31.5.13

Dwudziesty czwarty


            Shaylon jechała taksówką w stronę szpitala, obawiała się najgorszego, że jej przypuszczenia się spełnią, że to Justin trafił do szpitala. Zastanawiała się, dlaczego miał przy sobie jej zdjęcie, ale nie to było teraz najważniejsze, najważniejsze było to, żeby nic mu się nie stało, a najlepiej, żeby okazało się, że to nie on. Martwiła się o niego, pomimo tego, że dawno go nie widziała, pomimo tego, że zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że tak już musi być, pomimo wszystko nadal go kochała. Chciała jego szczęścia, pragnęła tego najbardziej na świecie, dlatego modliła się o to, żeby nic mu się nie stało.
            Kiedy taksówka się zatrzymała, brunetka trzęsącymi się dłońmi wyjęła z torebki pieniądze, zapłaciła i wysiadła z pojazdu. Spojrzała w kierunku szpitala, od dziecka panicznie się ich bała, kojarzyły jej się one tylko z jednym – ze śmiercią. Powolnym krokiem ruszyła do budynku i już po chwili znalazła się w recepcji. Kiedy podeszła do okienka, pielęgniarka podniosła na nią wzrok i przez chwilę bez słowa jej się przyglądała.
-To pani jest tą dziewczyną ze zdjęcia – zauważyła kobieta. Wzięła coś z biurka, wyszła zza lady i podeszła do brunetki. Podała jej fotografię, na którą dziewczyna po chwili spojrzała. Była pewna, że chodziło o Justina. Dokładnie pamiętała, kiedy zostało wykonane to zdjęcie. - Mężczyzna nie miał żadnych dokumentów, tylko to zdjęcie. Musi być pani dla niego kimś ważnym – stwierdziła.
-Możliwe. Ale to już przeszłość – powiedziała ledwie słyszalnie. - Domyślam się, o kogo chodzi, ale czy mogłabym go zobaczyć? - spojrzała na kobietę błagalnym wzrokiem.
-Myślę, że tak. Poproszę lekarza prowadzącego, żeby pani powiedział, co się właściwie stało – brązowooka kiwnęła głową i ruszyła za pielęgniarką.
            Kiedy kobieta poleciła dziewczynie zaczekać kilka minut, brunetka usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. „Musi być pani dla niego kimś ważnym” - te słowa odbijały się w jej głowie echem. Może i była dla niego ważna, może ją kochał, może mu na niej zależało, ale przez to, jak strasznie go potraktowała, wszystko zniszczyła.
-Proszę pani – usłyszała głos kobiety, uniosła wzrok i zobaczyła kobietę koło czterdziestki z krótkimi włosami, delikatnym makijażem i w stroju lekarza. - Nazywam się Alice Lee, jestem lekarzem, zajmuję się mężczyzną z wypadku, a pani jest kimś z rodziny? - brązowooka zamrugała kilkakrotnie i stanęła obok lekarki.
-Właściwie nie jestem nikim z rodziny, ja po prostu bardzo dobrze go znam – wyznała. - Ale proszę mi coś powiedzieć o jego stanie, chcę wiedzieć – powiedziała błagalnie. Lekarka spojrzała na nią niepewnie. Shaylon była bliska łez, bała się o niego, a ta niewiedza o stanie jego zdrowia ją zabijała.
-Wypadek był poważny – zaczęła spokojnie. - Chłopak odniósł wiele obrażeń. Ma złamane dwa żebra, złamaną prawą rękę i nogę. Najgorsze jest jednak uszkodzenie mózgu, co prawda jest niewielkie, ale skutki mogą być poważne. W najlepszym wypadku wszystko może być w porządku, a w najgorszym... - przerwała na moment - ...a w najgorszym wypadku może stracić pamięć. Jesteśmy dobrej myśli, ale nie wygląda to najlepiej – Shaylon wpatrywała się w lekarkę z niedowierzaniem. W jej gardle urosła ogromna gula. Świat jej się zawalił i nie wiedziała, co teraz zrobić. - Dobrze, że miał przy sobie chociaż pani zdjęcie. Mam nadzieję, że będzie pani mogła udzielić nam jakichkolwiek informacji na jego temat. I jeszcze dobrze by było, gdyby poinformowała pani jego rodzinę – poprosiła.
-Oczywiście, ale czy mogłabym najpierw go zobaczyć. Wejdę tylko na chwilę – powiedziała łamiącym się głosem spoglądając na lekarkę. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne – dodała.
-Ale tylko na piec minut, pacjent jest w ciężkim stanie.
            Kobieta zaprowadziła Shaylon do sali, dając jej wcześniej fartuch ochronny. Brunetka niepewnie weszła do środka. Zamarła, kiedy zobaczyła szatyna leżącego na łóżku z bandażem na głowie, siniakami na całym ciele, kończynami w gipsie, przypięty do różnych urządzeń kontrolujących jego funkcje życiowe. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po jej policzkach. Powoli ruszyła w stronę łóżka i usiadła na krzesełku. Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, chwyciła jego zdrową rękę i ścisnęła dłoń. Miłość jej życia leżała na szpitalnym łóżku walcząc o życie. Miała dziwne wrażenie, że to jej wina, że to przez nią on tutaj leży. Kochała go i nie mogła znieść myśli, że on cierpi. Kochała go, kocha i będzie kochać. Niezależnie od tego, co by się działo. Ścisnęła mocniej jego dłoń i pociągnęła nosem. Jego bezbronna, pokaleczona twarz nie przypominała teraz Justina, którego znała. Przed jej oczami stanął teraz obraz jego uśmiechu, kochała jego uśmiech, jego piękny uśmiech, tą szczerość, tą beztroskę, teraz nie było po tym wszystkim śladu. Teraz jego twarz była przepełniona bólem i cierpieniem. Nie mogła znieść tego widoku. Podniosła się i nachyliła, ucałowała kącik jego ust, pamiętała, że to lubił, nie powinna była tego robić, ale nie mogła się powstrzymać. Nie spodziewała się jednak. Że wydarzy się coś tak strasznego. Ciało Justina zaczęło drżeć, a Shaylon wybiegła z sali i zawołała lekarzy, bała się, że stan zdrowia szatyna się pogorszył, bała się, że go straci. Lekarze przybiegli bardzo szybko i opanowali sytuację, a dziewczyna siedziała skulona przed salą i płakała. Płakała tak długo dopóki pielęgniarka do niej nie podeszła, żeby ją uspokoić.
            Gdy Shaylon nieco ochłonęła i była pewna, że stan Justina znów jest stabilny, udzieliła najpotrzebniejszych informacji na jego temat i wyszła ze szpitala. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, wiedziała, że będzie musiała się zmierzyć z jego rodzicami, ale jeszcze nie teraz. Nie był to dobry moment, było już późno, a ona była w takim stanie, że nie dałaby rady wydusić z siebie słowa. Czuła się słabo, jakby ktoś wyrwał serce z jej piersi. Nie mogła się pozbyć z głowy widoku Justina bezbronnie leżącego na szpitalnym łóżku.
            Wyjęła ze swojej torebki telefon i wybrała numer przyjaciółki. Poinformowała ją o wszystkim i powiedziała, że za chwilę przyjdzie po chłopców, okazało się jednak, że zabrali ich rodzice Alissy, a jutro do domu przyprowadzą ich Jason i Jessica. Kiedy Shaylon się rozłączyła, spojrzała na zegarek i faktycznie było już późno, więc to jej nie dziwiło.
            Ruszyła w stronę swojego mieszkania i marzyła tylko o tym, żeby już tam dotrzeć. Nie miała na nic sił. Szła chodnikiem, zapadał już zmrok, ulice spały, żadnego samochodu. Tylko ona pośród ciszy i gwiazd na niebie. Była, ale tylko ciałem, jej duch gdzieś zniknął, jej myśli krążyły wokół Justina. Nie mogła mu w żaden sposób pomóc, mogła się jedynie za niego modlić.

*

            Co robimy kiedy wszystko się wali? Kiedy nasze życie traci sens? Kiedy wszystko wydaje nam się bezsensowne? Kiedy ten świat staje się dla nas jednym wielkim bagnem? Kiedy nie mamy nikogo, kto mógłby podać nam pomocną dłoń? Co się z nami dzieje, kiedy jesteśmy samotni? Czy odtrącając kochających nas ludzi pokazujemy swój egoizm? Jak mamy poradzić sobie ze strachem, który paraliżuje nas od środka i niszczy nasze życie? Na te pytania bardzo trudno znaleźć odpowiedź. Z dnia na dzień w naszej głowie pojawia się coraz więcej pytań. Ale to właśnie każdego dnia dowiadujemy się jakiejś prawdy o sobie, o naszych bliskich, o życiu i o wszechświecie...

*

            Po męczącym dniu i wielu zmartwieniach, Shaylon spała tak dobrze, że obudziła się dopiero, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegarek stojący na szafce i zobaczyła, że jest już trzynasta. Zerwała się z łóżka, ubrała szlafrok i pobiegła otworzyć drzwi. Stał za nimi Jason z Jessicą i jej bracia. Uśmiechnęli się szeroko i weszli do środka.
-Chyba cię obudziliśmy – powiedział chłopak krzywiąc się.
-I tak już dawno powinnam wstać – stwierdziła. - A wy? - zwróciła się do swoich braci. - Mam nadzieję, że byliście grzeczni.
-Jak zawsze – zaśmiali się i poszli do swojego pokoju.
-Pewnie dzisiaj też chcesz iść do szpitala, więc spokojnie, zostaniemy z chłopcami.
-Naprawdę nie musicie... - chłopak nie pozwolił jej dokończyć.
-Ale chcemy. Kilka lat temu zostawiłem was i się nie odzywałem, muszę to jakoś naprawić. A poza tym, twoi bracia zakochali się w Jessice i pewnie się ucieszą. Nie jestem pewien czy to dobry pomysł, bo mogę zostać bez dziewczyny, ale czego się nie robi dla przyjaciół, prawda? - zaśmiali się.
            Shaylon poszła pod prysznic i nieco się odprężyła. Dziś czuła się o wiele lepiej, myślała pozytywnie, była pewna, że Justin wróci do zdrowia. Postanowiła, że gdy wyzdrowieje, powie mu o wszystkim, o ile on będzie chciał jej wysłuchać. Miała mu powiedzieć po ślubie Alissy i Davida, a los po raz kolejny sprzeniewierzył się przeciwko niej. Nie chciała się poddać. Teraz wszystko musiało być już dobrze, Shaylon pragnęła tego najbardziej na świecie. Po tym wszystkim musiała odnaleźć szczęście i nauczyć się żyć. Żałowała jedynie tego, że zrozumiała to tak późno. Mogła być szczęśliwa, mogła teraz leżeć przytulona do Justina, gdyby tylko powiedziała mu prawdę. Jak zwykle zaczęła się o wszystko obwiniać, ale tym razem doprowadzało ją to do jakiegoś wniosku. Teraz nareszcie była pewna tego, co musi zrobić.
            Gdyby nie Jason i jego dziewczyna, Shaylon nie mogłaby teraz zmierzać do Justina, możliwe, że nie mogłaby go odwiedzić. Musiała zobaczyć na własne oczy, że wszystko u niego dobrze, że jego stan się nie pogorszył, bo tego by nie zniosła.
            Kiedy dotarła do szpitala, upewniła się, że w sali chłopaka nikogo nie ma, po czym powoli weszła do środka. Chciała wejść tylko na chwilę. Justin wciąż leżał bezbronnie na szpitalnym łóżku, ale Shaylon miała wrażenie, że dzisiaj wygląda znacznie lepiej niż wczoraj. Był silny, wiedziała o tym, dlatego była spokojna o to, czy wróci do zdrowia. Złapała go za dłoń i przyłożyła do swojego mokrego od łez policzka. Była taka zimna, pocałowała ją i pociągnęła nosem. Wiedziała, że szatyn nawet nie jest świadomy jej obecności, że nie wie, jak bardzo Shaylon cierpi.. Gdyby był przytomny, zrobiłby wszystko, żeby ją pocieszyć i ta myśl determinowała ją do walki. Ścisnęła mocniej jego dłoń i spojrzała na jego pokaleczoną twarz.
-Zdaję sobie sprawę, że po tym wszystkim możesz mnie nienawidzić – zaczęła do niego mówić chcąc mu wszystko wyjaśnić, mimo że wiedziała o tym, że on i tak nie może jej usłyszeć, ale to jej nie powstrzymywało. - I wiesz, nawet ci się nie dziwię, bo ja sama siebie nienawidzę za to, że mogłam cię w ten sposób potraktować. To, że twój ojciec mnie znał, że nie chciał, żebyś spotykał się z córką alkoholika to jedno, tu chodziło też trochę o ciebie – wolną ręką otarła mokre policzki, na których wciąż zbierały się łzy. - Ja dobrze wiem, co to rozczarowanie. Mój ojciec też kiedyś był kochającym tatusiem, ale się zmienił i tym samym przyniósł wiele rozczarowań. Nie chciałam, żebyś się kiedyś na mnie zawiódł, żebyś się mną rozczarował, ale chyba sama do tego doprowadziłam i żałuję – wyszlochała i jeszcze bardziej zaniosła się płaczem. - Chciałabym mieć na tyle odwagi, żeby kiedyś powiedzieć ci to prosto w oczy i mam nadzieję, że będę miała taką możliwość, że jak się obudzisz, będziesz chciał mnie wysłuchać. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciała. Nie poddam się, bo to ty nauczyłeś mnie, że nie wolno się poddawać, tak wiele ci zawdzięczam – wstała i się nad nim pochyliła, przez co jedna łza spadła na jego tors. - Najbardziej żałuję jednak tego, że nie powiedziałam ci, jak bardzo cię kocham – wyszeptała. - Mam nadzieję, że kiedyś mi to wszystko wybaczysz. - nachyliła się i musnęła kącik jego ust. Spojrzała na niego ostatni raz, po czym skierowała się do wyjścia z pomieszczenia.
            Znalazła się na korytarzu i poczuła pewnego rodzaju ulgę, że powiedziała Justinowi to przed czym tak uciekała i nie potrafiła się do tego przyznać przed samą sobą. Nieważne było teraz to, że on tego w ogóle nie słyszał. Ważne było to, że w końcu wypowiedziała swoje uczucia na głos.
-I ty masz czelność tu przychodzić? - podniosła wzrok i zobaczyła ojca Justina, czego się nie spodziewała. Przecież dopiero miała powiedzieć jego rodzicom o jego wypadku, ale oni najwidoczniej dowiedzieli się w inny sposób. - To przez ciebie on tam leży i walczy o życie. Gdybyś nie pojawiła się w jego życiu, wszystko byłoby inaczej, a teraz, gdy się obudzi, może niczego nie pamiętać. Wszystko przez ciebie – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Jeremy, uspokój się. Shaylon nie zrobiła nic złego – kobieta położyła dłoń na jego ramieniu. - To nasza wina.
-Przepraszam – wyszeptała brunetka i cofnęła się o krok.
-Nie przychodź tu więcej – powiedział trochę spokojniej. Dziewczyna odwróciła się i chciała już udać się do wyjścia ze szpitala, ale usłyszała z ust mężczyzny coś jeszcze. - Jedynym plusem tego, że nie będzie nic pamiętał jest to, że nareszcie o tobie zapomni. Nie zasługujesz na niego i sprowadziłaś na niego wszystko to, co najgorsze. To wszystko twoja wina – Shaylon nie wytrzymała, cofnęła się i spojrzała na mężczyznę.
-Wie pan co? To, że ocenia mnie pan przez to, że mój ojciec jest alkoholikiem, niezbyt dobrze o panu świadczy. Ale dobrze, skoro nie ma pan ochoty mnie widywać, to postaram się nie wchodzić panu w drogę – sama nie wiedziała, co skłoniło ją do tego, żeby w końcu powiedzieć, co myśli. Poczuła taką siłę, nie mogła dłużej ulegać, nie mogła dawać sobą pomiatać.
            Spojrzała na mężczyznę, który był widocznie zaskoczony tym, że dziewczyna mu się postawiła. Cofnęła się o krok, po czym udała się do wyjścia ze szpitala. Nie chciała się zadręczać tym wszystkim, ale do głowy nie przychodziły jej żadne inne myśli. Obiecała sobie, że będzie przychodzić do Justina jak najczęściej będzie mogła. Nie chciała ulegać ojcu Justina, nie chciała się go bać, bo najzwyczajniej w świecie miała już dość strachu, ale jednocześnie nie chciała się narażać na kolejne poniżenia. Nie zniosłaby kolejnych obelg rzucanych w jej kierunku.

19 komentarzy:

  1. Jak zawsze cudowny. Tylko, żeby z Justinem było dobrze, żeby wszystko pamiętał <3
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. maatko biedny Justin :< mam nadzieję,że on będzię pamiętał tylko Shaylon :D :D FUCK HIS FATHER

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały... brak słów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie to jest wspaniale ... Kocham to ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ;) Czekam na nowy ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. ten ojciec justina mnie wkurwia. i to mocno. poza tym wierze że justin bedzie wszystko pamietal <3 rozdzial swietny i czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. A już myślałam, że ojciec Justin jakoś łagodniej do tego wszystkiego podejdzie, że chociaż w części zrozumie Shaylon i razem nawzajem będą się wspierać...a tu dupa ;/ I wyobraziłam sobie Justina, jak drze się na swojego ojca, że tak do niej mówi ;]
    Naprawdę genialny rozdział ! Wiem, że wszyscy to mówią, pod każdym rozdziałem, ale taka jest prawda, nie da się tego inaczej ująć . Nasze komentarze nawet w 50% nie wyrażają tego, jak podchodzimy do każdego rozdziału i jak bardzo je przeżywamy <3
    Max jest taki słodki *_* Chciałabym mieć takiego synka ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG mam nadzieję że z Justinem bd dobrze i że nie straci pamięci...I że im się ułoży kocham to i czekam na nn <3 @Laaandrynka

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholera, CHOLERAAA!
    Justy obudź si, porozmawiajcie i znów bądźcie razem, proszę xd
    Ach! I nie trać pamięci :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zawsze mega ! <3 Tylko żeby Justin wszytko pamiętał bo takto będzie do dupy..;/
    Życzę wenki .. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. o jejku, jejku *.* Fajnie by było gdyby jednak Jus słyszał to wszystko co Shaylon do niego mówiła i potem nawrzeszczał na ojca. Swoją drogą mówiąc o ojcu myślałam, że zmieni nastawnie do Shaylon. a tu nici z tego, no ale nie wnikam. Rozdział jak zwykle cudowny, życzę dalszej weny i czekam na nexta i oby Jus wszystko pamiętał, bo ta ''utrata pamięci'' jest we wszystkich opowiadaniach jakie czytałam i powiem szczerze to się staje nudne, no ale to już pozostawiam w twoich rekach. Niesamowicie piszesz , kocham twój styl pisania, jesteś najlepsza !! <333 OMB ale się rozpisałam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Na początku Ci napieszę -> BOŻE DZIEWCZYNO JAJ TY CUDOWNIE PISZESZ,ODDAJ MI SWÓJ TALENT <3 A wracając do rozdziału to jest taki sjvdskndkdjd.Tylko dlaczego Justin w szpitali.WHY?;C no cóż mniej my nadzieję,że po paru rozdziałach wróci do zdrowia(?) . Kocham Twoje opowiadanie,to jak piszesz,każdy rozdział i Ciebie. Ono różni się od wszystkich. jednym słowem jesteś ZAJEBISTA <3 @BlueBelieber6 a przy okazji mogłabyś mnie informować na Tt? <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeremy na stos !!! I niech sie zamknie ten cwok,to przez niego co on sobie wyobraza,mimo wszystko nie powinnien tak sie zachowywac,palant. Mam nadzieje że Justin nie straci pamieci,że słyszał co do niego mówiła,że sie obudzi że bedzie wszystko dobrze. Czekam z nienierpliwoscia na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  14. TO JEST CUDOWNE *-* Dziewczyno ty masz ogromny talent, to w jaki sposób piszesz i w ogóle to jest po prostu świetne :) Uwielbiam to opowiadanie, jest genialne.
    Ciekawa jestem skąd jego rodzice się dowiedzieli, że on miał wypadek. Mam nadzieję, że Justin jak się obudzi to będzie ją pamiętał, i ogólnie nie będzie z nim tak źle.
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Twoje opowiadanie jest cudowne. *_* Dzisiaj zaczęłam czytać i bardzo mi się spodobało. Podoba mi się jak opisujesz te wszystkie uczucia. Piszesz tak jak profesjonalna pisarka. :D Pozdrawiam i życze weny. ;* I nie mogę się doczekać nn. ! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepraszam, że tak późno komentuję! Aż mi wstyd! :c Wybacz. :*
    Rozdział bardzo, bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że Shaylon wreszcie zrozumiała co powinna zrobić i postawiła się ojcu Justina. Strasznie smutno mi się zrobiło, gdy czytałam o stanie Justina. Biedny. Mam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Błagam! Shaylon teraz wszystko zrozumiała, więc on nie może teraz odejść! Czuję, ze gdy on się obudzi, to jej wysłucha i może nawet wybaczy? Tylko niech jego ojciec się nie wtrąca! Jak ja go nie lubię. xd.
    Gdy Shaylon mówiła wszystko Justinowi, to aż mi się płakać zachciało. Był to bardzo wzruszający moment.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzieje ze nic mu nie bedzie i bedzie wszystko pamiętał czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Shaylon w końcu wyznała prawdę Justinowi, tylko szkoda, że on nie jest tego świadomy, nie podoba mi się zachowanie ojca Justina...

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate