2.11.13

Trzydziesty ósmy


            Czy w życiu może być coś piękniejszego od bycia z kimś, kogo się kocha i kto odwzajemnia nasze uczucia? Chyba nie. Ale żeby znaleźć kogoś takiego, trzeba być cierpliwym i taka miłość nie zdarza się często. Kiedy już ją znajdziemy, trzeba ją pielęgnować i o nią dbać. Takie uczucie to wielki skarb. Tylko najważniejsze jest, żeby tą miłość docenić, wtedy wszystko powinno się udać.

*

            Nad ranem Justin wyszedł do pracy, którą ostatnio złapał, a po tym, jak Shaylon zrobiła śniadanie dla chłopców, po czym odprowadziła Max'a do przedszkola, udała się do swojej pracy, wiedziała, że już niedługo nie będzie mogła pracować, ale na razie nie chciała zbyt wiele zmieniać w swoim życiu.
            Po południu brunetka poprosiła swoją przyjaciółkę o spotkanie. Chciała jej powiedzieć o zaręczynach. Alissa była dla niej jak siostra, dlatego chciała, żeby wiedziała o tym jako pierwsza. Spotkały się w kawiarni niedaleko pracy dziewczyny.
-Jak się czujesz? - zapytała.
-Dobrze – odpowiedziała krótko. - Justin się nami opiekuje – uśmiechnęła się i wzięła do ręki szklankę z sokiem pomarańczowym. Uwadze Alissy nie uszedł fakt, że Shaylon miała na serdecznym palcu pierścionek.
-Czy to jest to, o czym myślę? - zapytała zszokowana.
-Co masz na myśli? - brunetka zaczęła się droczyć z przyjaciółką.
-Oj, dobrze wiesz o czym mówię! - oburzyła się. - Czyli to oznacza, że wasz związek rozkwitł na nowo?
-Myślę, że tak – uśmiechnęła się.
-Tak się cieszę – powiedziała zachwycona.
-To wszystko twoja zasługa, gdyby nie ty, to pewnie użalałabym się nad sobą i myślała o tym, jak w najmniej bolesny sposób ze sobą skończyć.
-Nie mów tak. Od tego przecież jestem. Gdyby nie ty, ja i David już nigdy moglibyśmy nie być razem. Jesteśmy przyjaciółkami i musimy sobie pomagać – stwierdziła z uśmiechem. - Cieszę się twoim szczęściem – dodała. - No i oczywiście chcę być twoją druhną – zaznaczyła.
-Oczywiście.
-A kiedy ślub?
-To skomplikowane. Justin jest skłócony ze swoimi rodzicami. On nie chce ustąpić i uważa, że ślub może wziąć nawet zaraz, ale ja tak nie chcę, jego matka by się załamała. Wyobraź sobie, że ona przechodziła dokładnie przez takie piekło jak ja.
-Co ty mówisz? Pewnie było jej głupio, kiedy się o tym dowiedziała.
-A dziwisz się? - uniosła brwi. - Dziękuję ci za spotkanie, jak coś uzgodnimy z Justinem, to dam ci znać, a teraz lecę po Max'a do przedszkola, a jeszcze wcześniej muszę coś załatwić.
-Jasne, nie zatrzymuję cię – uśmiechnęła się. - Czekam na informacje.
            Po spotkaniu z Alissą dziewczyna chciała coś załatwić i zastanawiała się czy to dobry pomysł, nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Chciała odwiedzić swojego ojca, chciała powiedzieć mu o tym, że jest w ciąży i bierze z Justinem ślub. Bała się, wciąż miała do niego żal. Rany na jej ciele, a przede wszystkim rany na sercu, duszy i psychice nie dawały o sobie zapomnieć. Tego nie dało się zapomnieć, ale możliwe, że Shaylon chciała wiedzieć, że jej ojciec się zmienił, może chciała wierzyć, że śmierć jej matki coś w nim zmieniła. Chciała w to wierzyć i może dlatego czuła potrzebę powiedzenia mu o tym wszystkim. Poszła pod dom, w którym mieszkała, w którym spotkało ją tyle złego. Te wspomnienia nadal nie chciały wylecieć z jej głowy. Shaylon nie potrafiła się ich pozbyć. Stojąc na chodniku czuła, jakby przeżywała to wszystko po raz kolejny, przypomniała sobie, jak uciekała z tego domu, jak musiała bronić braci przed znęcającym się nad nimi ojcem. To wszystko było niewyobrażalnie trudne. Ale teraz rozpoczęła nowe życie, nie musiała się bać. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę drzwi. Czuła cień niepewności i strachu, jednak wiedziała, że nic jej się nie stanie. Zapukała do drzwi, ale nikt jej nie otworzył, zapukała ponownie, jednak znowu nic nie usłyszała. Nacisnęła na klamkę, ale drzwi były zamknięte. Dziewczyna nieco się zawiodła, przygotowywała się do tej rozmowy. Chciała mieć już to za sobą. Ale skoro go nie zastała, zrezygnowana poszła w kierunku przedszkola. Czuła żal, ale jednocześnie odetchnęła z ulgą, bo mimo wszystko spotkania z jej ojcem nadal były dla niej stresujące.

*

            Czasami przeszłość jest czymś, czemu nie możemy pozwolić odejść. A czasami przeszłość jest czymś, o czym chcemy szybko zapomnieć. I czasami dowiadujemy się o przeszłości czegoś nowego. To zmienia wszystko, co wiemy o teraźniejszości.

*

            Po południu całą rodziną poszli do domu rodzinnego szatyna. Chcieli powiedzieć matce Justina, że biorą ślub. Chłopak robił to wszystko dla Shaylon, bo wiedział, ile to dla niej znaczy. Kiedy znaleźli się na posesji, Justin znów napiął wszystkie swoje mięśnie i się zdenerwował, dziewczyna zrozumiała, że musi minąć trochę czasu zanim szatyn przestanie czuć żal do swojej matki, ale wszystko szło w dobrym kierunku.
            Usiedli w salonie, a matka szatyna od razu zaparzyła herbatę i usiadła razem z nimi.
-Proszę pani? A gdzie jest Jazzy? - zapytał zaciekawiony Max.
-Jazmyn jest ze swoim tatą, zaraz powinna wrócić – uśmiechnęła się. - I jeśli tylko chcecie możecie mówić do mnie po imieniu albo ciociu – zaproponował, a chłopcy spojrzeli na siebie.
-Dobrze ciociu. A masz może jeszcze ten placek co ostatnio? - zapytał zawstydzony.
-Max – zganiła go dziewczyna.
-Może znajdzie się dla was jakiś kawałek – powiedziała i wyszła do kuchni po chwili wracając z kawałkami ciasta na talerzykach. Od razu podała je uradowanym chłopcom, po czym zajęła swoje miejsce. - Cieszę się, że znów mnie odwiedziliście.
-Znów mamy nowinę – oznajmiła Shaylon.
-Tylko mi nie mówcie, że będziecie mieli bliźniaki.
-Nie – odpowiedziała szybko.
-Chodzi o to, że – zaczął Justin biorąc dziewczynę za rękę – bierzemy ślub – oznajmił.
-To fantastycznie! - zachwyciła się. - Justin, jestem z ciebie dumna, że wziąłeś na siebie taką odpowiedzialność. Zmieniłeś się. Na lepsze, stałeś się doroślejszy – zauważyła.
-Jedna kobieta, a tak wiele zmieniła w moim życiu – uśmiechnął się i pocałował Shaylon w policzek.
-Jaką datę wybraliście?
-W przyszłą sobotę – powiedział Justin.
-A dlaczego ja nic o tym nie wiem? - oburzyła się brunetka.
-Spokojnie, my z Justinem wszystko załatwimy, o nic się nie martw – wtrącił się Max.
-Czyli jak zwykle nie mam nic do powiedzenia – wszyscy się zaśmiali, a tę miłą atmosferę przerwał ojciec Justina, który przywiózł Jazzy. Justin się zdenerwował i miał ochotę wyjść, ale Shaylon go powstrzymała.
-Przywiozłem Jazmyn – oznajmił mężczyzna.
-Justin i Shaylon – krzyknęła dziewczynka i podbiegła do nich.
-Dobrze, że pan tutaj jest – odezwała się Shaylon przezwyciężając swój strach. - Chcieliśmy panu coś powiedzieć.
-Co takiego macie mi do powiedzenia? - zapytał oschle.
-Shaylon jest w ciąży i mam zamiar się z nią ożenić i nie obchodzi mnie, że tobie się to nie podoba, już nas nie rozdzielisz, bo my zwyczajnie się kochamy. Gdyby okoliczności były inne, pewnie nie byłbym taki spokojny, ale teraz jestem dorosły i nie zrobię czegoś, czego mógłbym później żałować. Nie wiem, jak mama z tobą tak długo wytrzymała, pewnie dlatego, że jej przeszłość była jeszcze gorsza od życia z tobą – krzyknął.
-Justin, uspokój się – Shaylon złapała go za rękę.
-O czym ty w ogóle mówisz? Co ma do tego przeszłość twojej matki?
-Jej o to zapytaj  - powiedział już nieco spokojniej. - Chyba macie sobie coś do wyjaśnienia – stwierdził. - My już sobie pójdziemy.
            Kiedy wyszli z budynku, Justin musiał głęboko odetchnąć, był zdenerwowany, nie rozumiał, dlaczego jego ojciec jest tak bardzo uprzedzony do Shaylon, nie rozumiał, dlaczego tak bardzo jej nienawidzi. Shaylon zatrzymała się i pociągnęła go za rękę, po czym mocno się do niego przytuliła. Chciała, żeby przestał się martwic, chciała, żeby w końcu się uspokoił i nie przejmował tym wszystkim.
-Nie denerwuj się, bo maluszek to czuje – wyszeptała mu na ucho.
-Przepraszam kochanie – pocałował ją w policzek.
-Kocham cię – uśmiechnęła się.
-Ja ciebie też – musnął jej usta.
-Nawet nie pozwoliliście mi się przywitać z Jazzy – oburzył się Max.
-Następnym razem się z nią pobawisz – uspokoił go Justin.

*

            Wrócili do domu, a Shaylon była tak zmęczona, że od razu położyła się do łóżka, a Justin przygotował dla niej kolację i zrobił jej masaż stóp. Był cudowny i opiekował się nią najlepiej jak potrafił. Nareszcie wydoroślał i wziął odpowiedzialność na to, co jest dla niego najważniejsze.
-Chyba najwyższa pora pójść na urlop kochanie, nie chcę, żeby coś wam się stało – powiedział siadając obok niej.
-Ale ja się świetnie czuję, po prostu dużo się dzisiaj nachodziłam. Najpierw praca, potem spotkanie z Alissą, a potem jeszcze... - zawiesiła głos – musiałam coś załatwić – dokończyła cicho.
-Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała wymijająco. - Powiedz mi lepiej co miałeś na myśli mówiąc, że ślub jest w przyszłą sobotę – zmieniła temat.
-Kochanie, niczym się nie przejmuj, wszystko jest uzgodnione i chcę, żebyś już była na zawsze moja. Nie chcę się z tobą dzielić z nikim innym, a po ślubie już nic nas nie rozdzieli – uśmiechnął się.
-A mogę chociaż wiedzieć gdzie będzie ten ślub?
-To będzie niespodzianka i obiecuję, że to będzie najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
-Kochanie – szepnęła mu na ucho.
-Nie przekonasz mnie i tak ci nie powiem.
-Nie to nie – oburzyła się. - Nie dostaniesz buziaka – położyła się odwracając się do niego plecami.
-To sam sobie wezmę – pochylił się nad nią i musnął jej usta. - Mniam, jak słodziutki – zaśmiał się za co dostał poduszką w głowę. - Ej...za co? - oburzył się.
-Za to, że cię kocham – uśmiechnęła się, ale po chwili złapała się za brzuch.
-Auć! - skrzywiła się.
-Co się dzieje? - zapytał zmartwiony.
-Kopnął mnie – powiedziała z uśmiechem.
-Naprawdę? - położył dłoń na jej brzuchu i oczekiwał kolejnego kopnięcia.
            Justin leżał obok dziewczyny wciąż trzymając dłonie na jej brzuchu i czekał na to aż ich Fasolka po raz kolejny się poruszy. Kiedy już to się stało szatyn omal się nie rozpłakał ze szczęścia. To było takie cudowne. Oboje już nie mogli się doczekać kiedy zobaczą dzidziusia i kiedy będą tworzyć prawdziwą rodzinę. 

~~~~~~~~
Poprzedni rozdział został źle dodany, bo aż trzy razy i nawet bym tego nie zauważyła, gdyby nie Mosquito, za co jestem wdzięczna. A co do Twoich podejrzeń, to jest to zwykły zbieg okoliczności, bo szanuję pracę innych blogowiczów i nawet nie zauważyłam, że niektóre wątki mogą wydawać się podobne. Sama kiedyś miałam taką sytuację, że znalazłam bloga, który był identyczny jak mój i to nie było dla mnie miłe, dlatego sama też nie mogłabym skopiować czyjegoś pomysłu. Oczywiście jeśli cię to uraziło, to przepraszam, ale nawet sobie nie zdawałam z tego sprawy... :)
Postanowiłam zawiesic bloga wrong-feeling.blogspot.com ale serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu... Na razie opublikowałam jedynie bohaterów i zwiastun...
she-saved-us.blogspot.com 

16 komentarzy:

  1. Owww jakie słodkie *.* czekam z nimi na dzidzusia i na dalsze części *.- rozdział cuuudowny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kjjhnjasdbcfbsocsbvsrlhfsoaycvsdblacboehcv!!!<3<3<3 KOCHAM TO!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam <33333

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak słodziutko <3 awwwwwwwwwwwwwww.<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudnie! Mam nadzieję, że ślub dojdzie do skutku. Wspaniale piszesz <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. jejuuuu! to jest takie słodkie, kocham to! ♥ ☺

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku jakie to słodkie jak Justin mówi do dzidziusia Fasolka ♥ i nie wiem czemu, ale zawsze kłótnie Justina śmieszą mnie. xd tak fajnie i specyficznie to opisujesz, że mordka zawsze mi się cieszy :) Oddaj mi swój talent! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! Najbardziej podoba mi się to jak on położył rękę na brzuchu Shaylon, to takie mega słodkie! Aż mnie zatkało jak on wybuchł przy ojcu, wow ;o czekam na dalszy ciąg!
    Sam.

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku jaki cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Okey, rozumiem, czasem tak się zdarza, że coś jest podobne do naszego opowiadania. ;) Nie, nie uraziło mnie to. Chciałam po prostu napisać o swoich wątpliwościach. Cieszę się, że zostało to już wyjaśnione. :)
    Rozdział jak zwykle udany, słodki i romantyczny. Dobrze, że Shaylon podzieliła się tą dobrą wiadomością z Alissą. Dawno jej tu nie było, a naprawdę ją lubię. :) Widać było, że się cieszy. W końcu jej przyjaciółka jest naprawdę szczęśliwa, a taki widok motywuje i cieszy.
    Ucieszyłam się, że Shaylon chciała odwiedzić ojca. Choć trochę też się bałam, że jeszcze ją uderzy. Szkoda tylko, że nie było go w domu. Mam cichą nadzieję, że jeszcze dojdzie do tego spotkania. To w końcu jej ojciec i powinien wiedzieć o takich ważnych rzeczach, które dzieją się w życiu jej córki.
    Słodki był ten moment z kopnięciem. <3 To takie miłe i kochane. Nie wiem czemu, ale cały czas boję się, że coś stanie się temu dzidziusiowi. Mam jednak nadzieję, że nic mu nie zrobisz! :D
    Pozdrawiam. ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. O ja. Jak ją kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak ja kocham to opowiadanie . <3 <3 Super czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  13. To jest cudowneeee <3 Kocham too ! @HugForBiebs

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate