3.5.13

Dziewiętnasty

           Kiedy dotarła na miejsce, wokół jej domu zrobiło się naprawdę duże zamieszanie. Policjanci rozwijali wszędzie taśmy, które informowały o zakazie wstępu na posesję. Karetka stała na sygnale, a wokół wszyscy sąsiedzi się temu wszystkiemu przyglądali. Shaylon obawiała się najgorszego i do głowy nie przychodziły jej żadne pozytywne scenariusze. Szybkim krokiem przeszła przez ulicę i gdy znalazła się już przed domem, chciała przejść przez taśmę, ale funkcjonariusz policji ją zatrzymał.
-Tutaj nie wolno wchodzić – złapał ją za ramię. - To miejsce prawdopodobnego przestępstwa.
-Jakie przestępstwo?! - krzyknęła. - Ja tu mieszkam! - mężczyzna spojrzał na nią poważnym wzrokiem, po czym wyjął z kieszeni urządzenie komunikacyjne o wezwał przez nie swojego przełożonego. - Powie mi pan co tu się dzieje? - warknęła.
-Proszę chwilkę zaczekać – uspokajał ją, ale Shaylon była kłębkiem nerwów.
-Moore – za plecami dziewczyny mężczyzna w stroju policjanta zawołał swojego podwładnego. - Wpuść panią – rozkazał.
            Policjant uniósł taśmę tak, żeby brunetka mogła pod nią przejść. Podeszła do mężczyzny. Była kłębkiem nerwów i czekała na to aż w końcu ktoś powie jej, co tu się dzieje.
-Moje nazwisko Warner – przedstawił się.
-Shaylon Johnson, mieszkam tu, to znaczy niedawno się wyprowadziłam... - zmieszała się. - Czy mogę wiedzieć co tu się właściwie stało? - zapytała zniecierpliwiona.
-Otrzymaliśmy zgłoszenie od sąsiadki, która usłyszała jakieś krzyki, mówiła że to nie pierwszy raz, kiedy coś takiego się tu działo, ale pierwszy raz tak bardzo ją to zaniepokoiło. Przyjechaliśmy i pani ojciec płakał i krzyczał klęcząc przy pani mamie, która... - zawiesił głos i spojrzał na przerażoną dziewczynę. - Pani mama leżała w kałuży krwi – Shaylon zamarła, nigdy w życiu czegoś takiego nie czuła, domyślała się co się stało. - Pani Johnson, pani mama nie żyje – powiedział współczującym głosem. - Sekcja zwłok wykaże czy było to morderstwo. Przesłuchujemy pani ojca i wszystko wskazuje na to, że...
-... to on ją zabił – dokończyła za niego.
-To nie jest pewne, znaleźliśmy w mieszkaniu tabletki antydepresyjne, które prawdopodobnie brała pani mama. Możliwe, że je przedawkowała i przez silne antydepresanty nie wiedziała co się dzieje, dlatego spadła ze schodów, a możliwe, że powodem śmierci było zepchnięcie ze schodów. Postaramy się to wyjaśnić.
            Zasłoniła usta dłonią, była w szoku. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Czuła jak krew odpływa z jej kończyn i gdyby nie policjant, pewnie by się przewróciła. Wiedziała, że jej ojciec jest nieobliczalny – nie raz jej to udowodnił, ale nie spodziewała się, że jest zdolny do tego, żeby zabić.
-Dobrze się pani czuje? - mężczyzna pomógł jej osiąść na schodach, a dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. - Moore – krzyknął. - Przynieś wodę – mężczyzna usiadł obok brunetki. - Może to nieodpowiedni moment, ale chciałbym zapytać czy Tim Johnson panią krzywdził, panią i pani braci, wiem, że ma pani rodzeństwo – podszedł do nich funkcjonariusz i podał brunetce butelkę wody.
-Ojciec nas bił, to znaczy głównie mnie, ale niedawno uciekłam z domu z braćmi i wszystko zaczęło się okładać, byliśmy razem szczęśliwi, chociaż nigdy nie byliśmy przywiązani do domu, to matkę ma się tylko jedną – załkała.
-Rozumiem. A czy chciałaby pani złożyć zeznania na temat Tima Johnsona? To mogłoby go obciążyć, wiem, że to pani ojciec, ale robił wam jednak krzywdę – dziewczynie zajęło chwilę zanim odpowiedziała.
-Nie – odpowiedziała pewnie. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nie chcę, żeby potem się to za mną ciągnęło.
-Dobrze. Myślę, że powinna pani teraz być ze swoimi braćmi. Podwieźć gdzieś panią?
-Nie dziękuję, poradzę sobie – powiedziała cicho. - Panie Warner? A czy ja stracę chłopców? To znaczy czy oni trafią do domu dziecka? - zapytała zduszonym głosem.
-Kocha ich pani. A dzieciom potrzebna jest miłość. Jestem pewien, że z panią zostaną i osobiście o to zadbam – posłał jej uśmiech i udał się do budynku.

*

-Moja mama nie żyje – powiedziała cicho do Alissy, kiedy wróciła do domu. Spojrzała na swoją przyjaciółkę, po czym wybuchła płaczem.
-Ciii... - Alissa przytuliła ją do siebie próbując ją uspokoić.
-Muszę powiedzieć o tym chłopcom – wyszlochała.
-Być z tobą przy tym? - zapytała.
-Nie, zrobię to sama. Ale gdybyś mogła tu zostać na noc i możesz zadzwonić po Davida. Nie chcę być sama, nie dzisiaj.
-Oczywiście, że zostanę...

*

            Żadne dziecko dobrze nie znosi wiadomości o śmierci rodziców, a szczególnie o śmierci matki. Bo nieważne jaka by była matka, to zawsze nią zostanie i jej odejście boli – czasami bardziej, czasami mniej. Chłopcy jednak przyjęli tą wiadomość ze spokojem. Kevin wydawał się jakby w ogóle nie przejął się tym wszystkim, a Max przez chwilę płakał, ale obaj przyjęli to ze lepiej niż dziewczyna mogła się spodziewać. Myślała, że będzie ciężko, że będzie musiała ich pocieszać, a tymczasem oni znieśli to lepiej niż ona, znieśli to jak prawdziwi mężczyźni, co w pewnym sensie podniosło ją na duchu.
            Pomimo tego, że starali się być silni to budzili się w nocy, a ona nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Wciąż przeszywało ją to straszliwe uczucie, że to jej wina, że to wszystko przez nią. A chyba najbardziej bała się tego, że jej bracia będą ją w jakiś sposób obwiniać, bała się, że jej tego nie wybaczą.[...]

*

            W dniu pogrzebu ubrała czarną sukienkę, a włosy upięła w luźnego koka, po czym pomogła ubrać się Max'owi, któremu dopiero w dniu pogrzebu zrobiło się naprawdę przykro. Shaylon pękało serce gdy widziała ból wymalowany na twarzach swoich braci. Zawiodła się na sobie. Wzięła na siebie ogromną odpowiedzialność, a teraz zaczęła wątpić w to, że da radę.
            Wyszli z domu i powoli ruszyli na piechotę w stronę cmentarza. Chociaż David oferował się, że ich podwiezie, dziewczyna zdecydowała, że lepiej będzie, jeśli pójdą na piechotę. Kiedy dotarli na miejsce, w głowie każdego z nich toczyła się walka, jakby nie wiedzieli, co się teraz stanie. Szli alejkami trzymając się za ręce aż w końcu dotarli na grób swojej matki. Przez dłuższą część ceremonii byli twardzi, jednak gdy trumna z ciałem ich matki zaczęła powoli znikać w wykopanym dole, coś w nich pękło. Zaczęli płakać, a Max zaczął krzyczeć, że chce do mamy. Shaylon go do siebie przytuliła, a na to wszystko Kevin otulił ich swoimi wciąż jeszcze chłopięcymi ramionami.
-Ja chcę do mamy – krzyknął Max i wszyscy obecni na ceremonii ludzie, choć było ich naprawdę mało, spojrzeli w ich kierunku.
-Mamusi tam jest lepiej. Wiesz, ona już chyba jest tam w niebie z aniołkami, patrzy na ciebie i teraz będzie się tobą opiekować z góry – Shaylon próbowała go jakoś uspokoić i wytłumaczyć, że tak po prostu musi być. - Musisz być dzielny. A przecież wiesz, że mama była smutna i płakała, a tam, w niebie już nikt nigdy jej nie skrzywdzi.
-Słowo?
-Słowo.
            Max mocniej przytulił się do swojej siostry. Płakał, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Śmierć jest trudnym przeżyciem nie dla umierającego, ale dla bliskich, którzy przeżywają głęboką stratę.
-Pójdziemy teraz do domu i spędzimy trochę czasu razem – pocałowała go w czoło.
-Ale zostańmy tu jeszcze chwilę – poprosił.
-Dobrze.
            Ceremonia się zakończyła i wszyscy zaczęli się rozchodzić, choć ludzi było bardzo mało, a większości Shaylon nawet nie znała. Niektórzy podchodzili do niej i składali jej kondolencje, a niektórzy po prostu odchodzili. Nie znała prawie nikogo poza panią Rain, Alissą i Davidem, których poprosiła o to aby do niej nie podchodzili i nie pocieszali, chciała żeby tam byli, ale żeby nie podchodzili, bo wtedy by się nie powstrzymała, wybuchłaby. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła i zobaczyła jeszcze jedną osobę, którą bardzo dobrze znała... zobaczyła Justina. Stał niedaleko, ale widocznie chciał zachować dystans. Nie spodziewała się, że przyjdzie, a teraz stał tam ubrany na czarno, przyszedł po to, żeby ją wspierać. Po tym, jak go potraktowała, on tu był i sprawiał, że Shaylon czuła, że nadal ma w nim oparcie, że nadal może na niego liczyć, że wciąż jest kimś ważnym. Szatyn powoli ruszył w ich stronę, jak gdyby nigdy nic, jakby zapomniał o tym, w jaki sposób go potraktowała.
-Przykro mi – zaczął. - Jeśli będziesz potrzebowała jakiejś pomocy, możesz na mnie liczyć – dodał.
-Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
-Przyjdź do nas kiedyś – wtrącił się Max zapłakanym głosem.
-Nie obiecuję, ale postaram się – odpowiedział spoglądając na dziewczynę, która czuła się skrępowana. - To ja już pójdę – cofnął się o krok.
-Justin – zatrzymała go, a wymawiając jego imię, coś zakuło ją w sercu, zauważył to w jej oczach. Sposób, w jaki wymawiała te kilka liter sprawiał, że na całym ciele czuł dreszcze. - Dziękuję, że tu dzisiaj byłeś – chłopak uśmiechnął się.
-Zapomniałbym o czymś – podszedł do nich, ukucnął przy Max'ie i wyszeptał mu coś na ucho dzięki czemu na twarzy chłopca pojawił się lekki uśmiech. - Opiekujcie się siostrą – powiedział, po czym bez słowa odszedł.
            Odprowadziła go wzrokiem i spojrzała na swoich przyjaciół, którzy przyglądali się całej sytuacji z daleka. Shaylon nie miała ochoty na rozmowę z nimi, nie teraz. Teraz chciała jedynie spędzić czas ze swoimi braćmi. Wyjęła telefon z kieszeni i napisała wiadomość do Alissy: „Poradzimy sobie. Idźcie już. Proszę.” Wysłała sms'a i schowała telefon do kieszeni. Na prośbę chłopców chciała z nimi jeszcze zostać przy grobie matki, dzięki temu mieli możliwość pożegnania się z nią. Shaylon chociaż w ten sposób mogła im pomóc.

*

            Kiedy wrócili do domu było już późno, nadchodził wieczór. Żadne z nich nic nie mówiło. Żadne z nich nawet nie wiedziało, co mieliby powiedzieć. Wszystko działo się w zupełnej ciszy. Zjedli posiłek i udali się do pokoju dziewczyny. Żadne z nich nie chciało być w tym momencie samo. Położyli się na łóżku, a Max bez słowa wtulił się w swoją siostrę.
-Shaylon? A czy ja i Kevin trafimy teraz do domu dziecka? - chłopiec przerwał milczenie.
-Nie pozwolę na to, zrobię wszystko, żebyście ze mną zostali. Nikomu was nie oddam – zapewniła mocniej go do siebie przytulając.
-Boję się, że nas tobie zabiorą – powiedział cichutko.
-Nie masz się o co bać. Jesteście moimi braćmi, nie pozwolę, żeby coś wam się stało.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-A ty też kiedyś umrzesz? Tak, jak mama?  - zadał kolejne trudne pytanie, a dziewczyna poczuła jakby spadała w przepaść.
-Każdy z nas kiedyś umrze i nikt nie ma na to wpływu – zaczęła spokojnie po krótkim zastanowieniu. - Ale jak na razie nigdzie się nie wybieram. Dożyję czasów, kiedy będziesz miał żonę, dzieci, a może nawet wnuki i będę twoją natrętną starszą siostrą – uśmiechnęła się do niego i ucałowała czubek jego głowy.
-A Kevin umrze? - dopytywał się.
-Nie młody – odezwał się. - Ja będę twoim natrętnym starszym bratem.
-To dobrze, bo bardzo was kocham – wyznał.
-My ciebie też – posłała mu słodki uśmiech.
-Shaylon? A to tata zabił mamę? - zapytał, a brunetka kompletnie nie spodziewała się takiego pytania. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Kevina szukając u niego jakiegoś wsparcia.
-Tata jest chory... - zaczął chłopak, ale dziewczyna mu przerwała, chciała powiedzieć mu to sama.
-Posłuchaj, tata jest chory, pije za dużo alkoholu. Pamiętasz? Już kiedyś ci to tłumaczyłam – chłopiec kiwnął twierdząco głową na znak, że rozumie. - I czasami dzieje się tak, że przez to nie wie co robi, ale nie zabił mamy, jestem pewna. Tata ją kochał, nadal kocha, tak samo jak nas, ale jest chory i tak się zachowuje. A mama tak bardzo się tym wszystkim przejmowała i denerwowała i żeby się uspokoić brała takie tabletki i po prostu przypadkiem wzięła ich za dużo, ale tam na górze  będzie jej lepiej, jestem tego pewna – brunetka usłyszała swój łamiący się głos, przymknęła oczy i pocałowała swojego małego brata w czoło. - Tam będzie jej lepiej – powtórzyła głaskając go po głowie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-A teraz śpij, musisz być zmęczony – szepnęła.
-Ale muszę się do ciebie przytulic, bo inaczej nie zasnę – powiedział cicho i przytulił się do dziewczyny. Po chwili zaczął zasypiać, gdy brunetka głaskała go po głowie.
-Dziękuję – odezwał się Kevin.
-Za co?
-Za to, że z nami jesteś, że się nami opiekujesz, a wcale nie musisz tego robić – wyjaśnił.
-Muszę, bo jesteście moimi braćmi i was kocham – uśmiechnęła się. 

~~~~~~~~~~
Mam kryzys. Napisałam już 26 rozdział, ale mam wrażenie, że z tego opowiadania robi się jakaś sieczka, że nie ma w nim nic wyjątkowego, że to po prostu kolejna historia niczym się nie wyróżniająca. Nie wiem co mam z tym dalej zrobic... ;/
Mam tyle rozdziałów, ale to nie znaczy, że będą się częściej pojawiac, bo ktoś musiałby je za mnie przepisac z zeszytu na komputer, a ja tego tak nienawidzę... ugh! 
Postaram się jednak szybko dodac coś nowego, może kryzys w końcu zostawi mnie w spokoju...
@belieber_katy06

23 komentarze:

  1. Zajebiste to jest , co ty gadasz. Mam nadzieję że Shaylon zejdzie się z Justinem *,*
    Kocham tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ja kocham to jak piszesz, z uczuciem <3
    nie jestest żadną sieczką, jest przepiękne, że chce się aż płakać
    ja nie wiem co ty ze mną robisz tym opowiadaniem haha :))

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny i smutny rozdział to miłe ze strony Justina żę po tym wszystkim przyszedł na pogrzeb i kochana te opowiadanie jest wyjątkowe i jest cudowne nie ma drugiego takiego zapewniam cię to jest boskie i kocham to <3 @Laaandrynka

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział smutny, ale bardzo ładnie napisany :). Czekam na NN / laura.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Czekam na nowy ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, to jest cudowna. Prawie się popłakałam. ;( Tak mi szkoda Shaylon, Kevina i Maxa, :c
    Nie staje się twoje opowiadanie zwykłe, dla mnie jest wyjątkowe. Moim zdaniem właśnie inne i już doczekać się nie mogę następnych nowych rozdziałów : )

    OdpowiedzUsuń
  7. strasznie smutne :( liczyłam na coś więcej między shaylon i justinem, ale jak widze musze jeszcze poczekac :3 dawaj nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo piękny rozdział lecz trochę smutny :(
    uwielbiam twoje opowiadanie, masz talent, piszesz własnym sposobem. oby tak dalej <3

    zapraszam do mnie:

    www.ryzyukujac-zycie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. omg .. bosski rozdział *.* ... to opowiadanie jest cudowne . pisz dalej . ;) - @thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie jest samo w sobie wyjątkowe. Często dodajesz wątki miłosne, rodzinne i tak jak teraz - dodałaś akcję, czyli śmierć matki. Nie rezygnuj z tego opowiadania ani nic z tych rzeczy. Ono naprawdę jest świetne.
    Czułam, że matka Shaylon umrze, ale gdy to wsyztsko czytałam, to coś w środku zaczęło mnie ściskać. Wyobraziłam sobie ten dom, policję, ciało jej matki... Tragedia. Bardzo dobrze to opisałaś. Jedyne czego mi brakowało, to zbyt mało opisów uczuć dziewczyny.
    Justin zachował się bardzo dobrze. Przyszedł na pogrzeb matki Shaylon i w ten sposób pokazał, że cały czas interesuje się dziewczyną i jest ona dla niego ważna. Jestem ciekawa jak ich relacje potoczą się dalej. I jak naprawdę doszło do śmierci jej matki. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje mi się, że to tata Shaylon ją zabił, ale z drugiej strony wydaje mi się, że ona sama spadła z tych schodów. W końcu on płakał nad jej ciałem, ale mógł też płakać, bo zabił ją, a teraz tego żałuje. Jestem bardzo ciekawa jak naprawdę było. Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział! Jak go czytałam to aż mnie ciarki przeszły po plecach, to, że po tym wszystkim Jus przyszedł na ten pogrzeb świadczy jakim wyjątkowym facetem jest, dlaczego Shaylon tego nie docenia noo?? ;C Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, dasz radę mała, wierze w Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O jacie... Płakałam prawie przez cały rozdział, odkąd się dowiedziała o śmirci matki aż po ostatnie słowo twojej notatki, nie mogłam przestać. Niezwykle wzruszający i piękny ;) I wcale nie robi się z tego sieczka. Każdy rozdział jest jedyny w swoim rodzaju! Nie trzeba nic zmianiać, bo jest idealnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudny *-* Aww Justin pojawił się na tym pogrzebie po mimo tego co mu powiedziała :)
    I to opowiadanie wcale nie staję się sieczką, jest naprawdę świetne i ja uwielbiam je ;D
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj... Nie wiem kogo jest mi bardziej żal. Shaylon, że straciła matkę czy Justina, który nie ma pojęcia dlaczego ona go odtrąca.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie gadaj bzdur! To opowiadanie jest wyjątkowe! Mam nadzieję, że Justin będzie z Shaylon:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nieci Justin do niej wróci xd Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  17. wspaniałe opowiadanie, na prawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Boski :) miło ze strony Justina ze przyszedł !! Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam twoje opowiadanie ;* gdy je czytałam to się popłakałam ;( czekam na kolejny rozdział ;) ale proszę dodaj go najszybciej jak możesz bo ciekawi mnie jak potoczy się dalej ta historia ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. świetne jest! bardzo mi się podobają twoje opowiadania. Rozdział smutny i wzruszający :c czekam na następny! pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  21. dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały! ta historia tak mnie poruszyła,piszesz genialnie,brak mi słów.
    tak szkoda mi tej dziewczyny,serio,a teraz jest mi tak smutno.
    jeju chciałabym,aby ona wróciła do Justina i żeby wszystko było dobrze.
    serio nie wiem co jeszcze tutaj napisać,masz talent i nie zmarnuj go!
    czekam na następny rozdział,proszę przepisuj go szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  22. co ty gadasz ? to opowiadanie cudne czekam na nastepny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  23. nie spodziewałam się śmierci mamy Shaylon, spodobał mi się fakt, że Justin pojawił się na pogrzebie..

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate