Minął
miesiąc odkąd Shaylon była z Jonathanem w domu. Wszystko zapowiadało się tak
idealnie, dostawali pomoc od bliskich i przyjaciół i nie byli w tym sami.
Shaylon kochała wspólne spacery z Justinem i synkiem. Wszystko było idealne aż
do czasu, gdy dziewczyna dostała telefon ze szpitala, po którym nie wiedziała
co zrobić. Chodziło o jej ojca, był w ciężkim stanie i trafił na oddział
ratunkowy. Jego stan był poważny i lekarze nie dawali mu zbyt wiele czasu.
Shaylon poczuła się trochę tak, jak tamtego dnia gdy dowiedziała się o wypadku
Justina, jednak tym razem czuła się bardzo niepewnie. Z jednej strony wciąż
miała przed oczami swojego ojca, który ją bije, a z drugiej strony widziała
małą dziewczynkę na rękach u kochającego taty. Nie wiedziała co zrobić, była
pewna, że jej ojciec chciałby z nią porozmawiać i zobaczyć Jonathana, jednak
bała się, wciąż się cholernie bała. Domyślała się, że Justin nie będzie
zadowolony z jej pomysłu, dlatego planowała zrobić to w tajemnicy.
Tego
dnia, gdy Shaylon chciała pójść do szpitala, Justin pracował, a chłopcy byli w
szkole, dlatego łatwiej jej było utrzymać to w sekrecie. Była pełna wątpliwości
czy dobrze robi. Wiedziała, że powinna, ale nie wiedziała czy na pewno tego
chce. Do szpitala nie miała daleko, dlatego wybrała się tam na piechotę. Po
niecałych piętnastu minutach była już na miejscu i bez problemu znalazła
oddział, na którym leżał jej ojciec. Najpierw znalazła lekarza, który wyjaśnił
jej, że stan jej ojca nie jest najlepszy, zostało mu niewiele czasu, czasu,
który można było już odmierzać w godzinach. Medycyna już nie mogła w tym
przypadku nic zrobić. Lekarze mogli jedynie uśmierzać jego ból i jak najdłużej
utrzymywać go przy życiu.
Za
zgodą lekarza dziewczyna weszła na salę z Jonathanem, choć mężczyzna nie był
zbyt zadowolony z tego pomysłu. Kiedy tylko weszli na salę, mężczyzna się
przebudził. Widząc dziewczynę, był jednocześnie zdziwiony, zaskoczony i
szczęśliwy.
-Przepraszam, że cię obudziłam –
powiedziała.
-Nic nie szkodzi – uśmiechnął się,
a przynajmniej starał się uśmiechnąć, bo wyszedł z tego raczej grymas. - Usiądź
proszę – powiedział wskazując na krzesełko. - Cieszę się, że przyszłaś, nie
spodziewałem się, że się zdecydujesz.
-Nie wiedziałam, że twój stan jest
tak poważny.
-To i tak nie miałoby żadnego
znaczenia. Nie zasługuję na twoją troskę po tym, jak traktowałem cię przez te
wszystkie lata. Ten guz mózgu to moja kara – stwierdził. - Cieszę się, że
przyszłaś, bo to może być moja ostatnia okazja, żeby z tobą porozmawiać. Chciałem
cię za to wszystko przeprosić. Lekarze mówią, że guz narastał od wielu lat i
mógł powodować te moje zachowania. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo nic nie
może tego wyjaśnić. Żałuję i mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz – kiedy to
mówił był widocznie załamany, a Shaylon nie wiedziała, co powiedzieć. - Wiem,
że potrzebujesz czasu...
-Wybaczam ci – powiedziała
zduszonym głosem, nie sądziła, że to będzie dla niej aż tak trudne.
-Słucham?
-Proszę, nie karz mi tego
powtarzać, to dla mnie zbyt trudne.
-Nie sądziłem, że kiedyś to usłyszę
od ciebie. Byłem wobec ciebie, twoich braci i twojej matki taki okrutny.
Traktowałem was jak kogoś gorszego, chociaż tak naprawdę nie miałem świadomości
tego, że robię wam ogromną krzywdę.
-Możemy już o tym nie rozmawiać? To
nie jest dla mnie przyjemny temat. Chciałam tu dzisiaj przyjść z chłopcami, ale
wiedziałam, że oni nie będą tego chcieli.
-Mogę zobaczyć mojego wnuka? -
zapytał patrząc na wózek.
-Oczywiście – odpowiedziała
wstając. Wyjęła Jonathana z wózka i pokazała go ojcu, mały spał, jednak mimo
wszystko mężczyzna był szczęśliwy, że w ogóle może go zobaczyć. - Ma na imię
Jonathan.
-Jest śliczny, podobny do ciebie –
stwierdził. - I trochę przypomina Max'a, kiedy był mały.
Mężczyzna
jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swojego wnuka i nie mógł oderwać od niego
wzroku. Tim Johnson był szczęśliwy, pierwszy raz od wielu lat był szczęśliwy.
Nieważne było teraz to, że w każdej chwili mógł umrzeć. Odzyskał córkę, która
mu wybaczyła i to było dla niego w tej chwili najważniejsze.
-Dziękuję, że do mnie przyszłaś, to
dla mnie naprawdę ważne – uśmiechnął się.
-Teraz niestety muszę już iść,
muszę odebrać Max'a ze szkoły – stwierdziła z uśmiechem.
-Jeszcze raz dziękuję. I mam do
ciebie ostatnią prośbę – spojrzał na brunetkę – ucałuj ode mnie chłopców,
powiedz im, że mimo wszystko ich kocham.
Shaylon
zamilkła, nie wiedziała, co odpowiedzieć, dlatego jedynie kiwnęła głową i
wyszła z sali i skierowała się do wyjścia ze szpitala. Czuła się dziwnie,
jednak poczuła ogromną ulgę, jakby ogromny kamień spadł jej z serca. Wybaczyła
ojcu i zrozumiała, że aby zacząć normalne życie bez piętna przeszłości na
sercu, musiała mu wybaczyć. Nie było to dla niej łatwe, jednak dzięki temu
poczuła, że znowu żyje.
*
Jeśli
do końca życia chcesz mieć wyrzuty sumienia – żyj tak, jak do tej pory.
Jednak
jeśli chcesz żyć w spokoju, bez żalu, że czegoś nie zrobiłeś – przebacz.
Trzeba
wybaczyć i zapomnieć, tak mówią. To dobra rada, ale mało praktyczna. Gdy ktoś
jest dla nas niesprawiedliwy, chcemy wyrównać rachunki. Bez przebaczenia stare
rany nigdy się nie zagoją. I możemy mieć tylko nadzieję, że kiedyś uda nam się
zapomnieć.
*
Shaylon
wróciła do domu, ugotowała obiad i kazała Max'owi odrobić lekcje, sama poszła
do sypialni, gdzie płożyła się na łóżku obok Jonathana. Mimo wszystko
dziewczyna czuła się przybita tymi wszystkimi wydarzeniami. Kiedy Kevin wrócił
do domu, poprosiła go, żeby odgrzał sobie obiad. Niedługo potem wrócił również
Justin, który od razu zauważył, że Shaylon jest przybita i musiało wydarzyć się
coś złego. Położył się obok niej na łóżku i mocno ją przytulił.
-Co się dzieje? - zapytał
zmartwiony.
-Nieważne – odpowiedziała
wzruszając ramionami.
-Kochanie, powiedz mi – nalegał.
-Nie powiem, bo będziesz na mnie
zły.
-Obiecuję, że nie będę.
-Dowiedziałam się, że mój ojciec
trafił do szpitala i dzisiaj do niego poszłam z Jonathanem – wyznała, ale gdy
Justin nic nie odpowiedział, kontynuowała. - Została mu niewiele czasu i chciał
się ze mną zobaczyć i chciał zobaczyć Jonathana – spojrzała na synka i
pocałowała go w czoło. - Wybaczyłam mu, bo wiem, że on naprawdę żałuje tego, co
zrobił – westchnęła. - Wiem, że nie powinnam, wiem, że jesteś na mnie zły, ale
ja po prostu musiałam to zrobić.
-Kochanie – Justin objął dziewczynę
ramieniem. - Nie jestem na ciebie zły, bo wiem, jak byś się czuła, gdybyś nie
miała okazji z nim porozmawiać, wiem, że to dla ciebie ważne. Zrobiłaś to, co
uważałaś za stosowne – stwierdził. - Wiesz, że zawsze będę cię wspierał w
każdej podejmowanej przez ciebie decyzji.
-Dziękuję, że ze mną jesteś –
uśmiechnęła się i pocałowała go w usta.
-Nie pozbędziesz się mnie już do
końca życia – zaśmiał się.
-No mam taką nadzieję – zawtórowała
mu.
Tą
krótką i przyjemną chwilę przerwał dzwonek telefonu Shaylon. Westchnęła i spojrzała
na Justina, który podał jej komórkę uprzednio spoglądając na wyświetlacz.
-Tak słucham?
-Pani Shaylon Johnson?
-Tak – odpowiedziała, chociaż nie
używała już tego nazwiska.
-Dzwonię w sprawie pani ojca. Zaraz
po pani wyjściu poczuł się nieco gorzej, stracił przytomność i niestety pomimo
długiej reanimacji nie udało nam się go uratować, bardzo mi przykro – nie
wiedziała, co odpowiedzieć, rozłączyła się tak po prostu, bez słowa. Nie
powinna się przejmować, ale nie mogła powstrzymać tych wszystkich uczuć. Miała
pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, które nie dawały jej spokoju.
-Co się stało? - zapytał przejęty
szatyn.
-Mój ojciec nie żyje – oznajmiłam.
- Mam wrażenie, że to moja wina – stwierdziłam.
-Kochanie, nie możesz tak myśleć,
ty w niczym nie zawiniłaś – Justin usiadł obok dziewczyny i ją przytulił.
-Życzyłam mu śmierci – przypomniała
mu. - Chciałam, żeby umarł i już nas nie katował, żeby pozwolił nam normalnie
żyć. Czuję się teraz tak, jakbym to ja go zabiła – załamała się i zaczęła łkać.
-Shaylon, posłuchaj mnie – szatyn
złapał dziewczynę za rękę i mocno ją uścisnął. - W niczym nie zawiniłaś,
chciałaś tylko normalnie żyć, chciałaś być szczęśliwa – chłopakowi zadrżał
głos, a dziewczyna zaczęła płakać jeszcze bardziej. - Twój ojciec cię krzywdził,
przypomnij sobie jak się wtedy czułaś, miałaś prawo życzyć mu śmierci. A spójrz
teraz na to w inny sposób – Justin wstał i wziął Jonathana na ręce i pokazał go
Shaylon. - Spójrz na naszego synka – uśmiechnął się. - Może on jest znakiem
tego, że powinnaś zacząć od nowa, a twój ojciec umarł, bo taka jest kolej
rzeczy, nic nie dzieje się bez powodu i wszystko ma jakieś znaczenie.
-Bez ciebie bym sobie nie poradziła
– stwierdziła. - Kocham cię – wyznała patrząc mu głęboko w oczy.
-Ja ciebie mocniej – uśmiechnął
się. - A wiesz co jest w tym wszystkim najważniejsze? - zapytał jednak
dziewczyna przecząco pokiwała głową. - Najważniejsze jest to, że przed śmiercią
twojego ojca poszłaś do niego, porozmawiałaś z nim i mu wybaczyłaś. Gdyby nie
to, pewnie teraz zadręczałabyś się tym jeszcze bardziej. To pewnie dużo znaczy
dla ciebie, dla niego również to było bardzo ważne. Pod koniec swojego życia
twój ojciec zrozumiał swoje błędy – uśmiechnął się i przytulił do siebie
dziewczynę.
*
Myślę,
że nie można całkowicie zapomnieć. Człowiek świadomie nie powraca do przykrych
chwil, by okłamać samego siebie, że nie pamięta. Kiedyś jednak, gdy przychodzi
moment, w którym musi pocieszyć bliźniego, mówi: „Nie płacz, zapomnisz, tak jak
ja zapomniałem o...”, w ten sposób udowadnia, że nadal pamięta.
*
Shaylon
długo zastanawiała się czy powinna pójść na pogrzeb ojca. Jej bracia przyjęli
wiadomość o jego śmierci w dość obojętny sposób. Dziewczyna nie była zaskoczona
ich reakcją, bo rozumiała, że chłopcy przeszli trudne dzieciństwo i
jednocześnie bali się i mieli żal, dlatego nie chcieli nawet słyszeć o tym, że
mieliby pójść na pogrzeb.
Dziewczyna
zdecydowała się sama pójść na ceremonię pogrzebową, nie chciała później niczego
żałować. Nie było dużo ludzi, można ich było policzyć na palcach obu dłoni. To
było przykre, ale nie było się co dziwić, bo przez swoje zachowanie Tim Johnson
stracił wielu przyjaciół. To wszystko było naprawdę trudne dla Shaylon. Mimo
swoich przeżyć z dzieciństwa, mimo tego, przez co przeszła wybaczyła ojcu, teraz
wiedziała, że już zaczyna od nowa. Shaylon zaczynała życie z Justinem i
Jonathanem i w końcu musiała sobie uświadomić, że teraz wszystko miało być już
dobrze i nic nie stanie na drodze do ich szczęścia.
Po
pogrzebie brunetka wróciła do domu, zastał ją tam miły widok. Justin karmił
Jonathana butelką siedząc na bujanym fotelu w salonie. Uśmiechnęła się i
podeszła bliżej. Pocałowała Justina w czoło. Nie brakowało jej już niczego, bo
wszystko, na czym najbardziej jej zależało miała na wyciągnięcie ręki.
Kilka
dni po pogrzebie ojca dziewczyny, brunetka dowiedziała się o jego testamencie.
Okazało się, że Tim Johnson przepisał na rodzeństwo mieszkanie, w którym
niegdyś mieszkali. Początkowo dziewczyna nie wiedziała co z tym zrobić. I do
ostatniej chwili zastanawiała się co powinna zrobić. Myślała o sprzedaży, ale w
ostateczności postanowiła zostawić mieszkanie na wszelki wypadek. Może zrobiła
to dlatego, że chciała pozostawić jakieś wspomnienie, a może powód był zupełnie
inny, ale ona nie mogła tak po prostu sprzedać mieszkania, w którym się
wychowywała. Nawet jeśli przeżyła tam wiele trudnych chwil, to była część jej
życia.
*
Niektórzy
wiedzą, że bez przeszłości nasze życie jest niczym. W pewnym momencie wszyscy
musimy wybrać czy wrócić do tego, co już znamy, czy też zrobić coś zupełnie
nowego. Trudno zapomnieć o przeszłości. To ona nas kształtuje, wpływa na nasze
wybory. Nasza przeszłość powraca nie raz. Trzeba pamiętać, że czasem
najważniejszą częścią naszej przeszłości jest to, czego dokonujemy właśnie
dziś.
~~~~~~~~~~
No więc nareszcie udało mi się dodac ten rozdział, choc myślałam, że mi się to nie uda, bo mój laptop to już staruszek, więc na każdym kroku się zacina.
Mniej więcej w ten sposób miało się zakończyc to opowiadanie, ale stwierdziłam, że taki koniec mi się nie podoba i musiałam napisac ciąg dalszy. Dzisiaj właśnie napisałam epilog, więc wystarczy, że przepiszę te rozdziały na komputer, choc ta częsc pisania rozdziałów jest dla mnie najgorsza, na dodatek z moim zacinającym się komputerem będzie ciężko. Ale czego się nie robi dla takich wpaniałych czytelników jak Wy. Kocham Was <3 Dziękuję za to, że jesteście :*
Jest naprawde bardzo dobry :)
OdpowiedzUsuńTEN. ROZDZIAŁ. JEST. PO PROSTU. PIĘKNY! I JESZCZE TA MUZYKA!!! Świetny, naprawdę chyba jeden z moich ulubionych... Tak myślę, że jest moim ulubionym. To piękne, że mu wybaczyła i tragiczne że zaraz potem umarł. Jeszcze dzięki tej muzyce tak się wczułam... Dziękuję, naprawdę! Życzę ci dużo weny :)
OdpowiedzUsuńsmuteczek ;c a Justin jest dalej taki kochany, wspiera Shaylon *.* much love♥
OdpowiedzUsuńto straszne,że ten ojciec umarł...:<
OdpowiedzUsuńczekam na epilog :)
Już koniec ? Tak szybko xd Kocham twoje opowiadania. Naprawdę powinnas wydać książkę bo piszesz niesamowicie. Kocham cię<3<3
OdpowiedzUsuńTo nie koniec tego opowiadania. Na początku tak miało się skończyc, ale postanowiłam kontynuowac. :)
UsuńNajlepszy blog ever :* zapraszam do mnie http://shwatyissexy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńU sorki to jest mój blog ;) i jeszcze raz fajnie piszesz http://it-only-remains-to-believe.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się rozdział, ale mam jedno "ale": wydaje mi się że za mało uczuć zostało tu ukazane. Rozumiem, że dzieci mogły nienawidzić swojego ojca, ale żeby AŻ TAK? Nawet jednej łzy nie uroniły? Mimo wszystko to przecież ich ojciec.. No ale to twoje opowiadanie nie będę ci rozkazywała jak masz pisać :-). To była tylko moja opinia. Czekam do następnego <3.
OdpowiedzUsuńYAfdhgfdjfhjdf cudowny rozdział :) czekam na nn @HugForBiebs
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Naprawdę potrafisz pięknie ubrać wszystko w słowa i tym samym przekazać to nam, czytelnikom. Dziękuję Ci za to opowiadanie i cytaty, które się tutaj znajdują. Nieraz człowiek na chwilę przystanie, przeczyta i poważnie zastanowi się nad prawdą, która w nim tkwi.
OdpowiedzUsuńDziękuję raz jeszcze ;*
POPŁAKAŁAM SIE OMG.
OdpowiedzUsuńświetny rozdzial .Czekam z niecierpliwoscia na nastepny :)
Ja bardzo się cieszę, że Shaylon postanowiła odwiedzić ojca. Nie dość, że dzięki temu nie będzie miała wyrzutów sumienia, to wydaje mi się, że dzięki niej jej ojciec mógł spokojnie umrzeć. Dobrze zrobiła. :) W sumie smutno, że umarł, ale jakoś bardzo tego nie przeżyłam, bo w końcu był taki okrutny. Ale dobrze, że przed śmiercią się zmienił. :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Shaylon zawsze może liczyć na Justina. To co powiedział o jej decyzjach było piękne i wzruszające. Nie każdy ma kogoś takiego i ciężko kogoś takiego znaleźć. Dziewczyna ma wielkie szczęście. :)
Dobrze, że Shaylon poszła na pogrzeb. Nie wyobrażałabym sobie, że miałaby nie pójść. Tak więc dobrze zrobiła. :D
Rozdział świetny! Bardzo mi się spodobał. Zresztą jak zwykle. :D
Pozdrawiam :*
Omg chciałabym być taka mądra i rozważna jak Shay hhahahaha :D Rozdział jest naprawdę fantastyczny i w pewien sposób magiczny :) Potrafisz w doskonały sposób to wszystko opisać, nigdy się nie da przyczepić hahahhahaha ale to bardzo dobrze. xd My ciebie też kochamy <3
OdpowiedzUsuń