Strach –
Shaylon bardzo dobrze wiedziała, czym jest to uczucie, ta dziewczyna bardzo
dobrze znała jego oblicza. Strach może być paraliżujący, ale też przyjemny, na
przykład wtedy, gdy podczas oglądania filmu po prostu się boimy, jednak wtedy
strach spowodowany jest naszą potrzebą poczucia adrenaliny we krwi. Życie
Shaylon było przepełnione tym prawdziwym strachem, było horrorem,
najstraszniejszym z istniejących. Ta dziewczyna bardzo dobrze wiedziała, co
oznacza „bać się”. Ona bała się każdego dnia, gdy wracała do domu. Wiedziała,
że coś jest nie tak, wiedziała, że musi coś zmienić w swoim życiu, wiedziała o
tym wszystkim, jednak na wiedzy się kończyło. Z tego strachu brunetka nie
potrafiła normalnie funkcjonować. Czasami dreszczyk emocji i odrobina strachu
jest potrzebna, ale gdy strach ogarnia całe ciało... nie można tak długo żyć,
bo w końcu może się to źle skończyć.
*
Kiedy po
spotkaniu z Justinem, rodzeństwo wróciło do domu, nie było Tima Johnsona,
dzięki czemu mogli w spokoju zjeść posiłek. Shaylon nie miałaby nic przeciwko
temu, żeby właśnie w ten sposób wyglądało jej codzienne życie – zero stresu,
zero nieprzewidywalnych zachowań jej ojca. Po zjedzeniu obiadu, dziewczyna
razem z Max'em udała się do pokoju chłopców, gdzie znajdował się już Kevin,
odrabiał lekcje, co wydawało się dziwne dla dziewczyny, ale nie chciała się
odzywać, bo wiedziała, jak może się to skończyć.
Radość
rodzeństwa z nieobecności ojca bardzo szybko się skończyła. Usłyszeli
trzaśnięcie drzwi i marzenia o spokojnym i normalnym życiu pękły jak bańka
mydlana. Ojciec zawołał Shaylon i dziewczyna wiedziała, że ta rozmowa nie
będzie przyjemna. Jednak brunetka nie obawiała się o siebie, ale o Justina,
bała się, że ojciec dowiedział się czegoś na jego temat i to może wyniknąć z
tego coś złego. Niestety jej obawy musiały się sprawdzić.
-Znowu szlajałaś się z tym gnojkiem – warknął mężczyzna. -
Jeszcze nie dotarło do ciebie, gdzie jest twoje miejsce? - Tim Johnson pchnął
dziewczynę w stronę Malcolma stojącego w progu. -To z nim powinnaś się
spotykać, a nie z jakimś lalusiem, który nawet nie wygląda jak prawdziwy facet,
myślisz, że będzie potrafił cię zadowolić, myślisz, że będzie potrafił się tobą
zając tak, jak trzeba. Pewnie poleciałaś na jego kasę. Mam rację? - warknął. -
Jeszcze raz się z nim spotkasz, a oboje tego pożałujecie! Zrozumiałaś? -
zapytał, a brunetka tylko pokiwała głową.
Shaylon po
raz kolejny musiała zrobić to, czego chciał jej ojciec. Musiała iść z Malcolmem
na „randkę”, podczas której dziewczynie wciąż chciało się płakać, nie mogła
znieść swojego żałosnego losu, tego, że musi przebywać z chłopakiem, który nic
takiego jej nie zrobił, ale go nienawidziła, nienawidziła go dlatego, że tak
bardzo przypominał jej ojca, był tak samo brutalny, choć nigdy nie udało mu się
przekroczyć granicy, choć nie raz było blisko.
Przebywali
na imprezie w jakimś domu, było tam pełno ludzi, których brunetka nigdy nie
widziała na oczy. Nie chciała tam być, zwłaszcza dlatego, że była to domówka
alkoholowa, a na takich zawsze dzieją się nieprzewidywalne rzeczy. Malcolm
podszedł do barku i wziął dla siebie piwo. Zapytał Shaylon czy również się
skusi, ale ta oczywiście odmówiła, co ani trochę nie zdziwiło chłopaka.
Brązowooka rozejrzała się po pomieszczeniu, kilka par tańczyło na środku salonu
i raczej nie wyglądało to na taniec, jaki jaki tańczą chłopak i dziewczyna na
szkolnej potańcówce. Dziewczyny w wyzywających sukienkach i chłopcy
rozbierający je wzrokiem. To nie wyglądało normalnie i można było śmiało powiedzieć,
że tańczące pary marzą o tym, żeby przenieść swoją małą imprezkę na pięterko.
-To ten twój kochaś? - brunetka spojrzała na Malcolma, a
później nie rozumiejąc, o co mu chodzi, podążyła za jego wzrokiem.
Shaylon
zauważyła Justina, który stał niedaleko z kumplami. Tak dawno go nie widziała,
że w tej chwili przez jej ciało przeszły dreszcze, a do brzucha wleciało stado
motyli, jednak nie o to w tym wszystkim chodziło. Dziewczyna domyślała się, że
nie za chwilę wydarzy się coś złego. Malcolm ruszył w stronę Justina nie
informując o tym dziewczyny. Szatyn nie wiedział, o co chodzi, nie wiedział kim
jest Malcolm, zaczęli rozmawiać, blondyn wskazał na dziewczynę palcem i chłopak
dopiero wtedy zauważył Shaylon. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale brunetka
nie wytrzymała jego spojrzenia i spuściła głowę. Jednak znów musiała na nich
spojrzeć, żeby mieć wszystko pod kontrolą. Oboje byli zdenerwowani i po chwili
nastąpiło to, czego dziewczyna najbardziej się obawiała. Wyszli na dwór, a
brunetka czuła, że musi zrobić to samo, przecież nie mogła tak stać bezczynnie
nie wiedząc, co dzieje się na zewnątrz. Kiedy wybiegła z budynku, okazało się,
że niestety się spóźniła, bo Malcolm okładał Justina pięściami. Shaylon czuła,
że to jej wina, że to ona wplątała w to wszystko Justina i żałowała tego
najbardziej na świecie. Domyślała się, do czego może doprowadzić ich znajomość,
ale mimo to nic z tym nie zrobiła i teraz nie mogła sobie tego wszystkiego
wybaczyć.
-Malcolm! - krzyknęła. - Zostaw go! - brązowooka podbiegła do
nich i próbowała ich w jakiś sposób rozdzielić, jednak była za słaba. - Zostaw
go! - krzyknęła po raz kolejny.
Dopiero
wtedy zbiegli się ludzie, którzy zobaczyli całe zajście. Jakiś chłopak pomógł
brunetce w odciągnięciu Malcolma od Justina, co nie było łatwe. Szatyn był już
cały poobijany, z jego wargi sączyła się krew, a jego policzki stawały się
sine. Zdecydowanie Malcolm był silniejszy, a na dodatek miał tego świadomość.
To było do przewidzenia, dziewczyna nawet zaczynała podejrzewać, że jej ojciec
poznał go pod jakąś siłownią, żeby ona nawet na chwile nie zapomniała o tym, że
faceci zawsze mają przewagę nad kobietami.
Shaylon
spojrzała na Justina, który zdążył już podnieść się z ziemi. Dziewczyna była
zdolna poczuć jego ból, dobrze wiedziała, co czuje pobity człowiek, znała to
uczucie aż za dobrze. Pewnie w normalnej sytuacji brunetka podbiegłaby do
niego, przytuliła i pomogła i zrobiłaby wszystko żeby uśmierzyć jego ból. To wszystko nie było
jednak takie proste, dziewczyna nie mogła tego zrobić, wiedziała, że takim
zachowaniem jeszcze pogorszyłaby sytuację. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to
podejść do niego, spojrzeć mu w oczy i dać do zrozumienia, że to definitywny
koniec ich znajomości. Podeszła więc do niego chcąc mu wszystko powiedzieć, ale
tak, żeby wszyscy słyszeli.
-Słuchaj, odczep się wreszcie ode mnie, zrozum, że mam swoje
życie, chłopaka, przyjaciół i w tym życiu nie ma miejsca dla ciebie i twojego
wielkiego ego. Przyczepiłeś się do mnie, jakbyś liczył na to, że może będziemy
razem, chyba coś ci się w głowie przestawiło – te słowa leciały z jej ust tak
lekko, jednak w środku ją zabijały, nie wierzyła w to, że jej sytuacja rodzinna
zmusi ją do tego, żeby powiedzieć komuś coś tak strasznego, na dodatek w taki
sposób. Żadne z wypowiedzianych przez nią słów nie było prawdziwe, to wszystko
było jednym wielkim kłamstwem, ale Shaylon wiedziała, że tylko w taki sposób
może zapewnić bezpieczeństwo Justinowi.
Brunetka po
raz ostatni spojrzała na chłopaka, po czym bez słowa odwróciła się i ruszyła w
stronę Malcolma, który widocznie był zadowolony z wypowiedzi dziewczyny.
Shaylon złapała go za rękę i wtulona w jego ramię odeszła z miejsca tego
zdarzenia. Nie robiła tego z przyjemnością, wręcz przeciwnie, z wielkim
obrzydzeniem. Nikomu nie życzyłaby tego, żeby kiedykolwiek znalazł się w
sytuacji, gdy musi powiedzieć przyjacielowi o tym, że nie mogą się widywać, na
dodatek robić to w taki okrutny sposób.
*
Po imprezie
Justin wrócił do domu, kiedy zobaczyła go jego matka, nie była zadowolona,
wręcz przeciwnie. Szatyn nigdy nie wdawał się w żadne bójki, dlatego widok jego
poobijanej twarzy był dla brunetki nie do zniesienia. Chłopak nie chciał
opowiadać swojej matce o tym, co się wydarzyło tego wieczora, nie chciał jej
martwic, zresztą uważał, że nic takiego mu się nie stało. Rodzicielka pomogła
mu jedynie z opatrywaniem ran, a później chłopak od razu udał się do swojego
pokoju.
Justin
usiadł na łóżku trzymając przy twarzy woreczek z lodem. Myślał o tym, co
powiedziała mu Shaylon, miał prawo myśleć, że dziewczyna kłamała, przecież
spędzili tyle miłych chwil, więc dlaczego teraz miałaby powiedzieć mu takie
okrutne słowa, które prawdopodobnie zraniły także ją. Justin nie chciał dla
niej, źle, wręcz przeciwnie, polubił ją, nawet bardzo i chciał jej pomóc, bo
nie mógł znieść tego, że cierpi przez swojego ojca. Jeszcze nie wiedział jak
przekonać do siebie Shaylon, musiał zrobić coś, żeby ona w końcu mu zaufała,
chciał tego, jak niczego innego na świecie. Zaangażował się w jej życie i teraz
nie mógł jej tak po prostu zostawić. Może powinien dać jej trochę czasu? Nie
był do końca pewien czy to coś da, jednak wiedział, że nie może pozostawać
obojętny.
To wszystko
stało się nagle. Justin pierwszy raz spotkał Shaylon w bibliotece i wtedy nie
spodziewał się, że to spotkanie w jakiś sposób odmieni jego życie. Wcześniej
żył tak, jakby nic innego go nie obchodziło. Fakt, że zawsze był wrażliwy na
krzywdy, które dzieją się na świecie, ale nigdy nie podejrzewał, że czyjaś
historia poruszy go tak bardzo, że będzie chciał stać się jej częścią. Kiedy
dowiedział się o największej tajemnicy dziewczyny, nie mógł pozostać obojętny i
od razu obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby jej życie choć w małym stopniu
wróciło do normy. Nie oczekiwał niczego w zamian, chciał jedynie jej szczęścia
i tego, żeby wszystko się dobrze skończyło.
*
Kiedy
Shaylon wróciła do domu odprowadzona przez Malcolma, od razu podążyła do
swojego pokoju. Nie potrafiła poradzić sobie z myślami, które krążyły po jej
głowie. Chciała o wszystkim zapomnieć, ale przed oczami miała obraz Justina z
zakrwawioną wargą i zsiniałymi policzkami. I to wszystko przez nią. Przez to,
że spotkali się wtedy w bibliotece, przez to, że ich rodzeństwo chodziło razem
do przedszkola. Była jego przekleństwem – sama się tak określiła, nie była
świadoma tego, że dla Justina jest kimś ważnym, że dla kogokolwiek coś znaczy,
myślała, że jest bezużyteczna, że jest wyrzutkiem, niepotrzebnym materiałem. Te
myśli ją dołowały, ale nie potrafiła ich od siebie odciągnąć. Myślała, to o
tym, dlaczego pojawiła się na tym świecie, może gdyby nie to, wszystko byłoby
inne, może cały problem z jej ojcem tkwił w niej samej, może to ona była
powodem tego całego koszmaru? Ile mogła tak dłużej żyć? Żyć ze świadomością
tego, że jest niepotrzebna? Który człowiek by to wytrzymał? Te wszystkie myśli
zaczęły biec w jednym kierunku. Czy gdyby jej nie było na świecie, jej bracia
nie musieliby cierpieć? Czy Justin wciąż prowadziłby beztroskie życie, tak jak
kiedyś? Na te pytania Shaylon nigdy nie pozna odpowiedzi. Musiałaby zniknąć,
uciec, już nigdy nie wrócić, umrzeć...
Nie.
Shaylon nie była zdolna do samobójstwa, nie potrafiłaby tego zrobić. Chociaż
była silna, na takie posunięcie zabrakłoby jej odwagi. Musiała walczyć, miała o
co, musiała walczyć, o jedyną rzecz, jaka pozostała jej na świecie. Musiała
walczyć o sens swojego życia. Może to właśnie dzięki swojej sile się nie
poddała i zaszła tak daleko. Może dzięki temu przekonała się, że jest silna i
nic jej nie pokona. Wszystko jest możliwe, wystarczy tylko uwierzyć.
-Shaylon! - usłyszała głos swojego ojca. Szybko otarła łzy
spływające po jej policzkach i wyszła ze swojego pokoju kierując się do salonu,
gdzie odbywała się rozmowa Tima i Malcolma.
-Tak? - zapytała nieśmiało utrzymując dystans od obu
mężczyzn.
-Malcolm opowiedział mi o tym, co się dzisiaj wydarzyło.
Słyszałem, że w końcu zrozumiałaś, że to on jest dla ciebie najlepszym
chłopakiem, a nie tamten laluś. Cieszę się, że to do ciebie dotarło, jednak nie
zmienia to faktu, że będę miał cię na oku. Mam nadzieję, że teraz już zawsze
będziesz taką grzeczną córeczką i nie będziesz próbować mi się sprzeciwiać –
mężczyzna podszedł do dziewczyny ze sztucznym uśmiechem na twarzy, był pijany,
ale mówił do rzeczy. Chyba po raz pierwszy Shaylon się go nie bała, może
dlatego, że po raz pierwszy wykonała jego polecenie, choć nie do końca właśnie tak było.
*
Śmierć,
a tym bardziej samobójstwo nie jest rozwiązaniem, jest raczej oznaką słabości i
bezsilności. Śmierć nie zawsze wszystko rozwiązuje, fakt, później człowiek już
niczego nie odczuwa, ale ludzie, którzy żyli wokół niego, mogą odczuć pustkę.
Gdy już się umiera, wszystkie problemy znikają, lecz nie mamy pewności, czy
tych problemów nie przejmie ktoś inny. Może trzeba się zastanowić przed tak
ważną decyzją, która może być ostatnią decyzją przez nas podjętą. Pytanie
tylko, czy warto? Czy warto poświecić swoje cenne życie tylko po to, żeby
pozbyć się problemu?
~~~~~~~~
Wiem, że rozdział nie jest zbyt długi, ale mi się podoba, nie wiem, jak wam. Osobiście jestem z niego zadowolona.
I mam dobre wieści... Wróciła mi wena, w końcu napisałam rozdział, z którym tak długo się męczyłam... I mam taki pomysł, że to jest koniec...
I mam takie pytanie: Wam naprawdę tak bardzo się podoba to opowiadanie, czy piszecie tak, żeby mi się miło zrobiło?
20 komentarzy - nowy rozdział :)
Mi Osobiście Na Prawdę Podoba Się twój Blog . Czytam Twoje Opowiadania I Na Żadnym Się Jeszcze Nie Zawiodłam. Nie Mogę Się Też Doczekać Pierwszego Rozdziału Na whisper-of-secret.blogspot.com ; )
OdpowiedzUsuńTak, naprawdę mi się podoba to opowiadanie! Masz wielki talent którego Ci zazdroszczę! Mam nadzieję ze nigdy nie przestaniesz pisać i stworzysz jeszcze wiele innych, tak wspaniałych opowiadań jak dotychczas :))
OdpowiedzUsuńRozdział mega. Po prostu cudny. Tego Malcolma i jej ojca to normalnie bym powiesiła. Szkoda mi Shaylon, to przez co musi przechodzić w życiu wykończyło by każdego. Jeszcze pobity Justin to już całkiem przegięcie ze strony Malcolma, gdzie się tacy ludzie rodzą, naprawdę nie wiem. Mam nadzieję , że życie Shaylon jakoś się ułoży i że będzie w końcu szczęśliwa. CZEKAM NA NN ;)
OdpowiedzUsuńMISIĘ TO OPOWIADANIE NIE PODOBA, JA JE KOCHAM! JEDNO Z NAJLEPSZYCH OPOWIADAŃ Z TWOJEJ TWÓRCZOŚCI. OCZYWIŚCIE ROZDZIAŁ JAK ZWYKLE ŚWIETNY:D NO ALE BŁAGAM PRZYŚPIESZ AKCJE BO ZARAZ CHCICY DOSTANĘ
OdpowiedzUsuńwowowowowooww jezu zajebisty
OdpowiedzUsuńmam tyle pytac a tak malo odpowiedzi..
czekam na nn
@polly325
Nam na prawdę bardzo podoba się Twoje opowiadanie. Jest interesujące, strasznie i z każdym dniem chce się bardziej i bardziej czytać.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;D Mnie się na serio podoba;D wgl duży plus, że tak szybko i często dodajesz rozdziały:) Są świetne, sposób w jaki to wszystko opisujesz itd.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co teraz będzie dalej:) Czy ona jakoś po kryjomu skontaktuje się z jusem, znowu się spotkają?
Czekam na nn<3
Bardzo mi sie podoba mam nadzieje ze ona dalej będzie sie spotykać z Justinem :) czekam na nn
OdpowiedzUsuńOMFG cudowneeee cudowneee cudowneee. Szkoda że musiała tak postąpić wobec Justina no ale chciała go chronić. KOCHAM TOOO. CZEKAM NA NOWY ROZDZIAŁ <3 @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńughhhhhhhh, znowu to samo :/ justin musi rozumiec, ze ona to robi specjalnie, zeby go chronic. niech ma juz te 18 lat, konczy szkole i papa domku z bracmi. zeby wszystki w koncu zaczelo ukladac :) czekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to opowiadanie, w głębi serca liczę że jej ojciec się zmieni, a z Justinem jej się ułoży;)
OdpowiedzUsuńCo do twojego pytania,nie,my piszemy tak,bo tak jest serio! Przynajmniej dla mnie! Uwielbiam cie dziewczyno,masz taki talent,ze normalnie nie wierze! Mam nadzieje ze rozdzial pojawi sie szybko,bo ja nigdy nie umiem dlugo czekac z nn na tym blogu,ta niecierpliwosc :) a tak wgl rozdzial oczywiscie swietny,smutno mi sie zrobilo po tym,co ona powiedziala Justinowi,ale wiem,ze klamala i wiem,ze to sie musi jakos wyjasnic! A niedlugo ma 18 urodziny i wszystko sie moze ulozyc oby.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
Świetny rozdział, podoba mi się to w jaki sposób go napisałaś. Gdybym była na miejscu Shaylon chyba też bym powiedziała to Justinowi, ale jak to czytam to wiadomo.. inne odczucia :D Ale Justin się nie podda tak? on będzie walczył tak? BO JAK NIEEEE TO JA GO UDUSZE !
OdpowiedzUsuńPS: Dziękuję Ci za ten komentarz u mnie pod epilogiem, naprawdę jestem ci wdzięczna, to tyle dla mnie znaczy... <3
Nie jestem zbytnio fanka opowiadan internetowych,ale twoje zdecydowanie nalezy do moich ulubionych. Twoj sposob pisania rozni sie od innych. Fabula rowniez jest niespotykana i oryginalna. Wspaniale opisujesz sytuacje i potrafisz poruszyc czytelnika. Z checia czytam kolejne rozdzialy i nie mecze sie czytajac zdanie po zdaniu- co niestety zdarza sie w wiekszosci blogow. Gratuluje i mam nadzieje,ze rozdzial 9 pojawi sie niebawem! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPS. Mam pytanie,czy jest mozliwosc z Twojej strony informowania o nn? Jesli tak,bylabym bardzo wdzieczna :) to jest moj numer gadu-gadu: 13361720! :)
koniec? ocipiałaś? nie kończ tego teraz, oni muszą być razem! boże, najlepszy blog na świecie! niech ona się wyprowadzi z Justinem i braćmi i niech żyją długo i szczęśliwie! :) nie mogę się doczekać następnego, buziaki x
OdpowiedzUsuńŚwietny Rozdział ! < 3 Kocham ; *
OdpowiedzUsuńświetny rozdzial!
OdpowiedzUsuńMi się to opowiadanie bardzo podoba i nie piszę tego po to, by zrobiło Ci się miło. Prawda jest taka, że masz talent. ;) I nie waż mi się kończyć tego opowiadania! Masz pisać tak długo aż w końcu skończą ci się pomysły. :D Rozdział bardzo udany, ale też bardzo smutny. Zabolało mnie to, gdy czytałam o bójce Malcolma z Justinem. Biedny chłopak. Na dodatek słowa Shaylon w cale mu nie pomogły. Rozumiem, że chce go bronić, ale... Właściwie nie wiem, co ale. :D Po prostu chcę, by miała normalne życie, w którym będzie miejsce dla Justina. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
ale jak to koniec ? mi się to opowiadanie bardzo bardzo podoba i chcę trochę więcej Justina ! proszę ~. kontynuuj to opowiadanie !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ~!
Ps . przepraszam że z anonima pisze ale nie mam żadnego konta na proponowanych . : ))
płakać mi się chciało gdy Shaylon powiedziała to wszystko Justinowi.
OdpowiedzUsuń