Idąc
przez świat krętą i trudną do przejścia drogą, znajdujesz wzgórze, wzgórze, na
którym jeszcze nikt nigdy nie był. Widoki z tego miejsca są niesamowite i
właśnie wtedy z ogromnej wysokości
dostrzegasz osobę, która od samego początku czekała na ciebie, tylko nie miała
dość siły by za tobą pójść, więc wolała dać ci wolność i czekać. Teraz
zastanawiasz się czy zejść na dół i żyć z Nią, w tym samym monotonnym świecie
czy zostać samemu w nieodkrytym przez nikogo środowisku. Wybierasz jednak
trzecie wyjście...schodzisz na dół, bierzesz tą osobę ze sobą i pomagasz jej
wspiąć się na szczyt, żeby mogła razem z tobą odkrywać nieznany świat. Na tym
właśnie polega miłość. Mimo że jesteś już na szczycie, z powrotem schodzisz na
sam dół, żeby pomóc ukochanej osobie wejść z tobą na górę i tam razem żyć.
*
Nadszedł
długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. Po wielu niepowodzeniach Shaylon i
Justin mogli być znowu razem, mogli tworzyć prawdziwą rodzinę. Tego dnia mieli
związać się już na zawsze przysięgą małżeńską. Kochali się, a po dzisiejszym
dniu mieli sobie to udowodnić i utwierdzić w przekonaniu, że już na zawsze ze sobą
pozostaną. Justin ubierał się w mieszkaniu swojego przyjaciela Ryana, który był
jego drużbą, nadal trzymał się na dystans od swojej matki, chociaż czuł, że
musi jej to wszystko wybaczyć. Dzisiaj brał ślub. Najśmieszniejsze było jednak
to, że już po raz drugi przygotowywał się do dnia, który miał być
najważniejszym w jego życiu, ale dopiero Shaylon była tą jedyną, z którą
chciał spędzić resztę życia. Denerwował
się, ale wiedział, że dobrze robi, wiedział, że nigdy nie będzie żałował tej
decyzji.
Shaylon
zakładała białą, długą sukienkę, która podkreślała jej zaokrąglony brzuch. Nie
była to sukienka, jaką sobie wymarzyła, ale wiedziała, że nawet w takiej
zwykłej sukni będzie to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Chyba jeszcze niczego
nigdy nie była tak pewna jak właśnie tej decyzji, wiedziała, że przy Justinie
będzie szczęśliwa i nigdy niczego nie będzie jej brakowało. W przygotowaniach
do tego wielkiego dnia pomagała jej Alissa, która była podekscytowana tym, że
jej najlepsza przyjaciółka nareszcie będzie szczęśliwa. Dziewczyna dopiero
teraz zrozumiała, że powoli odcina się od przeszłości, chociaż była pewna, że
to co ją spotkało już na zawsze pozostanie w jej pamięci. Teraz rozpoczynała
nowy rozdział w swoim życiu i zdała sobie sprawę z tego, że gdyby nie jej
przeszłość, to teraz nie byłaby w tym miejscu, z tymi ludźmi.
*
„Gdybym
mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź
brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał
wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak
iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na
jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym
nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje...
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje...
Miłość
nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar
języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem
tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest
doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem
jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się
mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle,
niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy
zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość
- te trzy: z nich zaś największa jest miłość.”
Święty Paweł
*
W
drodze do kościoła dziewczyna zaczęła się denerwować, bała się, że się
przewróci, że zrobi coś głupiego. Na dodatek przykre było dla niej to, że jej
matka nie może z nią teraz być. Shaylon wiedziała, że jej matka ucieszyłaby się
z tego, że to właśnie Justin będzie jej mężem. Mimo wszystko brunetka nie była
sama, miała cudownych przyjaciół, braci, którzy byli dla niej najważniejsi i
dzięki nim zaszła tak daleko, a po dzisiejszej uroczystości będzie miała
również wspaniałego męża, na którego zawsze będzie mogła liczyć.
Ślub
miał się odbyć w małej kapliczce, Justin wszystko załatwił, starał się jak
mógł. A teraz stał przed ołtarzem widocznie zdenerwowany i czekał na nią.
Widząc dziewczynę uśmiechnął się i nie mógł oderwać od niej oczu. Jazzy szła
przed nią i sypała płatki czerwonych róż, a Max niósł obrączki. Kevin był
ubrany w garnitur, w ostatnim czasie bardzo wydoroślał i teraz prowadził ją do
ołtarza. Jako mała dziewczynka marzyła o innym ślubie, ale teraz nie wyobrażała
sobie tego dnia w inny sposób. Stała przed idealnym mężczyzną i nie
potrzebowała niczego więcej. Ciągle wpatrywali się sobie w oczy, szczególnie
wtedy, gdy wypowiadali słowa przysięgi i nakładali sobie na palce obrączki.
Stali się mężem i żoną, stali się rodziną i nikt nie mógł ich rozdzielić.
Po
uroczystości wyszli z kościoła wszyscy
zaczęli im składać życzenia. Nigdy nie byli tak bardzo szczęśliwi, chociaż ten
dzień dopiero się zaczynał.
-Teraz zabieram cię do domu, mam
dla ciebie niespodziankę.
-Ale przecież nie możemy tak
zostawić naszych gości – stwierdziła.
-Spokojnie, oni się sobą zajmą,
moja mama zabiera do siebie chłopców, a my już do końca dnia będziemy tylko we
dwoje – musnął jej usta.
-Justin – do młodej pary
niespodziewanie podszedł ojciec chłopaka. - Mogę z wami chwilę porozmawiać? -
zapytał, a chłopak jedynie obojętnie kiwnął głową. - Chciałem wam życzyć
wszystkiego najlepszego. Chciałem was też przeprosić, a szczególnie ciebie
Shaylon – zwrócił się do dziewczyny. - Nie miałem prawa cię tak oceniać, bo nie
wiedziałem, co się wydarzyło w twoim życiu.
-Rozumiem i naprawdę nie mam panu
tego za złe, każdy chce jak najlepiej dla swojego dziecka – brunetka się
uśmiechnęła.
-Gdybyście potrzebowali jakiejś
pomocy, to ja zrobię co w mojej mocy, możecie na mnie liczyć – uśmiechnął się,
było widać, że przyznanie się do błędu nie jest dla niego łatwe.
-Dziękujemy – odezwała się
dziewczyna.
-I mam nadzieję, że pozwolicie mi
odwiedzać wnuka.
-Oczywiście, będzie pan jego
dziadkiem. Zresztą ja nie mam do pana żalu i cieszę się, że pan przyszedł –
spojrzała na Justina, którzy trzymał się na dystans.
-Tak, to miłe z twojej strony –
odezwał się. - Ale teraz musimy już iść, to nasz wielki dzień – stwierdził.
Złapał
dziewczynę za rękę i zaprowadził w stronę samochodu. Zawiózł ją do mieszkania,
prowadząc ją po schodach uśmiech nie schodził mu z twarzy. Kiedy znaleźli się
przed drzwiami, chłopak je otworzył i wziął dziewczynę na ręce.
-Justin, nie wygłupiaj się –
brunetka się zaśmiała, ale Justin brał
to wszystko na poważnie
-Taka jest tradycja – stwierdził
niosąc ją w stronę sypialni. Położył ją na łóżku i głośno westchnął. - Lekka to
ty nie jesteś – zaśmiał się.
-To raczej nie moja wina, jest nas
w końcu dwoje – powiedziała wskazując na brzuch. Rozejrzała się dookoła i dopiero
teraz zobaczyła rozsypane płatki róż i świeczki ustawione na szafkach. - Kiedy
i jak to wszystko przygotowałeś? - zapytała zaciekawiona.
-To moja słodka tajemnica –
uśmiechnął się. - Ale to jeszcze nie koniec – zdjął marynarkę, rozwiązał
krawat, a Shaylon przez cały czas mu się przyglądała z zaciekawieniem. -
Kochanie, to nie to co myślisz – zaśmiał się.
-Ej, najpierw robisz mi nadzieję, a
potem takie coś – oburzyła się. - Pomożesz mi zdjąć sukienkę? - zapytała,
a Justin bez zastanowienia rozpiął zamek.
Brunetka wyjęła z szafy za dużą koszulkę Justina i ją na siebie założyła, po
czym znów usiadła na łóżku.
-Pięknie dzisiaj wyglądałaś –
powiedział całując ją w policzek.
-Kocham cię – wyznała z uśmiechem.
-Ja ciebie też żono – odwzajemnił
uśmiech.
Szatyn
zapalił świeczki i zasłonił okna tworząc przy tym romantyczny nastrój. Poszedł
do kuchni i wrócił z tacą pełną smakołyków i usiadł na łóżku. Nalał soku
pomarańczowego do dwóch szklanek i się uśmiechnął.
-Szampana nie możemy wypić, bo
jesteśmy w ciąży, ale sok na pewno nam nie zaszkodzi. Wypijmy za nas – stuknęli
się szklankami i upili kilka łyków. - Przepraszam, że to wszystko jest takie
skromne, powinniśmy wyjechać gdzieś na miesiąc miodowy, ale jak na razie mnie
na to nie stać. Obiecuję, że kiedyś ci to wynagrodzę – musnął jej usta.
-Kochanie, naprawdę nie musisz się
tym przejmować. Dla mnie najważniejsze jest teraz to, że jesteś moim mężem i
niczego mi już więcej nie potrzeba – wyznała całując go w usta.
-Jesteś cudowna – przytulił ją do
siebie i pocałował w czoło.
Ich
noc poślubna była właśnie taka, jak sobie wymarzyli, byli razem i nie liczyło
się nic więcej. Nigdy nie czuli się szczęśliwsi, mieli wszystko czego
potrzebowali, mieli siebie i nikt nie mógł ich rozdzielić.
-Obiecuję, że nigdy nie będziesz
przeze mnie cierpieć, nigdy nie zrobię ci krzywdy – wyznał gładząc ją po
głowie. - Zawsze przy tobie będę – pocałował ją w czoło.
-Kocham cię – szepnęła wzruszona
jego słowami. - Kiedy cię poznałam, a właściwie kiedy spotkałam cię wtedy w
bibliotece, nigdy nie pomyślałabym, że będę teraz leżała obok ciebie z ciążowym
brzuchem i obrączką na palcu – zaśmiała się.
-Pięknie wtedy wyglądałaś, taka
skupiona prymuska – parsknął śmiechem za co Shaylon zmroziła go wzrokiem. -
Brakowało ci tylko okularów, kraciastej spódniczki, podkolanówek i grubego
swetra.
-Uważaj, żebym ja czegoś zaraz nie
powiedziała na twój temat – zagroziła.
-No dawaj! - prowokował ją.
-Byłeś cholernie denerwującym
natrętem, który nie chciał się ode mnie odczepić!
-Ale chyba moje denerwujące
zachowanie na coś się zdało, bo jesteś teraz moją żoną – stwierdził.
-To fakt – przyznała mu rację i
mocniej się w niego wtuliła.
To
była ich pierwsza wspólna noc, którą mieli spędzić jako małżeństwo. Nie mogli
sobie tego lepiej wymarzyć. Wciąż się przytulali, szeptali czułe słówka. Czy
może być coś piękniejszego?
*
Pierwszy
poranek jako żona Justina, Shaylon obudziła się wcześniej niż on. Wstała z
łóżka i spojrzała na szatyna, który podczas snu zawsze wyglądał jak mały i
niewinny chłopiec. Brunetka udała się do kuchni, gdzie przygotowała dla swojego
męża śniadanie. Miała urodziny i przewidywała, że Justin zapomniał o tym,
jednak to nie miało dla niej znaczenia. Dla niej najlepszym prezentem był sam
Justin i niczego już jej nie brakowało. Kiedy Shaylon weszła do sypialni z tacą
pełną jedzenia, Justin właśnie się przebudzał.
-Cześć kochanie – przywitała się.
-Skarbie, to ja chciałem
przygotować śniadanie.
-Nie chciałam cię budzić, a
jesteśmy głodni – położyła tacę na łóżku i usiadła obok Justina.
-Chciałem przygotować dla ciebie
śniadanie, bo chciałem ci zrobić prezent urodzinowy – uśmiechnął się.
-Pamiętałeś.
-Jak mógłbym zapomnieć? - musnął
jej usta. - Pamiętasz? W tamtym roku dałem ci klucze do tego mieszkania. Teraz
chciałbym ci dać klucze do domu, w którym zamieszkalibyśmy razem, ale jak na
razie mnie na to nie stać – powiedział zmartwiony. - Mam jednak inny klucz –
sięgnął do szuflady szafki nocnej i wyjął z niej podłużne czarne pudełko, podał
je dziewczynie, a ta nie wiedząc co zrobić, spojrzała na Justina. - Otwórz –
wykonała jego polecenie. W środku był złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie
kluczyka. - To klucz do mojego serca – uśmiechnął się.
-Prześliczny, ale naprawdę nie
musiałeś – szatyn wyjął z pudełka łańcuszek i zapiął go dziewczynie na szyi.
-Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin kochanie – musnął jej usta, a delikatny pocałunek przerodził się w
bardziej namiętny. - Ale mam coś jeszcze – zerwał się z łóżka i wybiegł z
pokoju. Wrócił po kilku minutach z niewielkim tortem, na którym paliło się 19
świeczek. - Pomyśl życzenia kochanie.
-Mam już wszystko czego potrzebuję
– stwierdziła. - Ale mam pomysł – uśmiechnęła się, pomyślała życzenie, po czym
zdmuchnęła wszystkie świeczki.
-To nie koniec niespodzianek na
dziś - oznajmił szatyn.
Po
południu Justin zabrał Shaylon do restauracji, gdzie byli wszyscy najbliżsi,
nawet ojciec szatyna, który widocznie chciał naprawić swój wielki błąd. Kto by
pomyślał, że po tym wszystkim, przez co przeszła dziewczyna, teraz spotka ją
takie ogromne szczęście, o którym kiedyś nawet nie mogła marzyć. Nic więcej się
nie liczyło – tylko to, co teraz i tu. Wszystko inne odchodziło na drugi plan.
*
Raz
do roku, zdmuchując świeczki z tortu urodzinowego, życzymy sobie jedno porządne
życzenie. Niektórzy z nas są bardziej zachłanni na szczęście: zdmuchują
rzęsy...wrzucają monety do fontann...liczą na szczęśliwe gwiazdy. I od czasu do
czasu...niektóre z tych życzeń się spełniają. Co wtedy? Czy to jest to czego
się spodziewaliśmy? Czy rozkoszujemy się ciepłą poświatą naszego szczęścia?
Czy...zdajemy sobie sprawę, że mamy długą listę życzeń do spełnienia?
Nie
życzymy sobie łatwych rzeczy. Życzymy sobie czegoś wielkiego. Rzeczy, które są
ambitne, poza zasięgiem. Życzymy sobie, ponieważ potrzebujemy pomocy, ponieważ
jesteśmy przestraszeni. I wiemy, że prosimy o zbyt wiele. Pomimo tego wciąż
sobie życzymy...ponieważ czasami...życzenia się spełniają.
~~~~~~~~
Chyba byłam pijana jak pisałam ten rozdział... hahahaha nie no żart, ale strasznie ślubny mi wyszedł, nawet za bardzo ślubny jak na ślubny rozdział... dobra, nieważne hahah
Gdyby nie fakt, że ta niedziela jest taka nudna, a jutro mam wolne od szkoły, to rozdziału pewnie by nie było, bo mam takiego lenia, że tego się nie da opisac...
No ale wiecie, że ja Was tak kocham, że musiałam dodac ten rozdział... <3 :*
No to do następnego :*
PS: Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam ta ślubna atmosfera <loool>
jaaaa nie mogę *.* ale słodko ! i tak świetnie opisane ! Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Masz wielki talent do pisania - nie zmarnuj go :-). Mam nadzieję, że Justin i Shaylon nigdy się już nie rozstaną, a i że będzie dziewczynka :D.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział i to takie slodkie co on zrobił hgfhdgh kocham to ! @HugForBiebs
OdpowiedzUsuńMi sie podoba :)
OdpowiedzUsuńBoże cudowny jak zawsze!!!! Nie moge sie doczekac nastepnego :)
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie ! Ta "ślubna atmosfera" jest taka słoooooodka. <3333 nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! <3
OdpowiedzUsuńWoow ile uroczystości jak na jeden rozdział, która dziewczyna nie chciałaby mieć takiego chłopaka jak Jus? Szkoda że w realu to nieprawda, ale tak ogólnie rozdział udany, poprawiłaś mi humor, dziękuję <3
OdpowiedzUsuńSam.
wszystko jest super, tak słodko, bardzo mi się podoba ♥
OdpowiedzUsuńhhahhaha to chyba częściej musisz być pijana. xd jejku jacy oni są słodcy ♥ bardzo się cieszę, że nie opisywałaś ślubu tak dokładnie, klatka po klatce :) wyszło po prostu idealnie <3 Spoczko foczko my też Cię kochamy :*
OdpowiedzUsuńJEJU <3
OdpowiedzUsuńjejku prze cudowny wyszedł ci rozdział ślubny, to opowiadanie z rozdziału na rozdział jest coraz bardziej cudowne :)
OdpowiedzUsuń~Roza
Świetny. Zreszta jeszcze nigdy nie napisałaś złego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMi ta ślubna atmosfera bardzo się podoba! :) Nareszcie obydwoje są naprawdę szczęśliwi. Na moje to opowiadanie mogłoby się tak zakończyć. :D Nie chcę jego końca, ale taki moment jest idealny, bo jest szczęście i miłość i wgl.
OdpowiedzUsuńDobrze, że ojciec Justina zrozumiał, że źle robił. Dobrze, że sobie wybaczyli, bo to jest bardzo ważne. Miło. :)
Ten cały ślub był przesłodki! Bardzo romantycznie było i szczęśliwie. Ten pierwszy fragment z górą i ukochaną osobą był rewelacyjny. Taki prawdziwy i mądry. Bardzo mi się to spodobało.
Cieszę się szczęściem Justina i Shaylon. Kocham ich. :D
Rozdział jest wyjątkowy. Bardzo mi się spodobał.
Pozdrawiam. ;3
KOCHAM <3333
OdpowiedzUsuńHAhahaahaha ty jak coś powiesz hahahahahahaaa jesteś zajebista!
OdpowiedzUsuń