24.2.13

Jedenasty


            Wszystko działo się bardzo szybko. Już kilka dni po zakończeniu roku szkolnego, Shaylon była w trakcie pierwszych przygotowań do przeprowadzki. Stopniowo pakowała ubrania i przewoziła je do nowego mieszkania. We wszystkim pomagał jej Justin, gdyby nie on, możliwe, że dziewczyna nie poradziłaby sobie z tym wszystkim. Było tak, jak obiecał. Pomagał jej i robił to zupełnie bezinteresownie. Nigdy mu się za to wszystko nie odwdzięczy, bo za uratowanie życia przecież nie da się tak po prostu komuś podziękować, to zdecydowanie za mało.
            Kiedy któregoś dnia Tima Johnsona nie było w domu, Shay poczuła, że to ten moment, że to czas na rozpoczęcie nowego życia. Zadzwoniła po Justina, który wcześniej zaoferował swoją pomoc. Dziewczyna spakowała resztę rzeczy do ostatniej walizki i wyszła z chłopcami z pokoju. Skierowali się do kuchni, po której krzątała się Sarah Johnson.
-Mamo, za chwilę przyjedzie mój przyjaciel – oznajmiła.
-Wyprowadzacie się? - brunetka spojrzała na przerażone oczy swojej matki.
-Jeśli nie chcesz, to...
-Bardzo chcę, może chociaż wam uda się to, co mi przez te wszystkie lata nie wyszło.
-Mamo, a ty?
-O mnie się nie martw, poradzę sobie.
-Będę za tobą tęsknic – Max podbiegł do rodzicielki i rzucił się jej na szyję. Reakcja kobiety była do przewidzenia, wybuch płaczu. Już patrząc na nią można było poczuć rozpacz, którą skrywała w sercu.
-Może kiedyś uda mi się was odwiedzić – wyszeptała wciąż zrozpaczonym głosem.
-Mamo... Na pewno ci się uda. Przecież dasz radę – brunetce zadrżał głos.
            Ktoś zadzwonił do drzwi i dźwięk dzwonka rozbrzmiał po całym mieszkaniu. Shaylon rzuciła swojej mamie jedno spojrzenie, po czym udała się na korytarz. Za drzwiami stał Justin, jak zwykle w znakomitym humorze. Wpuściła go do środka i poprosiła, żeby chwilę zaczekał. Wróciła do kuchni i poinformowała chłopców i swoją mamę, że muszą się zbierać. Kiedy Sarah Johnson zobaczyła Justina, dziwnie na niego spojrzała, jakby już gdzieś go kiedyś widziała. To wszystko było trudne do zrozumienia i nikt tak naprawdę nie wiedział o tej tajemnicy, ale kobieta znała Justina, znała go bardzo dobrze. I Shaylon również, ale nie zdawała sobie z tego sprawy, była przecież mała, gdy widziała go po raz ostatni, wtedy wszystko było inne, ale Sarah Johnson bardzo dobrze zapamiętała małego Justina, który teraz znacznie wydoroślał i wyprzystojniał. Nie zmieniły się tylko jego oczy, które wciąż były tak samo brązowe jak kilka lat temu.
-Dzień dobry, jestem Justin, znajomy Shaylon – szatyn przywitał się i przedstawił, choć nie było to wcale potrzebne.
-Miło mi cię poznać Justinie – powiedziała z bladym uśmiechem.
            Z tym chłopcem wiązało się tyle wspomnień i kobieta nie do końca mogła uwierzyć w to, że znów stoi naprzeciwko niego. Bała się natomiast, że Shaylon będzie cierpieć, gdy dowie się prawdy. W sumie tego kobieta była pewna, wiedziała, że gdy jej córka pozna rodzinę Justina, to nie będzie dla niej miłe, ale nie mogła jej o tym powiedzieć. Wiedziała, że to i tak niczego by nie zmieniło, a Justin to dobry chłopak, była tego pewna, nie był niczemu winien, nigdy. Nie był winien tego co stało się w przeszłości oraz tego, co stanie się w przyszłości.
            Justin pomógł Shaylon znieść bagaże do samochodu, a chłopcy spędzali ostatnie chwile z mamą. Brązowooka zaczęła się zastanawiać nad tym, czy dobrze robi zabierając dzieci od matki, ale była pewna, że dopóki tego nie zrobi, nie przekona się czy było warto. Pożegnali się ze swoją rodzicielką i po chwili znajdowali się już w samochodzie i byli w drodze do mieszkania, a zarazem w drodze do nowego życia. Dziewczyna bała się, cholernie się bała, bo od tej chwili była odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale także za braci, których nie mogła zawieść, musiała zrobić wszystko, żeby byli szczęśliwi. Inaczej nie mogłaby spojrzeć w swoje odbicie w lustrze.
            Siedząc w samochodzie i jadąc do nowego mieszkania, dziewczyna starała się poukładać sobie wszystko w głowie. Nie wychodziło jej to zbyt dobrze i już po chwili po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Shaylon nie była pewna czy podoła swojemu zadaniu, nie miała tej cholernej pewności, że wszystko się uda.
-Shaylon – do uszu dziewczyny dobiegł troskliwy głos Justina, który ścisnął jej dłoń, chcąc dodać otuchy. - Wszystko już będzie dobrze. Udało ci się uciec. Teraz powinno być już tylko lepiej – uśmiechnął się i wytarł jej policzek.
            Kiedy rodzeństwo weszło do mieszkania, dziewczyna poczuła się bezpieczna, pierwszy raz od kilku lat poczuła, że naprawdę nic jej tu nie grozi. Max pobiegł do swojego pokoju, a Kevin pomagał Justinowi w noszeniu bagaży. Shaylon cieszyła się patrząc na chłopców. Byli szczęśliwi, że w końcu udało im się uciec.
            Dziewczyna udała się do małego salonu i usiadła na kanapie. Wyjęła ze swojej torebki zdjęcie w ramce, zdjęcie przedstawiające ją z Max'em i Kevinem. Uśmiechnęła się, choć w jej oczach znajdowały się łzy. Były to łzy szczęścia zmieszane z tęsknotą, bólem, żalem i cierpieniem. Była szczęśliwa, że nareszcie mogła zacząć normalnie żyć, ale jednocześnie było jej żal, że zostawiła za sobą cząstkę siebie, cząstkę swojego życia, o której musiała zapomnieć.
            Wstała ze swojego miejsca i położyła ramkę na półce, na honorowym miejscu, tak żeby była widoczna. Dzięki temu zdjęciu, Shaylon zrozumiała, że wszystko co robi, robi po to, żeby zawsze było tak, jak na tym zdjęciu. Żeby uśmiechy nie znikały z ich twarzy i żeby zawsze byli razem, to było dla niej najważniejsze.
            Kiedy do jej uszu dobiegły śmiech Kevina i Justina, brunetka szybko wytarła mokre od łez policzki, żeby choć trochę ukryć fakt, że płakała. Kevin podszedł do niej i wręcz się na nią rzucił śmiejąc się przy tym głośno
-Nareszcie nam się udało – krzyknął jej do ucha, przytulając się do niej mocno. Na to wszystko do pokoju wbiegł Max i również przytulił się do swojej siostry.
-Kocham cię siostra – wyszeptał wyciągając do niej ręce, ta nachyliła się do niego, a chłopiec ucałował jej policzek. Dziewczyna spojrzała na ich uśmiechnięte twarze i chciało jej się jeszcze bardziej płakać.
-Mamy mieszkanie i już nikt nie będzie nas krzywdził – Kevin spojrzał na brunetkę, ale po chwili odwrócił się i uśmiechną do Justina, o którego obecności dziewczyna całkowicie zapomniała.
-To Justinowi powinniście podziękować, gdyby nie on, to wszystko by się nie udało – Shaylon posłała chłopakowi dziękujące spojrzenie.
-Nie ma za co dziękować. To nic takiego.
            Nic takiego – jego słowa rozśmieszyły dziewczynę. Może dla niego faktycznie było to nic takiego, nic takiego, które uratowało życie jej i jej braciom. Shaylon zwątpiła w to, że na tym świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy potrafią pomagać bezinteresownie, a kiedy poznała Justina, ponownie w to uwierzyła.
            Po wyjściu Justina, który obiecał, że niedługo ich odwiedzi, Shaylon zadzwoniła do Alissy, żeby pochwalić się tym, że uwolniła się z tego koszmaru, ale dziewczyna miała podejrzanie smutny głos. Brunetka chciała zaprosić swoją przyjaciółkę na parapetówkę i żeby zabrała ze sobą Davida, jednak ta zaczęła się wykręcać i Shay wiedziała, że dzieje się coś złego. Zadzwoniła więc do Davida, który zachowywał się tak samo, wtedy dziewczyna była pewna, że nie może tego tak zostawić.
            Zabrała się za rozpakowywanie walizek, pomogła chłopcom i najpierw urządzili ich pokój, a dopiero później zabrali się za całą resztę. Pod koniec dnia wszystko było już prawie gotowe i nareszcie mogli poczuć się jak w prawdziwym domu... no może nie do końca prawdziwym...
-Musimy urządzić parapetówkę – stwierdził Kevin.
-Dzwoniłam już do Alissy i Davida, ale dzieje się z nimi coś niedobrego, więc musimy z tym trochę poczekać – wyjaśniła.
-A do Justina dzwoniłaś?
-Nie.
-A powinnaś! I to w pierwszej kolejności, to dzięki niemu tu jesteśmy – chłopiec miał rację, ale Shaylon nagle poczuła jakiś strach, zupełnie jakby bała się, że Justin nie zareaguje na jej propozycję tak, jakby ona tego chciała. - No dalej! Bierz telefon i dzwoń!
-Teraz? - zapytała przestraszona.
-No, a kiedy?
            Wzięła głęboki oddech, wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer Justina. W jej głowie układały się zdania, które chciała mu przekazać, jednak kiedy usłyszała jego roześmiany głos, wszystko wyleciało jej z głowy.
-Dzwonię, bo chciałam zapytać, czy masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór – przygryzła dolną wargę czekając na odpowiedź.
-Jeszcze niczego nie planowałem, a dlaczego pytasz?
-Może wpadłbyś do nas jutro na kolację, chociaż w ten sposób mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć.
-No dobra, to o której mam być?
-O osiemnastej?
-Będę – odpowiedział, a dziewczyna poczuła pewnego rodzaju ulgę.


*
 
            Następnego dnia Shaylon wybrała się na zakupy z chłopcami, żeby móc przygotować kolację, dziewczyna chciała, żeby wszystko wyszło idealnie, chciała pokazać Justinowi, jak bardzo jest mu wdzięczna. Wrócili do domu i brunetka od razu zabrała się za gotowanie. Max i Kevin pomagali jej w przygotowaniu kolacji. Czas leciał szybko i kiedy dziewczyna spojrzała na zegarek była siedemnasta. Miała mało czasu, a musiała się jeszcze uszykować, chciała ładnie wyglądać, ale też nie do przesady. Poszła więc do swojego pokoju i wyciągnęła z szafy swoje dwie ulubione bluzki i zapytała chłopców, która im się bardziej podoba. Ci natomiast zgodnie przecząco pokręcili głowami. Poszli do pokoju, a brunetka była zmuszona pójść za nimi. Kevin wyjął z szafy żółtą sukienkę i podał ją swojej siostrze z szerokim uśmiechem na twarzy.
-To będzie dobre – powiedział dumnie.
-Ale to moja najładniejsza...
-No właśnie. Musisz ładnie wyglądać, bo Justin przyjdzie.
-I co z tego?
-To, że mu się podobasz, a jak zobaczy cię w tej sukience, to mu szczena opadnie – stwierdził starszy z braci, po czym oboje wyszli z pokoju, zostawiając ją samą.
            Shaylon nie miała innego wyjścia, jak po prostu założyć sukienkę wybraną przez braci. Wiedziała, że ich dziecięca fantazja i wyobraźnia wszystko sobie wymyśliła, ale nie chciała się na nich wkurzać. Według niej wszystko było przez nich zmyślone. A jak było naprawdę? Przebrała się i delikatnie upięła włosy w luźnego koka. Wyszła z łazienki i udała się do kuchni, żeby wszystko dopracować.
-Co ty zrobiłaś? - spojrzała na Max'a, który zastawił jej drogę.
-No właśnie! - po chwili dołączył do niego Kevin.
-O co wam znowu chodzi? - zapytała zdenerwowana.
-Włosy. Miałaś zostawić rozpuszczone – oburzył się Max.
-Tak mi jest wygodniej – wyjaśniła.
-Nieważne – powiedział Kevin i podszedł do swojej siostry by po chwili rozpuścić jej włosy.
-Zwariuję kiedyś z wami!
            Po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi i Max ruszył w ich stronę, by je otworzyć, a Shaylon wróciła do kuchni. Słysząc głos Justina witającego się z chłopcami, przez ciało dziewczyny znów przeszyło to dziwne uczucie. Stresowała się przed spotkaniem szatyna i nie wiedziała, co było tego powodem, bo zawsze w jego obecności czuła się swobodnie.
-Cześć – chłopak pojawił się w pomieszczeniu, Shay musiała wziąć głęboki oddech by na niego spojrzeć.
-Cześć – uśmiechnęła się. - Siadaj – poleciła mu.
-Mam dla ciebie parę drobiazgów do mieszkania – podszedł bliżej i podał jej ozdobną torebkę.
-Nie musiałeś.
-Ale chciałem.
            Usiedli do stołu, gdyby nie rozmowa chłopaków, w pomieszczeniu pewnie byłoby słychać jedynie stukot widelców. Justin starał się nie patrzeć na dziewczynę, wiedział, że to spowoduje u niego uczucie, którego nie będzie potrafił powstrzymać. Wyglądała pięknie. Żółta sukienka podkreślała jej naturalny kolor skóry, a rozpuszczone włosy dodawały jej uroku. W końcu Shaylon zaczęła domyślać się chytrego planu swoich braci, którzy za wszelką cenę chcieli zostawić ich samych. Kevin powiedział, że chciałby przesłuchać płytę, którą dostał od Justina, a Max'owi nagle zachciało się spać. Justin za krótko znał chłopców, żeby się czegokolwiek domyśleć, ale Shaylon wiedziała, że nie daruje tego swoim braciom.
-I jak ci się podoba w mieszkaniu? - zapytał, kiedy byli już tylko we dwoje.
-Wczoraj zrobiliśmy tu małe przemeblowanie i muszę stwierdzić, że coraz bardziej nam się tu podoba – uśmiechnęła się blado, bo chcąc powiedzieć, że czują się tu jak w domu rodzinnym, zrozumiała, że nigdy tak nie będzie, bo dom to rodzina, a oni nigdy jej nie stworzą, bo wspomnienia pozostały na zawsze. Może z czasem się przyzwyczają, ale jak na razie to nie był dom.
-Coś nie tak? - zapytał jak zwykle wszystko zauważając.
-Nic takiego. Zastanawiam się tylko nad tym, czy to był dobry pomysł.
-O czym ty mówisz? Przecież w domu nie miałaś życia.
-Tak, to prawda, ale moja mama tam została o jeśli jej się coś stanie, to będzie tylko moja wina.
-Nie możesz tak mówić. Musisz zacząć nowe życie i odciąć się od przeszłości – spojrzała na niego marszcząc brwi.
-Mam się odciąć od przeszłości? Od tego, co było? Od mojej rodziny? Od tego, kim jestem? Od mojej matki, która tak naprawdę zawsze nas broniła, ale była zbyt słaba, żeby uciec? Od przyjaciół? Od wszystkiego, co mnie w życiu spotkało? To nie jest takie proste, ale skąd ty to możesz wiedzieć?  - krzyknęła, ale po chwili zrozumiała swój błąd. - Przepraszam – wyszeptała. - Przepraszam, nie powinnam tego mówić – wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
-Dobrze zrobiłaś. Masz rację, nie mam pojęcia przez co przechodziłaś, bo miałem to cholerne szczęście i urodziłem się w kochającej rodzinie – otworzyła oczy i zobaczyła klęczącego przy niej Justina ze spuszczoną głową. - To wszystko prawda, co mówisz, ale ja chciałbym być częścią twojej historii. A wiesz dlaczego? - spojrzała w jego błyszczące tęczówki. - Nie zasługujesz na to, co cię spotkało, nie zasługujesz na taki okrutny los, bo jesteś wyjątkowa – zawiesił głos. - Nikt nie zasługuje na coś takiego, ale ty masz za dobre serce, żeby tak cierpieć, dlatego chciałbym ci pomóc i jeśli mi na to pozwolisz, będę czuł się zaszczycony – uśmiechnął się pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby.
-A czy ty nie zauważyłeś, że ja już ci na to pozwoliłam? Przecież pomogłeś mi już wystarczająco dużo – wypowiedziała te wszystkie słowa starając się powstrzymać łzy spływające po jej policzkach. - Dziękuję – wyszeptała kładąc mu dłoń na policzku.
            Żadne z nich nie wiedziało do czego to doprowadzi, nie wiedzieli, że to wszystko potoczy się tak szybko. Justin zbliżył się do Shaylon na taką odległość, że ta mogła poczuć zapach jego perfum i jego miętowy oddech na swojej twarzy, który był powodem gęsiej skórki na całym jej ciele. W końcu nadeszła ta chwila, której oboje gdzieś tam w głębi oczekiwali, chwila w której ich wargi stały się jednością. Odwzajemniali swoje pocałunki z taką delikatnością, a zarazem pożądaniem. Żadne z nich nie chciało przerywać tej chwili, magicznej chwili. Tracili zmysły dla tego jednego pięknego pocałunku, dla tej chwili, której oboje nie zapomną do końca życia. Szatyn odsunął się od dziewczyny, ale na niewielką odległość. Brunetka powoli otworzyła oczy i napotkała spojrzenie szatyna, przygryzła przy tym wargę i kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. Chłopak uśmiechnął się, czego dziewczyna nie mogła nie odwzajemnić. Wraz z jego ustami śmiały się także jego oczy – piękne czekoladowe tęczówki.
-Nie uciekasz – zauważył. - Bałem się, że zerwiesz się z krzesła i powiesz, że to nie powinno się wydarzyć – Justin ujął dłoń dziewczyny.
-Pomimo to zaryzykowałeś – zaśmiała się.
-Czasami warto podjąć ryzyko – spojrzał jej w oczy, po czym zbliżył się do niej i lekko musnął jej usta.
-Jesteś jedyną osobą, której tak naprawdę zaufałam, a to wszystko wydarzyło się tak szybko, że jak chyba nadal nie mogę w to uwierzyć.
-To uwierz, o to się dzieje naprawdę – wstał i wziął dziewczynę na ręce, ta spojrzała na niego zdziwiona, bo kompletnie nie wiedziała, co się dzieje. Zbliżali się do jej sypialni i cóż miała sobie pomyśleć, chyba każda dziewczyna na jej miejscu pomyślałaby o tym samym. Justin położył ją na łóżku i okrył kołdrą, a brunetka nadal niczego nie rozumiejąc, wyczekująco spojrzała na jego rozbawioną twarz. - Nigdy nie chciałbym nadużyć twojego zaufania, bo wiem, że to dla ciebie bardzo ważne – chłopak mówił powoli i poważnie, zbyt poważnie. - Wyglądasz na zmęczoną, powinnaś się porządnie wyspać. Niedługo się zobaczymy, a teraz śpij – pochylił się nad nią i delikatnie musnął jej czoło, po czym wyszedł z pomieszczenia. 


~~~~~~
Chciałam dodac dopiero we wtorek, bo mam wtedy urodziny i chciałam wam zrobic taki prezent, bo tak ful romantic się zrobiło, ale nie mogłam się powstrzymac... Początek mi się nie podoba, ale końcówka za to bardzo... mam nadzieję, że jesteście podobnego zdania... ;)
Pozdrawiam
@belieber_katy06

14 komentarzy:

  1. o jacie, jacie, takie magiczne <3
    jakie emocje :D
    nareszcie sie pocałowali <3
    świetny rozdzaił :))

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupi nareszcie sie pocalowali :)))) sie zastanawiam o co chodziło dla jej matki? Czekam na nn!!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mam słów żeby go opisać. piękny, niesamowity, jedyny w swoim rodzaju. łzy po prostu ciekły mi po policzkach jak to czytałam. i jeszcze ta piosenka, idealnie dobrana <3 justin jest niesamowity, tak bardzo się nią opiekuje i pomaga. braci też ma niezłych :D nie mogę się doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownecudownecudowne! Czekam na następne rozdziały (: uwielbiam twoje opowiadania
    @Mrrrrrau

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem co mam napisać, bo to jest takie świetne, że brak słów. Boże, pocałowali się, ale jakie to romantyczne było, o jejku. Mam nadzieję, że nowy rozdział niedługo się pojawi, a Ty mnie o nim poinformujesz na moim nowo rozpoczętym blogu.
    [nie-oceniaj-mnie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. cuuuudny ! *.* Ciekawi mnie ta przeszłość z Justinem ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowny rozdział . Ciesze się że Shaylon zaczeła wreszcie nowe życie . I ten pocałunek . A Justin jest taki uroczy .
    Nie mogę doczekać się kolejnego .
    pozdrawiam .
    PS . wiem że urodziny dopiero we wtorek ale STO LAT !

    OdpowiedzUsuń
  8. Końcówka najlepsza! To takie urocze, no i się zrobiło tak romantycznie, ahh! Super! życzę ci weny kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Awwwwwwwwwwwwwww, to jest takie urocze. ;) Piękne.
    czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest GENIALNE, NIESAMOWITE, CUDOWNE <333 Jeju tak się ciesze, że ona się już wyprowadziła z braćmi... No to mnie wciągnęłaś - o co chodzi z justin'em ? Skąd jej mama go zna? co się stało ?
    Cudownie to napisałaś, a zwłaszcza końcówkę. Końcówka jest po prostu genialna :)
    to dopiero we wtorek no ale ja już teraz napiszę, bo później nie bd kiedy. - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :D
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam to :) o co chodzi z jej mama ? Czekam na kolejny:) A teraz najwazniejsze WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO I SPELNIENIA MARZEN :) Duzo osob ma w lutym urodzin ja mam dzis czyli w poniedzialek :P
    abbie

    OdpowiedzUsuń
  12. Było boooooosko :) Już się nie mogę doczekać ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny! Chce następny. :)
    Justin and Shay <33333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  14. ciekawe z kąd jej mama zna Justina, nareszcie się pocałowali <3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate