10.11.13

Trzydziesty dziewiąty



 
            Idąc przez świat krętą i trudną do przejścia drogą, znajdujesz wzgórze, wzgórze, na którym jeszcze nikt nigdy nie był. Widoki z tego miejsca są niesamowite i właśnie wtedy  z ogromnej wysokości dostrzegasz osobę, która od samego początku czekała na ciebie, tylko nie miała dość siły by za tobą pójść, więc wolała dać ci wolność i czekać. Teraz zastanawiasz się czy zejść na dół i żyć z Nią, w tym samym monotonnym świecie czy zostać samemu w nieodkrytym przez nikogo środowisku. Wybierasz jednak trzecie wyjście...schodzisz na dół, bierzesz tą osobę ze sobą i pomagasz jej wspiąć się na szczyt, żeby mogła razem z tobą odkrywać nieznany świat. Na tym właśnie polega miłość. Mimo że jesteś już na szczycie, z powrotem schodzisz na sam dół, żeby pomóc ukochanej osobie wejść z tobą na górę i tam razem żyć.

*

            Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. Po wielu niepowodzeniach Shaylon i Justin mogli być znowu razem, mogli tworzyć prawdziwą rodzinę. Tego dnia mieli związać się już na zawsze przysięgą małżeńską. Kochali się, a po dzisiejszym dniu mieli sobie to udowodnić i utwierdzić w przekonaniu, że już na zawsze ze sobą pozostaną. Justin ubierał się w mieszkaniu swojego przyjaciela Ryana, który był jego drużbą, nadal trzymał się na dystans od swojej matki, chociaż czuł, że musi jej to wszystko wybaczyć. Dzisiaj brał ślub. Najśmieszniejsze było jednak to, że już po raz drugi przygotowywał się do dnia, który miał być najważniejszym w jego życiu, ale dopiero Shaylon była tą jedyną, z którą chciał  spędzić resztę życia. Denerwował się, ale wiedział, że dobrze robi, wiedział, że nigdy nie będzie żałował tej decyzji.
            Shaylon zakładała białą, długą sukienkę, która podkreślała jej zaokrąglony brzuch. Nie była to sukienka, jaką sobie wymarzyła, ale wiedziała, że nawet w takiej zwykłej sukni będzie to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Chyba jeszcze niczego nigdy nie była tak pewna jak właśnie tej decyzji, wiedziała, że przy Justinie będzie szczęśliwa i nigdy niczego nie będzie jej brakowało. W przygotowaniach do tego wielkiego dnia pomagała jej Alissa, która była podekscytowana tym, że jej najlepsza przyjaciółka nareszcie będzie szczęśliwa. Dziewczyna dopiero teraz zrozumiała, że powoli odcina się od przeszłości, chociaż była pewna, że to co ją spotkało już na zawsze pozostanie w jej pamięci. Teraz rozpoczynała nowy rozdział w swoim życiu i zdała sobie sprawę z tego, że gdyby nie jej przeszłość, to teraz nie byłaby w tym miejscu, z tymi ludźmi.

*

            „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
            Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje...
            Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.”

Święty Paweł

*

            W drodze do kościoła dziewczyna zaczęła się denerwować, bała się, że się przewróci, że zrobi coś głupiego. Na dodatek przykre było dla niej to, że jej matka nie może z nią teraz być. Shaylon wiedziała, że jej matka ucieszyłaby się z tego, że to właśnie Justin będzie jej mężem. Mimo wszystko brunetka nie była sama, miała cudownych przyjaciół, braci, którzy byli dla niej najważniejsi i dzięki nim zaszła tak daleko, a po dzisiejszej uroczystości będzie miała również wspaniałego męża, na którego zawsze będzie mogła liczyć.
            Ślub miał się odbyć w małej kapliczce, Justin wszystko załatwił, starał się jak mógł. A teraz stał przed ołtarzem widocznie zdenerwowany i czekał na nią. Widząc dziewczynę uśmiechnął się i nie mógł oderwać od niej oczu. Jazzy szła przed nią i sypała płatki czerwonych róż, a Max niósł obrączki. Kevin był ubrany w garnitur, w ostatnim czasie bardzo wydoroślał i teraz prowadził ją do ołtarza. Jako mała dziewczynka marzyła o innym ślubie, ale teraz nie wyobrażała sobie tego dnia w inny sposób. Stała przed idealnym mężczyzną i nie potrzebowała niczego więcej. Ciągle wpatrywali się sobie w oczy, szczególnie wtedy, gdy wypowiadali słowa przysięgi i nakładali sobie na palce obrączki. Stali się mężem i żoną, stali się rodziną i nikt nie mógł ich rozdzielić.
            Po uroczystości wyszli z kościoła  wszyscy zaczęli im składać życzenia. Nigdy nie byli tak bardzo szczęśliwi, chociaż ten dzień dopiero się zaczynał.
-Teraz zabieram cię do domu, mam dla ciebie niespodziankę.
-Ale przecież nie możemy tak zostawić naszych gości – stwierdziła.
-Spokojnie, oni się sobą zajmą, moja mama zabiera do siebie chłopców, a my już do końca dnia będziemy tylko we dwoje – musnął jej usta.
-Justin – do młodej pary niespodziewanie podszedł ojciec chłopaka. - Mogę z wami chwilę porozmawiać? - zapytał, a chłopak jedynie obojętnie kiwnął głową. - Chciałem wam życzyć wszystkiego najlepszego. Chciałem was też przeprosić, a szczególnie ciebie Shaylon – zwrócił się do dziewczyny. - Nie miałem prawa cię tak oceniać, bo nie wiedziałem, co się wydarzyło w twoim życiu.
-Rozumiem i naprawdę nie mam panu tego za złe, każdy chce jak najlepiej dla swojego dziecka – brunetka się uśmiechnęła.
-Gdybyście potrzebowali jakiejś pomocy, to ja zrobię co w mojej mocy, możecie na mnie liczyć – uśmiechnął się, było widać, że przyznanie się do błędu nie jest dla niego łatwe.
-Dziękujemy – odezwała się dziewczyna.
-I mam nadzieję, że pozwolicie mi odwiedzać wnuka.
-Oczywiście, będzie pan jego dziadkiem. Zresztą ja nie mam do pana żalu i cieszę się, że pan przyszedł – spojrzała na Justina, którzy trzymał się na dystans.
-Tak, to miłe z twojej strony – odezwał się. - Ale teraz musimy już iść, to nasz wielki dzień – stwierdził.
            Złapał dziewczynę za rękę i zaprowadził w stronę samochodu. Zawiózł ją do mieszkania, prowadząc ją po schodach uśmiech nie schodził mu z twarzy. Kiedy znaleźli się przed drzwiami, chłopak je otworzył i wziął dziewczynę na ręce.
-Justin, nie wygłupiaj się – brunetka  się zaśmiała, ale Justin brał to wszystko na poważnie
-Taka jest tradycja – stwierdził niosąc ją w stronę sypialni. Położył ją na łóżku i głośno westchnął. - Lekka to ty nie jesteś – zaśmiał się.
-To raczej nie moja wina, jest nas w końcu dwoje – powiedziała wskazując na brzuch. Rozejrzała się dookoła i dopiero teraz zobaczyła rozsypane płatki róż i świeczki ustawione na szafkach. - Kiedy i jak to wszystko przygotowałeś? - zapytała zaciekawiona.
-To moja słodka tajemnica – uśmiechnął się. - Ale to jeszcze nie koniec – zdjął marynarkę, rozwiązał krawat, a Shaylon przez cały czas mu się przyglądała z zaciekawieniem. - Kochanie, to nie to co myślisz – zaśmiał się.
-Ej, najpierw robisz mi nadzieję, a potem takie coś – oburzyła się. - Pomożesz mi zdjąć sukienkę? - zapytała, a  Justin bez zastanowienia rozpiął zamek. Brunetka wyjęła z szafy za dużą koszulkę Justina i ją na siebie założyła, po czym znów usiadła na łóżku.
-Pięknie dzisiaj wyglądałaś – powiedział całując ją w policzek.
-Kocham cię – wyznała z uśmiechem.
-Ja ciebie też żono – odwzajemnił uśmiech.
            Szatyn zapalił świeczki i zasłonił okna tworząc przy tym romantyczny nastrój. Poszedł do kuchni i wrócił z tacą pełną smakołyków i usiadł na łóżku. Nalał soku pomarańczowego do dwóch szklanek i się uśmiechnął.
-Szampana nie możemy wypić, bo jesteśmy w ciąży, ale sok na pewno nam nie zaszkodzi. Wypijmy za nas – stuknęli się szklankami i upili kilka łyków. - Przepraszam, że to wszystko jest takie skromne, powinniśmy wyjechać gdzieś na miesiąc miodowy, ale jak na razie mnie na to nie stać. Obiecuję, że kiedyś ci to wynagrodzę – musnął jej usta.
-Kochanie, naprawdę nie musisz się tym przejmować. Dla mnie najważniejsze jest teraz to, że jesteś moim mężem i niczego mi już więcej nie potrzeba – wyznała całując go w usta.
-Jesteś cudowna – przytulił ją do siebie i pocałował w czoło.
            Ich noc poślubna była właśnie taka, jak sobie wymarzyli, byli razem i nie liczyło się nic więcej. Nigdy nie czuli się szczęśliwsi, mieli wszystko czego potrzebowali, mieli siebie i nikt nie mógł ich rozdzielić.
-Obiecuję, że nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć, nigdy nie zrobię ci krzywdy – wyznał gładząc ją po głowie. - Zawsze przy tobie będę – pocałował ją w czoło.
-Kocham cię – szepnęła wzruszona jego słowami. - Kiedy cię poznałam, a właściwie kiedy spotkałam cię wtedy w bibliotece, nigdy nie pomyślałabym, że będę teraz leżała obok ciebie z ciążowym brzuchem i obrączką na palcu – zaśmiała się.
-Pięknie wtedy wyglądałaś, taka skupiona prymuska – parsknął śmiechem za co Shaylon zmroziła go wzrokiem. - Brakowało ci tylko okularów, kraciastej spódniczki, podkolanówek i grubego swetra.
-Uważaj, żebym ja czegoś zaraz nie powiedziała na twój temat – zagroziła.
-No dawaj! - prowokował ją.
-Byłeś cholernie denerwującym natrętem, który nie chciał się ode mnie odczepić!
-Ale chyba moje denerwujące zachowanie na coś się zdało, bo jesteś teraz moją żoną – stwierdził.
-To fakt – przyznała mu rację i mocniej się w niego wtuliła.
            To była ich pierwsza wspólna noc, którą mieli spędzić jako małżeństwo. Nie mogli sobie tego lepiej wymarzyć. Wciąż się przytulali, szeptali czułe słówka. Czy może być coś piękniejszego?

*

            Pierwszy poranek jako żona Justina, Shaylon obudziła się wcześniej niż on. Wstała z łóżka i spojrzała na szatyna, który podczas snu zawsze wyglądał jak mały i niewinny chłopiec. Brunetka udała się do kuchni, gdzie przygotowała dla swojego męża śniadanie. Miała urodziny i przewidywała, że Justin zapomniał o tym, jednak to nie miało dla niej znaczenia. Dla niej najlepszym prezentem był sam Justin i niczego już jej nie brakowało. Kiedy Shaylon weszła do sypialni z tacą pełną jedzenia, Justin właśnie się przebudzał.
-Cześć kochanie – przywitała się.
-Skarbie, to ja chciałem przygotować śniadanie.
-Nie chciałam cię budzić, a jesteśmy głodni – położyła tacę na łóżku i usiadła obok Justina.
-Chciałem przygotować dla ciebie śniadanie, bo chciałem ci zrobić prezent urodzinowy – uśmiechnął się.
-Pamiętałeś.
-Jak mógłbym zapomnieć? - musnął jej usta. - Pamiętasz? W tamtym roku dałem ci klucze do tego mieszkania. Teraz chciałbym ci dać klucze do domu, w którym zamieszkalibyśmy razem, ale jak na razie mnie na to nie stać – powiedział zmartwiony. - Mam jednak inny klucz – sięgnął do szuflady szafki nocnej i wyjął z niej podłużne czarne pudełko, podał je dziewczynie, a ta nie wiedząc co zrobić, spojrzała na Justina. - Otwórz – wykonała jego polecenie. W środku był złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie kluczyka. - To klucz do mojego serca – uśmiechnął się.
-Prześliczny, ale naprawdę nie musiałeś – szatyn wyjął z pudełka łańcuszek i zapiął go dziewczynie na szyi.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin kochanie – musnął jej usta, a delikatny pocałunek przerodził się w bardziej namiętny. - Ale mam coś jeszcze – zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Wrócił po kilku minutach z niewielkim tortem, na którym paliło się 19 świeczek. - Pomyśl życzenia kochanie.
-Mam już wszystko czego potrzebuję – stwierdziła. - Ale mam pomysł – uśmiechnęła się, pomyślała życzenie, po czym zdmuchnęła wszystkie świeczki.
-To nie koniec niespodzianek na dziś - oznajmił szatyn.
            Po południu Justin zabrał Shaylon do restauracji, gdzie byli wszyscy najbliżsi, nawet ojciec szatyna, który widocznie chciał naprawić swój wielki błąd. Kto by pomyślał, że po tym wszystkim, przez co przeszła dziewczyna, teraz spotka ją takie ogromne szczęście, o którym kiedyś nawet nie mogła marzyć. Nic więcej się nie liczyło – tylko to, co teraz i tu. Wszystko inne odchodziło na drugi plan.

*

            Raz do roku, zdmuchując świeczki z tortu urodzinowego, życzymy sobie jedno porządne życzenie. Niektórzy z nas są bardziej zachłanni na szczęście: zdmuchują rzęsy...wrzucają monety do fontann...liczą na szczęśliwe gwiazdy. I od czasu do czasu...niektóre z tych życzeń się spełniają. Co wtedy? Czy to jest to czego się spodziewaliśmy? Czy rozkoszujemy się ciepłą poświatą naszego szczęścia? Czy...zdajemy sobie sprawę, że mamy długą listę życzeń do spełnienia?
            Nie życzymy sobie łatwych rzeczy. Życzymy sobie czegoś wielkiego. Rzeczy, które są ambitne, poza zasięgiem. Życzymy sobie, ponieważ potrzebujemy pomocy, ponieważ jesteśmy przestraszeni. I wiemy, że prosimy o zbyt wiele. Pomimo tego wciąż sobie życzymy...ponieważ czasami...życzenia się spełniają. 

~~~~~~~~
Chyba byłam pijana jak pisałam ten rozdział... hahahaha nie no żart, ale strasznie ślubny mi wyszedł, nawet za bardzo ślubny jak na ślubny rozdział... dobra, nieważne hahah 
Gdyby nie fakt, że ta niedziela jest taka nudna, a jutro mam wolne od szkoły, to rozdziału pewnie by nie było, bo mam takiego lenia, że tego się nie da opisac...
No ale wiecie, że ja Was tak kocham, że musiałam dodac ten rozdział... <3 :*
No to do następnego :*
PS: Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam ta ślubna atmosfera <loool>

15 komentarzy:

  1. jaaaa nie mogę *.* ale słodko ! i tak świetnie opisane ! Uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział. Masz wielki talent do pisania - nie zmarnuj go :-). Mam nadzieję, że Justin i Shaylon nigdy się już nie rozstaną, a i że będzie dziewczynka :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział i to takie slodkie co on zrobił hgfhdgh kocham to ! @HugForBiebs

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże cudowny jak zawsze!!!! Nie moge sie doczekac nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wręcz przeciwnie ! Ta "ślubna atmosfera" jest taka słoooooodka. <3333 nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Woow ile uroczystości jak na jeden rozdział, która dziewczyna nie chciałaby mieć takiego chłopaka jak Jus? Szkoda że w realu to nieprawda, ale tak ogólnie rozdział udany, poprawiłaś mi humor, dziękuję <3
    Sam.

    OdpowiedzUsuń
  7. wszystko jest super, tak słodko, bardzo mi się podoba ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. hhahhaha to chyba częściej musisz być pijana. xd jejku jacy oni są słodcy ♥ bardzo się cieszę, że nie opisywałaś ślubu tak dokładnie, klatka po klatce :) wyszło po prostu idealnie <3 Spoczko foczko my też Cię kochamy :*

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku prze cudowny wyszedł ci rozdział ślubny, to opowiadanie z rozdziału na rozdział jest coraz bardziej cudowne :)


    ~Roza

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny. Zreszta jeszcze nigdy nie napisałaś złego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi ta ślubna atmosfera bardzo się podoba! :) Nareszcie obydwoje są naprawdę szczęśliwi. Na moje to opowiadanie mogłoby się tak zakończyć. :D Nie chcę jego końca, ale taki moment jest idealny, bo jest szczęście i miłość i wgl.
    Dobrze, że ojciec Justina zrozumiał, że źle robił. Dobrze, że sobie wybaczyli, bo to jest bardzo ważne. Miło. :)
    Ten cały ślub był przesłodki! Bardzo romantycznie było i szczęśliwie. Ten pierwszy fragment z górą i ukochaną osobą był rewelacyjny. Taki prawdziwy i mądry. Bardzo mi się to spodobało.
    Cieszę się szczęściem Justina i Shaylon. Kocham ich. :D
    Rozdział jest wyjątkowy. Bardzo mi się spodobał.
    Pozdrawiam. ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. HAhahaahaha ty jak coś powiesz hahahahahahaaa jesteś zajebista!

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate