Jadąc
w kierunku mieszkania dziewczyny, Justin dziękował sobie w duchu, że nie wypił
ani grama alkoholu na tej imprezie. Sam nie wiedział, dlaczego to robi,
dlaczego pomimo tego, jak potraktowała go dziewczyna, on jechał do niej na
zawołanie. Ale nie mógł tak po prostu tego zignorować, nie mógł jej olać, bo
ona naprawdę mogła go teraz potrzebować. Sama nie poprosiła go o pomoc, ale to
nieważne, po tym, co się pomiędzy nimi wydarzyło, nie ma się co dziwić. On
musiał tam pojechać, bo się po prostu martwił. Nie można przecież z dnia na
dzień przestać kogoś kochać. Nie można tak po prostu o kimś zapomnieć, nie o
kimś, kto dał ci tak wiele do zapamiętania.
Kiedy
zaparkował samochód pod kamienicą, wybiegł z samochodu tak szybko, jakby to
zależało od czyjegoś życia i może faktycznie tak było, może stało się coś
naprawdę złego. Zadzwonił do drzwi i nim się otworzyły, musiał poczekać jakieś
dwie minuty. Wiedział, że Shaylon jest w domu, dlatego nie odpuścił. Kiedy
zobaczył ją stojącą przed nim w spodniach dresowych i rozciągniętym swetrze,
wiedział że jest w złym stanie. Na dodatek czerwone oczy, zapewne od łez. Nie
wiedział, co się wydarzyło, ale nie wyglądało to najlepiej. Oczy dziewczyny
skierowały się na jego twarz. Była jednocześnie zdziwiona, zawstydzona i
przerażona.
-Justin – szepnęła cicho, nie mogła
wydusić z siebie żadnego innego słowa. Zamarła na jego widok.
-Max po mnie zadzwonił – wyjaśnił.
- Martwi się o ciebie – dodał.
-Jak to Max po ciebie zadzwonił? -
zapytała przerażona.
-Zadzwonił z twojego telefonu.
-Zupełnie niepotrzebnie –
powiedziała przeczesując dłonią włosy. - Przepraszam cię za niego. Mały ma
bujną wyobraźnię – uśmiechnęła się sztucznie, po czym chciała już się pożegnać
z szatynem i zamknąć za nim drzwi, jednak on ją powstrzymał.
-Zaczekaj. Mogę wejść? - zapytał. -
Max powiedział mi coś, o czym powinnaś wiedzieć – wyjaśnił.
Brunetka
spojrzała na niego niepewnie, po czym niechętnie wpuściła go do środka i
zaprowadziła do salonu, gdzie usiedli na kanapie i przez chwilę po prostu
nieśmiało się w siebie wpatrywali, jakby na nowo poznawali swoje twarze.
-Więc? - powiedziała wyczekująco.
-Max do mnie przed chwilą zadzwonił
i powiedział, że się o ciebie martwi, że ciągle płaczesz, bo pokłóciłaś się z
Kevinem. Powiedział, że boi się, że ich zostawisz i trafią do domu dziecka.
Chciał, żebym przyjechał jak najszybciej, więc jestem. Ja też się zmartwiłem po
tym, co od niego usłyszałem – Justin mówił spokojnie, ale w głębi bał się
reakcji dziewczyny, bał się, że każe mu się wynosić, że znów powie mu, żeby nie
wtrącał się w jej życie, jednak nie spodziewał się, że ona zareaguje zupełnie
odwrotnie.
-Nie radzę sobie – wyznała łamiącym
się głosem. - Myślałam, że opieka nad chłopcami będzie łatwa, ale oni są w
takim wieku, że potrzebują rodziny, rodziny, której ja nie mogę im dać – po jej
policzkach poleciało kilka łez, które szybko otarła. - Kevin powiedział mi
dzisiaj, że jestem tylko natrętną siostrą i nie mam prawa mu rozkazywać. To
prawda, nie mam takiego prawa, ale go kocham, kocham ich obu i chcę dla nich
jak najlepiej. I to nie chodzi o to, że zabolały mnie jego słowa. Tu chodzi o
świadomość tego, że nie mogę dać im tego, czego pragną – ukryła twarz w
dłoniach i zaczęła płakać. Mimo to, że czuła się okropnie, to rozmowa z Justinem
nieco jej pomogła i sprawiła, że jej ulżyło. Nie chciała go niepokoić, nie
chciała po raz kolejny obarczać go swoimi problemami, nie chciała niszczyć mu
życia, ale nie mogła nic poradzić na to, że tak bardzo mu ufała i gdy tylko
znajdował się obok, jej język się rozwiązywał, a z serca wypływały jej
wszystkie emocje. Przy Justinie nie potrafiła niczego ukrywać, nie potrafiła
udawać.
-Nie płacz – zabrał dłonie z jej
twarzy i swoimi kciukami otarł jej policzki. - Oni też cię kochają. A ty jesteś
najlepszą starszą siostrą jaką znam – uśmiechnął się. - Musisz dać im trochę
czasu, wiele ostatnio przeżyli i muszą się z tym wszystkim oswoić – zajrzał
głębiej w jej oczy. Były miodowe, wiedział, że jest smutna, że cierpi, ale
zobaczył coś jeszcze – małe świetliki nadziei, a przez chwilę miał wrażenie, że
kąciki jej ust uniosły się ku górze. Tęsknił za nią, teraz to zrozumiał.
Tęsknił za jej miękkimi ustami, za zarumienionymi policzkami, za kakaowymi
oczami, które przybierały ten kolor, kiedy była szczęśliwa, tęsknił za jej
spojrzeniem przeznaczonym tylko dla niego, za tym spojrzeniem pełnym uczuć.
Tęsknił za jej ciałem, które nie raz trzymał w ramionach, na jej zapachem, za
miękkimi włosami, za idealną talią. Tęsknił za nią całą. A teraz miał ją tak
blisko siebie. Nie wiedział jednak, jak daleko może się posunąć. Jeszcze raz
spojrzał jej w oczy i zbliżył swoje usta do jej ust, tak bardzo chciał ją
pocałować.
-Nie – odsunęła się od niego. - Nie
– powtórzyła.
-Dlaczego? - zapytał
zdezorientowany.
-Słuchaj, nie bez powodu
potraktowałam cię tak, jak cię potraktowałam. Naprawdę nie mogę się z tobą
spotykać – wyznała z bólem.
-Nie możesz czy nie chcesz?
-Nie mogę – powiedziała cicho.
-A chcesz? - nie dawał za wygraną.
-To i tak nie ma żadnego znaczenia.
-Dla mnie ma...
-Dobra, fajnie że przyszedłeś, ale
jak widzisz poza tym, że sobie nie radzę, wszystko jest w porządku –
powiedziała wstając ze swojego miejsca.
-Shaylon, proszę cię, nie bądź
taka...
-Jaka?
-Taka jak kiedyś. Zamknięta w sobie
– wyjaśnił podchodząc do niej. - Powiedz mi tylko, dlaczego? Zrobiłem coś
złego? - spojrzał na nią, ale ona szybko odwróciła wzrok.
-Nie. Ty nie zrobiłeś nic złego. To
ja po prostu jestem przeklęta, to ja niszczę ludziom życie. Więc proszę cię,
nie utrudniaj mi tego wszystkiego i uszanuj moją decyzję – powiedziała cicho.
-Skoro naprawdę tego chcesz, to dam
ci święty spokój. Ale porozmawiam z Kevinem, zgoda? Chcę ci po prostu pomóc.
-Zgoda – odpowiedziała po chwili
zastanowienia.
Gdy
szatyn udał się do pokoju chłopców, Shaylon nie wiedziała, co ma ze sobą
zrobić. Kusiło ją, żeby podsłuchać rozmowę, ale się powstrzymała. Siedziała na
kanapie i myślała o tym wszystkim, co powiedział jej Justin. Pomimo tego
wszystkiego, co mu zrobiła, pomimo tego, że złamała mu serce, że potraktowała go
tak okropnie, on nadal jej pomagał, nadal chciał jej szczęścia, chociaż ona już
tyle razy go zraniła. „Może on naprawdę mnie kocha?” - pomyślała. Czy gdyby mu
na niej nie zależało, przyjechałby do niej w piątkowy wieczór? Czy gdyby mu na
niej nie zależało, walczyłby o nią nawet wtedy gdyby wiedział, że przegrał?
Nie. To ją bolało, bo ona też go kochała, a mimo to nie mogła z nim być. To
chyba najgorsze uczucie z wszystkich możliwych.
Usłyszała
śmiech chłopców i rozbawiony głos Justina. Była zdenerwowana, bo nie wiedziała,
co się tam działo. Wyszła na korytarz i zobaczyła uśmiechniętego szatyna
wychodzącego z pokoju jej braci. Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął, co
trochę ją uspokoiło.
-Wszystko w porządku – powiedział w
końcu. - Chciałem cię jeszcze o coś zapytać – zaczął. - Może kiedyś zabrałbym
chłopców na jakiś mecz, albo do kina na jakiś film? Wolałem najpierw zapytać
ciebie, nie chciałbym cię denerwować – wyjaśnił.
-Zastanowię się – uśmiechnęła się.
- I dziękuję za wszystko.
-Mimo wszystko możesz na mnie
liczyć – kąciki jego ust delikatnie się uniosły ku górze. - To do zobaczenia...
kiedyś – powiedział cofając się do drzwi.
-Do kiedyś...
Justin
opuścił mieszkanie, a następnie budynek. Nie mógł uwierzyć, że znów się z nią
spotkał. Pomimo tego, że Shaylon nadal trzymała go na dystans, to cała ta
sytuacja dała mu jakąś nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że jest o co
walczyć. Myślał, że ona go nienawidzi, ale chyba tak nie było. Bo Shaylon
nienawidziła samej siebie, ale on jeszcze nie wiedział z jakiego powodu, ale
dążył do tego, żeby się dowiedzieć. A najbardziej dążył do tego, żeby ją
odzyskać.
*
Po
wyjściu Justina Shaylon wróciła na swoje miejsce na kanapie i głęboko
westchnęła. Co mogła zrobić, żeby jej życie było normalne? Co mogła zrobić,
żeby odzyskać szczęście? Co mogła zrobić, żeby móc być z Justinem bez
przeszkód, bez ludzi, którzy źle jej życzą?
-Shaylon? - głos Kevina wyrwał ją z
zamyślenia. Spojrzała w jego kierunku i lekko się uśmiechnęła. Chłopak usiadł
obok niej, a po chwili w pokoju pojawił się także Max i usiadł po drugiej
stronie. - Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem. Wiesz jak jest,
prawda? Wiem, że się starasz, a ja cię olewam i źle traktuję, dlatego
przepraszam. Justin powiedział mi, że się o nas martwisz i powiedział, żebym
cię szanował, bo robisz to wszystko dla naszego szczęścia. Przepraszam.
Postaram się panować nad emocjami – uśmiechnął się, a brunetka jeszcze przez
krótką chwilę wpatrywała się w swojego brata, po czym mocno go przytuliła.
-Cieszę się, że to zrozumiałeś –
uśmiechnęła się i pocałowała go w czubek głowy.
-Jesteś pewna, że chcesz w ten
sposób zakończyć znajomość z Justinem? Przecież jemu na tobie zależy, to widać.
Zrobiłby dla ciebie wszystko – stwierdził odsuwając się od niej. Dziewczyna nie
wiedziała, co powiedzieć, dlatego spuściła wzrok .
-Ej, ja też chcę się poprzytulać –
wtrącił się Max. Shaylon uśmiechnęła się w jego stronę, po czym mocno go do
siebie przytuliła.
-A ty chyba powinieneś dostać ode
mnie klapsa – zagroziła. - Po co zadzwoniłeś do Justina? - zapytała
wyczekująco.
-Bo na pogrzebie mamy Justin
powiedział mi, że mam się tobą opiekować i gdyby coś złego się działo, to mam
do niego zadzwonić – powiedział cicho. Shaylon spojrzała na swojego młodszego
brata i blado się uśmiechnęła.
-Nie musisz się o mnie martwic. Ani
ty, ani Kevin. Nie musicie, a nawet nie możecie. Jesteście mali, powinniście
być szczęśliwi i beztroscy. Chciałabym wam dać namiastkę dzieciństwa i nie chcę
żebyście się czymkolwiek przejmowali. Jesteście dla mnie najważniejsi –
powiedziała przytulając ich do siebie.
-A może zgodzisz się, żebyśmy
poszli gdzieś z Justinem, no wiesz tak jak kiedyś? - zaproponował Kevin. -
Wiem, że to dla ciebie trudne, ale...
-Kevin, nie wiem czy to dobry
pomysł, ale pomyślę o tym – uśmiechnęła się.
*
Szatyn
siedział w swoim pokoju z twarzą ukrytą w dłoniach. Powoli spadał tracąc sens
swojego życia. Zaczynało do niego docierać, że już nie odzyska Shaylon.
Najbardziej bolała go ta bezsilność. Z jednej strony miał nadzieję, ale z drugiej
był kompletnie załamany... Był zły na samego siebie za to, że zakochał się w
dziewczynie, która nie chce z nim być. Próbował być dla niej zimny, ale gdy
tylko ona znajdowała się blisko niego, jego serce miękło. Za to cierpieli na
tym ludzie z jego otoczenia. Justin wyżywał się na wszystkim i wszystkich za
to, że nieszczęśliwie się zakochał.
-Skarbie? - usłyszał za plecami,
ale nie zareagował. - Skarbie, co się dzieje? - poczuł jak łóżko się ugina pod
wpływem ciężaru dziewczyny.
-Zostaw mnie w spokoju - warknął.
-Nie bądź taki – powiedziała
przytulając się do jego pleców. Zaczęła całować go po karku jednocześnie
wplatając palce w jego włosy. Justin gwałtownie wstał ze swojego miejsca i
uderzył pięścią w ścianę. Dziewczyna się przeraziła zachowaniem szatyna i nie
wiedziała, co zrobić.
-Z nami koniec. Masz tydzień na
znalezienie sobie jakiegoś mieszkania – powiedział chłodno.
-Ale myślałam... - nie dał jej
dokończyć.
-Myślałaś, że będziemy razem do
końca życia? A może myślałaś, że cię kocham? - prychnął.
-Myślałam, że jesteś inny, ale ty
widocznie też jesteś taki, jak cała reszta chłopaków, którym zależy tylko na
jednym. Myślałam, że masz trochę serca, ale widocznie się myliłam – powiedziała
zduszonym głosem pokazując tym samym swoją słabość.
Spojrzała ostatni raz na szatyna, po czym
opuściła pokój trzaskając drzwiami. Justin wiedział, że źle zrobił, że źle ją
potraktował, ale nie mógł tego dłużej ciągnąc. A poza tym, poczuł teraz jakąś
ulgę. Potraktował Cindy tak, jak sam niedawno został potraktowany przez
Shaylon. Może chciał, żeby ktoś poczuł się tak, jak on. Wiedział, że takie
zachowanie jest podłe, ale nie panował nad tym, chciał się odegrać. Myślał, że
dzięki temu w jakiś sposób o tym wszystkim zapomni.
Usłyszał
pukanie do drzwi i po chwili pojawił się w nich Ryan, z którym wynajmował
mieszkanie. Domyślał się w jakiej sprawie przyszedł.
-Stary, coś ty jej zrobił? Wybiegła
zapłakana – powiedział tak, jakby chciał go o tym poinformować, ale szatyn
dobrze wiedział, jak ją potraktował i wiedział, jak ona na to zareagowała.
-Nie mogłem tego dłużej ciągnąc,
więc z nią zerwałem... - oznajmił.
-Tylko mi nie mów, że...
-I tak jej nie kochałem i z naszego
związku nic by nie było, więc nie praw mi kazań, jaki to ja jestem zły –
syknął.
-To przez tą twoją „miłość życia”?
Stary, zapomnij o niej, zobacz jak się przez nią zachowujesz. Nie ona pierwsza
i nie ostatnia – powiedział wzruszając ramionami.
-Łatwo ci powiedzieć, bo ty
zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki i w żadnej nie byłeś zakochany, więc nie
pieprz mi tu jakichś głupot.
-A skąd możesz wiedzieć, że nikogo
nigdy nie kochałem? Może znalazłem dobry sposób, żeby zapominać o tych
wszystkich laskach...
-Tssaaa... ciekawe jaki?
-Masz jej zdjęcie? - zapytał, a
Justin spojrzał na niego zdezorientowany, ale kiwnął twierdząco głową. - No to
weź to zdjęcie, napatrz się na nią, a potem je podrzyj. Ulży ci, coś o tym wiem
– wyjaśnił.
-I co mi to da?
-Zależy... Jeśli dobrze to
rozegrasz, to o niej zapomnisz, ale musisz tego chcieć. Ja robiłem to tak,
brałem zdjęcie, mówiłem, że to koniec i je darłem... Działało – powiedział
posyłając szatynowi cwany uśmiech. - Zawsze możesz spróbować, najwyżej nie
pomoże... A jeśli to nic nie da, napisz do niej pożegnalny list. Wcale nie musisz jej go dawać, ale przynajmniej będziesz miał świadomość tego, że to zakończyłeś, może łatwiej ci będzie zapomnieć - szatyn zmarszczył brwi słuchając przyjaciela, który według niego plótł jakieś głupoty, ale z drugiej strony mogło to mieć jakiś sens...
Ryan
wyszedł z pokoju Justina, a ten rzucił się na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
Ciężko westchnął i przez chwilę wpatrywał się w sufit. Może Ryan miał rację?
Może to czas, żeby to zakończyć? Justin usiadł na skraju łóżka i wyjął z szafki
nocnej zdjęcie Shaylon, sam nie wiedział, dlaczego jeszcze je ma, już dawno
powinien był je podrzeć, żeby łatwiej mu było zapomnieć. W tej chwili chciał to
zrobić, ale spojrzał na jej uśmiechniętą twarz, na jej radosne oczy i usta
uformowane w podkówkę. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł o niej zapomnieć w jednej
chwili. Za dużo dla niego znaczyła. Pomimo tego, że wciąż ją rozpamiętując,
wcale sobie nie pomagał, to nie mógł tak z dnia na dzień wyrzucić jej ze
swojego życia. Musiał przekonać się, że już naprawdę nie można nic zrobić i
dopiero wtedy będzie mógł z czystym sumieniem wyrzucić ją ze swojej pamięci.
*
Brunetka
siedziała w salonie i czekała na swoich przyjaciół, którzy mieli ją odwiedzić.
Myślała o poprzednim dniu, przypomniała sobie wyraz twarzy Justina, kiedy
przyjechał do niej po telefonie Max'a. Wciąż nie mogła się pozbyć z głowy jego
słów, kiedy mówił, że się o nią martwi. Na początku myślała, że przyjechał
tylko po to, żeby w jakiś sposób uspokoić swoje sumienie, ale gdy z nim
rozmawiała, był szczery, naprawdę się o nią martwił. Zrozumiała coś jeszcze.
Dopóki mieszkają w jednym mieście, taka sytuacja będzie się powtarzać. Od
jakiegoś czasu myślała o przeprowadzce. Gdyby się zdecydowała, miałaby
zapewnianą pracę w podobnej redakcji, a wszystko inne mogłoby się jakoś ułożyć.
Bała się, ale jednocześnie nie wiedziała innego wyjścia z całej tej sytuacji.
Usłyszała
dzwonek do drzwi, wstała ze swojego miejsca i udała się w ich kierunki, żeby je
otworzyć. Wpuściła swoich przyjaciół do mieszkania i poleciła im, żeby usiedli
w salonie.
-Napijecie się czegoś? - zapytała.
-Nie, usiądź, chcemy ci o czymś
powiedzieć – oznajmili spoglądając na siebie.
-Coś się dzieje? - zapytała bacznie
im się przyglądając. Alissa złapała Davida za rękę i się uśmiechnęła. - Tylko
mi nie mów, że jesteś w ciąży – powiedziała przestraszona.
-Nie – uspokoiła ją. - Na razie nie
– uśmiechnęła się tajemniczo.
-Więc co się dzieje? -
niecierpliwiła się.
-Bierzemy ślub – powiedział
chłopak.
-Ślub?
-Tak, ślub... Już dawno o tym
myśleliśmy, ale ze względu na to, co się działo w twoim życiu, nie chcieliśmy
się śpieszyć – wyjaśniła.
-Powinnam się na was obrazić za to,
że ze względu na mnie pokrzyżowaliście sobie plany – oburzyła się. - Ale nie
będę się gniewać, bo za bardzo was kocham – uśmiechnęła się i usiadła obok
swojej przyjaciółki. - Więc macie już jakąś wstępną datę? - zapytała
zaciekawiona.
-Myśleliśmy o marcu, ale
zdecydowaliśmy się na 28 października – oznajmiła.
-Tak szybko?
-Chcieliśmy szybciej, ale nie było
żadnych wolnych terminów – wyjaśnił.
-Nie śpieszcie się za bardzo. Może
powinniście się lepiej poznać – przyjaciele spojrzeli zdziwieni na Shaylon.
-Znamy się od lat. Kochamy się,
więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zmieniać zdanie.
-Przepraszam. Chodziło mi tylko o
to, że czasami dopiero po czasie dowiaduje się czegoś o drugiej osobie, ale
wtedy jest już za późno – spuściła głowę przypominając sobie o rozmowie ze
swoją matką i o tym, jak dowiedziała się całej prawdy.
-Jesteśmy ze sobą tak długo, że
chcemy już być ze sobą zawsze. Nieważne co by się działo. Twoja mama pewnie też
kochała twojego ojca, pomimo wszystko – Alissa nie zdążyła ogryźć się w język i
chyba powiedziała o kilka słów za dużo. - Przepraszam, nie powinnam była tego
mówić.
-Dobrze zrobiłaś. Powiedziałaś
prawdę, a wiesz, jak bardzo cenię sobie szczerość. Muszę w końcu zrozumieć, że
nie każdy facet jest taki, jak mój ojciec, a David jest wspaniały i nigdy cię
nie skrzywdzi. Ja będę zawsze trzymać za was kciuki.
-I mam nadzieję, że zostaniesz moją
druhną...
-No wiesz – oburzyła się. - A masz
jakąś inną najlepszą przyjaciółkę?
-Nie mam – uśmiechnęła się. - I
musisz mi pomóc wybrać sukienkę.
-Zaczyna się – jęknął David.
-Nie marudź – Alissa uderzyła go w
ramię.
-To wy tu sobie pogadajcie, a ja
może pójdę do chłopców, przypomnę sobie, jak to jest być dzieckiem – powiedział
wstając ze swojego miejsca.
-Ty wciąż jesteś dzieckiem –
podsumowała dziewczyna.
-Dzięki Kochanie – uśmiechnął się
wychodząc z pomieszczenia.
-No to teraz mów, co się dzieje –
nalegała brunetka.
-A co ma się dziać?
-Oh dobrze wiesz o czym mówię...
-Zastanawiam się nad przeprowadzką
do innego miasta – wyznała.
-Dlaczego?
-Za każdym razem kiedy widzę
Justina, to sprawia mi ból. Mogłam z nim być, mogłam czuć się kochana i
szczęśliwa, ale przez mojego ojca wszystko pękło jak bańka mydlana.
-Kochasz go? - Shaylon kiwnęła
głową. - Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo nie wiem przez co przechodzisz i co
czujesz, ale wiem, że jeśli on też cię kocha, to wasze drogi prędzej czy
później się zejdą.
-Chciałabym w to wierzyć.
-Jeśli się w coś mocno wierzy, to
może się to spełnić.
-Dziękuję – Shay blado się
uśmiechnęła do swojej przyjaciółki, po czym się do niej przytuliła.
-Mogę ci coś doradzić? - zapytała
Alissa.
-Jesteś moją przyjaciółką.
-Zapomnij o nim. To jedyne
rozwiązanie w tym wszystkim. Wiem, że nie będzie to łatwe, bo Justin zajmuje
ważne miejsce w twoim sercu i możliwe, że nigdy się to nie zmieni, ale musisz
spróbować. Musisz ułożyć sobie życie na nowo. Inaczej nigdy nie będziesz
szczęśliwa.
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko, a
najbardziej za to, że jesteś moją przyjaciółką.
*
Może
szczęście nie jest nam pisane. Może wdzięczność nie musi łączyć się z radością.
Może wdzięczność to świadomość tego, co mamy. To radość z małych zwycięstw. To
podziw dla walki, jaką trzeba toczyć, żeby po prostu być człowiekiem. Może
jesteśmy wdzięczni za zwyczajne rzeczy, o których wiemy. A może za rzeczy,
których może nie poznamy. Ostatecznie liczy się to, że nadal mamy odwagę stać
na nogach i to jest powód, aby świętować.
Wdzięczność.
Uznanie. Dziękczynienie. Jakiegokolwiek słowa użyjemy, rzecz sprowadza się do
jednego: zadowolenia. Powinniśmy być zadowoleni. Wdzięczni za przyjaciół,
rodzinę. Musimy cieszyć się, że żyjemy. Czy tego chcemy, czy nie...
~~~~~~~~
Domyślam się, że spodziewaliście się czegoś innego, pewnie tego, że Justin i Shaylon będą razem, ale tak się nie stało. Zaplanowałam sobie to opowiadanie już dawno dawno temu i jak tylko zaczęłam je pisać, wiedziałam, jak się to wszystko potoczy... to wszystko jest zaplanowane. I już niedługo pojawi się moment z prologu, więc bądźcie cierpliwi, w swoim czasie wszystko się wyjaśni i ułoży, musicie mi zaufać ;)
Dziękuję za tak wiele komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Kiedy je czytałam, to robiło mi się tak przyjemnie, że chyba nawet sobie nie możecie tego wyobrazić. KOCHAM WAS!!! :)
@belieber_katy06
o matko.. świetny rozdział, jak zawsze..
OdpowiedzUsuńna prawdę nie wrócą do siebie?
będę musiała jakoś to przeżyć :c
czekam na następny :)
pozdrawiam!
cudowny rozdział! uwielbiam to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdzial. Niech oni w koncu beda razem. Prosze.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial
Ale jak To Oni nie beda razem? Ze wgl nie beda? Pls nie rob tego! Rozdzial jest super
OdpowiedzUsuńJa bardzo się cieszę, że ta historia potoczyła się tak a nie inaczej. Ta ma w sobie to 'coś' czego nie ma żadne inne opowiadanie. Nie jest zbytnio przesłodzone, gdzie głównych bohaterów spotykają same dobre rzeczy i są na dobre i na złe. Ani jest również takie, że główna bohaterka siedzi całymi dniami i ryczy, bo to matka jej umrze, toojciec czy bóg wie co. I wcale nie mam na myśli tego, że to jest złe, bo z pewnością jest interesujące, tylko problem w tym, że niektórzy nie znają umiaru. A u ciebie to jest wypośrodkowane, wszystko do siebie idealnie pasuje i się uzupełnia. Nic tylko zachwalać Cię! ;*My też Cię kochamy <3
OdpowiedzUsuńSzkoda ze nie bedą razem teraz a nam nadzieje ze pózniej bedą :) czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńjeeeeeeeej *.* to opowiadanie jest takie niesamowite !
OdpowiedzUsuńjejku, to jest zajebiste!
OdpowiedzUsuńCudny rozdział i miałaś rację myślałam że się zejdą ale niestety ;c Kocham to i jeju moment z prologu asgdfgdgsgdfdfgd <3 To świetne opowiadanie na prawdę jest boskie :** @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńjeeej normalnie boskie *.* swietne to jest
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuń@polly325
To jest genialne <3 Uwielbiam tego bloga. Dobrze, że oni jeszcze nie są razem, bo jak by już teraz byli w tym rozdziale, to trochę by to straciło swój urok *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
Nie mam zastrzeżeń :)
OdpowiedzUsuńMogę wiedzieć ile przewidujesz rozdziałów?
W sumie to sama nie wiem, jak zaczynałam to opowiadanie pisac, to myślałam, że się tak zmieszczę w 30, ale teraz stwierdzam, że to będzie dłuuuuuugie opowiadanie :)
UsuńNIEEEE! ONI NIE MOGĄ O SOBIE ZAPOMNIEĆ! NIE ZGADZAM SIĘ! O rany jak czytałam ten rozdział, to aż czułam ten ból serca kiedy Shaylon chciała wyjechać a Justin zapomnieć. Kobietooo mam nadzieję, że naprawdę nieźle to rozegrałaś bo ci nie daruję ! :)
OdpowiedzUsuńwspaniały :>
OdpowiedzUsuńjeju <3 walić wszystkich i wszystko, muszą być razem. oboje tak strasznie się kochają, ale nie mogą być razem. no kurde :/
OdpowiedzUsuńTak, myślałam, że Shaylon będzie z Justinem, że dzięki telefonowi Maxa wszystko się ułoży. Niestety... Boję się, że wymyśliłaś sobie zakończenie, że oni już nigdy nie będą razem. Z jednej strony byłoby to dobre, bo wszystkie opowiadania zawsze kończą się happy endem, a Ty zrobiłabyś coś innego, nowego. Z drugiej strony nie chcę tego, bo oni do siebie pasują i bardzo się kochają. Nie wiem jak to wszystko rozegrasz, ale się boję. :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle udany i dłuższy od poprzednich, za co masz u mnie ogromnego plusa. :) Justin jest bardzo kochany. Widać, że kocha Shaylon. Pomimo tego jak go potraktowała, on i tak chce jej pomóc. No prawdziwa miłość. I dlaczego oni nie mogą być razem?! :c Fajnie, że Alissa i David biorą ślub. Chociaż im w życiu się układa. Tworzą fajną parę. ;)
Pozdrawiam ;3
Boski ! Zapraszam na http://justin-nothing-like-us.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMATKO BALUVCLIU BRAK SŁÓW CLABCBVLIA
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NN ! <3
Kocham *.*
OdpowiedzUsuń@_fidelidad
Ja już się nie mogę doczekać, aż oni będą razem! No proszę niech będą w końcu szczęśliwi :)
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity!
Czekam na nn <3
Jesteś świetna. Nigdy nie przestawaj pisać opowiadań - to jest twój talent! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że Shaylon i Justin będą razem. / http://kelsey-justin.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjejku nie podoba mi się jak Shaylon traktuje Justina...
OdpowiedzUsuńWkurza mnie Alissa i Ryan ;__; Oni powinni im pomóc, żeby byli razem. No ale widocznie tak miało być...
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ! Uwielbiam twoje opowiadania. :) Lecę czytać dalej :)