18.7.14

Chapter 8



                 Sophie nadal nie mogła przestać rozmyślać, a to wszystko dlatego, że spędzała bardzo dużo czasu w samotności. Lubiła te chwile, kiedy mogła usiąść i znów otworzyć swój wytarty pamiętnik. Blondynka bała się, że przez wspomnienia, przez bolesne wspomnienia znów będzie się czuła tak jak kiedyś, że straci chęć do życia . Bała się, że zaniedba teraźniejszość, jednak nie wiedziała jak temu zapobiec.

*

            Kiedy mogłam wspierać Justina, czułam się potrzebna, czułam, że robię dla niego coś naprawdę ważnego. Wiedziałam, że on potrzebuje towarzystwa, dlatego byłam na każde jego zawołanie. Pamiętam tamten dzień, kiedy miał on przejść kolejną operację, z samego rana nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Musiałam iść do szkoły, ale zaraz po lekcjach pojechałam z Conorem do szpitala. Bałam się, że nie zdążę, a przecież obiecałam mu, że na pewno będę. Jak dotarłam na miejsce, Justina właśnie przewozili na salę operacyjną. Lekarz pozwolił mi jeszcze z nim porozmawiać. Bałam się chyba jeszcze bardziej niż on. Bałam się, że coś pójdzie nie tak.
            -To skomplikowana operacja, lekarze mi wszystko wytłumaczyli. Są dobrej myśli, ale coś może pójść nie tak. Zawsze jest jakieś ryzyko – mówił szybko, żeby nie tracić czasu, którego mieliśmy wtedy bardzo mało.
            -Nawet tak nie myśl – zagroziłam mu. - Wszystko będzie dobrze.
         -Ja wiem swoje, dlatego skoro mam okazję, to chciałabym ci podziękować za to, że ze mną byłaś – nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć, nie spodziewałam się takiego wyznania. 
            Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo właśnie w tej chwili zabrali Justina na salę operacyjną. Nie zdążyłam mu powiedzieć najważniejszego. Chciałam go zapewnić, że ma dla kogo walczyć, ale było już za późno..
            Dobrze, że był ze mną wtedy Conor, bo nie wiem co bym bez niego zrobiła. Sama nie wiem dlaczego zachowywałam się w ten sposób. Justin nigdy nie był dla mnie kimś ważnym, no poza tym, że kiedyś się w nim podkochiwałam. Ten ostatni czas bardzo nas do siebie zbliżył. Nigdy nie robiłam sobie większych nadziei, ale poznałam Justina bliżej i trochę się o nim dowiedziałam. To dużo dla mnie znaczyło. Szatyn często mi się zwierzał, opowiadał mi o sobie i to powodowało, że nie był już tylko zwykłym podrywaczem, ale chłopakiem z wielkim sercem. Może trochę się pogubił w życiu i bardzo chciałam mu pomóc w tym aby w końcu odnalazł swoją drogę w życiu. 

***

            Pamiętam, że ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem przed wjazdem na salę operacyjną był uśmiech Sophie. Tak bardzo się cieszyłem, że mogłem ją  wtedy zobaczyć. Bałem się tylko tego, że to będzie ostatnia chwila, kiedy mogłem jej spojrzeć w oczy. Ta operacja miała być naprawdę poważna. Bałem się, że nie przeżyję, że coś pójdzie nie tak, że nie wybudzę się z narkozy. Ale najbardziej bałem się chyba tego, że nie będę mógł chodzić, że będę przywiązany do wózka inwalidzkiego, albo co gorsze do łóżka. Tak strasznie się bałem, że stracę moje dotychczasowe życie, którego tak bardzo nienawidziłem, ale na myśl o tym, że mógłbym to wszystko tak łatwo stracić robiło mi się zwyczajnie niedobrze.
            W tamtym czasie, w ciągu tych dni przestałem być twardzielem, łamaczem serc, wtedy byłem Justinem, po prostu Justinem, bez żadnych pseudonimów. Miałem wiele czasu na przemyślenie swoich błędów. Naprawdę wiele sobie uświadomiłem. Obiecałem sobie, że jeśli z tego wyjdę, to zacznę od nowa i będę lepszym człowiekiem. Miałem ogromną motywację i ambitne plany. Chciałem spróbować odbudować moją rozbitą rodzinę. Chciałem komuś pomóc tak jak pomogła mi Sophie. Chciałem kogoś pokochać, szczerze pokochać i obdarzyć tym uczuciem kogoś godnego mojej miłości. A przede wszystkim pragnąłem, żeby ktoś pokochał mnie, żeby ktoś w końcu odwzajemnił moją miłość. Nie chciałem tracić czasu, bo zrozumiałem, że życie jest za krótkie, żeby szukać czegoś co jest nieosiągalne.

*

            Justin spojrzał na swoją małą córeczkę, która była bardzo przejęta całą tą historią. Chłopak chciał jej przekazać skrawek swojej przeszłości i cieszył się, że dziewczynka przyjmowała to z takim zaangażowaniem. Szatyn był pewien, że historia jego miłości do Sophie czegoś nauczy Emily. Chciał pokazać jej swoje błędy, aby ona w kiedyś nie popełniła takich samych. Chciał jej pokazać, że prawdziwa miłość istnieje, a kiedy już się ją odnajdzie, nie można pozwolić jej odejść.
            -Udało ci się naprawić swoje życie? - zapytała.
            -To nie było takie proste, ale cześć z moich planów udało mi się zrealizować – uśmiechnął się.
            -A co było z Sophie?
            -Sophie nigdy się nie zmieniła, zawsze pozostawała tą samą dziewczyną, którą była gotowa każdemu pomóc, zawsze można było na nią liczyć. Była nie tylko ładną dziewczyną, ale była przede wszystkim wspaniałym człowiekiem o wielkim sercu.
            -To musieliście do siebie pasować, bo ty jesteś wysoki i przystojny, no i masz dobre serce – stwierdziła, na co szatyn się zaśmiał.
            -Cieszę się, że tak dobrze o mnie myślisz córeczko – pocałował ją w czoło.
            -A co było dalej? - zapytała.
            -O nie, dzisiaj już pora spać – powiedział stanowczo.
            -Tatusiu, jeszcze chwilkę – poprosiła.
            -Wiesz, że nie potrafię ci odmówić – uśmiechnął się.

*

            Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem przed wjazdem na salę operacyjną był uśmiech Sophie. Kiedy się obudziłem miałem wrażenie, że operacja się nie odbyła, bo znów widziałem uśmiechniętą blondynkę. Jej uśmiech był naprawdę piękny. I w tamtej chwili nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Myślałem, że siedzi przy mnie jakiś cudowny anioł, a ja już po prostu nie żyję.
            -Czy ja już umarłem? - zapytałem zachrypniętym głosem.
            -Nie – zaśmiała się. - Operacja się udała, wszystko będzie dobrze. Będziesz musiał przejść przez rehabilitację, ale wszystko wskazuje na to, że będziesz chodził – ucieszyła się, a ja marzyłem o tym, żeby tą cudowną wiadomość usłyszeć właśnie od Sophie.
            -Nawet nie wiesz jak się cieszę – posłałem jej słaby uśmiech, bo w tamtym momencie na nic więcej nie było mnie stać.
            Sophie siedziała przy mnie i opowiadała mi o tym, że wszyscy się o mnie martwią, nie chciało mi się w to wierzyć, ale nie chciałem jej sprawiać przykrości. Cieszyłem się, że jest przy mnie ktoś taki jak ona. Kiedy blondynka wyszła, przyszli moi rodzice, którzy udawali, że interesuje ich moje samopoczucie. Dzięki Sophie nie byłem już taki przygnębiony, ale nadal było mi przykro.

***

            Chciałam być z Justinem w tamtych trudnych dla niego chwilach. Robiłam to całkowicie bezinteresownie, zależało mi na jego szczęściu, bo byłam pewna tego, że jego życie jest smutne. Nigdy nawet nie pomyślałabym o tym, żeby go skrzywdzić. Za bardzo mi na nim zależało. Spędzałam z nim naprawdę każdą wolną chwilę, chodziłam do niego po lekcjach i rozmawiałam z nim na każdy temat. Pamiętam, że Conor denerwował się, kiedy wracałam do domu zbyt późno, robił mi awantury, ale najgorsze było to, że zaczynał podejrzewać, że się w nim podkochuję i chciał mi to wybić z głowy.
            -Zakochałaś się w nim, prawda? - zapytał któregoś wieczora i widać było, że bardzo się o mnie martwi.
            -Conor, przecież wiesz, że chcę mu pomóc, nic więcej – westchnęłam spuszczając głowę.
            -Dobrze wiesz, że cholernie się o ciebie martwię. Nie chcę, żeby sytuacja z tamtej imprezy się powtórzyła. Znam Justina i wiem, że nigdy by cię nie skrzywdził, ale to nie jest chłopak dla ciebie. On jest typem imprezowicza, zimnego drania. Taki jest prawdziwy Justin Bieber. To mój przyjaciel, powinienem go bronic, ale znam go jak mało kto, ludzie się nie zmieniają Sophie – spojrzał na mnie, a ja nawet nie miałam ochoty słuchac tego, co do mnie mówi. Conor nawet nie wiedział, że tak naprawdę nie zna swojego przyjaciela.
            Na zawsze zapamiętałam słowa mojego brata. Cieszyłam się, że się o mnie martwi, ale byłam na niego zła, że w ten sposób oceniał Justina, tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. Miałam świadomość tego, że nigdy nie będę dziewczyną Justina Biebera – kapitana szkolnej drużyny koszykówki i jednego z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Lubiłam spędzać z nim czas. Miałam wtedy wrażenie, że jest kimś zupełnie innym, że przy mnie jest taki prawdziwy. Miałam nadzieję na to, że w końcu mi zaufał, zależało mi na tym, naprawdę bardzo mi na tym zależało.
            Pamiętam jedną z naszych rozmów. Przyszłam do niego cała zmarznięta, bo złapał mnie deszcz. Pozwolił mi założyć swoją bluzę, która była przesiąknięta jego zapachem. Oh, Justin tak cudownie pachniał... Wtedy nastąpił przełom, szatyn nieoczekiwanie się przede mną otworzył. Nie chciał, żebym miała go za mięczaka, ale wiedziałam, że bardzo wiele go to kosztuje.  Wiedziałam też, że bardzo potrzebował tej rozmowy.
            -Zobacz, mam bogatych  rodziców, którzy mogą spełnić każdą moją zachciankę. Jestem najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Ale tak naprawdę jestem całkiem sam, nie mam nikogo. Siedzę sam w tym pieprzonym szpitalu i dostaję do głowy.
            -Nie mów tak, przecież dobrze wiesz, że możesz na mnie liczyć. Masz mnie, Conora, jak będzie trzeba to ci pomożemy – uśmiechnęłam się.
            -Nie mogę was tak wykorzystywać – odwrócił głowę w stronę okna.
            -Gadasz teraz jakieś głupoty – oburzyłam się.
            -Czemu ja zawsze byłem taki ślepy? - westchnął i zamknął oczy. - Widywałem cię prawie codziennie, a nigdy nie zwróciłem uwagi na to, że jesteś wspaniałą dziewczyną. Nigdy wcześniej nawet nie zamieniliśmy ze sobą słowa – Justin nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie zawstydził.
            -Muszę już iść – stwierdziłam.
            -Zostań jeszcze chwilę – poprosił, a ja po prostu nie potrafiłam mu odmówić.

*

            Sophie wyszła ze swojej sypialni i udała się na dół. Całe dnie przesiadywała sama. Postanowiła wybrać się na spacer. Chodziła ulicami miasta, które również niosły za sobą wiele wspomnień. Dziewczyna chciała się udać do miejsca, gdzie kiedyś spędzała mnóstwo czasu. Było to miejsce, do którego można było uciec, spędzić w ciszy kilka chwil i wszystko dokładnie przemyśleć. Kiedyś dziewczyna spędzała tam naprawdę dużo czasu, ale nie sama.
            Po długim i przyjemnym spacerze, blondynka postanowiła wrócić do domu, gdzie była już jej rodzicielka i przygotowywała posiłek.
            -Gdzie byłaś? - zapytała.
            -Miałam ochotę na spacer – uśmiechnęła się i postanowiła pomóc jej w przygotowywaniu obiadu.
            Nie minęło dużo czasu, a do domu wrócił Jason. Sophie starała zachowywać się przy nim normalnie, nie chciała go ranić. Nie chciała, żeby dowiedział się o tym, że znów zaczęła rozpamiętywać przeszłość. Niełatwo pozbyć się wspomnień, a Sophie wiedziała, że nie uda jej się zapomnieć o Justinie, jednak mimo wszystko nie mogła sobie pozwolić na to aby jej dotychczasowe życie legło w gruzach.
            -Kochanie? - brunet usiadł na łóżku obok dziewczyny, kiedy spędzali razem czas po obiedzie. - Mam dla ciebie prezent – uśmiechnął się i podał dziewczynie pakunek.
            -Co to takiego? - zapytała spoglądając na chłopaka.
            -Otwórz i zobacz.
            Blondynka otworzyła torebeczkę i wyjęła z niej żółty kaszmirowy sweterek. Był taki miły w dotyku, że miała ochotę od razu go na siebie założyć. Przypomniała sobie, że kiedyś widziała taki na wystawie sklepowej, ale nigdy nie miała okazji go sobie kupić. Uśmiechnęła się i przytuliła męża, po czym go pocałowała. Uwielbiała niespodzianki, a Jason zawsze wiedział, co jej się podoba, zawsze potrafił sprawić jej przyjemność.
            -Skąd wiedziałeś, że mi się spodoba?
            -Przecież cię znam, jesteś moją żoną – uśmiechnął się.
            -No tak – odwzajemniła gest i ponownie go pocałowała.

***

            Justin obiecał Emily, że pojadą do jej dziadków – rodziców Alison. Szatyn nie lubił tych wizyt, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że jego teściowie obwiniają go za śmierć Alison. Mężczyzna nie był zdziwiony, ale mimo wszystko było mu z tego powodu przykro. Na każdym kroku był źle oceniany. Czuł na sobie pogardliwe spojrzenia, w towarzystwie rodziców Alison czuł się jak morderca, zaczynał wierzyć w to, że to on jest winien śmierci kobiety. Znosił to wszystko tylko dla swojej Emily. Widząc jej uśmiech był zdolny do każdego poświęcenia.

*

            Kiedy poznałem Alison, nie byłem dla niej dobry, raniłem ją na każdym kroku. Widziałem smutek w jej oczach, ale nie potrafiłem zmienić swojego zachowania. Kochałem ją na swój sposób i czasami są takie dni, że chciałbym, żeby znowu była przy mnie. Pamiętam ten moment, kiedy zrozumiałem, że muszę z nią stworzyć dom dla naszego dziecka. Chciałem być odpowiedzialny. Pamiętam dzień naszego ślubu, kiedy wszystko nareszcie miało się ułożyć. Alison dała mi miłość, której tak bardzo potrzebowałem. Nie potrafiłem być sam, zawsze musiałem mieć przy sobie kogoś, kogo mógłbym kochać. Na początku nie potrafiłem odwzajemnić tego uczucia. Nie potrafiłem przyzwyczaić się do myśli, że znów ktoś może mnie kochać, a ja mogę to odwzajemniać. Nienawidziłem siebie za to, co zrobiłem. Myślałem, że muszę cierpieć, ale po tym wszystkim przez co przeszedłem Alison mnie pokochała, uratowała mnie, sprawiła, że zacząłem żyć na nowo. Sprawiła, że zdarzały się dni, kiedy zapominałem o swojej przeszłości. Nie zawsze było dobrze. W naszym związku było dużo burzliwych chwil. Alison wypłakała przeze mnie morze łez. Czasami widziałem w jej oczach ogromny ból, kiedy nie okazywałem jej miłości tak, jak ona by tego chciała, słyszałem jak płacze w poduszkę, ale nie potrafiłem nic zrobić. Bałem się uczucia, bałem się miłości. Bałem się, że ją też skrzywdzę tak mocno jak Sophie. Bałem się, że zabiję w niej ostatnie iskierki radości. Bałem się, że przeze mnie Alison przestanie się uśmiechać. Moje życie w tamtym czasie było jednym wielkim lękiem, strachem przed miłością, strachem przed cierpieniem. Podziwiałem w Alison ogromną cierpliwość i wyrozumiałość, bo pomimo tego, że tyle razy ją raniłem, ona nadal mnie kochała.


~~~~~*~~~~
Strasznie Was przepraszam, że tak długo nie mogłam dodac rozdziału, ale nie miałam czasu. Dzisiaj też ledwo co udało mi się znaleźc chwilkę, bo stwierdziłam, że już muszę, bo za długo czekacie. Mam tyle na głowie, jutro mam malowanie w domu, a w poniedziałek jadę nad morze, więc to wszystko tak spontanicznie wyszło, że to istny cud, że mam wolną chwilę.
Czas na głosowanie w ankietach dobiegł końca i z jednej strony strasznie się cieszę, że mam tak wielu czytelników, ale z drugiej strony jest mi smutno, że tak niewiele z Was pozostawia po sobie komentarz. Wiem, że to co tutaj piszę nikogo nie obchodzi, ale taki komentarz naprawdę motywuje do dalszego pisania, a ostatnio strasznie mi tej motywacji brakuje i już od ponad miesiąca nie napisałam ani jednego zdania ;c No ale trudno. Dziękuję tym z Was, którzy chociaż czasami pozostawiają po sobie jakąś opinię, nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy. 
Następny rozdział postaram się dodac troszkę szybciej :) 

9 komentarzy:

  1. JEZUS MARIA DZIEWCZYNO KOCHAM CIĘ! Jejku :( Piszesz najlepiej na świecie, nigdy nie przestawaj okej? :* idealne! :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuje w powietrzu, że niedługo sie spotkają :) Rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny :) jak zawsze czekam na następny :)
    Miłych wakacji :d

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam łzy w oczach, gdy czytałam ten rozdział.
    Uwielbiam twoje pomysły i sposób pisania. Nie ma słów, które wyraziłby to, co teraz czuję.
    Mam nadzieję, że nowy rozdział dodasz szybciej.
    Kocham,
    @adored5SOS

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam twoje opowiadanie.
    czekam na kolejny
    @aga_belieber

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! ;*
    Czułam, że operacja się uda i dobrze, że miałam rację. :) Cieszę się, że z Justinem wszystko okey. Dla niego to wieka ulga, że będzie mógł chodzić. Nawet jeśli nienawidził swojego życia, to i tak fakt, że wylądowałby na wózku, nikogo by nie ucieszył. Dobrze, że cały czas miał przy sobie Sophie. Ona była dla niego wielkim wsparciem, tyle mu oddała. Justin się przed nią otworzył i uważam to za dobre. Wreszcie mógłbyć sobą, nie musiał nikogo udawać. Dzięki temu wypadkowi ta dwójka mogła się bliżej poznać.
    Rozdział, jak zwykle cudowny. :)
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz, że dopiero teraz komentuję ale byłam na wyjeździe i nie miałam dostępu do internetu. Rozdział przeczytałam, bardzo mi się podoba, to jest takie prawdziwe co oni obydwoje czują i podziwiam męża Kate oraz Alison, muszą mieć wiele siły w sobie i miłości, żeby wytrzymywać to wszystko. Świetnie piszesz! Nie przejmuj się tymi co tylko czytają bez komentarzy, ważne że czytają, chociaż byłoby miło gdyby zostawili po sobie ślad bo to znaczy, że doceniają twoją pracę.
    Ale masz nas jeszcze, komentujących! Pamiętaj o tym i baw się nad morzem, papa :*

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate