Szatyn odprowadzał swoją sześcioletnią córkę do szkoły. Zaśmiał się
pod nosem, gdy spojrzał na dziewczynkę, która śpiewała wesołe piosenki. Gdyby
jeszcze kilka lat temu ktoś powiedział mu, że będzie ojcem i będzie tak bardzo
kochał swoje dziecko, pewnie parsknąłby śmiechem. Justin nie chciał mieć dzieci,
bo bał się, że nie będzie potrafił ich kochać. Jego rodzice go nie kochali,
mogli mu dać wszystko – drogie prezenty, ubrania, ale nie potrafili dać mu
tego, czego on najbardziej potrzebował. Jak każdy człowiek chciał być kochany,
ale w pewnym momencie swojego życia zwątpił, że jest zdolny do miłości.
Justin zaprowadził
dziewczynkę pod samą klasę, jednak nie spodziewał się, że jego córka ma wobec
niego pewien plan. Emily podbiegła do swojej przyjaciółki, która właśnie
przyprowadziła mama.
-Tatusiu! Chodź,
poznasz moją przyjaciółkę – krzyknęła, a chłopak niepewnie udał się w tamtym kierunku. - To jest Rose, a to jej
mama – szatyn spojrzał na kobietę i się uśmiechnął. - Przyjdziesz do mnie po
lekcjach?
-Oczywiście, jak
mógłbym nie przyjść po moją księżniczkę – pocałował ją w czoło. - Ale teraz
muszę już iść do pracy.
Kiedy Justin wyszedł
z budynku, odetchnął z ulgą. Rozumiał o co chodziło jego córce. Rozumiał, że
Emily brakuje matki, że tęskni za nią i chciałaby, żeby ktoś ją zastąpił.
Justin nie chciał mieć kolejnej kobiety. Pomimo tego, że bardzo często czuł się
samotny, potrzebował bliskości drugiej osoby, to jednak rozumiał w ten sposób,
że to jest kara za to, że najpierw skrzywdził Sophie, a potem Alison. Nie było
mu łatwo, ale miał Emily, która każdego dnia dawała mu powód do życia i
sprawiała, że szatyn choć na chwilę mógł poczuć, że jednak nie jest na tym
świecie całkiem sam.
***
Blondynka po raz
kolejny spędzała czas w samotności. Coraz lepiej sobie z tym wszystkim radziła.
Przed zajściem w ciążę ukończyła studia psychologiczne co to w tej chwili
pomagało jej się z tym wszystkim uporać. Te studia pomogły jej w życiu, bo po
tym przez co przeszła jako nastolatka, miała ochotę umrzeć, ale odnalazła sens
swojego życia.
Usłyszała dźwięk swojego
telefonu, sięgnęła po niego i na wyświetlaczu zobaczyła numer swojego brata.
Bez zastanowienia odebrała i usłyszała głos zdenerwowanego Conora, który
poprosił, żeby przyjechała do szpitala, bo coś złego stało się z Grace. Sophie
bez zastanowienia zamówiła taksówkę i po kilkunastu minutach była już w drodze
do szpitala. Nie wiedziała co się dzieje, ale kiedy zobaczyła zdenerwowanego i
zapłakanego starszego brata na korytarzu, wiedziała, że dzieje się coś bardzo
złego.
-Przepraszam, że cię
tu ściągnąłem, ale nie wiem co robić, a ty jesteś jedyną osobą, która może mi
pomóc – wyznał nie potrafiąc się uspokoić. - Rozbolał ją brzuch, więc od
razu ją tu przywiozłem, okazało się, że
Grace może poronić, jest bardzo słaba – rozpłakał się na wspomnienie słów lekarza,
a blondynka bez zastanowienia przytuliła swojego starszego brata.
-Porozmawiam z nią,
żeby jeszcze bardziej się nie denerwowała – uśmiechnęła się chcąc dodać
Conorowi otuchy.
-Dziękuję ci, nie
wiem co bym bez ciebie zrobił.
Sophie weszła do sali,
w której leżała Grace. Była osłabiona i bardzo zdenerwowana. Blondynka
doskonale ją rozumiała, bo sama była w ciąży i nie wyobrażała sobie, że mogłaby
stracić dziecko. Usiadła na krzesełku i uśmiechnęła się do Grace.
-Conor opowiedział mi
co się stało – zaczęła.
-Ja nie mogę stracić
tego dziecka. Muszę je urodzić, bo potem prawdopodobnie nie będę mogła mieć
więcej dzieci – powiedziała drżącym głosem.
-A pamiętasz jak
było, kiedy byłaś w ciąży z Jessicą? Lekarz straszył cię, że nie donosisz ciąży
i co, zobacz jaką masz wspaniałą córeczkę. Musisz teraz tylko dużo odpoczywać.
Znając mojego brata on się tobą świetnie zaopiekuje, a może przy okazji ja też
na tym skorzystam, tylko muszę spędzać z tobą dużo czasu – zaśmiała się, a po
chwili Grace również nieco się rozluźniła, a na jej twarzy pojawił się lekki
uśmiech. - Może zawołam tutaj Conora, bo on tam stoi taki zestresowany i nie
wie co ma ze sobą zrobić. A o Jess się nie martwcie, bo ja po nią pójdę do
szkoły.
-Nie wiem jak mam ci
dziękować.
-Wiesz, że ją
uwielbiam – stwierdziła z uśmiechem.
-Nie to mam na myśli.
Dziękuję ci za wsparcie – uśmiechnęła się.
***
Po południu Justin
poszedł odebrać Emily ze szkoły i kiedy czekał już na korytarzu, zauważył tę
samą kobietę co rano, która w tej chwili bacznie go obserwowała. Szatyn nie
chcąc zwracać na siebie uwagi, odwrócił głowę w drugą stronę i zobaczył
ciężarną kobietę mniej więcej w jego wieku. Uśmiechnął się, bo przypomniał
sobie czas, kiedy Alison była w ciąży. Po chwili zadzwonił dzwonek i z klas
zaczęły wybiegać dzieci. Do ciężarnej kobiety podbiegła mała dziewczynka i się
do niej przytuliła. Obok szatyna już po chwili pojawiła się roześmiana Emily i
pocałowała go w policzek tym samym odwracając jego uwagę od ciężarnej
dziewczyny.
-Chodź ze mną do
Rose, tam jest też jej mama – powiedziała ciągnąc go za rękę.
-Emily, poczekaj.
Wiem co kombinujesz, ale to nie jest dobry pomysł. Wiem, że brakuje ci mamy i
wiem, że chciałabyś mieć kogoś kto ci ją zastąpi, ale uwierz mi, miałem w życiu
dwie kobiety, które naprawdę kochałem, ale nie chcę mieć kolejnej, która będzie
przeze mnie płakać.
-A nie chciałbyś się
spotkać z Sophie? - zapytała nieoczekiwanie.
-Ona mnie nienawidzi,
zresztą pewnie ułożyła sobie życie, a ja nie chcę jej tego niszczyć, już raz
zniszczyłem jej życie, sprawiłem, że płakała, że cierpiała, nie chcę robić tego
znowu – stwierdził.
-A ja myślę, że ona
też chciałaby się z tobą spotkać, przecież się kochaliście, a kiedy ją
zostawiłeś, ona na pewno zastanawiała się dlaczego to zrobiłeś i powinieneś jej
to wyjaśnić – stwierdziła dziewczynka.
-Wracajmy do domu,
opowiem ci jak to dalej było ze mną i z Sophie – złapał ją za rękę i ruszyli
przed siebie.
Po drodze minęli
ciężarną kobietę, która uprzejmie uśmiechnęła się do szatyna, a przed jego
oczami ponownie pojawiła się Alison. Pomimo tego, że ich małżeństwo było trochę
przymusowe, to jeszcze na kilka miesięcy przed jej wypadkiem myśleli o drugim
dziecku. To było małżeństwo z rozsądku, Justin po prostu musiał wziąć
odpowiedzialność za swoje kobiety, ale mimo wszystko on i Alison się kochali,
kochali się dojrzałą miłością. Chcieli być razem szczęśliwi, chcieli stworzyć
rodzinę i spędzić ze sobą resztę życia.
*
Uwielbiałem, kiedy
Sophie się mną opiekowała. Nawet gdy już powoli zaczynałem wracać do pełnej
sprawności, czasami trochę ją wykorzystywałem. Prosiłem, żeby poprawiała mi
poduszkę albo kołdrę. Wiem, że nie powinienem tego robić, bo świetnie radziłem
sobie sam, ale chciałem po prostu, żeby ktoś się o mnie troszczył. Miałem
wrażenie, że ona to robiła z ogromną przyjemnością. Na dworze było już ciepło,
było lato, wakacje, a ona siedziała ze mną w domu i pomagała zaliczyć mi rok
szkolny. Gdyby nie ona, nigdy by mi się to nie udało. Sophie była moim
aniołkiem. Wiedziałem, że nigdy jej się nie odwdzięczę za to wszystko, co dla
mnie zrobiła.
-Pomożesz mi
wstać? - zapytałem.
-Ale jak to wstać?
- zdziwiła się.
-Chciałbym ci coś
pokazać – uśmiechnąłem się.
Sophie była nieco
zdezorientowana, ale pomogła mi wstać, choć nie było to łatwe. Chciałem jej
pokazać, że zaczynam chodzić, że wracam do sprawności, marzyłem o tym, żeby
pójść na spacer, żeby pójść na spacer z Sophie, żeby zacząć biegać, ale na
razie robiłem jedynie małe kroczki. Czułem się jak mały chłopiec, który stawia
swoje pierwsze kroki w życiu i cieszy się, że uczy się nowej umiejętności.
Spojrzałem na Sophie z szerokim uśmiechem, wiedziałem, że ona również jest
szczęśliwa.
-Ty chodzisz! -
powiedziała ucieszona. - Jestem z ciebie dumna – zaśmiała się. - A nie mówiłam,
że wszystko będzie dobrze?
-Chyba zacznę się
ciebie słuchać – uśmiechnąłem się. - A na mój pierwszy spacer idziesz ze mną.
-Z przyjemnością –
zauważyłem, że blondynka nieco się zawstydziła.
-Teraz zaczynam
moje nowe życie, a to są moje pierwsze kroki – stwierdziłem zamyślony i
zerknąłem na niebieskooką – uśmiechała się pod nosem.
Nie mogłem się
powstrzymać, żeby jej nie przytulić. To dzięki niej osiągnąłem to wszystko. Ona
była moim jedynym wsparciem, oczywiście nie licząc Conora, który był dla mnie
jak brat. Moi rodzice jakby zupełnie nie zauważali tego co się stało, jakby nie
widzieli tego, że leżę unieruchomiony w łóżku. Było mi przykro, ale
przynajmniej miałem czas na to, żeby przemyśleć wiele rzeczy.
-Muszę już iść, bo
zrobiło się późno – stwierdziła, a ja posmutniałem, bo zrozumiałem, że znowu
zostanę sam.
-Przyjdziesz
jutro? - zapytałem z nadzieją.
-Mam pewne plany –
zaczęła niepewnie.
-No tak,
przepraszam. Przecież masz swoje życie, nie możesz cały czas przesiadywać z
kaleką.
-Nie mów tak.
Gdybym nie chciała, to by mnie tu nie było. A poza tym towarzystwo takiego
kaleki jak ty jest bardzo sympatyczne – zaśmiała się, a ja mimowolnie jej
zawtórowałem.
Nie wiedziałem co
się ze mną działo, nie wiedziałem dlaczego tak bardzo pragnąłem obecności
Sophie. Czułem, że powoli się uzależniam od tej drobnej blondynki. Czy się w
niej zakochałem? Myślę, że wtedy jeszcze nie. Wtedy po prostu pragnąłem, żeby
się o mnie troszczyła, żeby się opiekowała. Nie mogłem się w niej zakochać.
Twierdziłem, że ja przecież nie potrafię kochać. Nie chciałem jej skrzywdzić,
bo ona zasługiwała na wszystko co najlepsze, a ja byłem złym człowiekiem.
Zresztą wiedziałem, że Conor by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że chodzę z
jego siostrą. Conor znał mnie przecież jak mało kto, wiedział jaki byłem w
stosunku do dziewczyn, jak je traktowałem. To, że ten wypadek mnie zmienił nie
sprawiało, że ludzie zaczęli mi ufać. Przecież ten stary Justin wciąż we mnie
był. Może nie byłem taki zły, ale wszyscy nadal za takiego mnie uważali.
*
-Tatusiu, przecież
byłeś taki kochany i dobry w stosunku do Sophie – stwierdziła dziewczynka. -
Conor na pewno by zrozumiał, że kochasz jego siostrę i nie miałby nic
przeciwko.
-Może i tak, ale ja
się bałem. Bałem się, że stracę przyjaciela. Jednak najbardziej bałem się tego,
że kiedyś stracę Sophie.
-Już chyba czułeś się
lepiej, więc mogłeś ją zabrać na obiecany spacer – ucieszyła się.
-Tak, to prawda.
Zabrałem ją na spacer, ale zanim to się stało, zrobiłem coś bardzo głupiego. A
przynajmniej wtedy myślałem, że to było głupie, bo tak naprawdę dzięki temu
mogłem zrozumieć, że Sophie jest miłością mojego życia – uśmiechnął się na to
wspomnienie.
-Wiesz co tato?
Czasami mam wrażenie, że wymyśliłeś sobie całą tą historię i opowiadasz mi ją
tylko dlatego, żebym uwierzyła, że prawdziwa miłość istnieje – oburzyła się.
-Ależ skarbie,
prawdziwa miłość istnieje, a ty kiedyś jej doświadczysz – pocałował ją w czoło.
-Ale to wszystko
brzmi jak jakaś bajka – stwierdziła.
-To nie jest bajka,
to moje prawdziwe życie. Sophie była prawdziwa, choć aż trudno uwierzyć, że
anioły istnieją. Ona była moim aniołem.
*
Sophie była
ucieleśnieniem moich marzeń. Może i nie była najpiękniejsza, może była
nieśmiała i często się zawstydzała. Może nie nosiła krótkich spódniczek, nie
kusiła chłopaków. Ale gdy spojrzało jej się głęboko w oczy można było zobaczyć to prawdziwe piękno. Ona nie
musiała się stroić czy malować, wystarczyło, że się uśmiechnęła. Pamiętam, że
na początku chodziła ubrana tak, jakby pożyczyła ciuchy od swojej babci – na
dodatek nosiła okulary, które zasłaniały połowę jej ślicznej buzi. Dopiero
później zaczęła się zmieniać, choć według mnie wcale nie musiała. Nosiła
sukienki, ale jednocześnie nie przestawała być tą samą Sophie. Wciąż była
beztroska i uśmiechnięta. Przychodziła do mnie codziennie, a ja patrzyłem jak
się zmieniała. Dzięki niej wróciłem do sprawności i w końcu zacząłem chodzić.
Mogłem chodzić, a po jakimś czasie nawet biegać i czułem się jak nowo
narodzony, jak mały chłopiec, który stawia swoje pierwsze kroki. W tamtym
czasie nic się dla mnie nie liczyło, tylko to, żeby móc znów chodzić.
*
-Masz jakieś zdjęcie
Sophie? - zapytała Emily.
-Mam je zawsze przy
sobie, ale tak naprawdę nigdy na nie nie patrzę, bo wtedy przypomina mi się jak
bardzo ją skrzywdziłem – westchnął.
-Pokażesz mi? -
poprosiła, a Justin przez chwilę na nią patrzył po czym wyjął z tylnej kieszeni
spodni portfel. Wahał się przez moment, ale wyciągnął z niego trzy fotografie.
-Mam tutaj trzy
zdjęcia moich trzech najważniejszych kobiet, które odegrały ważną rolę w moim
życiu – uśmiechnął się pod nosem. - Ty, twoja mama i Sophie – mówił podając jej
po kolei zdjęcia, jednak na fotografię tej ostatniej patrzył nieco dłużej.
Obraz Sophie w jego
pamięci się odświeżył, wszystkie wspomnienia stały się bardziej wyraźne i
wywołały uśmiech na twarzy szatyna. Jednak powrócił również ogromny ból i
gorycz, które dręczyły go przez wiele nocy i nie pozwalały spać. Justin
zastanawiał się, jak by to było, gdyby wtedy podjął inną decyzję. Czy nadal
byliby razem? Bardzo możliwe, że tak. Jednak gdyby nie to wszystko, nie byłoby
z nim teraz Emily.
-Sophie była bardzo
ładna – stwierdziła dziewczynka.
-Była najpiękniejsza,
była prawdziwa, idealna – uśmiechnął się.
-Ładniejsza ode mnie?
-Słońce, ty jesteś
podobna do mnie, więc jesteś najpiękniejszą kobietą na Ziemi – zaśmiali się.
-A ty jesteś bardzo
przystojny i podobasz się mamie Rose – stwierdziła.
-Przykro mi, ale ja
wolę blondynki – stwierdził wzruszając ramionami.
-A ja jestem brunetką
i mama też miała ciemne włosy – przypomniała.
-Ty i mama to jedyne
brunetki, które kiedykolwiek mi się podobały i w których się zakochałem –
westchnął, po czym oboje z córeczką głośno się zaśmiali.
~~~~*~~~~
Strasznie Was przepraszam, że dodaję coś tak beznadziejnego. Mam ochotę zrobic sobie przerwę, ale jednocześnie nie chcę, żeby czytelnicy ode mnie odeszli chociaż to już się stało. Jest mi smutno, że pod rozdziałami jest tak mało komentarzy. Pod ostatnim było 9, a pod pierwszym rozdziałem prawie 30. Może Wam się to opowiadanie po prostu przestało się podobac? Jeśli chcecie, mogę zakończyc to opowiadanie i zacząc nowe.
A zresztą, po co ja to wszystko piszę skoro nikogo to nie obchodzi. ;c
Dziękuję osobom, które nadal ze mną są, czytają moje opowiadania i mnie wspierają. Kocham Was :) <3
Jak zawsze budzi emocje bwnskwbns kocham to!
OdpowiedzUsuńCzytam :) I z każdym rozdziałem podoba mi się co raz bardziej :)! The_Biebs69
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój blog i Twoją twórczość:) jesteś genialna! :)
OdpowiedzUsuńNie pisz tak. To nie twoja wina, że jest mało komentarzy. Po prostu niektórym nie chce się poświęcić sekundy na napisanie czegoś. Moim zdaniem twoje opowiadanie jest boskie, i bardzo chce, żebyś je kontynuowała. Mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz xD
OdpowiedzUsuńJestem zrozpaczona. Ale nie dlatego, że piszesz źle tylko dlatego że znalazłem tego bloga dopiero teraz! To wszystko co piszesz wywołuje we mnie dużo emocji. Od radości po smutek. Kochane piszesz wspaniale i to nie twoja wina że oni nie komentują. Oni powinni być smutni że nie czytają takiego wspaniałego ff. Proszę pisz dalej! W ciągu tych 10 rozdziałów uzależniłam się od tego ff. Proszę pisz dalej chociażby dla mnie! ;* gdybyś mogła mnie informować o nn na twitterze byłoby idealnie @LuvUDanger
OdpowiedzUsuńHeej to nie Twoja wina ze tak mało komentarzy ! Może większość czytelniczek wyjechała. Ty i Twoje opowiadanie wymiatacie ! :D
OdpowiedzUsuńJa chcę ich spotkania!!
OdpowiedzUsuńWcale to nie jest beznadzieję bo mi ten rozdział sie bardzo podoba i jest jak narazie jednym z najlepszych. Tez cie kochamy ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jedt beznadziejne. Dużo osób jest na wakacjach i nie ma internetu. Rozdział świetny. Wgl to w tej szkole myślałam, że ta kobieta w ciąży to Sophie :)
OdpowiedzUsuńO kuurde, skasował mi się taki długi komentarz, ale no nic napiszę jeszcze raz. Wg mnie bardzo fajny rozdział, nie wiem co ty od niego chcesz, teraz jest tak idealnie, pięknie, że nie wiem czego się spodziewać, jak oni wgl się rozstaną, nie chce tego ;c Tylko jedno mnie niezmiernie dziwi, że córka Justina bardziej interesuje się Sophie itd niż swoją matką :o A tak poza tym to jest super! Nie przejmuj się tymi komentującymi, dużo osób jest na wakacjach i nie ma czasu aby skomentować czy coś, a na pewno czytaja. Mówię ci, będzie rok szkolny i ci przybędzie komentarzy :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie poddawaj <3
Cześć kochana! ;*
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział, i że jeszcze nie zostawiłaś tego opowiadania. Wiesz, że ono mi się bardzo podoba. Musisz je skończyć. :) Jak możesz pisać, że nikogo nie obchodzi, co piszesz?! A ja?! Nie zapominaj o mnie!
Rozdział nie jest beznadziejny! Właśnie jest cudowny i genialny. Bardzo przyjemnie mi się czytało. Opisy i porównania były cudowne. Naprawdę Ci ten rozdział wyszedł. :)
Ach, ta mała, sprytna Emily. Chce zeswatać swojego tatusia. Słodkie. ;3
Ojeju, mam nadzieję, że z dzieckiem Conora będzie wszystko dobrze! Sophie to naprawdę anioł, pomaga swojemu bratu i jego żonie. Mało kto, by się tak przejmował. Po prostu jest i się o nich troszczy, wspiera ich. To najlepsza pomoc, jaką teraz może im dać. :) Trzymam kciuki, by z dzieckiem było wszystko dobrze. :)
Gdy Justin przyszedł po Emily, ta kobieta w ciąży bardzo mnie zaintrygowała. Myślałam, że może to Sophie, ale Justin chyba by ją rozpoznał, co? Poza tym nie wiem, czy któreś z nich się wyprowadziło. Albo specjalnie tak nas podpuszczasz, albo w moich rozmyślaniach jest cień prawdy. Zobaczymy w kolejnych rozdziałach. ;)
Justin ma rację, Sophia była jego aniołem. Gdyby nie ona, nie dałby rady. Tyle jej zawdzięcza, a on ją zranił. :(
Cudownie, że ma cały czas przy sobie zdjęcie Sophie. Spojrzał na nią pierwszy raz od tak dawna, przypomniał ją sobie. Ach...
Dobrze, że Justin nie chce wiązać się z tą całą mamą Rose. Jakoś jej nie lubię, haha. :D
Relacje Justina z Emily są cudowne. Zachowują się, jak przyjaciele, ale przy tym bardzo się kochają. Piękne. :)
Nie przejmuj się, bo ten rozdział jest naprawdę cudowny. :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. <3
www.otchlan-czasu.blogspot.com
Prosze nie koncz tego opowiadania, jestem ciekawa co sie wydarzy dalej. Dopiero co zaczęłam czytac to opowiadanie a juz sie zakochalam <3
OdpowiedzUsuńAsk- thatpower15