11.5.13

Dwudziesty pierwszy

            Jadąc w kierunku mieszkania dziewczyny, Justin dziękował sobie w duchu, że nie wypił ani grama alkoholu na tej imprezie. Sam nie wiedział, dlaczego to robi, dlaczego pomimo tego, jak potraktowała go dziewczyna, on jechał do niej na zawołanie. Ale nie mógł tak po prostu tego zignorować, nie mógł jej olać, bo ona naprawdę mogła go teraz potrzebować. Sama nie poprosiła go o pomoc, ale to nieważne, po tym, co się pomiędzy nimi wydarzyło, nie ma się co dziwić. On musiał tam pojechać, bo się po prostu martwił. Nie można przecież z dnia na dzień przestać kogoś kochać. Nie można tak po prostu o kimś zapomnieć, nie o kimś, kto dał ci tak wiele do zapamiętania.
            Kiedy zaparkował samochód pod kamienicą, wybiegł z samochodu tak szybko, jakby to zależało od czyjegoś życia i może faktycznie tak było, może stało się coś naprawdę złego. Zadzwonił do drzwi i nim się otworzyły, musiał poczekać jakieś dwie minuty. Wiedział, że Shaylon jest w domu, dlatego nie odpuścił. Kiedy zobaczył ją stojącą przed nim w spodniach dresowych i rozciągniętym swetrze, wiedział że jest w złym stanie. Na dodatek czerwone oczy, zapewne od łez. Nie wiedział, co się wydarzyło, ale nie wyglądało to najlepiej. Oczy dziewczyny skierowały się na jego twarz. Była jednocześnie zdziwiona, zawstydzona i przerażona.
-Justin – szepnęła cicho, nie mogła wydusić z siebie żadnego innego słowa. Zamarła na jego widok.
-Max po mnie zadzwonił – wyjaśnił. - Martwi się o ciebie – dodał.
-Jak to Max po ciebie zadzwonił? - zapytała przerażona.
-Zadzwonił z twojego telefonu.
-Zupełnie niepotrzebnie – powiedziała przeczesując dłonią włosy. - Przepraszam cię za niego. Mały ma bujną wyobraźnię – uśmiechnęła się sztucznie, po czym chciała już się pożegnać z szatynem i zamknąć za nim drzwi, jednak on ją powstrzymał.
-Zaczekaj. Mogę wejść? - zapytał. - Max powiedział mi coś, o czym powinnaś wiedzieć – wyjaśnił.
            Brunetka spojrzała na niego niepewnie, po czym niechętnie wpuściła go do środka i zaprowadziła do salonu, gdzie usiedli na kanapie i przez chwilę po prostu nieśmiało się w siebie wpatrywali, jakby na nowo poznawali swoje twarze.
-Więc? - powiedziała wyczekująco.
-Max do mnie przed chwilą zadzwonił i powiedział, że się o ciebie martwi, że ciągle płaczesz, bo pokłóciłaś się z Kevinem. Powiedział, że boi się, że ich zostawisz i trafią do domu dziecka. Chciał, żebym przyjechał jak najszybciej, więc jestem. Ja też się zmartwiłem po tym, co od niego usłyszałem – Justin mówił spokojnie, ale w głębi bał się reakcji dziewczyny, bał się, że każe mu się wynosić, że znów powie mu, żeby nie wtrącał się w jej życie, jednak nie spodziewał się, że ona zareaguje zupełnie odwrotnie.
-Nie radzę sobie – wyznała łamiącym się głosem. - Myślałam, że opieka nad chłopcami będzie łatwa, ale oni są w takim wieku, że potrzebują rodziny, rodziny, której ja nie mogę im dać – po jej policzkach poleciało kilka łez, które szybko otarła. - Kevin powiedział mi dzisiaj, że jestem tylko natrętną siostrą i nie mam prawa mu rozkazywać. To prawda, nie mam takiego prawa, ale go kocham, kocham ich obu i chcę dla nich jak najlepiej. I to nie chodzi o to, że zabolały mnie jego słowa. Tu chodzi o świadomość tego, że nie mogę dać im tego, czego pragną – ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Mimo to, że czuła się okropnie, to rozmowa z Justinem nieco jej pomogła i sprawiła, że jej ulżyło. Nie chciała go niepokoić, nie chciała po raz kolejny obarczać go swoimi problemami, nie chciała niszczyć mu życia, ale nie mogła nic poradzić na to, że tak bardzo mu ufała i gdy tylko znajdował się obok, jej język się rozwiązywał, a z serca wypływały jej wszystkie emocje. Przy Justinie nie potrafiła niczego ukrywać, nie potrafiła udawać.
-Nie płacz – zabrał dłonie z jej twarzy i swoimi kciukami otarł jej policzki. - Oni też cię kochają. A ty jesteś najlepszą starszą siostrą jaką znam – uśmiechnął się. - Musisz dać im trochę czasu, wiele ostatnio przeżyli i muszą się z tym wszystkim oswoić – zajrzał głębiej w jej oczy. Były miodowe, wiedział, że jest smutna, że cierpi, ale zobaczył coś jeszcze – małe świetliki nadziei, a przez chwilę miał wrażenie, że kąciki jej ust uniosły się ku górze. Tęsknił za nią, teraz to zrozumiał. Tęsknił za jej miękkimi ustami, za zarumienionymi policzkami, za kakaowymi oczami, które przybierały ten kolor, kiedy była szczęśliwa, tęsknił za jej spojrzeniem przeznaczonym tylko dla niego, za tym spojrzeniem pełnym uczuć. Tęsknił za jej ciałem, które nie raz trzymał w ramionach, na jej zapachem, za miękkimi włosami, za idealną talią. Tęsknił za nią całą. A teraz miał ją tak blisko siebie. Nie wiedział jednak, jak daleko może się posunąć. Jeszcze raz spojrzał jej w oczy i zbliżył swoje usta do jej ust, tak bardzo chciał ją pocałować.
-Nie – odsunęła się od niego. - Nie – powtórzyła.
-Dlaczego? - zapytał zdezorientowany.
-Słuchaj, nie bez powodu potraktowałam cię tak, jak cię potraktowałam. Naprawdę nie mogę się z tobą spotykać – wyznała z bólem.
-Nie możesz czy nie chcesz?
-Nie mogę – powiedziała cicho.
-A chcesz? - nie dawał za wygraną.
-To i tak nie ma żadnego znaczenia.
-Dla mnie ma...
-Dobra, fajnie że przyszedłeś, ale jak widzisz poza tym, że sobie nie radzę, wszystko jest w porządku – powiedziała wstając ze swojego miejsca.
-Shaylon, proszę cię, nie bądź taka...
-Jaka?
-Taka jak kiedyś. Zamknięta w sobie – wyjaśnił podchodząc do niej. - Powiedz mi tylko, dlaczego? Zrobiłem coś złego? - spojrzał na nią, ale ona szybko odwróciła wzrok.
-Nie. Ty nie zrobiłeś nic złego. To ja po prostu jestem przeklęta, to ja niszczę ludziom życie. Więc proszę cię, nie utrudniaj mi tego wszystkiego i uszanuj moją decyzję – powiedziała cicho.
-Skoro naprawdę tego chcesz, to dam ci święty spokój. Ale porozmawiam z Kevinem, zgoda? Chcę ci po prostu pomóc.
-Zgoda – odpowiedziała po chwili zastanowienia.
            Gdy szatyn udał się do pokoju chłopców, Shaylon nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Kusiło ją, żeby podsłuchać rozmowę, ale się powstrzymała. Siedziała na kanapie i myślała o tym wszystkim, co powiedział jej Justin. Pomimo tego wszystkiego, co mu zrobiła, pomimo tego, że złamała mu serce, że potraktowała go tak okropnie, on nadal jej pomagał, nadal chciał jej szczęścia, chociaż ona już tyle razy go zraniła. „Może on naprawdę mnie kocha?” - pomyślała. Czy gdyby mu na niej nie zależało, przyjechałby do niej w piątkowy wieczór? Czy gdyby mu na niej nie zależało, walczyłby o nią nawet wtedy gdyby wiedział, że przegrał? Nie. To ją bolało, bo ona też go kochała, a mimo to nie mogła z nim być. To chyba najgorsze uczucie z wszystkich możliwych.
            Usłyszała śmiech chłopców i rozbawiony głos Justina. Była zdenerwowana, bo nie wiedziała, co się tam działo. Wyszła na korytarz i zobaczyła uśmiechniętego szatyna wychodzącego z pokoju jej braci. Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął, co trochę ją uspokoiło.
-Wszystko w porządku – powiedział w końcu. - Chciałem cię jeszcze o coś zapytać – zaczął. - Może kiedyś zabrałbym chłopców na jakiś mecz, albo do kina na jakiś film? Wolałem najpierw zapytać ciebie, nie chciałbym cię denerwować – wyjaśnił.
-Zastanowię się – uśmiechnęła się. - I dziękuję za wszystko.
-Mimo wszystko możesz na mnie liczyć – kąciki jego ust delikatnie się uniosły ku górze. - To do zobaczenia... kiedyś – powiedział cofając się do drzwi.
-Do kiedyś...
            Justin opuścił mieszkanie, a następnie budynek. Nie mógł uwierzyć, że znów się z nią spotkał. Pomimo tego, że Shaylon nadal trzymała go na dystans, to cała ta sytuacja dała mu jakąś nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że jest o co walczyć. Myślał, że ona go nienawidzi, ale chyba tak nie było. Bo Shaylon nienawidziła samej siebie, ale on jeszcze nie wiedział z jakiego powodu, ale dążył do tego, żeby się dowiedzieć. A najbardziej dążył do tego, żeby ją odzyskać.

*

            Po wyjściu Justina Shaylon wróciła na swoje miejsce na kanapie i głęboko westchnęła. Co mogła zrobić, żeby jej życie było normalne? Co mogła zrobić, żeby odzyskać szczęście? Co mogła zrobić, żeby móc być z Justinem bez przeszkód, bez ludzi, którzy źle jej życzą?
-Shaylon? - głos Kevina wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała w jego kierunku i lekko się uśmiechnęła. Chłopak usiadł obok niej, a po chwili w pokoju pojawił się także Max i usiadł po drugiej stronie. - Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem. Wiesz jak jest, prawda? Wiem, że się starasz, a ja cię olewam i źle traktuję, dlatego przepraszam. Justin powiedział mi, że się o nas martwisz i powiedział, żebym cię szanował, bo robisz to wszystko dla naszego szczęścia. Przepraszam. Postaram się panować nad emocjami – uśmiechnął się, a brunetka jeszcze przez krótką chwilę wpatrywała się w swojego brata, po czym mocno go przytuliła.
-Cieszę się, że to zrozumiałeś – uśmiechnęła się i pocałowała go w czubek głowy.
-Jesteś pewna, że chcesz w ten sposób zakończyć znajomość z Justinem? Przecież jemu na tobie zależy, to widać. Zrobiłby dla ciebie wszystko – stwierdził odsuwając się od niej. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć, dlatego spuściła wzrok .
-Ej, ja też chcę się poprzytulać – wtrącił się Max. Shaylon uśmiechnęła się w jego stronę, po czym mocno go do siebie przytuliła.
-A ty chyba powinieneś dostać ode mnie klapsa – zagroziła. - Po co zadzwoniłeś do Justina? - zapytała wyczekująco.
-Bo na pogrzebie mamy Justin powiedział mi, że mam się tobą opiekować i gdyby coś złego się działo, to mam do niego zadzwonić – powiedział cicho. Shaylon spojrzała na swojego młodszego brata i blado się uśmiechnęła.
-Nie musisz się o mnie martwic. Ani ty, ani Kevin. Nie musicie, a nawet nie możecie. Jesteście mali, powinniście być szczęśliwi i beztroscy. Chciałabym wam dać namiastkę dzieciństwa i nie chcę żebyście się czymkolwiek przejmowali. Jesteście dla mnie najważniejsi – powiedziała przytulając ich do siebie.
-A może zgodzisz się, żebyśmy poszli gdzieś z Justinem, no wiesz tak jak kiedyś? - zaproponował Kevin. - Wiem, że to dla ciebie trudne, ale...
-Kevin, nie wiem czy to dobry pomysł, ale pomyślę o tym – uśmiechnęła się.

*

            Szatyn siedział w swoim pokoju z twarzą ukrytą w dłoniach. Powoli spadał tracąc sens swojego życia. Zaczynało do niego docierać, że już nie odzyska Shaylon. Najbardziej bolała go ta bezsilność. Z jednej strony miał nadzieję, ale z drugiej był kompletnie załamany... Był zły na samego siebie za to, że zakochał się w dziewczynie, która nie chce z nim być. Próbował być dla niej zimny, ale gdy tylko ona znajdowała się blisko niego, jego serce miękło. Za to cierpieli na tym ludzie z jego otoczenia. Justin wyżywał się na wszystkim i wszystkich za to, że nieszczęśliwie się zakochał.
-Skarbie? - usłyszał za plecami, ale nie zareagował. - Skarbie, co się dzieje? - poczuł jak łóżko się ugina pod wpływem ciężaru dziewczyny.
-Zostaw mnie w spokoju - warknął.
-Nie bądź taki – powiedziała przytulając się do jego pleców. Zaczęła całować go po karku jednocześnie wplatając palce w jego włosy. Justin gwałtownie wstał ze swojego miejsca i uderzył pięścią w ścianę. Dziewczyna się przeraziła zachowaniem szatyna i nie wiedziała, co zrobić.
-Z nami koniec. Masz tydzień na znalezienie sobie jakiegoś mieszkania – powiedział chłodno.
-Ale myślałam... - nie dał jej dokończyć.
-Myślałaś, że będziemy razem do końca życia? A może myślałaś, że cię kocham? - prychnął.
-Myślałam, że jesteś inny, ale ty widocznie też jesteś taki, jak cała reszta chłopaków, którym zależy tylko na jednym. Myślałam, że masz trochę serca, ale widocznie się myliłam – powiedziała zduszonym głosem pokazując tym samym swoją słabość.
             Spojrzała ostatni raz na szatyna, po czym opuściła pokój trzaskając drzwiami. Justin wiedział, że źle zrobił, że źle ją potraktował, ale nie mógł tego dłużej ciągnąc. A poza tym, poczuł teraz jakąś ulgę. Potraktował Cindy tak, jak sam niedawno został potraktowany przez Shaylon. Może chciał, żeby ktoś poczuł się tak, jak on. Wiedział, że takie zachowanie jest podłe, ale nie panował nad tym, chciał się odegrać. Myślał, że dzięki temu w jakiś sposób o tym wszystkim zapomni.
            Usłyszał pukanie do drzwi i po chwili pojawił się w nich Ryan, z którym wynajmował mieszkanie. Domyślał się w jakiej sprawie przyszedł.
-Stary, coś ty jej zrobił? Wybiegła zapłakana – powiedział tak, jakby chciał go o tym poinformować, ale szatyn dobrze wiedział, jak ją potraktował i wiedział, jak ona na to zareagowała.
-Nie mogłem tego dłużej ciągnąc, więc z nią zerwałem... - oznajmił.
-Tylko mi nie mów, że...
-I tak jej nie kochałem i z naszego związku nic by nie było, więc nie praw mi kazań, jaki to ja jestem zły – syknął.
-To przez tą twoją „miłość życia”? Stary, zapomnij o niej, zobacz jak się przez nią zachowujesz. Nie ona pierwsza i nie ostatnia – powiedział wzruszając ramionami.
-Łatwo ci powiedzieć, bo ty zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki i w żadnej nie byłeś zakochany, więc nie pieprz mi tu jakichś głupot.
-A skąd możesz wiedzieć, że nikogo nigdy nie kochałem? Może znalazłem dobry sposób, żeby zapominać o tych wszystkich laskach...
-Tssaaa... ciekawe jaki?
-Masz jej zdjęcie? - zapytał, a Justin spojrzał na niego zdezorientowany, ale kiwnął twierdząco głową. - No to weź to zdjęcie, napatrz się na nią, a potem je podrzyj. Ulży ci, coś o tym wiem – wyjaśnił.
-I co mi to da?
-Zależy... Jeśli dobrze to rozegrasz, to o niej zapomnisz, ale musisz tego chcieć. Ja robiłem to tak, brałem zdjęcie, mówiłem, że to koniec i je darłem... Działało – powiedział posyłając szatynowi cwany uśmiech. - Zawsze możesz spróbować, najwyżej nie pomoże... A jeśli to nic nie da, napisz do niej pożegnalny list. Wcale nie musisz jej go dawać, ale przynajmniej będziesz miał świadomość tego, że to zakończyłeś, może łatwiej ci będzie zapomnieć - szatyn zmarszczył brwi słuchając przyjaciela, który według niego plótł jakieś głupoty, ale z drugiej strony mogło to mieć jakiś sens...
            Ryan wyszedł z pokoju Justina, a ten rzucił się na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Ciężko westchnął i przez chwilę wpatrywał się w sufit. Może Ryan miał rację? Może to czas, żeby to zakończyć? Justin usiadł na skraju łóżka i wyjął z szafki nocnej zdjęcie Shaylon, sam nie wiedział, dlaczego jeszcze je ma, już dawno powinien był je podrzeć, żeby łatwiej mu było zapomnieć. W tej chwili chciał to zrobić, ale spojrzał na jej uśmiechniętą twarz, na jej radosne oczy i usta uformowane w podkówkę. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł o niej zapomnieć w jednej chwili. Za dużo dla niego znaczyła. Pomimo tego, że wciąż ją rozpamiętując, wcale sobie nie pomagał, to nie mógł tak z dnia na dzień wyrzucić jej ze swojego życia. Musiał przekonać się, że już naprawdę nie można nic zrobić i dopiero wtedy będzie mógł z czystym sumieniem wyrzucić ją ze swojej pamięci.

*

            Brunetka siedziała w salonie i czekała na swoich przyjaciół, którzy mieli ją odwiedzić. Myślała o poprzednim dniu, przypomniała sobie wyraz twarzy Justina, kiedy przyjechał do niej po telefonie Max'a. Wciąż nie mogła się pozbyć z głowy jego słów, kiedy mówił, że się o nią martwi. Na początku myślała, że przyjechał tylko po to, żeby w jakiś sposób uspokoić swoje sumienie, ale gdy z nim rozmawiała, był szczery, naprawdę się o nią martwił. Zrozumiała coś jeszcze. Dopóki mieszkają w jednym mieście, taka sytuacja będzie się powtarzać. Od jakiegoś czasu myślała o przeprowadzce. Gdyby się zdecydowała, miałaby zapewnianą pracę w podobnej redakcji, a wszystko inne mogłoby się jakoś ułożyć. Bała się, ale jednocześnie nie wiedziała innego wyjścia z całej tej sytuacji.
            Usłyszała dzwonek do drzwi, wstała ze swojego miejsca i udała się w ich kierunki, żeby je otworzyć. Wpuściła swoich przyjaciół do mieszkania i poleciła im, żeby usiedli w salonie.
-Napijecie się czegoś? - zapytała.
-Nie, usiądź, chcemy ci o czymś powiedzieć – oznajmili spoglądając na siebie.
-Coś się dzieje? - zapytała bacznie im się przyglądając. Alissa złapała Davida za rękę i się uśmiechnęła. - Tylko mi nie mów, że jesteś w ciąży – powiedziała przestraszona.
-Nie – uspokoiła ją. - Na razie nie – uśmiechnęła się tajemniczo.
-Więc co się dzieje? - niecierpliwiła się.
-Bierzemy ślub – powiedział chłopak.
-Ślub?
-Tak, ślub... Już dawno o tym myśleliśmy, ale ze względu na to, co się działo w twoim życiu, nie chcieliśmy się śpieszyć – wyjaśniła.
-Powinnam się na was obrazić za to, że ze względu na mnie pokrzyżowaliście sobie plany – oburzyła się. - Ale nie będę się gniewać, bo za bardzo was kocham – uśmiechnęła się i usiadła obok swojej przyjaciółki. - Więc macie już jakąś wstępną datę? - zapytała zaciekawiona.
-Myśleliśmy o marcu, ale zdecydowaliśmy się na 28 października – oznajmiła.
-Tak szybko?
-Chcieliśmy szybciej, ale nie było żadnych wolnych terminów – wyjaśnił.
-Nie śpieszcie się za bardzo. Może powinniście się lepiej poznać – przyjaciele spojrzeli zdziwieni na Shaylon.
-Znamy się od lat. Kochamy się, więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zmieniać zdanie.
-Przepraszam. Chodziło mi tylko o to, że czasami dopiero po czasie dowiaduje się czegoś o drugiej osobie, ale wtedy jest już za późno – spuściła głowę przypominając sobie o rozmowie ze swoją matką i o tym, jak dowiedziała się całej prawdy.
-Jesteśmy ze sobą tak długo, że chcemy już być ze sobą zawsze. Nieważne co by się działo. Twoja mama pewnie też kochała twojego ojca, pomimo wszystko – Alissa nie zdążyła ogryźć się w język i chyba powiedziała o kilka słów za dużo. - Przepraszam, nie powinnam była tego mówić.
-Dobrze zrobiłaś. Powiedziałaś prawdę, a wiesz, jak bardzo cenię sobie szczerość. Muszę w końcu zrozumieć, że nie każdy facet jest taki, jak mój ojciec, a David jest wspaniały i nigdy cię nie skrzywdzi. Ja będę zawsze trzymać za was kciuki.
-I mam nadzieję, że zostaniesz moją druhną...
-No wiesz – oburzyła się. - A masz jakąś inną najlepszą przyjaciółkę?
-Nie mam – uśmiechnęła się. - I musisz mi pomóc wybrać sukienkę.
-Zaczyna się – jęknął David.
-Nie marudź – Alissa uderzyła go w ramię.
-To wy tu sobie pogadajcie, a ja może pójdę do chłopców, przypomnę sobie, jak to jest być dzieckiem – powiedział wstając ze swojego miejsca.
-Ty wciąż jesteś dzieckiem – podsumowała dziewczyna.
-Dzięki Kochanie – uśmiechnął się wychodząc z pomieszczenia.
-No to teraz mów, co się dzieje – nalegała brunetka.
-A co ma się dziać?
-Oh dobrze wiesz o czym mówię...
-Zastanawiam się nad przeprowadzką do innego miasta – wyznała.
-Dlaczego?
-Za każdym razem kiedy widzę Justina, to sprawia mi ból. Mogłam z nim być, mogłam czuć się kochana i szczęśliwa, ale przez mojego ojca wszystko pękło jak bańka mydlana.
-Kochasz go? - Shaylon kiwnęła głową. - Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo nie wiem przez co przechodzisz i co czujesz, ale wiem, że jeśli on też cię kocha, to wasze drogi prędzej czy później się zejdą.
-Chciałabym w to wierzyć.
-Jeśli się w coś mocno wierzy, to może się to spełnić. 
-Dziękuję – Shay blado się uśmiechnęła do swojej przyjaciółki, po czym się do niej przytuliła.
-Mogę ci coś doradzić? - zapytała Alissa.
-Jesteś moją przyjaciółką.
-Zapomnij o nim. To jedyne rozwiązanie w tym wszystkim. Wiem, że nie będzie to łatwe, bo Justin zajmuje ważne miejsce w twoim sercu i możliwe, że nigdy się to nie zmieni, ale musisz spróbować. Musisz ułożyć sobie życie na nowo. Inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa.
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko, a najbardziej za to, że jesteś moją przyjaciółką.

*

            Może szczęście nie jest nam pisane. Może wdzięczność nie musi łączyć się z radością. Może wdzięczność to świadomość tego, co mamy. To radość z małych zwycięstw. To podziw dla walki, jaką trzeba toczyć, żeby po prostu być człowiekiem. Może jesteśmy wdzięczni za zwyczajne rzeczy, o których wiemy. A może za rzeczy, których może nie poznamy. Ostatecznie liczy się to, że nadal mamy odwagę stać na nogach i to jest powód, aby świętować.
            Wdzięczność. Uznanie. Dziękczynienie. Jakiegokolwiek słowa użyjemy, rzecz sprowadza się do jednego: zadowolenia. Powinniśmy być zadowoleni. Wdzięczni za przyjaciół, rodzinę. Musimy cieszyć się, że żyjemy. Czy tego chcemy, czy nie...

~~~~~~~~
Domyślam się, że spodziewaliście się czegoś innego, pewnie tego, że Justin i Shaylon będą razem, ale tak się nie stało. Zaplanowałam sobie to opowiadanie już dawno dawno temu i jak tylko zaczęłam je pisać, wiedziałam, jak się to wszystko potoczy... to wszystko jest zaplanowane. I już niedługo pojawi się moment z prologu, więc bądźcie cierpliwi, w swoim czasie wszystko się wyjaśni i ułoży, musicie mi zaufać ;)
Dziękuję za tak wiele komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Kiedy je czytałam, to robiło mi się tak przyjemnie, że chyba nawet sobie nie możecie tego wyobrazić. KOCHAM WAS!!! :)
@belieber_katy06

25 komentarzy:

  1. o matko.. świetny rozdział, jak zawsze..
    na prawdę nie wrócą do siebie?
    będę musiała jakoś to przeżyć :c
    czekam na następny :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział! uwielbiam to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty rozdzial. Niech oni w koncu beda razem. Prosze.
    Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jak To Oni nie beda razem? Ze wgl nie beda? Pls nie rob tego! Rozdzial jest super

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bardzo się cieszę, że ta historia potoczyła się tak a nie inaczej. Ta ma w sobie to 'coś' czego nie ma żadne inne opowiadanie. Nie jest zbytnio przesłodzone, gdzie głównych bohaterów spotykają same dobre rzeczy i są na dobre i na złe. Ani jest również takie, że główna bohaterka siedzi całymi dniami i ryczy, bo to matka jej umrze, toojciec czy bóg wie co. I wcale nie mam na myśli tego, że to jest złe, bo z pewnością jest interesujące, tylko problem w tym, że niektórzy nie znają umiaru. A u ciebie to jest wypośrodkowane, wszystko do siebie idealnie pasuje i się uzupełnia. Nic tylko zachwalać Cię! ;*My też Cię kochamy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda ze nie bedą razem teraz a nam nadzieje ze pózniej bedą :) czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  7. jeeeeeeeej *.* to opowiadanie jest takie niesamowite !

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny rozdział i miałaś rację myślałam że się zejdą ale niestety ;c Kocham to i jeju moment z prologu asgdfgdgsgdfdfgd <3 To świetne opowiadanie na prawdę jest boskie :** @Laaandrynka

    OdpowiedzUsuń
  9. jeeej normalnie boskie *.* swietne to jest

    OdpowiedzUsuń
  10. świetny rozdział! <3

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest genialne <3 Uwielbiam tego bloga. Dobrze, że oni jeszcze nie są razem, bo jak by już teraz byli w tym rozdziale, to trochę by to straciło swój urok *-*
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mam zastrzeżeń :)
    Mogę wiedzieć ile przewidujesz rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to sama nie wiem, jak zaczynałam to opowiadanie pisac, to myślałam, że się tak zmieszczę w 30, ale teraz stwierdzam, że to będzie dłuuuuuugie opowiadanie :)

      Usuń
  13. NIEEEE! ONI NIE MOGĄ O SOBIE ZAPOMNIEĆ! NIE ZGADZAM SIĘ! O rany jak czytałam ten rozdział, to aż czułam ten ból serca kiedy Shaylon chciała wyjechać a Justin zapomnieć. Kobietooo mam nadzieję, że naprawdę nieźle to rozegrałaś bo ci nie daruję ! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. wspaniały :>

    OdpowiedzUsuń
  15. jeju <3 walić wszystkich i wszystko, muszą być razem. oboje tak strasznie się kochają, ale nie mogą być razem. no kurde :/

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, myślałam, że Shaylon będzie z Justinem, że dzięki telefonowi Maxa wszystko się ułoży. Niestety... Boję się, że wymyśliłaś sobie zakończenie, że oni już nigdy nie będą razem. Z jednej strony byłoby to dobre, bo wszystkie opowiadania zawsze kończą się happy endem, a Ty zrobiłabyś coś innego, nowego. Z drugiej strony nie chcę tego, bo oni do siebie pasują i bardzo się kochają. Nie wiem jak to wszystko rozegrasz, ale się boję. :D
    Rozdział jak zwykle udany i dłuższy od poprzednich, za co masz u mnie ogromnego plusa. :) Justin jest bardzo kochany. Widać, że kocha Shaylon. Pomimo tego jak go potraktowała, on i tak chce jej pomóc. No prawdziwa miłość. I dlaczego oni nie mogą być razem?! :c Fajnie, że Alissa i David biorą ślub. Chociaż im w życiu się układa. Tworzą fajną parę. ;)
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Boski ! Zapraszam na http://justin-nothing-like-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. MATKO BALUVCLIU BRAK SŁÓW CLABCBVLIA
    CZEKAM NA NN ! <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja już się nie mogę doczekać, aż oni będą razem! No proszę niech będą w końcu szczęśliwi :)
    Rozdział niesamowity!
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Jesteś świetna. Nigdy nie przestawaj pisać opowiadań - to jest twój talent! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że Shaylon i Justin będą razem. / http://kelsey-justin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. jejku nie podoba mi się jak Shaylon traktuje Justina...

    OdpowiedzUsuń
  22. Wkurza mnie Alissa i Ryan ;__; Oni powinni im pomóc, żeby byli razem. No ale widocznie tak miało być...
    Świetnie piszesz ! Uwielbiam twoje opowiadania. :) Lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate