Mijały dni,
tygodnie... Shaylon skończyła osiemnaście lat. Swoje urodziny spędziła w gronie
najbliższych, to znaczy z braćmi i przyjaciółmi. Sarah Johnson również
pamiętała o święcie swojej córki i podarowała jej łańcuszek, który ona kiedyś
dostała od swojej babci. Kobieta strasznie w tym dniu płakała, wprost nie mogła
opanować łez, wyrzucała sobie, jaką jest złą matką, cierpiała dlatego, że jej
dzieci musiały przechodzić przez to piekło, przecież chciała dla nich jak
najlepiej, ale nie miała na to żadnego wpływu.
Rok szkolny
dobiegał końca, zostały niecały dwa tygodnie. Egzaminy zdanie i dziewczyna nie
spodziewała się, że tak dobrze jej pójdzie. Ucieszyła się, ale wiedziała, że to
i tak nie będzie miało większego znaczenia, przecież nie mogła iść na studia,
musiała zarobić na siebie i braci, kiedy już wyprowadzą się z domu.
Justin. Z
Justinem Shaylon nie widziała się od tamtej imprezy, miała wyrzuty sumienia, że
to przez nią Malcolm go pobił, ale z czasem przyzwyczaiła się do myśli, że
każdemu potrafi spieprzyć życie. Na początku czuła jakąś pustkę, ale po jakimś
czasie zrozumiała, że tak po prostu musi być. Można powiedzieć, że od tamtej
imprezy wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło i Shay została sama,
powiedziała przyjaciołom, że dla ich dobra będzie lepiej jeśli nie będą się
spotykać. Uznała, że tak będzie najlepiej.
Wracając ze
szkoły, w pobliskim kiosku kupiła gazetę z ogłoszeniami, odebrała Max'a z
przedszkola i poszła z nim na plac zabaw. Mały pobiegł się pobawić, a brunetka
usiadła na jednej z pobliskich ławek. Zaczęła przeglądać ogłoszenia o pracę.
Kelnerka, sprzątaczka, wykwalifikowany tłumacz języka niemieckiego, murarz,
sprzedawca i wiele, wiele innych ogłoszeń o pracę, do której się nie nadawała.
Przewróciła stronę i zobaczyła wielką reklamę jakiejś redakcji nowo powstałego
czasopisma., która poszukiwała młodych dziennikarzy. Ogłoszenie przedstawiało
ogromny, nowy biurowiec. Dziennikarka – taka praca odpowiadała Shaylon, a
przynajmniej na początek. Zaznaczyła markerem ogłoszenie i zaczęła szukać
czegoś innego na wypadek gdyby w tej redakcji jej się nie powiodło.
Kątem oka zauważyła
jak ktoś siada obok niej i początkowo nie zwróciła na to uwagi, ale po chwili
poczuła, że ten ktoś jej się przygląda i podniosła wzrok znad gazety. To był
Justin. Na jego widok, jej serce zabiło mocniej, nie spodziewała się, że
jeszcze go kiedyś spotka, myślała, że dał sobie spokój, że zrozumiał, ale mimo
to bardzo ucieszyła się na jego widok, jednak nie była pewna czy może to
okazać.
-Czy ty kiedyś dasz mi spokój? - dziewczyna musiała chociaż
zachować pozory tego, że to, co powiedziała na tej imprezie, to prawda.
-Może tak, może nie.
-Człowieku, zrozum, że ja nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego. Mam chłopaka, którego kocham – wypowiedziała te słowa tak niepewnie
i cicho, że spodziewała się tego, że Justin zorientuje się, że brunetka kłamie,
zresztą ona sama nie wiedziała jakim cudem przeszło jej to przez gardło. -
Przyczepiłeś się do mnie i zgrywasz bohatera, który chce mnie uratować...
-Nie kochasz go, więc po co ta gra? - szatyn spojrzał jej
prosto w oczy, a ona po raz kolejny nie wytrzymała jego spojrzenia, po prostu
wiedziała, że miał rację.
-Nie wiesz, co czuję, bo niby skąd miałbyś to wiedzieć?
-Nie kochasz go i nie oszukuj mnie, a przede wszystkim
siebie. To wszystko widać w twoich oczach – ostatnie zdanie wyszeptał jej na
ucho zbliżając się na niebezpieczną odległość, czując jego oddech na swojej
szyi, przez ciało dziewczyny przeszedł dreszcz.
-Nie powinno cię tu
być, ktoś może nas zobaczyć – powiedziała odsuwając się na koniec ławki.
-Boisz się? - zapytał przysuwając się.
-Nie rób tak – oburzyła się wstając ze swojego miejsca.
-Znowu uciekniesz? - nie spuszczał wzroku z jej twarzy, na
której malowało się tysiące emocji.
-A ty znowu chcesz oberwać tak, jak ostatnio? - uniosła
wzrok i spojrzała na niego wyczekująco.
-Boisz się o mnie? - zapytał delikatnie się uśmiechając.
-Tak – odpowiedziała pewnie.
-Zależy ci na mnie – stwierdził.
-Dobra, ja mam dość tej rozmowy, więc jeśli byłbyś taki miły
i zostawił mnie w spokoju, byłabym wdzięczna – posłała mu wymuszony uśmiech.
-Za chwilę sobie pójdę, obiecuję. Ale najpierw chcę ci coś
dać – wstał i zaczął szukać czegoś w kieszeniach, podszedł do dziewczyny i
podał jen malutkie pudełeczko. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin
Shaylon! - uśmiechnął się szczerze. - Wiem, że życzenia są spóźnione, ale za to
szczere – brunetka spojrzała mu w oczy i starała odpowiedzieć sobie na pytanie,
skąd wiedział o jej urodzinach. - Otwórz – wskazał na pudełeczko i po raz
kolejny się uśmiechnął. Niepewnie otworzyła prezent i zobaczyła coś dziwnego.
-Klucze? - zapytała zdziwiona.
-Pewnie szukasz mieszkania do wynajęcia, kolega mojego ojca
ma takie, w którym i tak nie mieszka, dwupokojowe, niewielkie, ale przytulne. W
pudełku masz jego numer telefonu, żeby dogadać się z opłatami i takie tam. A
wprowadzać możesz się nawet od zaraz – brunetka spojrzała na niego zaskoczona.
Nie wiedziała, jak ma na to wszystko zareagować, bo taki gest z jego strony był
po prostu bezcenny.
-Nie mogę tego wziąć – podała mu pudełko i cofnęła się o
krok.
-Nie wygłupiaj się, przecież to tylko mieszkanie. Mam
jeszcze dla ciebie wizytówkę, widziałem, że szukasz pracy. To jest numer do
kierownika hotelu mojego ojca, możliwe, że znajdzie się tam dla ciebie praca,
na początek jako recepcjonistka, a może ktoś inny, zadzwonisz i wszystkiego się
dowiesz – znów podał jej pudełeczko do którego włożył wizytówkę, jednak
dziewczyna nie przyjęła.
-Dlaczego to robisz? - zapytała wciąż się nad tym
zastanawiając.
-Nie bardzo rozumiem.
-Dlaczego mi pomagasz? To jakiś zakład? Zadanie domowe?
Kara? Nie wiem, wytłumacz mi to. Tyle razy mówiłam ci, żebyś zostawił mnie w
spokoju, tyle razy cię upokarzałam, tyle razy starałam się uświadomić ci, że do
mnie nie pasujesz, że powinieneś trzymać się swojego poukładanego życia, bo nic
dobrego z tego nie wyniknie, a ty wciąż za mną chodzisz, wciąż tu jesteś, wciąż
starasz się udowodnić mi, że potrafisz mi pomóc, dajesz mi nadzieję. Dlaczego?
- Shaylon przestała panować nad swoimi emocjami, była zdenerwowana, ale
jednocześnie dzięki temu, możliwe było, że nareszcie dowie się o co chodzi
Justinowi.
-A nie pomyślałaś o tym, że mogę ci pomagać tak
bezinteresownie? - zaczął spokojnie. - Chciałem ci pomóc, bo nikt nie zasługuje
na taki los. Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że chcę ci pomóc tak bez powodu?
Boisz się, że okażę się taki, jak twój ojciec, że najpierw zdobędę twoje
zaufanie, a później cię wykorzystam i zawiodę, że będę się nad tobą znęcać? Nie
poddawałem się, bo wiem, że twoje zachowanie nie było prawdziwe. Wiem, że ty
taka nie jesteś, pomimo że znam cię tak krótko, to wiem, że potrzebujesz pomocy
i boisz się ją przyjąć. Nie mam do ciebie żalu, że tak mnie traktujesz, bo
jestem pewien, że uważasz to za najlepsze rozwiązanie – dziewczyna spuściła
głowę i ukryła twarz w dłoniach. Musiała wiele rzeczy na nowo przemyśleć. -
Zastanów się nad tym. Jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy przy
przeprowadzce, albo jakiejkolwiek pomocy, albo jeśli będziesz chciała pogadać,
to masz mój numer telefonu – uśmiechnął się po czym odłożył pudełko na ławkę i
jeszcze raz stanął naprzeciwko Shaylon. - Możesz mi zaufać, chcę ci pomóc i nie
mam zamiaru cię skrzywdzić.
Justin bez
słowa minął brunetkę i poszedł w swoją stronę zostawiając dziewczynę z tymi
wszystkimi myślami, których nie była w stanie ogarnąć. Z jednej strony
potrzebowała pomocy, ale z drugiej bała się ją przyjąć. Nie chciała nikogo
narażać, powtarzała to sobie w kółko, ale ona naprawdę bała się kogokolwiek
obarczać swoimi problemami.
Usiadła na
ławkę i wzięła do ręki pudełko. Wyjęła z niego klucze i dokładnie je obejrzała.
Po chwili wzięła jeszcze karteczkę z adresem mieszkania i numerem telefonu do
właściciela. Nie była pewna czy to dobry pomysł, ale to mogła być dla niej
wielka szansa, pierwsza i ostatnia. Może to wcale nie byłby egoizm, gdyby
zgodziła się tam zamieszkać. Może skorzystanie z pomocy Justina to wcale nie
jest zły pomysł i nie wyrządzi mu krzywdy. Brunetka ukryła twarz w dłoniach i
starała się to wszystko jakoś poukładać. Czuła, że wychodzi na prostą, ale
fakt, że wyprowadzi się z domu nie zmieniał tego, że Tim Johnson będzie mógł
ich znaleźć. A wtedy mogłoby się wydarzyć jeszcze więcej złego niż przez te
wszystkie lata, kiedy mieszkała z nim pod jednym dachem. Jednak dziewczyna
musiała dać radę, musiała zrobić pierwszy krok, pierwszy krok w stronę
normalnego życia, w stronę szczęścia, w stronę miłości i w stronę
bezpieczeństwa swojego i swoich braci.
Po dłuższej
chwili do dziewczyny podbiegł Max i usiadł obok niej. Brunetka mocno go do
siebie przytuliła i pocałowała w głowę.
-Dlaczego Justin tak szybko poszedł?
-Miał coś ważnego do załatwienia. Wiesz, teraz widywaliśmy
się z nim bardzo rzadko, bo Justin miał wiele spraw na głowie i nie wiem czy
teraz się to jakoś zmieni – wyjaśniła.
-Ale chyba jeszcze kiedyś Justin pójdzie z nami na lody? -
dopytywał się.
-Mam taką nadzieję – uśmiechnęła się.
Schowała
pudełko do torebki, złapała Max'a za rękę i ruszyła w stronę domu. Zamyśliła
się, a przed jej oczami znów pojawił się Justin, uśmiechnięty Justin. Czy to
źle, że o nim pomyślała? Chyba nie. Oczywiście, że nie. Shaylon nie wiedziała,
co zrobić. To chyba nic złego przyjąć czyjąś pomoc, ona jednak wciąż się nad
tym zastanawiała, ale obawiała się, że nigdzie nie znajdzie odpowiedzi.
*
Pomoc
jest ważna, każdy z nas może jej kiedyś potrzebować. W chwilach kompletnego
zwątpienia, warto mieć kogoś, kto nam tej pomocy udzieli. Justin był, po prostu
był, kiedy Shaylon tego potrzebowała. Chciał ją uratować i nie oczekiwał
niczego w zamian. Nie chciał się narzucać, nie chciał, żeby źle on nim
pomyślała. Chciał być przy niej w tych trudnych dla niej momentach, chciał ją
wspierać i się nią opiekować, chciał tego, bo tak po prostu mu na niej
zależało. Nie potrafił tego wytłumaczyć, bo powód jego zachowania znał tylko on
sam i tylko on wiedział, co tak naprawdę czuje do dziewczyny.
*
Rodzeństwo
dotarło pod dom, dziewczyna już z daleka zauważyła Malcolma zmierzającego w ich
kierunku i wiedziała, że będzie musiała się z nim spotkać, dla świętego
spokoju, swojego i swoich braci.
-Cześć ślicznotko – podszedł do niej i chciał pocałować ją w
usta, ale się odwróciła i mu się to nie udało. - Idziemy do mojego kumpla na
imprezę – to nie była propozycja, ale rozkaz. - Potańczymy trochę, a potem
zobaczymy, jak się rozwinie wieczór.
-Jasne – odpowiedziała bez entuzjazmu. - Tylko się przebiorę.
Shaylon po
raz kolejny musiała męczyć się z towarzystwem Malcolma, którego wprost
nienawidziła. Może miałaby o nim inne zdanie, gdyby ten nie dobierał się do
niej na każdym kroku. Na tej imprezie wcale nie było inaczej. Brunetka musiała
szukać wymówek, żeby nie zaciągnął jej do pokoju. Nie wiedziała, czym sobie
zasłużyła na taki los, ale miała już tego wszystkiego dość. Dziękowała jednak
Bogu, że na tej imprezie nie było Justina, nie darowałaby sobie, gdyby ten po
raz kolejny został brutalnie pobity przez Malcolma, który już wystarczająco
namieszał w życiu tej dwójki.
Malcolm
odprowadził Shaylon do domu około jedenastej. Po cichu, żeby nikogo nie
obudzić, weszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Sięgnęła po swoją torebkę
i wyjęła z niej pudełeczko od Justina. Otworzyła je i wyjęła klucze. Chyba była
na to gotowa, gotowa na nowe życie. Wyjęła z kieszeni telefon, wybrała numer
Justina i wysłała mu sms'a o treści: „Jeśli to, co mówiłeś nadal jest aktualne,
to niedługo możesz spodziewać się telefonu, że potrzebuję twojej pomocy przy
przeprowadzce.” Wysłała wiadomość i nie musiała długo czekać na odpowiedź:
„Wszystko wciąż jest aktualne. Będę czekać na informację.” Brunetka uśmiechnęła
się pod nosem i wystukała nowy tekst na klawiaturze: „Dziękuję. Za wszystko”,
po czym nacisnęła polecenie „wyślij”.
~~~~~~~~
W zasadzie miałam dodac jutro, ale stwierdziłam, że jutro mogę nie miec czasu, bo niestety kończą mi się ferie. Dlatego też mam złe wieści. Nie jestem pewna czy nadal będę mogła tak często dodawac rozdziały, więc mam nadzieję, że się o to nie obrazicie. A tak poza tym źle mnie zrozumieliście. Wcale nie mam zamiaru kończyc tego opowiadania, przynajmniej na razie! Mam zamiar chociaż dojśc do tego momentu, który został opisany w prologu, ale to będzie tak dopiero 20 rozdział, więc spokojnie, bo już niektórzy mnie tu chcieli zabijac...
A 20 stycznia minął rok, odkąd zaczęłam blogowac, to znaczy odkąd zaczęłam historię Jessici i Justina. Jestem z siebie dumna! Wciąż piszę tylko dzięki Wam! Dziękuję, że ze mną jesteście!!! :) <3
Nowy rozdział nie wiem kiedy, wszystko zależy od Was, od Waszych opinii i komentarzy :)
@belieber_katy06
GG: 42378899
Mama nadzieje ze jej sie uda ze wszystkim czekam na nn!!
OdpowiedzUsuńNARESZCIE! To dobrze że się zgodziła i WIEDZIAŁAM, że on się nie podda.. Możemy spodziewać się jakiś romantycznych sytuacji? Byłoby super, bo jesteś w tym świetna no i gratulacje, że tak długo piszesz to opowiadanie... ja niestety nie pamiętam kiedy zaczęłam. Czekam na nowy !
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jeszcze nie zamierzasz kończyć tego opowiadania! Kamień z serca mi spadł! :D Rozdział bardzo mi się spodobał. Był taki prawdziwy i czuły. Wiedziałam, że Justin się nie podda i jakoś jej pomoże, ale nie myślałam, że załatwi jej mieszkanie i tak jakby pracę. Bardzo miło się to czytało, bo wiedziałam, że życie Shaylon wkracza na nową drogę. Jestem ciekawa co tu będzie się jeszcze działo,b o to dopiero dziewiąty rozdział, a ty pisałaś coś o dwudziestym. Ale bardzo się z tego cieszę! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
OMG mam nadzieję że uda jej się przeprowadzić i wgl be żadnych problemów,że uda jej się uciec z tego piekła. I mam nadzieję że jej sprawy z Justinem potoczą się bardzo dobrze. Hehehe <3 @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńjaka drastyczna zmiana wyglądu . Kiedy weszłam na blog to myślałam że sie pomyliłam ale jednak nie . PIĘKNY WYGLĄD !
OdpowiedzUsuńJejku ! dobrze że Shaylon przyjeła pomoc Justina jednak boje się że jej ojciec coś jej albo Justinowi zrobi . Nie moge doczekac się następnego !
życzę duużo weny !
jejuuu, justin jest cudowny <3 niech ucieka z tego domu, teraz! mam nadzieję, że wszystko się uda. i nie będzie jakiś komplikacji... :/ czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńteż mam nadzieje że jej się uda....
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa dalszego potoczenia się sytuacji..czekam na kolejny :)
Jedno wielkie cudo, moja droga.!
OdpowiedzUsuńJest wspaniałe.!
Czekam na nn ;D
PS I bardzo dobrze, że nie kończysz tego opowiadania, bardzo się ciesze.; )
Uwielbiam ten rozdział,uwielbiam Ciebie. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek tego opowiadania. Jesteś świetna.
OdpowiedzUsuńGenialny:D dobrze, że nie kończysz bo właśnie ostatnio się wystraszyłam:) Ehh.. szkoda, że teraz będziesz rzadziej dodawać, ale rozumiem szkoła i wgl. Po za tym i tak bardzoo wielki plus za to, że przez ferie cały czas tak szybko dodawałaś rozdziały:) Rozdział świetny, nie mogę się już doczekać co bd dalej i czy ona się w końcu przeprowadzi;p Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńomg w takim moemncie?!
OdpowiedzUsuńcoś czuje ze cos bedzie z jej ojcem, że sie dowie...
wtedy bedzie miala przechlapane :O
@polly325
Rozdział jak zwykle świetny. Niby nic ciekawego się w nim nie wydarzyło, ale był bardzo wciągający. Nie mogę się już doczekać następnego. Mam nadzieję, że przy pomoczy Justina życie Shaylon się jakoś ułoży. Czekam na NN;) <3
OdpowiedzUsuńDobrze cię rozumiem, w sumie mi też się kończą ferie.. Co do rozdziału to jest Bardzo Dobry. Nic ciekawego w nim nie było, ale i tak się cieszę, że jest.. i to co że nic w nim nie było ciekawego, bo był bardzo wciągający. Cóż czekam na następne posty. Świetne zdjęcie Justina w tle. Tylko coś wygląd się nie zgrał.
OdpowiedzUsuńStraszniiee ....
OdpowiedzUsuńFajny !!!!!!!! ; DD.
Bardzo mi się podoba. A te sms na końcu - sama słodycz. Czekam na nn ; *
Pozdrawiam Isiia <3.
coraz bliżej "nowego początku" Shaylon, ciekawe czy jej się uda :)
OdpowiedzUsuń