4.10.14

Chapter 13



            Sophie spacerowała po centrum handlowym i oglądała ciuszki dla niemowląt. Nie mogła się doczekać, kiedy na świecie pojawi się jej synek. Usiadła na ławce przy fontannie i położyła dłoń na zaokrąglonym brzuszku. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła młodą parę prowadzącą wózek. Uśmiechnęła się i wyjęła telefon z torebki. Był 28 października. Dziewczyna przypomniała sobie, co wydarzyło się tamtego dnia kilka lat temu. To był początek wszystkiego. Wtedy stało się coś, czego nigdy się nie spodziewała. Stało się to, czego tak bardzo się bała, a jednocześnie bardzo tego pragnęła.            

*

            Miałam wrażenie, że Justinowi naprawdę na mnie zależy, jednak trudno mi było w to uwierzyć. Byłam nikim ważnym, a on był naprawdę wartościowym człowiekiem. Na początku nie chciałam dawać mu nadziei, miałam mętlik w głowie. Bałam się tego, że się w nim zakocham, a potem zostanę zraniona. Nie wiedziałam jak to z nami będzie, dlatego na początku trzymałam go na dystans. Nikt o nas nie wiedział i to już nawet nie chodzi o to, że według mnie nawet do siebie nie pasowaliśmy. Oboje nie chcieliśmy, żeby Conor się o nas dowiedział. Nie byłby zadowolony gdyby poznał prawdę o tym, że jego młodsza siostra spotyka się z jego najlepszym przyjacielem.
            Pamiętam ten dzień – to był 28 października, zwykły jesienny dzień. Poszłam normalnie do szkoły, jednak nie spodziewałam się, że spotka mnie tam coś tak niemiłego. W przerwie na lunch przechodziłam korytarzem i usłyszałam, że ktoś mnie woła. Nie rozpoznałam tego głosu, dlatego w pierwszej chwili nawet się nie odwróciłam, ale gdy znów usłyszałam swoje imię zatrzymałam się i spojrzałam w tamtym kierunku. Przede mną stał James, nie wiedziałam czego ode mnie chce i myślałam, że po tym jak próbował mnie wykorzystać, dał sobie z tym spokój, on jednak miał inne plany.
            -Czego ode mnie chcesz? - warknęłam.
            -Może troszkę grzeczniej? Chciałem zapytać czy byś gdzieś ze mną nie wyskoczyła – zrobił kolejny krok w moją stronę, a ja chciałam się odsunąć, jednak na swojej drodze napotkałam ścianę. - Kiedy nie ma w pobliżu twojego braciszka, jesteś bardzo bezbronna – stwierdził z cwanym uśmiechem.
            -Zostaw mnie w spokoju – spojrzałam na niego mrużąc oczy.
            -Nie chciałabyś się zabawić? Będzie fajnie – zrobił kolejny krok w przód, a ja zaczęłam się zastanawiać dlaczego ci wszyscy ludzie nic nie robią, tylko patrzą. - Poczekam na ciebie po szkole – powiedział pewny siebie.
            -Zostaw ją! - usłyszałam głos zdenerwowanego Justina.
            James odwrócił się w jego stronę i zaśmiał się szatynowi w twarz. Widziałam złość w oczach Justina i bałam się, że za chwilę wydarzy się coś złego. Nie chciałam, żeby komuś stała się krzywda, a najbardziej martwiłam się o Justina. Nie chciałam, żeby miał przeze mnie kłopoty.
            -Justin, nie warto – szepnęłam.
            Jego wyraz twarzy złagodniał, wszyscy dookoła patrzyli w naszą stronę, a ja czułam się skrępowana. Po chwili James odszedł w kierunku wyjścia śmiejąc się pod nosem. Spojrzałam na brązowookiego, który podszedł do mnie i bez słowa mnie przytulił nie zważając na nic, a w tamtej chwili mój mózg chyba po prostu przestał funkcjonować. Właśnie w tej jednej krótkiej chwili zrozumiałam, że jestem w nim zakochana. Już chciałam mu to wyznać jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam.
            -Dziękuję, że jesteś – szepnęłam po czym mocniej się w niego wtuliłam.
            -Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić – wyznał i jego ciało nieco się napięło, jednak po chwili wzmocnił uścisk, jakby całkowicie chciał zniszczyć przestrzeń, która nas dzieliła. Nie chciałam tego kończyć, bo było mi tak dobrze w jego ramionach, że mogłam w nich zostać już na zawsze.
            -Co się stało? - za plecami Justina zobaczyłam Conora, który był widocznie zdziwiony tym co właśnie zobaczył. Odsunęłam się od szatyna i podeszłam do mojego brata.
            -James mnie zaczepił, a ja tak strasznie się wystraszyłam. Justin chyba był w pobliżu i mnie obronił – wyjaśniłam.
            -Zabiję go – zdenerwował się, jednak położyłam mu dłoń na ramieniu, po czym się do niego przytuliłam.
            -Nic mi nie jest, Justin w porę się pojawił i jestem bezpieczna – uśmiechnęłam się.
            -Dzięki stary – powiedział Conor. - Znowu uratowałeś ją przed Jamesem – stwierdził odsuwając mnie od siebie.
            -Jesteśmy przyjaciółmi, nie pozwoliłbym zrobić krzywdy twojej siostrze – uśmiechnął się spoglądając w moje oczy.

*

            Sophie wracała do domu i znów rozmyślała o wydarzeniach sprzed lat. Miała przed oczami uśmiech szatyna, a to wspomnienie było takie świeże, było takie prawdziwe. Dziewczyna często zastanawiała się nad tym, co się dzieje z Justinem i jak potoczyło się jego życie. Zostawił ją bez słowa i już nigdy się nie odezwał. Zostawił tylko jakiś głupi list, ale nawet niczego nie wyjaśnił. Blondynka nawet nie wiedziała czy szatyn żyje, nic nie wiedziała, ale miała nadzieję, że wszystko u niego w porządku i że jest szczęśliwy. Po jego ucieczce nawet jego rodzice nie wiedzieli co się z nim dzieje, a jego matka się załamała. Przepadł jak kamień w wodę, odszedł nie zważając na to, że jego najbliżsi się o niego martwią. Przecież Sophie jeszcze długo po jego odejściu nie potrafiła się pozbierać. Zresztą nadal się zamartwiała, bo nie wiedziała co się z nim dzieje.

*

            Tamtego dnia, kiedy James  na mnie napadł, zastanawiałam się nad tym, co tak naprawdę czuję do Justina. Nie było to już jedynie głupie zauroczenie, było to zdecydowanie coś więcej. Kiedy wracałam do domu, ciągle odwracałam się za siebie, bo miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Nie pomyliłam się, szatyn całą drogę ze szkoły szedł za mną i kiedy nadarzyła się okazja, dogonił mnie i poprosił o krótką rozmowę.
            -Przestraszyłeś mnie – szepnęłam przerażona.
            -Przepraszam, chciałem tylko pogadać – stwierdził. – Nie wiem już jak mam do ciebie trafić, nie wiem co mam zrobić, żebyś w końcu mi zaufała, nie wiem jak mam do ciebie dotrzeć, jak mam ci udowodnić, że naprawdę... - zawiesił głos -...że naprawdę dużo dla mnie znaczysz. Pewnie masz mnie za ostatniego gnojka, bardzo cię zraniłem, ale mimo wszystko ten wypadek mnie odmienił. Ty jedna byłaś ze mną, kiedy tego potrzebowałem. Wiem, że czasami zachowuję się jak gnojek, ale to nie zmienia faktu, że już wiem czego tak naprawdę chcę.
            -Daj mi czas – szepnęłam wstając ze swojego miejsca, po czym udałam się w swoją stronę nie zdając sobie sprawy z tego, że zostawiłam Justina samego na chodniku z niewyjaśnionymi rzeczami.
            Nigdy niczego tak bardzo nie żałowałam, jak tego, że wtedy tak po prostu odeszłam, że zostawiłam go, choć tak naprawdę, bardzo chciałam z nim zostać, chciałam z nim porozmawiać, przytulić się, chciałam z nim być, ale bałam się, że jeśli go naprawdę pokocham, będę cierpieć, bo on nigdy nie poczuje tego samego do mnie. Na początku nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym z nim być, choć podkochiwałam się w nim od lat. Uciekałam przed nim, bo takie rozwiązanie było dla mnie najłatwiejsze. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że przed przeznaczeniem nie można uciec.

*

            Szatyn wracał właśnie z pracy, jednak w pewnej chwili poczuł, że musi udać się do jeszcze jednego miejsca zanim odbierze swoją córkę ze szkoły. Pojechał na miejsce, gdzie zginęła Alison. Czasami przyjeżdżał tam, żeby przemyśleć pewne rzeczy. Kiedy znalazł się na miejscu, podszedł do niewielkiego krzyża stojącego przy drodze i ukucnął. Nadal nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. Na dodatek czuł, że ją zaniedbuje, że tak łatwo udaje mu się o niej zapomnieć. Myśli o Sophie przysłaniały mu cały świat i wiedział, że źle robi. Powinien skupić się na córce, powinien zapomnieć o Sophie, ale nie potrafił. Wciąż wracał do wspomnień, które czasami go raniły. Te kilka miesięcy spędzonych z tą drobną blondynką przyświecały mu rzeczywistość.
            Sophie wiele razy powtarzała mu, że to co robimy, wraca do nas ze zdwojoną siłą i właśnie teraz przekonywał się o prawdziwości tych słów. Zranił ją odchodząc bez słowa, a teraz sam cierpiał z powodu tego całego zła, które wyrządził osobom, które kochał.
            Po kilkudziesięciu minutach rozmyślania szatyn postanowił pojechać po Emily do szkoły. Kiedy zobaczył jej uśmiech, od razu poprawił mu się humor. Przypomniał sobie, że kiedyś tak łatwo mógł ją stracić. Po śmierci Alison Justin się załamał, zaczął pic i kompletnie stracił kontrolę nad swoim życiem. Rodzice Alison opiekowali się Emily, chcieli mu ją nawet odebrać, jednak zrozumieli, że dla Justina ta mała dziewczynka jest jedynym powodem do życia. Szatyn stanął na nogi i walczył tylko i wyłącznie dla niej.
            -Tatusiu? A opowiesz mi w końcu jak to się stało, że Sophie była twoją dziewczyną?
            -Byliśmy razem, a potem ją zostawiłem. Bardzo ją zraniłem. Nie powinienem ci o tym opowiadać, bo to smutna historia.
            -Ale tato. Obiecałeś, że opowiesz mi wszystko do końca! - oburzyła się.
            -No dobrze – uległ jej.

*

            Nie rozumiałem dlaczego Sophie mnie odtrąciła, nie wiedziałem co zrobiłem źle i nie mogłem pogodzić się z tym, że zostałem odtrącony. Zależało mi na niej, chciałem przy niej być, chciałem żeby była moja. Nie mogłem nic zrobić z tym, że źle ją potraktowałem. Sophie mogła pomyśleć, że ją wykorzystywałem, a kiedy już nie była mi potrzebna to ją zostawiłem. To nie była prawda, chciałem spędzić z nią jak najwięcej czasu. Myślałem, że korepetycje z chemii będą do tego wystarczającym powodem i tak faktycznie się stało, ale najpierw musiałem odzyskać jej zaufanie.
            Sophie zgodziła się pomóc mi w nauce i zaczęliśmy spędzać ze sobą dużo czasu, ale wciąż czułem, że ona to robi na siłę. Właśnie dlatego robiłem co w mojej mocy, żeby ją przy sobie zatrzymać. Najgorsze było jednak to, że ona wciąż mnie ignorowała, byłem dla niej niewidzialny. Łączyła nas tylko chemia, ale między nami chemii nadal nie było.
            Mijały dni i tygodnie, a Sophie wciąż była nieugięta, wciąż tylko pomagała mi w nauce, ale któregoś dnia nie przyszła do szkoły, nie było jej również przez kilka kolejnych dni, a od Conora dowiedziałem się, że jest przeziębiona. Wtedy zrozumiałem, że powinienem jej się odwdzięczyć. Ona była przy mnie każdego dnia, kiedy przebywałem w szpitalu. Pragnąłem z nią być i się nią opiekować. Nie spodziewałem się, że to przyniesie jakiekolwiek efekty. 

~~~~*~~~~
Strasznie, ale to strasznie Was przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale naprawdę nie miałam czasu. Jestem na siebie zła i nie wiem co mam jeszcze powiedziec. Pewnie większośc z Was zapomniało już o co w ogóle chodzi w tym opowiadaniu, a niektórzy już przestaną czytac to opowiadanie. Przepraszam, naprawdę Was przepraszam. Postaram się więcej nie robic takich długich przerw i następny rozdział na pewno dodam szybciej. 
Dziękuję tym, którzy ze mną zostali, kocham Was :) <3 

7 komentarzy:

  1. Każdemu mogą wypaść jakieś sprawy, wiec nie przepraszaj. Dobrze, że coś dodalaś, a nie nas zostawiłaś. Rozdział boski. Uwielbiam te historie z żucia Justina i Sophie, ale nie mogę się doczekać, aż oni się spotkają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, Justin jest taki kochany, w tych wspomnieniach tak się stara o Sophie a teraz troszczy się o Emily :) Ciekawe czy i kiedy się spotkają, teraz już jako dorośli, czy ze sobą porozmawiają.. No ale przecież Soph nie jest do końca szczęśliwa ze swoim mężem, wie że nigdy nie pokocha go tak jak Justina.. Oni razem to byłaby perfekcja, on ją dalej kocha, ona nie może o nim zapomnieć, w dodatku ich dzieci ❤💕 Strasznie ciekawie mnie co dalej z nimi będzie, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Życzę weny, buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  3. a już myślałam że się spotkają :D
    Ja osobiście cię rozumiem że nie masz czasu, dont worry :*
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z tego, że późno?! Ważne, że w ogóle jest i że jest zajebisty bsnsjsbnsjsba

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepraszaj, rozdział jest niesamowity!
    Jejku, przecież to widać, że oni nadal są w sobie zakochani, skoro tak wspominają wszystkie wspólne chwile. Najbardziej z całego rozdziału utkwiło mi w pamięci chyba to, że Justin po śmierci Alison zaczął pić. To strasznie smutne, ale najważniejsze, że się pozbierał i na nowo zaczął żyć, chociaż wiem, że jest nieszczęśliwy.
    Jestem ciekawa, jaka będzie dalsza część ich historii i co sie wydarzyło, gdy ona była przeziębiona. Czyżby wtedy do czegoś doszło?
    Nie moge doczekać się kolejego rozdziału, jestem bardzo ciekawa, co w nim bedzie, życzę weny i czekam na kolejny ;*
    last-breath-jb.blogspot.com
    final-justice-jb.blogspot.com
    whatever-people-say-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. taki jakiś smutny ; o no nie wiem :< czytałam wczoraj na komórce, dlatego dopiero dzisiaj komentuję, a że spieszę się trochę do szkoły to powiem tylko tyle, że nie mogę się doczekać następnego :> i aż wyjaśni się moja zagwostka : o

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, mam nadzieję, że wybaczysz mi, jeśli ten komentarz będzie długi, chociaż wydaje mi się, że wszyscy pisarze chcą usłyszeć długie opinie, a nie krótkie, typu "super" czy coś.
    Już jakiś czas temu znalazłam tego bloga, ale dopiero wczoraj zabrałam się za przeczytanie tego i jir2mk90mcr93m to jest po prostu boskie! Fabuła jest wspaniała, nigdy nie spotkałam się z opisywaniem miłości we wspomnieniach, to po prostu coś genialnego i wątpię, że sama bym wpadła na takie coś!
    Nie zwracałam zbytniej uwagi na błędy, ale nie rzuciły mi się żadne, nie widziałam ich, ale to jeszcze jeden plus!
    Mam nadzieję, że Sophie i Justin się spotkają za parę rozdziałów, bo nie mogę przeżyć tego, że nie są razem, grr... Sposób w jaki opisujesz ich miłość, jest po prostu piękny!
    I gdyby się spotkali, to będzie czuć pomiędzy nimi tę chemię, nie będzie to zwykłe spotkanie, gdzie nie będzie można się wczuć w ich odczucia w stosunku do siebie. <3
    Czekam na nowy rozdział i zapraszam do siebie, również na ff o Justinie:
    labrer.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate