16.2.17

Chapter 34


     Po spotkaniu Kate w barze, Justin dużo rozmyślał, nie tylko o niej, ale o swoim życiu. Zastanawiał się czy wszystko to, co robi ma jakikolwiek sens i czy jeszcze będzie szczęśliwy. Nie wiedział, co ma robić i w głębi duszy bardzo chciał, żeby w końcu ktoś odmienił jego życie.
     Kiedy był w pracy i wykonywał swoje obowiązkowe czynności, zadzwonił jego prywatny telefon, na ekranie którego pojawił się nieznany numer telefonu. Szatyn odebrał i był bardzo zdziwiony, kiedy po drugiej stronie usłyszał znajomy męski głos.
-Cześć synu - zaczął jego ojciec. - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
-Nie, skąd.
-Dzwonię, bo chciałem ci podziękować, a wcześniej nie miałem ani okazji ani odwagi - wyznał.
-Nie rozumiem - na czole Justina pojawiła się pojedyncza zmarszczka.
-Wiem, że to ty zapłaciłeś za ośrodek rehabilitacyjny - zaczął. - Mama się wygadała. Wiesz dobrze, że nie musiałeś tego robić. Po tym wszystkim co ci się przeze mnie przytrafiło nie powinieneś nic dla mnie robić.
-Jesteś moim ojcem i chociaż w ten sposób mogłem ci pomóc.
-Dziękuję ci - powiedział, a Justin usłyszał delikatne drżenie w jego głosie.
-W porządku.
-Nie zawracam ci już głowy. Jak możesz, ucałuj ode mnie moją wnuczkę - powiedział, po czym szybko się rozłączył.
     Justin był oszołomiony tym, co przed chwilą usłyszał. Podziękowania od ojca to coś, czego chyba jeszcze nigdy nie słyszał, co nie zmieniało faktu, że było mu bardzo miło, pierwszy raz czuł się doceniony przez swojego ojca.
     Nie trwało długo, telefon szatyna zadzwonił ponownie i na ekranie znów pojawił się nieznany numer. Kiedy odebrał, tym razem usłyszał aksamitny kobiecy głos, który również już kiedyś słyszał.
-Cześć, to ja Kate - zaczęła niepewnie.
-Jaka Kate? Nie znam takiej - powiedział żartobliwie.
-Zawsze możemy się poznać - zaśmiała się. - Masz dzisiaj wolny wieczór? - zapytała, a szatyn od razu zastanowił się czy będzie miał z kim zostawić Emily.
-Myślę, że znajdę dla ciebie dłuższą chwilę. A jakie masz plany wobec mnie? - zapytał zaciekawiony.
-Domyśl się - powiedziała tajemniczo.
-Jeśli się nie mylę, to już mi się podoba - zażartował.
-Zboczeniec.
-Nawet nie wiesz o czym pomyślałem - powiedział z powagą. - I kto tu jest zboczeńcem? - zaśmiał się. - Będę po ciebie o 19 - stwierdził i bez czekania na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączył się.
     Justin działał szybko i nie poznawał samego siebie, nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, no może kiedy był nastolatkiem. Podobało mu się to, ale nie wiedział, co z tego wyniknie, bo nie chciał nikogo skrzywdzić. Nie wiedział też, jak zareaguje dziewczyna, kiedy dowie się, że szatyn ma dziecko. Nie wyobrażał sobie, żeby miał to przed kimkolwiek ukrywać, a już na pewno nie wyobrażał sobie życia z kimś, kto nie akceptuje Emily.

*

     Po pracy szatyn odebrał córkę ze szkoły, po czym razem wrócili do domu i zjedli obiad. Nie rozmawiali zbyt wiele, co sprawiało mu przykrość, wiedział, że jak najszybciej muszą ze sobą porozmawiać, ale szatyn nie wiedział jak ma się do tego zabrać. Kochał swoją córkę i zrobiłby wszystko, żeby była szczęśliwa, ale w tym momencie był bezradny, a to dopiero początek trudnych rozmów.
-Kochanie, wszystko w porządku? - zapytał z troską, a dziewczynka tylko twierdząco pokiwała głową. - Widzę, że coś się dzieje - stwierdził.
-Nie zauważyłeś, że jestem szczęśliwa, kiedy ty jesteś szczęśliwy?  W Stratford zawsze byłeś uśmiechnięty, bo była tam Sophie, dlatego tak bardzo chciałam tam zostać - wyznała.
-Kochanie - wziął ją na ręce i usadowił na swoich kolanach. - To miejsce przywołało dużo wspaniałych wspomnień, ale tutaj też jestem szczęśliwy, bo mam ciebie, ale po śmierci twojej mamy czuję się trochę samotny. 
-Muszę ci znaleźć dziewczynę - stwierdziła stanowczo.
-Nie byłabyś zła gdybym kogoś miał? - zapytał niepewnie.
-Nie, chyba że ta pani by mi się bardzo nie spodobała - zaśmiała się.
-To zdradzę ci w sekrecie, że poznałem taką jedną i się z nią dzisiaj umówiłem - szepnął jej na ucho.
-A ja też będę ją mogła poznać?
-Myślę, że tak, ale dzisiaj sprawdzę czy jest tego warta - uśmiechnął się. - Cieszę się, że mam taką mądrą córeczkę - pocałował ją w czoło.
     Szatyn odetchnął z ulgą, kiedy Emily zaczęła rozmawiać z nim tak, jak przed pobytem w Stratford. Cieszył się, że ma taką mądrą córkę, która wspiera go w każdej sytuacji. Dziewczynka pomogła Justinowi wybrać odpowiednie ubrania, bo chciała, żeby jej tata wyglądał na najprzystojniejszego mężczyznę na świecie. Kiedy nadeszła odpowiednia godzina, szatyn odwiózł swoją córkę do dziadków i udał się pod dom dziewczyny. Nie wiedział gdzie dokładnie ma się udać, dlatego wysiadł z samochodu, oparł się o drzwi i po prostu czekał. Liczył na to, że dziewczyna zobaczy go przez okno i wyjdzie. Kiedy minęło już ponad pięć minut, Justin zaczynał się niecierpliwić, dlatego wyjął z kieszeni telefon i chciał zadzwonić do Kate, ale gdy tylko przyłożył telefon do ucha, dziewczyna pojawiła się przed wejściem. Na jej widok szatyn szeroko się uśmiechnął, gdyż dziewczyna była genialnie ubrana i była jeszcze piękniejsza niż ją zapamiętał.
-Cześć piękna - powiedział z uśmiechem, a dziewczyna spuściła wzrok zawstydzona.
-Cześć - pocałowała go w policzek na przywitanie. - Czuję się jak nastolatka, chyba właśnie wtedy ostatni raz chłopak przyjechał po mnie pod dom, czekał na mnie, a moi rodzice podglądali nas przez okno. Teraz patrzy pewnie na nas moja współlokatorka - zaśmiała się.
-Gdzie jedziemy? - zapytał.
-Pozwalasz kobiecie podejmować decyzje? Już mi się to podoba. Znam taką jedną knajpkę na obrzeżach miasta przy rzece, to nie jest zbyt daleko stąd, co o tym myślisz?
-Dzisiaj ty tu rządzisz - stwierdził wzruszając ramionami. Szatyn otworzył brunetce drzwi, po chwili jechali już w wyznaczonym kierunku.
     Justin czuł się bardzo swobodnie w towarzystwie dziewczyny. Mieli wiele wspólnych tematów i poczucie humoru. Przy niej czuł, że się zmienia, że jego smutek znika, ale jednocześnie bał się, że zawładnie nim jakiekolwiek uczucie, które po raz kolejny bardzo szybko zniknie. Gdy dojechali na miejsce, szatyn był pod wrażeniem,  było tam naprawdę pięknie. Drewniany budynek tuż przy niewielkim strumyku. Niedaleko był mostek, który prowadził na drugą stronę, gdzie znajdowała się stadnina koni. Magiczne miejsce.
-Wiedziałam, że ci się spodoba - stwierdziła. - Wejdźmy do środka.
     Wewnątrz budynek już tak nie zachwycał, wyglądał jak zwykła przydrożna karczma, chociaż jej klimat był naprawdę urokliwy i bardzo romantyczny. Wewnątrz siedziała tylko jedna para w wieku około trzydziestu lat. Usiedli przy jednym z niewielu stolików i po chwili przyszedł do nich kelner, więc mogli złożyć swoje zamówienia. Przez chwilę siedzieli w milczeniu i brunetka bardzo dokładnie przyglądała się szatynowi.
-Jesteś strasznie tajemniczy - zauważyła. - Wciąż nic o tobie nie wiem.
-Nie przeraża cię to?
-Znam się na ludziach, a już na pewno na facetach - powiedziała dumnie.
-Więc co możesz powiedzieć na mój temat?
-Jesteś mężczyzną bardzo pewnym siebie, ambitnym, lubisz zdobywać to, czego pragniesz. Kobiety za tobą szaleją, łatwo się zakochujesz i często masz złamane serce, bo trafiasz na niewłaściwe kobiety - uśmiechnęła się. - Mam rację?
-Pół na pół - odpowiedział nie wdając się w szczegóły.
-Zagramy w 10 pytań? - zapytała ożywiając się. - Zadam ci 10 pytań, na które będziesz musiał szczerze odpowiedzieć.
-Zgadzam się - powiedział obojętnie, ale czuł, że te pytania nie będą takie łatwe.
-Pierwsze pytanie: jak długo jesteś sam?
-Dwa lata - odpowiedział spuszczając wzrok.
-Nie wierzę, że żadna cię nie upolowała przez ten czas - zaśmiała się. - Drugie pytanie: ile masz lat?
-Fizycznie czuję się na 20, a psychicznie jestem czterdziestolatkiem - stwierdził, czym jeszcze bardziej zaintrygował dziewczynę.
-Pytanie trzecie: wolisz brunetki czy blondynki?
-To dla mnie nieistotne.
-Pytanie numer cztery: jak widzisz swoją przyszłość za 20 lat?
-Standardowo: dom, rodzina i piękna żona, która siedzi obok mnie na kanapie i razem oglądamy mecz.
-Starzejesz się już, ale patrząc na ciebie, myślę, że jesteś dobrze trzymającym się czterdziestolatkiem - zaśmiała się. - Piąte pytanie: czy zdradziłeś kiedyś kobietę?
-Jeśli chodzi o zdradę fizyczną, z inną kobietą, to nie i nigdy bym tego nie zrobił, ale zdradziłem w taki sposób, że ją zawiodłem, a to chyba coś o wiele gorszego.
-Chyba wchodzę w trudne tematy - stwierdziła.
-Sam się na to zgodziłem - wzruszył ramionami.
-Pytanie szóste: w jaki sposób rozpadł się twój ostatni związek?
-Jakby to powiedzieć - zmarszczył brwi - siła wyższa, tak zdecydował ktoś tam na górze - uniósł palec wskazujący w górę, a jego głos był coraz bardziej zduszony.
-Sprawnie unikasz konkretnej odpowiedzi - zaśmiała się. - Pytanie siódme: czy interesują cię poważne związki?
-Tylko takie mnie interesują.
-Pytanie numer osiem: czy mieszkasz jeszcze z rodzicami?
-Nie, od dawna już z nimi nie mieszkam.
-Kończą mi się pomysły, więc tak dla pewności zapytam - zaśmiała się. - Pytanie numer dziewięć: masz dzieci?
-Tak, córkę - odpowiedział po chwili ciszy, a dziewczyna zamarła, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
-Powiedziałeś, że nie jesteś w żadnym związku. To znaczy, że jesteś rozwiedziony? - zapytała z trudem.
-To twoje ostatnie pytanie? - dziewczyna twierdząco kiwnęła głową. - Jeśli pytasz o mój stan cywilny, to jestem wdowcem, moja żona nie żyje, zginęła w wypadku samochodowym i sam wychowuję siedmioletnią córkę - wyznał niepewnie czekając na reakcję dziewczyny.
-Nie wiem, co powiedzieć - szepnęła.
-Nic nie musisz mówić, rozumiem twoją reakcję - wzruszył ramionami.
-Wiedziałam, że coś ukrywasz, ale nie spodziewałam się, że przeszedłeś już tak wiele w swoim życiu - spojrzała na niego ze współczuciem w oczach, czego szatyn nienawidził.
     Dalszą cześć kolacji przesiedzieli w milczeniu, kiedy kelner przyniósł zamówione przez nich potrawy, zaczęli spożywać je w ciszy. Justin czuł, że nic nie będzie ze znajomości z Kate, spodziewał się takiej reakcji i mógł być jedynie zły na siebie o to, że miał choćby cień nadziei na to, że brunetka będzie zachwycona tą informacją i może stworzą związek, normalny związek, o którym szatyn marzył.
     Po zjedzonym posiłku szatyn zapłacił kelnerowi należną kwotę i po chwili razem z Kate wyszedł na zewnątrz. Wsiedli do samochodu i po chwili byli już w drodze powrotnej.
-Odwieziesz mnie teraz? - zapytała po długotrwałym milczeniu.
-Jeśli tego chcesz - spojrzał na nią przelotnie, a dziewczyna jedynie kiwnęła głową.
     Ponownie zapadło milczenie. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Ich znajomość tak świetnie się zapowiadała, ale Justin nie mógł ukrywać swojego życia, nie mógł kłamać. Wiedział już, że ciężko będzie mu znaleźć kobietę, która zdecyduje się zaakceptować jego życie i brał pod uwagę nawet to, że będzie już sam do końca swojego życia.
     Kiedy szatyn zatrzymał samochód przed domem dziewczyny, ta nie wyszła od razu z samochodu, siedziała w milczeniu i intensywnie o czymś myślała, zupełnie jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, jak ubrać to w słowa.
-Przepraszam cię za moją reakcję, ale mam nadzieję, że mnie rozumiesz - zaczęła. - Jesteś fajnym facetem, naprawdę, ale wiem też, że potrzebujesz kogoś na stałe, kogoś kto zaakceptuje twoją sytuację, a ja nie wiem czy jestem na to gotowa. Nie chciałabym cię zranić, a już na pewno nie chciałabym zranić twojej córki. Nie wiem, co mam powiedzieć, potrzebuję czasu, ale to jeszcze nie znaczy, że nie chcę się z tobą spotykać, po prostu - westchnęła - to dla mnie coś nowego. Nigdy jeszcze nie spotkałam faceta takiego jak ty, jesteś wyjątkowy, ale... - Justin jej przerwał.
-Nie musisz mi się tłumaczyć, rozumiem. Nie chcesz się wiązać z facetem z bagażem doświadczeń. To proste - wzruszył ramionami nawet nie spoglądając na dziewczynę.
-Przepraszam - szepnęła, po czym wyszła z samochodu.
     Justin jeszcze przez chwilę stał na podjeździe nie wiedząc, co robić, było mu zwyczajnie przykro. Ale nie był zły na dziewczynę, był jedynie zły na siebie. Kiedy ruszył, nie wiedział jeszcze gdzie pojedzie, wiedział tylko, że na pewno nie pojedzie jeszcze do domu. Skręcił w wąską ulicę, a następnie wyjechał tuż obok swojego celu. Przyjechał na cmentarz. Było ciemno i pusto, o tak późnej porze już nikt tam nie przebywał. Pomimo słabego oświetlenia, Justin bez problemu dotarł na grób swojej żony. Usiadł na ławeczce i ukrył twarz w dłoniach. Chciało mu się płakać z bezsilności - nie mógł sobie poradzić z tym, co w ostatnim czasie działo się w jego życiu. Żałował, że nie ma z nim Alison, wiedział, że z nią byłoby inaczej, ona go rozumiała, potrafiła go wysłuchać. Gdyby nie jej śmierć, pewnie siedzieliby teraz razem na kanapie przy lampce wina, może mieliby drugie dziecko, którego tak bardzo pragnęli. Pomimo tego, że ich początki nie były łatwe, Justin ją kochał, kochał ją bardzo dojrzale, bo już wiedział, co to miłość. Tęsknił za nią, każdego dnia, a jedyne, co dodawało mu sił była Emily, która była dla  niego całym światem.

Łączna liczba wyświetleń

Translate