-Rozmawiałem z nią, wie, że wyjeżdżam, oboje mamy swoje własne życie, myślę, że tym razem zrozumie - stwierdził.
-To dobra decyzja.
-Pójdę już, naprawdę spieszę się do córki.
     Nie czekając na reakcję Conora, szatyn udał się w kierunku windy. Idąc korytarzem, zobaczył Jasona za szybą w sali poporodowej. Zatrzymał się na moment i stanął tak, żeby brunet go nie zobaczył. Trzymał na rękach Teddiego, a na łóżku leżała wycieńczona Sophie. Było jednak widać, że jest szczęśliwa, a on wiedział, że nie może tego szczęścia zniszczyć. Spuścił głowę z bezradności, nie spodziewał się, że powrót do przeszłości będzie go tyle kosztował.


OD AUTORKI: Ufff...Po baaaardzo długiej nieobecności w końcu pojawiam się z nowym rozdziałem. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, kiedy pod postem, w którym napisałam, że wracam, pojawiło się aż 9 komentarzy. Nie spodziewałam się, że ktoś tu jeszcze zagląda. To dało mi dużego kopa do pisania! Mam dużo weny, która przyszła tak nagle...mam tyle zajęć i obowiązków przed maturą, że nie wiem jak temu podołać, ale dla moich czytelników jestem w stanie stanąć N głowie, żeby rozdziały pojawiały się chociaż raz w miesiącu.
Dziękuję Wam :) :**




10 komentarzy:

  1. O boże, tez mam teraz maturę i tragedia :o wiem co czujesz :o jeszcze ja potrzebuje matury z prsejmiku, którego nie uczą u mnie w szkole i nie ma skąd korków brać nawet to już całkiem tylko w książkach, na zawiesiłam (na razie tylko w głowie) do matury na pewno... Podziwiam <3:-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam mieszane uczucia po tym rozdziale, całkowicie mnie zaskoczyłaś i nie wiem już jak to wszystko sie skończy. Na początku byłam pewna, że Sophie bedzie z Justinem, ale teraz już nie wiem.
    Zakończenie tego opowiadanie na 100% bedzie dla mnie zaskoczeniem.
    Rozdział super, oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu tyle sie dzieje...jestem ciekawa jak to bedzie na końcu. Rozdział cudowny! Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  4. oh.. myślałam że może jednak stworzą małą rodzinkę, no ale czasami lepsza przyjaźń niż nic :) Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle czekania na rozdział i w końcu jest😍

    OdpowiedzUsuń
  6. woooho, aż fizycznie czuję jak serce mi pęka od myśli Justina, tak bardzo bym chciała żeby byli razem ale życie jest tak cholernie pokręcone że różnie tak bywa, a żal który zostaje z Jusem po tym wszystkim jest okropny :(
    kochanie pisz tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne! <3 Nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału, ale super, że już wróciłaś :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju ja wiedziałam ze doczekam się rozdziały, ze nie możesz zostawić jej rodzącej, ze nie będziesz się tak nad nią znęcać hahaha. Wspaniały rozdział. Sofia w końcu urodziła. W dodatku Justin był przy porodzie. Wielki szacunek do niego i wielką odwaga. Wiadomym jest, jak to przeżył. Poza tym fajnie to zabrzmiało: "mialem juz za sobą jeden poród" hahaha. Czekam na dalszy część tej historii bądź też zakończenie :)
    PS. Zorientowałam się ze to pierwszy komentarz od kilku miesięcy który piszę na jakimkolwiek blogu hah :)
    made-in-heaven.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku jak się cieszę że w końcu pojawił się rozdział. Mam nadzieje że będą razem. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate