Czy
w życiu może być coś piękniejszego od bycia z kimś, kogo się kocha i kto
odwzajemnia nasze uczucia? Chyba nie. Ale żeby znaleźć kogoś takiego, trzeba
być cierpliwym i taka miłość nie zdarza się często. Kiedy już ją znajdziemy,
trzeba ją pielęgnować i o nią dbać. Takie uczucie to wielki skarb. Tylko
najważniejsze jest, żeby tą miłość docenić, wtedy wszystko powinno się udać.
*
Nad
ranem Justin wyszedł do pracy, którą ostatnio złapał, a po tym, jak Shaylon
zrobiła śniadanie dla chłopców, po czym odprowadziła Max'a do przedszkola,
udała się do swojej pracy, wiedziała, że już niedługo nie będzie mogła
pracować, ale na razie nie chciała zbyt wiele zmieniać w swoim życiu.
Po
południu brunetka poprosiła swoją przyjaciółkę o spotkanie. Chciała jej
powiedzieć o zaręczynach. Alissa była dla niej jak siostra, dlatego chciała,
żeby wiedziała o tym jako pierwsza. Spotkały się w kawiarni niedaleko pracy
dziewczyny.
-Jak się czujesz? - zapytała.
-Dobrze – odpowiedziała krótko. -
Justin się nami opiekuje – uśmiechnęła się i wzięła do ręki szklankę z sokiem
pomarańczowym. Uwadze Alissy nie uszedł fakt, że Shaylon miała na serdecznym
palcu pierścionek.
-Czy to jest to, o czym myślę? -
zapytała zszokowana.
-Co masz na myśli? - brunetka
zaczęła się droczyć z przyjaciółką.
-Oj, dobrze wiesz o czym mówię! -
oburzyła się. - Czyli to oznacza, że wasz związek rozkwitł na nowo?
-Myślę, że tak – uśmiechnęła się.
-Tak się cieszę – powiedziała
zachwycona.
-To wszystko twoja zasługa, gdyby
nie ty, to pewnie użalałabym się nad sobą i myślała o tym, jak w najmniej
bolesny sposób ze sobą skończyć.
-Nie mów tak. Od tego przecież
jestem. Gdyby nie ty, ja i David już nigdy moglibyśmy nie być razem. Jesteśmy
przyjaciółkami i musimy sobie pomagać – stwierdziła z uśmiechem. - Cieszę się
twoim szczęściem – dodała. - No i oczywiście chcę być twoją druhną –
zaznaczyła.
-Oczywiście.
-A kiedy ślub?
-To skomplikowane. Justin jest
skłócony ze swoimi rodzicami. On nie chce ustąpić i uważa, że ślub może wziąć
nawet zaraz, ale ja tak nie chcę, jego matka by się załamała. Wyobraź sobie, że
ona przechodziła dokładnie przez takie piekło jak ja.
-Co ty mówisz? Pewnie było jej
głupio, kiedy się o tym dowiedziała.
-A dziwisz się? - uniosła brwi. -
Dziękuję ci za spotkanie, jak coś uzgodnimy z Justinem, to dam ci znać, a teraz
lecę po Max'a do przedszkola, a jeszcze wcześniej muszę coś załatwić.
-Jasne, nie zatrzymuję cię –
uśmiechnęła się. - Czekam na informacje.
Po
spotkaniu z Alissą dziewczyna chciała coś załatwić i zastanawiała się czy to
dobry pomysł, nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Chciała odwiedzić
swojego ojca, chciała powiedzieć mu o tym, że jest w ciąży i bierze z Justinem
ślub. Bała się, wciąż miała do niego żal. Rany na jej ciele, a przede wszystkim
rany na sercu, duszy i psychice nie dawały o sobie zapomnieć. Tego nie dało się
zapomnieć, ale możliwe, że Shaylon chciała wiedzieć, że jej ojciec się zmienił,
może chciała wierzyć, że śmierć jej matki coś w nim zmieniła. Chciała w to
wierzyć i może dlatego czuła potrzebę powiedzenia mu o tym wszystkim. Poszła
pod dom, w którym mieszkała, w którym spotkało ją tyle złego. Te wspomnienia
nadal nie chciały wylecieć z jej głowy. Shaylon nie potrafiła się ich pozbyć.
Stojąc na chodniku czuła, jakby przeżywała to wszystko po raz kolejny,
przypomniała sobie, jak uciekała z tego domu, jak musiała bronić braci przed
znęcającym się nad nimi ojcem. To wszystko było niewyobrażalnie trudne. Ale
teraz rozpoczęła nowe życie, nie musiała się bać. Wzięła głęboki oddech i
ruszyła w stronę drzwi. Czuła cień niepewności i strachu, jednak wiedziała, że
nic jej się nie stanie. Zapukała do drzwi, ale nikt jej nie otworzył, zapukała
ponownie, jednak znowu nic nie usłyszała. Nacisnęła na klamkę, ale drzwi były
zamknięte. Dziewczyna nieco się zawiodła, przygotowywała się do tej rozmowy.
Chciała mieć już to za sobą. Ale skoro go nie zastała, zrezygnowana poszła w
kierunku przedszkola. Czuła żal, ale jednocześnie odetchnęła z ulgą, bo mimo
wszystko spotkania z jej ojcem nadal były dla niej stresujące.
*
Czasami
przeszłość jest czymś, czemu nie możemy pozwolić odejść. A czasami przeszłość
jest czymś, o czym chcemy szybko zapomnieć. I czasami dowiadujemy się o
przeszłości czegoś nowego. To zmienia wszystko, co wiemy o teraźniejszości.
*
Po
południu całą rodziną poszli do domu rodzinnego szatyna. Chcieli powiedzieć
matce Justina, że biorą ślub. Chłopak robił to wszystko dla Shaylon, bo
wiedział, ile to dla niej znaczy. Kiedy znaleźli się na posesji, Justin znów
napiął wszystkie swoje mięśnie i się zdenerwował, dziewczyna zrozumiała, że
musi minąć trochę czasu zanim szatyn przestanie czuć żal do swojej matki, ale
wszystko szło w dobrym kierunku.
Usiedli
w salonie, a matka szatyna od razu zaparzyła herbatę i usiadła razem z nimi.
-Proszę pani? A gdzie jest Jazzy? -
zapytał zaciekawiony Max.
-Jazmyn jest ze swoim tatą, zaraz
powinna wrócić – uśmiechnęła się. - I jeśli tylko chcecie możecie mówić do mnie
po imieniu albo ciociu – zaproponował, a chłopcy spojrzeli na siebie.
-Dobrze ciociu. A masz może jeszcze
ten placek co ostatnio? - zapytał zawstydzony.
-Max – zganiła go dziewczyna.
-Może znajdzie się dla was jakiś
kawałek – powiedziała i wyszła do kuchni po chwili wracając z kawałkami ciasta
na talerzykach. Od razu podała je uradowanym chłopcom, po czym zajęła swoje
miejsce. - Cieszę się, że znów mnie odwiedziliście.
-Znów mamy nowinę – oznajmiła
Shaylon.
-Tylko mi nie mówcie, że będziecie
mieli bliźniaki.
-Nie – odpowiedziała szybko.
-Chodzi o to, że – zaczął Justin
biorąc dziewczynę za rękę – bierzemy ślub – oznajmił.
-To fantastycznie! - zachwyciła
się. - Justin, jestem z ciebie dumna, że wziąłeś na siebie taką
odpowiedzialność. Zmieniłeś się. Na lepsze, stałeś się doroślejszy – zauważyła.
-Jedna kobieta, a tak wiele
zmieniła w moim życiu – uśmiechnął się i pocałował Shaylon w policzek.
-Jaką datę wybraliście?
-W przyszłą sobotę – powiedział
Justin.
-A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- oburzyła się brunetka.
-Spokojnie, my z Justinem wszystko
załatwimy, o nic się nie martw – wtrącił się Max.
-Czyli jak zwykle nie mam nic do
powiedzenia – wszyscy się zaśmiali, a tę miłą atmosferę przerwał ojciec
Justina, który przywiózł Jazzy. Justin się zdenerwował i miał ochotę wyjść, ale
Shaylon go powstrzymała.
-Przywiozłem Jazmyn – oznajmił
mężczyzna.
-Justin i Shaylon – krzyknęła
dziewczynka i podbiegła do nich.
-Dobrze, że pan tutaj jest –
odezwała się Shaylon przezwyciężając swój strach. - Chcieliśmy panu coś powiedzieć.
-Co takiego macie mi do
powiedzenia? - zapytał oschle.
-Shaylon jest w ciąży i mam zamiar
się z nią ożenić i nie obchodzi mnie, że tobie się to nie podoba, już nas nie
rozdzielisz, bo my zwyczajnie się kochamy. Gdyby okoliczności były inne, pewnie
nie byłbym taki spokojny, ale teraz jestem dorosły i nie zrobię czegoś, czego
mógłbym później żałować. Nie wiem, jak mama z tobą tak długo wytrzymała, pewnie
dlatego, że jej przeszłość była jeszcze gorsza od życia z tobą – krzyknął.
-Justin, uspokój się – Shaylon
złapała go za rękę.
-O czym ty w ogóle mówisz? Co ma do
tego przeszłość twojej matki?
-Jej o to zapytaj - powiedział już nieco spokojniej. - Chyba
macie sobie coś do wyjaśnienia – stwierdził. - My już sobie pójdziemy.
Kiedy
wyszli z budynku, Justin musiał głęboko odetchnąć, był zdenerwowany, nie
rozumiał, dlaczego jego ojciec jest tak bardzo uprzedzony do Shaylon, nie
rozumiał, dlaczego tak bardzo jej nienawidzi. Shaylon zatrzymała się i
pociągnęła go za rękę, po czym mocno się do niego przytuliła. Chciała, żeby
przestał się martwic, chciała, żeby w końcu się uspokoił i nie przejmował tym
wszystkim.
-Nie denerwuj się, bo maluszek to
czuje – wyszeptała mu na ucho.
-Przepraszam kochanie – pocałował
ją w policzek.
-Kocham cię – uśmiechnęła się.
-Ja ciebie też – musnął jej usta.
-Nawet nie pozwoliliście mi się
przywitać z Jazzy – oburzył się Max.
-Następnym razem się z nią pobawisz
– uspokoił go Justin.
*
Wrócili
do domu, a Shaylon była tak zmęczona, że od razu położyła się do łóżka, a
Justin przygotował dla niej kolację i zrobił jej masaż stóp. Był cudowny i
opiekował się nią najlepiej jak potrafił. Nareszcie wydoroślał i wziął
odpowiedzialność na to, co jest dla niego najważniejsze.
-Chyba najwyższa pora pójść na
urlop kochanie, nie chcę, żeby coś wam się stało – powiedział siadając obok
niej.
-Ale ja się świetnie czuję, po
prostu dużo się dzisiaj nachodziłam. Najpierw praca, potem spotkanie z Alissą,
a potem jeszcze... - zawiesiła głos – musiałam coś załatwić – dokończyła cicho.
-Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku –
odpowiedziała wymijająco. - Powiedz mi lepiej co miałeś na myśli mówiąc, że
ślub jest w przyszłą sobotę – zmieniła temat.
-Kochanie, niczym się nie przejmuj,
wszystko jest uzgodnione i chcę, żebyś już była na zawsze moja. Nie chcę się z
tobą dzielić z nikim innym, a po ślubie już nic nas nie rozdzieli – uśmiechnął
się.
-A mogę chociaż wiedzieć gdzie
będzie ten ślub?
-To będzie niespodzianka i
obiecuję, że to będzie najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
-Kochanie – szepnęła mu na ucho.
-Nie przekonasz mnie i tak ci nie
powiem.
-Nie to nie – oburzyła się. - Nie
dostaniesz buziaka – położyła się odwracając się do niego plecami.
-To sam sobie wezmę – pochylił się
nad nią i musnął jej usta. - Mniam, jak słodziutki – zaśmiał się za co dostał
poduszką w głowę. - Ej...za co? - oburzył się.
-Za to, że cię kocham – uśmiechnęła
się, ale po chwili złapała się za brzuch.
-Auć! - skrzywiła się.
-Co się dzieje? - zapytał
zmartwiony.
-Kopnął mnie – powiedziała z
uśmiechem.
-Naprawdę? - położył dłoń na jej
brzuchu i oczekiwał kolejnego kopnięcia.
Justin
leżał obok dziewczyny wciąż trzymając dłonie na jej brzuchu i czekał na to aż
ich Fasolka po raz kolejny się poruszy. Kiedy już to się stało szatyn omal się
nie rozpłakał ze szczęścia. To było takie cudowne. Oboje już nie mogli się
doczekać kiedy zobaczą dzidziusia i kiedy będą tworzyć prawdziwą rodzinę.
~~~~~~~~
Poprzedni rozdział został źle dodany, bo aż trzy razy i nawet bym tego nie zauważyła, gdyby nie Mosquito, za co jestem wdzięczna. A co do Twoich podejrzeń, to jest to zwykły zbieg okoliczności, bo szanuję pracę innych blogowiczów i nawet nie zauważyłam, że niektóre wątki mogą wydawać się podobne. Sama kiedyś miałam taką sytuację, że znalazłam bloga, który był identyczny jak mój i to nie było dla mnie miłe, dlatego sama też nie mogłabym skopiować czyjegoś pomysłu. Oczywiście jeśli cię to uraziło, to przepraszam, ale nawet sobie nie zdawałam z tego sprawy... :)
Postanowiłam zawiesic bloga wrong-feeling.blogspot.com ale serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu... Na razie opublikowałam jedynie bohaterów i zwiastun...
she-saved-us.blogspot.com
Postanowiłam zawiesic bloga wrong-feeling.blogspot.com ale serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu... Na razie opublikowałam jedynie bohaterów i zwiastun...
she-saved-us.blogspot.com
Owww jakie słodkie *.* czekam z nimi na dzidzusia i na dalsze części *.- rozdział cuuudowny ! <3
OdpowiedzUsuńAwwwww
OdpowiedzUsuńkjjhnjasdbcfbsocsbvsrlhfsoaycvsdblacboehcv!!!<3<3<3 KOCHAM TO!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam <33333
OdpowiedzUsuńJak słodziutko <3 awwwwwwwwwwwwwww.<3
OdpowiedzUsuńCudnie! Mam nadzieję, że ślub dojdzie do skutku. Wspaniale piszesz <3.
OdpowiedzUsuńjejuuuu! to jest takie słodkie, kocham to! ♥ ☺
OdpowiedzUsuńjejku jakie to słodkie jak Justin mówi do dzidziusia Fasolka ♥ i nie wiem czemu, ale zawsze kłótnie Justina śmieszą mnie. xd tak fajnie i specyficznie to opisujesz, że mordka zawsze mi się cieszy :) Oddaj mi swój talent! <3
OdpowiedzUsuńJak słodko <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Najbardziej podoba mi się to jak on położył rękę na brzuchu Shaylon, to takie mega słodkie! Aż mnie zatkało jak on wybuchł przy ojcu, wow ;o czekam na dalszy ciąg!
OdpowiedzUsuńSam.
jejku jaki cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCudo cudo <3
OdpowiedzUsuńOkey, rozumiem, czasem tak się zdarza, że coś jest podobne do naszego opowiadania. ;) Nie, nie uraziło mnie to. Chciałam po prostu napisać o swoich wątpliwościach. Cieszę się, że zostało to już wyjaśnione. :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle udany, słodki i romantyczny. Dobrze, że Shaylon podzieliła się tą dobrą wiadomością z Alissą. Dawno jej tu nie było, a naprawdę ją lubię. :) Widać było, że się cieszy. W końcu jej przyjaciółka jest naprawdę szczęśliwa, a taki widok motywuje i cieszy.
Ucieszyłam się, że Shaylon chciała odwiedzić ojca. Choć trochę też się bałam, że jeszcze ją uderzy. Szkoda tylko, że nie było go w domu. Mam cichą nadzieję, że jeszcze dojdzie do tego spotkania. To w końcu jej ojciec i powinien wiedzieć o takich ważnych rzeczach, które dzieją się w życiu jej córki.
Słodki był ten moment z kopnięciem. <3 To takie miłe i kochane. Nie wiem czemu, ale cały czas boję się, że coś stanie się temu dzidziusiowi. Mam jednak nadzieję, że nic mu nie zrobisz! :D
Pozdrawiam. ;3
O ja. Jak ją kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńJak ja kocham to opowiadanie . <3 <3 Super czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńTo jest cudowneeee <3 Kocham too ! @HugForBiebs
OdpowiedzUsuń