26.2.14

Pięćdziesiąty pierwszy



            Z pozoru wszystko wracało do normy, wszystko zaczęło się układać i Justinowi nawet na moment udało się o tym zapomnieć, zapomnieć o tym, co najbardziej go dręczyło. Widział, że Shaylon była z nim szczęśliwa, wybaczyła mu, chociaż na pewno nie było to dla niej łatwe. Wybaczyła mu i ponownie mu zaufała. Wiedział, że drugi raz nie popełni tego samego błędu. Chciał odbudować relacje z rodziną i chciał, żeby wszystko było takie jak dawniej. Wiedział, że musi rozwiązać tą sprawę za wszelką cenę. Był w stanie zrobić naprawdę dużo.
            Siedzieli całą rodziną przy wspólnym śniadaniu i wszystko miało być już dobrze. Wyglądali na szczęśliwych. Ukradkowe spojrzenia i uśmiechy pomiędzy Shaylon i Justinem przypominały im o czasach, kiedy dopiero się poznawali. Jednak oboje wiedzieli, że jest sprawa, którą musieli rozwiązać.
-Wrócę dzisiaj trochę później, bo muszę coś załatwić - powiedział spoglądając na dziewczynę.
-Pomogę ci - szepnęła łapiąc go za rękę.
-Spokojnie, nie musisz się martwić, nie zrobię nic głupiego.
-Chcę ci pomóc, razem będzie nam łatwiej - uśmiechnęła się.

*

            Po południu Justin razem z Shaylon udał się do mieszkania Lindy. Szatyn doskonale znał to miejsce i nie miał z nim dobrych wspomnień. Gdyby nie brunetka idąca obok niego, pewnie przestałby panować nad emocjami. Zapukał do drzwi i już po chwili pojawiła się w nich blondynka.
-Po co tu przyszliście? - zapytała zdenerwowana.
-Chcemy z tobą porozmawiać - odpowiedziała Shaylon. - W końcu masz dziecko z moim mężem, musimy uzgodnić jak się nim podzielimy - stwierdziła sarkastycznie.
-No dobrze, możecie wejść - wpuściła ich do środka.
            Jej mieszkanie było niewielkie - jeden pokój, kuchnia i łazienka. Wszystko było naprawdę skromne. Linda zaprosiła ich do pokoju, choć widać było, że nie spodobała jej się ta wizyta.
-Słucham stanęła przed nimi zakładając dłonie na piersi.
-Musisz mi udowodnić, że to moje dziecko - zażądał.
-A co? Twoja kochana żonka ci nie wierzy? Aż się dziwię, że ciągle spędzacie razem czas - zakpiła. - Wybaczyłaś mu zdradę? - zwróciła się do Shaylon. - Podziwiam cię. Gdybyś słyszała, jak o tobie opowiadał, że jesteś beznadziejna w łóżku, że w ogóle nie troszczysz się o jego potrzeby. On jest zupełnie jak mały zagubiony chłopiec potrzebujący czułości - zaśmiała się.
-Milcz - warknął Justin. - Dobrze wiesz, że nigdy niczego takiego nie powiedziałem, więc nie rozumiem dlaczego kłamiesz.
-Może po to, żeby się zemścić? - prychnęła.
-Poczekaj chwilę - wtrąciła się Shaylon. - A czy nie jest tak, że nie jesteś w ciąży, a mówisz tak, żeby się zemścić na Justinie za to, że cię zostawił?
-Za kogo ty mnie masz? - zapytała oburzona. - Justin? Możemy porozmawiać w cztery oczy, bo twoja żonka nieźle mnie wkurza?
-Shaylon - zwrócił się do dziewczyny. - Idź, ja to załatwię - spojrzał jej w oczy, jednak zobaczył w nich niepewność. - Zaufaj mi, nie zrobię nic głupiego - szepnął i pocałował ją w czoło.
            Brunetka niepewnie przystanęła na prośbę szatyna, choć bała się zostawić go sam na sam z tą nieobliczalną dziewczyną. Jeszcze w pełni nie odbudowała zaufania do Justina i bała się, że wydarzy się coś złego. Posłusznie udała się do samochodu, czekała tam na chłopaka, a czas dłużył jej się niemiłosiernie. Sekunda była minutą, minuta godziną, a godzina całą wiecznością. Sama tak naprawdę nie wiedziała jak długo nie było szatyna. Przez ten czas dużo rozmyślała o tym jak to teraz będzie. Zastanawiała się co się stanie jeśli okaże się, że Linda jest w ciąży z Justinem. Nie wyobrażała sobie, że miałaby się z kimkolwiek nim dzielić. To był jej mąż i ona wreszcie miała nadzieję, że będą szczęśliwi. Jak by to miało wyglądać? Justin miałby żyć na dwa domy i tydzień spędzać z jedną rodziną, a tydzień z drugą? To było niewyobrażalne. Shaylon wiedziała, że nie potrafiłaby tak żyć.
            Wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki. Chciało jej się płakać, czuła się tak beznadziejnie, że nie panowała nad swoimi emocjami. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Była taka słaba i bezsilna, że nie mogła rozwiązać tej sprawy.
            Ochłonęła trochę dopiero wtedy gdy Justin wrócił do samochodu. Otarła policzki i spojrzała wyczekująco na szatyna, jednak chłopak nie odezwał się nawet słowem, tylko od razu odpalił samochód.
-Powiesz coś? - zapytała zniecierpliwiona.
-Porozmawiamy w domu - powiedział obojętnie.
-Stało się coś złego, prawda? - nie usłyszała już odpowiedzi na to pytanie.
            Całą drogę do domu przebyli w milczeniu, a Shaylon zastanawiała się co takiego się wydarzyło. Obawiała się najgorszego, choć szatyn nie wyglądał na zdenerwowanego. Był opanowany, a jego oczy jakby błyszczały. Dziewczyna niczego nie rozumiała i nie mogła się doczekać kiedy dotrą do domu i wszystko stanie się jasne. Zatrzymali się na podjeździe, jednak Justin nie chciał z niego wysiąść. Jego twarz była zatroskana, intensywnie się nad czymś zastanawiał.
-Idziesz? - zapytała.
-Muszę coś jeszcze załatwić. Powiedz mojej mamie, że może już jechać do domu - poprosił. - Niedługo będę.
            Shaylon niepewnie wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę domu. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Martwiła się o Justina, a ta niepewność ją zabijała. Mimo wszystko zrobiła to o co ją poprosił. Wróciła do domu i powiedziała mamie szatyna, że może już iść. Przywitała się z Jonathanem i szybko zabrała się za przygotowanie obiadu. Była zdenerwowana i nie wiedziała co robi, nie panowała nad sobą. Przerwała wykonywaną czynność i poprosiła chłopców, żeby zamówili sobie pizzę.
            Brunetka usiadła w salonie i wzięła na kolana Jonathana, po czym mocno go do siebie przytuliła. Po jej policzkach po raz kolejny zaczęły płynąć łzy, była bezsilna i nie rozumiała zachowania Justina. Wolała usłyszeć tą najgorszą prawdę niż czekać na jakiekolwiek informacje.
-Mamusiu! Nie płac - spojrzała na synka i się do niego uśmiechnęła. Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Nie odwróciła się, bo doskonale wiedziała kto przyszedł. To musiał być Justin. -Tatuś! - krzyknął chłopczyk.
            Szatyn podszedł do Shaylon z ogromnym bukietem czerwonych róż. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i zobaczyła na jego twarzy szeroki uśmiech. Niczego nie rozumiała i kompletnie zdezorientowana. Justin uklęknął przy kanapie i ujął jej dłoń.
-Chciałem ci podziękować za to, że zawsze jesteś ze mną, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Tak strasznie cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, bez was - spojrzał na Jonathana. Położył kwiaty na stole i przytulił do siebie tą dwójkę. - Już wiem jaki skarb mam przy sobie i nie rozumiem, jak mogłem to zniszczyć.
-Czyli rozmowa z Lindą przebiegła dobrze? - zapytała zniecierpliwiona.
-Twoje podejrzenia okazały się prawdziwe. Ona nawet nie jest w ciąży - oznajmił z szerokim uśmiechem.
            Shaylon nie mogła uwierzyć w to co słyszy, ale ogromnie się ucieszyła. Postawiła Jonathana obok kanapy i spojrzała na szatyna, po czym rzuciła mu się na szyję. Była wzruszona i tak po prostu rozpłakała się jak mała dziewczynka. Była szczęśliwa i tym razem była spokojna, już nic nie mogło zburzyć ich szczęścia. Ich miłość była niezniszczalna, przeszli przez tyle przeciwności. Byli silni i najważniejsze, że się kochali.
-Tak strasznie się cieszę - wyszeptała drżącym głosem. - Kocham cię.
-Ja ciebie też - odpowiedział odsuwając się od dziewczyny by po chwili połączyć ich usta w namiętnym pocałunku.
            Justin uniósł dziewczynę i okręcił ją dookoła własnej osi. Byli szczęśliwi. Shaylon nareszcie pozbyła się wszelkich wątpliwości i mogła odetchnąć z ulgą, nie musiała się z nikim dzielić Justinem. Kochała go, a on kochał ją. Postawił ją na ziemi i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Przepraszam cię - wyszeptał.
-Ale za co? - zdziwiła się.
-Za to, że byłem takim idiotą i nie doceniłem tego co mam - musnął jej policzek. - Nie wiem dlaczego to zrobiłem, naprawdę nie wiem. Przecież miałem wszystko, co w życiu najważniejsze - stwierdził.
-Shhh - brunetka położyła mu palec na ustach. - Nie wracajmy już do tego, nigdy.
-Obiecuję, że nie będę tego wspominać - uśmiechnął się.
            Szatyn spojrzał jej głęboko w oczy, po czym musnął jej usta. Kompletnie zatracili się w tym pocałunku zupełnie zapominając o otaczającym ich świecie. Uczyli się siebie na nowo. Zaczynali nowe życie. Przeciwności losu musieli odsunąć w cień już na zawsze. To przez co przeszli, na pewno ich umocniło. Miłość była ich siłą.
            Czy łatwo jest wybaczyć zdradę? Na pewno nie, jednak Shaylon się to udało. Sztuką nie jest  wybaczyć, sztuką jest ponownie zaufać, jednak na zaufanie potrzebny jest czas. To nie działa jak machnięcie czarodziejską różdżką, na pewne rzeczy trzeba poczekać.
-Ej - usłyszeli Kevina, który zbiegł po schodach, a oni od razu się od siebie oderwali. - Wy tu się obściskujecie, a Jonathan rysuje po ścianie. Spojrzeli na swojego synka, który bez żadnego skrępowania malował po ścianie. Podbiegli do niego i odciągnęli go od ściany.
-Kochanie, nie wolno malować po ścianie - wyjaśniła, a Jonathan zrobił smutną minę.
-To dla ciebie - powiedział cichutko i przytulił się do brunetki, która uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na szatyna.
-Jutro to zamalujesz.
-Czemu ja? To twój obrazek - stwierdził i głośno się zaśmiał.

*

            Kiedyś zastanawiałam się czy możliwa jest miłość od pierwszego wejrzenia. I wiesz kiedy przekonałam się, że takowa miłość istnieje? Właśnie wtedy gdy po raz pierwszy spojrzałam w Twoje oczy. Wtedy zrozumiałam, że można pokochać kogoś kogo nie zna się od strony osobowości, ale zna się tylko jego spojrzenie. Mówiło ono więcej niż byś chciał. Już wtedy wiedziałam ile jest w Tobie tajemnic i cierpienia. Na prawdę. Ja to widziałam i mógłbyś zaprzeczać i mówić, że to nieprawda, ale mnie nie oszukasz. Moje podejrzenia spełniły się całkowicie. Miałeś w sobie ogrom tajemnic i od pierwszych chwil naszej znajomości lubiłeś się nimi ze mną dzieliłeś, pamiętasz? Głupie pytanie, oczywiście, że pamiętasz. Lubiłeś ze mną rozmawiać na takie tematy na jakie nie mogłeś rozmawiać z nikim innym. Doskonale to widziałam, ale nie wykorzystywałam tego przeciw Tobie nigdy, uwierz. Od początku liczyło się dla mnie tylko Twoje szczęście. Brałam je ponad wszystko, ale przecież doskonale o tym wiesz. 

~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział nie wyszedł mi tak jak chciałam, ale nie chciało mi się go ulepszac, chciałam go dzisiaj dodac, żeby zrobic wam prezent z okazji moich urodzin. 
No i udało mi się! :)
Mam nadzieję, że Wam się chociaż trochę podoba. 
Pozdrawiam:) do następnego :* <3 xoxo

16 komentarzy:

  1. O mój Boże... Jak słodko, baardzo się cieszę, że Shay mu wybaczyła i że tamta lasia nie jest w ciąży... Normalnie kamień z serca :)
    Wszystkiego najlepszego :))

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam :D mi się baaaaaaardzo podoba rozdział ;) ps wszystkiego najlepszego i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny! Aww układa się im:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przesłodki rozdział! Wiedziałam, że ta dziewczyna kłamie i nie jest w ciąży. Nareszcie Shaylon i Justin zaznali spokoju w swojej miłości :). Czekam z niecierpliwością na następny. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny aaa końcówka jeszcze bardziej !!! <3<3 Awww

    OdpowiedzUsuń
  6. O jejkuuuu, aż mnie coś brało jak ta Linda otwierała swoją jadaczkę. Jaka byłam wściekła o rany, nawet sobie nie wyobrażasz, jak się wczuwam w to opowiadanie. Cudowny rozdział! NARESZCIE będą mogli być szczęśliwi, taką mam nadzieję, chyba że czymś nas zaskoczysz ;>
    Końcówka taka słooodka, aż się rozpływam. Uwielbiam to opowiadanie, trochę szkoda że się kończy, ale każda historia ma swój koniec, a ty jesteś wspaniałą pisarką i każde twoje opowiadanie jest cudowne. Piszesz na swój sposób, dzięki czemu jest to taki wyjątkowe.
    Dużo miłości kochana x

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkiego Najlepszego ! :* :*
    Super niespodzianka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny czekam na następny ;)
    marzwalczikochaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkiego najlepszego !!!
    A co do rozdziału wyjadę mi się że Justin zapłacił Lindzie za aborcje lub coś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaka ulga. Nie jest w ciąży, mogą sobie znowu ułożyć życie, razem ;') Oni są tak kochani, że nie wyobrażam sobie ich osobno! <3 I to, że Shaylon mu wybaczyła, jest cudowna!
    Wreszcie mogą się sobą cieszyć i wszystko jest tak perfekcyjnie, rodzina, dom, żona, dzieci, cudnie <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego ;) Kocham to opowiadanie! Życzę weny ;)
    I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! SPEŁNIENIA MARZEŃ II CZEGO NAJ NAJ NAJ! ;) Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam, że ona kłamie. Rozdział świetny i mały na końcu :)
    Wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sto lat! <3
    Rozdział jest cudowny!

    OdpowiedzUsuń
  14. Co za ulga, że ta cała Linda wymyśliła sobie tę ciążę. Głupia, zazdrosna kochanka. One nigdy nie rozumieją, że są przelotne. :D A tak na serio, to nie rozumiem jak można być tak wścibskim i wrednym jak ona. Mogę zrozumieć, że byłą kochanką żonatego mężczyzny, ale żeby być tak wrednym dla jego żony? I nie mieć żadnych wyrzutów sumienia, tylko knuć jakby go tu odzyskać? Masakra. Dobrze, że ona już zniknie z ich życia raz na zawsze. Teraz będzie cudownie. Nic im nie stoi na przeszkodzi do szczęścia i odbudowania dawnych relacji.
    Słodkie było to, że Justin nic nie powiedział Shaylon, a potem wrócił z bukietem róż. Nareszcie jest tak jak powinno. To, że Jonathan malował po ścianie tylko podkreśliło fakt, że wszyscy są szczęśliwi i wreszcie wszystko się układa. Mam nadzieję, że nie szykujesz już żadnych przykrych niespodzianek. :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :*
    P.S. Mam nadzieję, że przeczytałaś życzenia ode mnie pod poprzednim rozdziałem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem czy to słyszysz...ale właśnie kamień mi z serca spadł :D Już myślałam, że ta Linda serioserio jest w ciąży. Boooże, Justin i Shay...oni są tacy cudowni i idealni *.* I nie wiem czy wiesz, ale masz najbardziej zajebistego bloga pod słońcem hahhahaha

    OdpowiedzUsuń
  16. WSPANIAŁY!!!!! <3
    http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate