Shaylon jechała taksówką w stronę szpitala, obawiała się najgorszego, że jej przypuszczenia się spełnią, że to Justin trafił do szpitala. Zastanawiała się, dlaczego miał przy sobie jej zdjęcie, ale nie to było teraz najważniejsze, najważniejsze było to, żeby nic mu się nie stało, a najlepiej, żeby okazało się, że to nie on. Martwiła się o niego, pomimo tego, że dawno go nie widziała, pomimo tego, że zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że tak już musi być, pomimo wszystko nadal go kochała. Chciała jego szczęścia, pragnęła tego najbardziej na świecie, dlatego modliła się o to, żeby nic mu się nie stało.
Kiedy
taksówka się zatrzymała, brunetka trzęsącymi się dłońmi wyjęła z torebki
pieniądze, zapłaciła i wysiadła z pojazdu. Spojrzała w kierunku szpitala, od
dziecka panicznie się ich bała, kojarzyły jej się one tylko z jednym – ze
śmiercią. Powolnym krokiem ruszyła do budynku i już po chwili znalazła się w
recepcji. Kiedy podeszła do okienka, pielęgniarka podniosła na nią wzrok i
przez chwilę bez słowa jej się przyglądała.
-To pani jest tą dziewczyną ze
zdjęcia – zauważyła kobieta. Wzięła coś z biurka, wyszła zza lady i podeszła do
brunetki. Podała jej fotografię, na którą dziewczyna po chwili spojrzała. Była
pewna, że chodziło o Justina. Dokładnie pamiętała, kiedy zostało wykonane to
zdjęcie. - Mężczyzna nie miał żadnych dokumentów, tylko to zdjęcie. Musi być
pani dla niego kimś ważnym – stwierdziła.
-Możliwe. Ale to już przeszłość –
powiedziała ledwie słyszalnie. - Domyślam się, o kogo chodzi, ale czy mogłabym
go zobaczyć? - spojrzała na kobietę błagalnym wzrokiem.
-Myślę, że tak. Poproszę lekarza
prowadzącego, żeby pani powiedział, co się właściwie stało – brązowooka kiwnęła
głową i ruszyła za pielęgniarką.
Kiedy
kobieta poleciła dziewczynie zaczekać kilka minut, brunetka usiadła na krześle
i ukryła twarz w dłoniach. „Musi być pani dla niego kimś ważnym” - te słowa
odbijały się w jej głowie echem. Może i była dla niego ważna, może ją kochał,
może mu na niej zależało, ale przez to, jak strasznie go potraktowała, wszystko
zniszczyła.
-Proszę pani – usłyszała głos
kobiety, uniosła wzrok i zobaczyła kobietę koło czterdziestki z krótkimi
włosami, delikatnym makijażem i w stroju lekarza. - Nazywam się Alice Lee,
jestem lekarzem, zajmuję się mężczyzną z wypadku, a pani jest kimś z rodziny? -
brązowooka zamrugała kilkakrotnie i stanęła obok lekarki.
-Właściwie nie jestem nikim z rodziny,
ja po prostu bardzo dobrze go znam – wyznała. - Ale proszę mi coś powiedzieć o
jego stanie, chcę wiedzieć – powiedziała błagalnie. Lekarka spojrzała na nią
niepewnie. Shaylon była bliska łez, bała się o niego, a ta niewiedza o stanie
jego zdrowia ją zabijała.
-Wypadek był poważny – zaczęła
spokojnie. - Chłopak odniósł wiele obrażeń. Ma złamane dwa żebra, złamaną prawą
rękę i nogę. Najgorsze jest jednak uszkodzenie mózgu, co prawda jest
niewielkie, ale skutki mogą być poważne. W najlepszym wypadku wszystko może być
w porządku, a w najgorszym... - przerwała na moment - ...a w najgorszym wypadku
może stracić pamięć. Jesteśmy dobrej myśli, ale nie wygląda to najlepiej –
Shaylon wpatrywała się w lekarkę z niedowierzaniem. W jej gardle urosła ogromna
gula. Świat jej się zawalił i nie wiedziała, co teraz zrobić. - Dobrze, że miał
przy sobie chociaż pani zdjęcie. Mam nadzieję, że będzie pani mogła udzielić
nam jakichkolwiek informacji na jego temat. I jeszcze dobrze by było, gdyby
poinformowała pani jego rodzinę – poprosiła.
-Oczywiście, ale czy mogłabym
najpierw go zobaczyć. Wejdę tylko na chwilę – powiedziała łamiącym się głosem
spoglądając na lekarkę. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne – dodała.
-Ale tylko na piec minut, pacjent
jest w ciężkim stanie.
Kobieta
zaprowadziła Shaylon do sali, dając jej wcześniej fartuch ochronny. Brunetka
niepewnie weszła do środka. Zamarła, kiedy zobaczyła szatyna leżącego na łóżku
z bandażem na głowie, siniakami na całym ciele, kończynami w gipsie, przypięty
do różnych urządzeń kontrolujących jego funkcje życiowe. Łzy mimowolnie zaczęły
spływać po jej policzkach. Powoli ruszyła w stronę łóżka i usiadła na
krzesełku. Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, chwyciła jego zdrową rękę i
ścisnęła dłoń. Miłość jej życia leżała na szpitalnym łóżku walcząc o życie.
Miała dziwne wrażenie, że to jej wina, że to przez nią on tutaj leży. Kochała
go i nie mogła znieść myśli, że on cierpi. Kochała go, kocha i będzie kochać.
Niezależnie od tego, co by się działo. Ścisnęła mocniej jego dłoń i pociągnęła
nosem. Jego bezbronna, pokaleczona twarz nie przypominała teraz Justina,
którego znała. Przed jej oczami stanął teraz obraz jego uśmiechu, kochała jego
uśmiech, jego piękny uśmiech, tą szczerość, tą beztroskę, teraz nie było po tym
wszystkim śladu. Teraz jego twarz była przepełniona bólem i cierpieniem. Nie
mogła znieść tego widoku. Podniosła się i nachyliła, ucałowała kącik jego ust,
pamiętała, że to lubił, nie powinna była tego robić, ale nie mogła się
powstrzymać. Nie spodziewała się jednak. Że wydarzy się coś tak strasznego.
Ciało Justina zaczęło drżeć, a Shaylon wybiegła z sali i zawołała lekarzy, bała
się, że stan zdrowia szatyna się pogorszył, bała się, że go straci. Lekarze
przybiegli bardzo szybko i opanowali sytuację, a dziewczyna siedziała skulona
przed salą i płakała. Płakała tak długo dopóki pielęgniarka do niej nie
podeszła, żeby ją uspokoić.
Gdy
Shaylon nieco ochłonęła i była pewna, że stan Justina znów jest stabilny,
udzieliła najpotrzebniejszych informacji na jego temat i wyszła ze szpitala.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, wiedziała, że będzie musiała się zmierzyć
z jego rodzicami, ale jeszcze nie teraz. Nie był to dobry moment, było już
późno, a ona była w takim stanie, że nie dałaby rady wydusić z siebie słowa.
Czuła się słabo, jakby ktoś wyrwał serce z jej piersi. Nie mogła się pozbyć z
głowy widoku Justina bezbronnie leżącego na szpitalnym łóżku.
Wyjęła
ze swojej torebki telefon i wybrała numer przyjaciółki. Poinformowała ją o
wszystkim i powiedziała, że za chwilę przyjdzie po chłopców, okazało się
jednak, że zabrali ich rodzice Alissy, a jutro do domu przyprowadzą ich Jason i
Jessica. Kiedy Shaylon się rozłączyła, spojrzała na zegarek i faktycznie było
już późno, więc to jej nie dziwiło.
Ruszyła
w stronę swojego mieszkania i marzyła tylko o tym, żeby już tam dotrzeć. Nie
miała na nic sił. Szła chodnikiem, zapadał już zmrok, ulice spały, żadnego
samochodu. Tylko ona pośród ciszy i gwiazd na niebie. Była, ale tylko ciałem,
jej duch gdzieś zniknął, jej myśli krążyły wokół Justina. Nie mogła mu w żaden
sposób pomóc, mogła się jedynie za niego modlić.
*
Co
robimy kiedy wszystko się wali? Kiedy nasze życie traci sens? Kiedy wszystko
wydaje nam się bezsensowne? Kiedy ten świat staje się dla nas jednym wielkim
bagnem? Kiedy nie mamy nikogo, kto mógłby podać nam pomocną dłoń? Co się z nami
dzieje, kiedy jesteśmy samotni? Czy odtrącając kochających nas ludzi pokazujemy
swój egoizm? Jak mamy poradzić sobie ze strachem, który paraliżuje nas od
środka i niszczy nasze życie? Na te pytania bardzo trudno znaleźć odpowiedź. Z
dnia na dzień w naszej głowie pojawia się coraz więcej pytań. Ale to właśnie
każdego dnia dowiadujemy się jakiejś prawdy o sobie, o naszych bliskich, o
życiu i o wszechświecie...
*
Po
męczącym dniu i wielu zmartwieniach, Shaylon spała tak dobrze, że obudziła się
dopiero, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegarek stojący na szafce
i zobaczyła, że jest już trzynasta. Zerwała się z łóżka, ubrała szlafrok i
pobiegła otworzyć drzwi. Stał za nimi Jason z Jessicą i jej bracia. Uśmiechnęli
się szeroko i weszli do środka.
-Chyba cię obudziliśmy – powiedział
chłopak krzywiąc się.
-I tak już dawno powinnam wstać –
stwierdziła. - A wy? - zwróciła się do swoich braci. - Mam nadzieję, że
byliście grzeczni.
-Jak zawsze – zaśmiali się i poszli
do swojego pokoju.
-Pewnie dzisiaj też chcesz iść do
szpitala, więc spokojnie, zostaniemy z chłopcami.
-Naprawdę nie musicie... - chłopak
nie pozwolił jej dokończyć.
-Ale chcemy. Kilka lat temu
zostawiłem was i się nie odzywałem, muszę to jakoś naprawić. A poza tym, twoi
bracia zakochali się w Jessice i pewnie się ucieszą. Nie jestem pewien czy to
dobry pomysł, bo mogę zostać bez dziewczyny, ale czego się nie robi dla
przyjaciół, prawda? - zaśmiali się.
Shaylon
poszła pod prysznic i nieco się odprężyła. Dziś czuła się o wiele lepiej,
myślała pozytywnie, była pewna, że Justin wróci do zdrowia. Postanowiła, że gdy
wyzdrowieje, powie mu o wszystkim, o ile on będzie chciał jej wysłuchać. Miała
mu powiedzieć po ślubie Alissy i Davida, a los po raz kolejny sprzeniewierzył
się przeciwko niej. Nie chciała się poddać. Teraz wszystko musiało być już
dobrze, Shaylon pragnęła tego najbardziej na świecie. Po tym wszystkim musiała
odnaleźć szczęście i nauczyć się żyć. Żałowała jedynie tego, że zrozumiała to
tak późno. Mogła być szczęśliwa, mogła teraz leżeć przytulona do Justina, gdyby
tylko powiedziała mu prawdę. Jak zwykle zaczęła się o wszystko obwiniać, ale
tym razem doprowadzało ją to do jakiegoś wniosku. Teraz nareszcie była pewna
tego, co musi zrobić.
Gdyby
nie Jason i jego dziewczyna, Shaylon nie mogłaby teraz zmierzać do Justina,
możliwe, że nie mogłaby go odwiedzić. Musiała zobaczyć na własne oczy, że
wszystko u niego dobrze, że jego stan się nie pogorszył, bo tego by nie
zniosła.
Kiedy
dotarła do szpitala, upewniła się, że w sali chłopaka nikogo nie ma, po czym
powoli weszła do środka. Chciała wejść tylko na chwilę. Justin wciąż leżał
bezbronnie na szpitalnym łóżku, ale Shaylon miała wrażenie, że dzisiaj wygląda
znacznie lepiej niż wczoraj. Był silny, wiedziała o tym, dlatego była spokojna
o to, czy wróci do zdrowia. Złapała go za dłoń i przyłożyła do swojego mokrego
od łez policzka. Była taka zimna, pocałowała ją i pociągnęła nosem. Wiedziała,
że szatyn nawet nie jest świadomy jej obecności, że nie wie, jak bardzo Shaylon
cierpi.. Gdyby był przytomny, zrobiłby wszystko, żeby ją pocieszyć i ta myśl
determinowała ją do walki. Ścisnęła mocniej jego dłoń i spojrzała na jego
pokaleczoną twarz.
-Zdaję sobie sprawę, że po tym
wszystkim możesz mnie nienawidzić – zaczęła do niego mówić chcąc mu wszystko
wyjaśnić, mimo że wiedziała o tym, że on i tak nie może jej usłyszeć, ale to
jej nie powstrzymywało. - I wiesz, nawet ci się nie dziwię, bo ja sama siebie
nienawidzę za to, że mogłam cię w ten sposób potraktować. To, że twój ojciec
mnie znał, że nie chciał, żebyś spotykał się z córką alkoholika to jedno, tu
chodziło też trochę o ciebie – wolną ręką otarła mokre policzki, na których
wciąż zbierały się łzy. - Ja dobrze wiem, co to rozczarowanie. Mój ojciec też
kiedyś był kochającym tatusiem, ale się zmienił i tym samym przyniósł wiele
rozczarowań. Nie chciałam, żebyś się kiedyś na mnie zawiódł, żebyś się mną
rozczarował, ale chyba sama do tego doprowadziłam i żałuję – wyszlochała i
jeszcze bardziej zaniosła się płaczem. - Chciałabym mieć na tyle odwagi, żeby
kiedyś powiedzieć ci to prosto w oczy i mam nadzieję, że będę miała taką
możliwość, że jak się obudzisz, będziesz chciał mnie wysłuchać. Nawet nie
wiesz, jak bardzo bym tego chciała. Nie poddam się, bo to ty nauczyłeś mnie, że
nie wolno się poddawać, tak wiele ci zawdzięczam – wstała i się nad nim
pochyliła, przez co jedna łza spadła na jego tors. - Najbardziej żałuję jednak
tego, że nie powiedziałam ci, jak bardzo cię kocham – wyszeptała. - Mam nadzieję,
że kiedyś mi to wszystko wybaczysz. - nachyliła się i musnęła kącik jego ust.
Spojrzała na niego ostatni raz, po czym skierowała się do wyjścia z
pomieszczenia.
Znalazła
się na korytarzu i poczuła pewnego rodzaju ulgę, że powiedziała Justinowi to
przed czym tak uciekała i nie potrafiła się do tego przyznać przed samą sobą.
Nieważne było teraz to, że on tego w ogóle nie słyszał. Ważne było to, że w
końcu wypowiedziała swoje uczucia na głos.
-I ty masz czelność tu przychodzić?
- podniosła wzrok i zobaczyła ojca Justina, czego się nie spodziewała. Przecież
dopiero miała powiedzieć jego rodzicom o jego wypadku, ale oni najwidoczniej
dowiedzieli się w inny sposób. - To przez ciebie on tam leży i walczy o życie.
Gdybyś nie pojawiła się w jego życiu, wszystko byłoby inaczej, a teraz, gdy się
obudzi, może niczego nie pamiętać. Wszystko przez ciebie – wysyczał przez
zaciśnięte zęby.
-Jeremy, uspokój się. Shaylon nie
zrobiła nic złego – kobieta położyła dłoń na jego ramieniu. - To nasza wina.
-Przepraszam – wyszeptała brunetka
i cofnęła się o krok.
-Nie przychodź tu więcej –
powiedział trochę spokojniej. Dziewczyna odwróciła się i chciała już udać się
do wyjścia ze szpitala, ale usłyszała z ust mężczyzny coś jeszcze. - Jedynym
plusem tego, że nie będzie nic pamiętał jest to, że nareszcie o tobie zapomni.
Nie zasługujesz na niego i sprowadziłaś na niego wszystko to, co najgorsze. To
wszystko twoja wina – Shaylon nie wytrzymała, cofnęła się i spojrzała na
mężczyznę.
-Wie pan co? To, że ocenia mnie pan
przez to, że mój ojciec jest alkoholikiem, niezbyt dobrze o panu świadczy. Ale
dobrze, skoro nie ma pan ochoty mnie widywać, to postaram się nie wchodzić panu
w drogę – sama nie wiedziała, co skłoniło ją do tego, żeby w końcu powiedzieć,
co myśli. Poczuła taką siłę, nie mogła dłużej ulegać, nie mogła dawać sobą
pomiatać.
Spojrzała
na mężczyznę, który był widocznie zaskoczony tym, że dziewczyna mu się
postawiła. Cofnęła się o krok, po czym udała się do wyjścia ze szpitala. Nie
chciała się zadręczać tym wszystkim, ale do głowy nie przychodziły jej żadne
inne myśli. Obiecała sobie, że będzie przychodzić do Justina jak najczęściej
będzie mogła. Nie chciała ulegać ojcu Justina, nie chciała się go bać, bo
najzwyczajniej w świecie miała już dość strachu, ale jednocześnie nie chciała
się narażać na kolejne poniżenia. Nie zniosłaby kolejnych obelg rzucanych w jej
kierunku.
Jak zawsze cudowny. Tylko, żeby z Justinem było dobrze, żeby wszystko pamiętał <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
maatko biedny Justin :< mam nadzieję,że on będzię pamiętał tylko Shaylon :D :D FUCK HIS FATHER
OdpowiedzUsuńwspaniały... brak słów :)
OdpowiedzUsuńJakie to jest wspaniale ... Kocham to ;**
OdpowiedzUsuńŚwietny ;) Czekam na nowy ;]
OdpowiedzUsuńten ojciec justina mnie wkurwia. i to mocno. poza tym wierze że justin bedzie wszystko pamietal <3 rozdzial swietny i czekam na nastepny :*
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że ojciec Justin jakoś łagodniej do tego wszystkiego podejdzie, że chociaż w części zrozumie Shaylon i razem nawzajem będą się wspierać...a tu dupa ;/ I wyobraziłam sobie Justina, jak drze się na swojego ojca, że tak do niej mówi ;]
OdpowiedzUsuńNaprawdę genialny rozdział ! Wiem, że wszyscy to mówią, pod każdym rozdziałem, ale taka jest prawda, nie da się tego inaczej ująć . Nasze komentarze nawet w 50% nie wyrażają tego, jak podchodzimy do każdego rozdziału i jak bardzo je przeżywamy <3
Max jest taki słodki *_* Chciałabym mieć takiego synka ;*
OMG mam nadzieję że z Justinem bd dobrze i że nie straci pamięci...I że im się ułoży kocham to i czekam na nn <3 @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńCholera, CHOLERAAA!
OdpowiedzUsuńJusty obudź si, porozmawiajcie i znów bądźcie razem, proszę xd
Ach! I nie trać pamięci :D
Pozdrawiam!
Jak zawsze mega ! <3 Tylko żeby Justin wszytko pamiętał bo takto będzie do dupy..;/
OdpowiedzUsuńŻyczę wenki .. :*
o jejku, jejku *.* Fajnie by było gdyby jednak Jus słyszał to wszystko co Shaylon do niego mówiła i potem nawrzeszczał na ojca. Swoją drogą mówiąc o ojcu myślałam, że zmieni nastawnie do Shaylon. a tu nici z tego, no ale nie wnikam. Rozdział jak zwykle cudowny, życzę dalszej weny i czekam na nexta i oby Jus wszystko pamiętał, bo ta ''utrata pamięci'' jest we wszystkich opowiadaniach jakie czytałam i powiem szczerze to się staje nudne, no ale to już pozostawiam w twoich rekach. Niesamowicie piszesz , kocham twój styl pisania, jesteś najlepsza !! <333 OMB ale się rozpisałam ;*
OdpowiedzUsuńNa początku Ci napieszę -> BOŻE DZIEWCZYNO JAJ TY CUDOWNIE PISZESZ,ODDAJ MI SWÓJ TALENT <3 A wracając do rozdziału to jest taki sjvdskndkdjd.Tylko dlaczego Justin w szpitali.WHY?;C no cóż mniej my nadzieję,że po paru rozdziałach wróci do zdrowia(?) . Kocham Twoje opowiadanie,to jak piszesz,każdy rozdział i Ciebie. Ono różni się od wszystkich. jednym słowem jesteś ZAJEBISTA <3 @BlueBelieber6 a przy okazji mogłabyś mnie informować na Tt? <3
OdpowiedzUsuńJeremy na stos !!! I niech sie zamknie ten cwok,to przez niego co on sobie wyobraza,mimo wszystko nie powinnien tak sie zachowywac,palant. Mam nadzieje że Justin nie straci pamieci,że słyszał co do niego mówiła,że sie obudzi że bedzie wszystko dobrze. Czekam z nienierpliwoscia na kolejny :)
OdpowiedzUsuńTO JEST CUDOWNE *-* Dziewczyno ty masz ogromny talent, to w jaki sposób piszesz i w ogóle to jest po prostu świetne :) Uwielbiam to opowiadanie, jest genialne.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem skąd jego rodzice się dowiedzieli, że on miał wypadek. Mam nadzieję, że Justin jak się obudzi to będzie ją pamiętał, i ogólnie nie będzie z nim tak źle.
Czekam na nn<3
Twoje opowiadanie jest cudowne. *_* Dzisiaj zaczęłam czytać i bardzo mi się spodobało. Podoba mi się jak opisujesz te wszystkie uczucia. Piszesz tak jak profesjonalna pisarka. :D Pozdrawiam i życze weny. ;* I nie mogę się doczekać nn. ! <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno komentuję! Aż mi wstyd! :c Wybacz. :*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo, bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że Shaylon wreszcie zrozumiała co powinna zrobić i postawiła się ojcu Justina. Strasznie smutno mi się zrobiło, gdy czytałam o stanie Justina. Biedny. Mam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Błagam! Shaylon teraz wszystko zrozumiała, więc on nie może teraz odejść! Czuję, ze gdy on się obudzi, to jej wysłucha i może nawet wybaczy? Tylko niech jego ojciec się nie wtrąca! Jak ja go nie lubię. xd.
Gdy Shaylon mówiła wszystko Justinowi, to aż mi się płakać zachciało. Był to bardzo wzruszający moment.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Pozdrawiam ;3
Świetne. <33
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze nic mu nie bedzie i bedzie wszystko pamiętał czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńShaylon w końcu wyznała prawdę Justinowi, tylko szkoda, że on nie jest tego świadomy, nie podoba mi się zachowanie ojca Justina...
OdpowiedzUsuń