-Tak, słucham? - Shaylon usłyszała głos mężczyzny po drugiej
stronie słuchawki.
-Dzień dobry, nazywam się Shaylon Johnson – przedstawiła
się.
-A, to ty jesteś dziewczyną Justina? - brunetka zmarszczyła
brwi ze zdziwienia.
-Raczej znajomą – wyjaśniła. - Dzwonię w sprawie mieszkania
– powiedziała zagryzając wargę.
-Wiem. Na pewno chciałabyś je obejrzeć, o ile już tego nie
zrobiłaś. Justin dał ci klucze, prawda?
-Tak, tak. Jeszcze tam nie byłam, po prostu głupio mi
chodzić po czyimś mieszkaniu – wytłumaczyła.
-To może spotkajmy się tam dzisiaj o czternastej?
-W porządku – uśmiechnęła się pod nosem.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia – odpowiedziała, po czym się rozłączyła.
Shaylon
była na dobrej drodze do tego, żeby wyjść na prostą i rozpocząć nowe życie.
Spotkanie w sprawie mieszkania załatwione, choć dziewczyna długo z tym
zwlekała, w końcu się przełamała. Kilka dni wcześniej umówiła się na spotkanie
w sprawie pracy, nie zdecydowała się na propozycję pracy w hotelu taty Justina,
wybrała jednak redakcję z ogłoszenia i liczyła na to, że jej się tam uda.
Brunetka miała świadomość tego, że nawet gdyby nie zarabiała tam kokosów, to i
tak by się zgodziła, miała przecież stypendium i to całkiem wysokie, dlatego
teraz wszystko musiało pójść zgodnie z planem.
Wyszła ze
swojego pokoju i skierowała się do pokoju chłopców. Po drodze minęła swojego
ojca, który nie odezwał się słowem, nawet na nią nie spojrzał. I tak właśnie
było z Timem Johnsonem, raz był wkurzony na cały świat, jakby miał ochotę
wszystkich pozabijać, a raz wszystko było w porządku, a chyba ta jego
nieobliczalność była najgorsza.
Brunetka
usiadła na łóżku obok Max'a, który malował coś sobie w kolorowance i spojrzała
na Kevina grającego na komputerze. Wiedziała, że jej bracia ucieszą się z
wieści, jakich dla niech miała.
-Mam dla was niespodziankę – oznajmiła. Kevin odwrócił się w
jej stronę, a Max oderwał się od kolorowanki. - Dzisiaj, jeśli chcecie możecie
ze mną pójść obejrzeć nasze nowe mieszkanie. Oczywiście jeśli nadal chcecie
mieszkać tylko ze mną – dziewczyna spojrzała na miny swojego młodszego
rodzeństwa, widać było, że mały tylko czeka na reakcję swojego starszego brata,
Kevin tymczasem patrzył na swoją siostrę z niedowierzaniem.
-Żartujesz?! - młody poderwał się z krzesła i usiadł obok
brunetki. - Nareszcie skończy się ten koszmar – rzucił się na dziewczynę, a po
chwili Max do niego dołączył.
-Dobra, bo mnie zaraz udusicie – wyjęczała i wyswobodziła
się z ich uścisków. - Justin powiedział, że nam pomoże – uśmiechnęła się na
wspomnienie o szatynie.
-Justin? Uuuu.... Shaylon się zakochała! - Kevin się
zaśmiał, a dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, który potrafi zabijać.
-A Justin też się w tobie zakochał – dodał Max.
-No wiesz co! Ty też przeciwko mnie?! A chciałam was zabrać
na lody...
-Dobra, cofamy wszystko – zaśmiali się głośno.
-Ciszej tam! - do ich uszu dobiegł głos ich ojca,
zdenerwowanego ojca.
Tim Johnson
wparował do pokoju zdenerwowany. Nie pił, był trzeźwy i to chyba było
najgorsze, wtedy mężczyzna nie miał alkoholu we krwi, co oznaczało, że tego
potrzebował, przez co denerwował się jeszcze bardziej, stawał się bardziej
nieprzewidywalny i agresywny. Jego organizm po prostu uzależnił się od
alkoholu.
Mężczyzna podszedł
do dziewczyny, a ta gwałtownie wstała chcąc jakoś zasłoni Max'a, była pewna, że
Kevin jakoś sobie poradzi, co do swojego młodszego brata nie miała takiej
pewności. Nie spodziewała się, że starszy z jej braci stanie tuż obok niej i
będzie chciał jej pomóc, zachowywał się tak, jakby chciał pokazać, że się nie
boi, ale Shaylon widziała, jak trzęsą mu się dłonie i nogi. Tym razem Kevin
wyszedł z tej sytuacji bez obrażeń. Ojcu zależało tylko na tym, żeby
nastraszyć, chłopców i skupić się na swojej córce, chciał po raz kolejny
uderzyć tylko ją. Chciał ją poniżyć, pokazać, że się nie liczy, że jest nikim,
że to on jest kimś, kogo trzeba się bać.
W pewnym
momencie Shaylon poczuła mocne uderzenie z pięści prosto w twarz, a później w
brzuch, jęknęła z bólu i zgięła się w pół. Tylko tyle? Pomyślała w pewnej
chwili, ale pośpieszyła się. Mężczyzna rzucił ją na podłogę i zaczął kopać, nie
był to szczyt jego możliwości, ale w miarę jeszcze panował nad swoim umysłem i
wiedział, że gdyby zrobił to odrobinę mocniej, zabiłby ją. To litość z jego
strony, że nie pokazywał pełni swoich sił? Nie. To czysty egoizm. Przecież
gdyby ją zabił, nie miałby nad kim się znęcać. Żona mu nie wystarczała, a małe
smarki – jak nazywał swoich synów – nie dawały mu satysfakcji. Podobało mu się
w Shaylon to, że się nie poddawała, to po nim odziedziczyła tą siłę i może
gdzieś w głębi był z tego dumny. Przecież to cud, że jeszcze się nie zabiła,
tylko wciąż znosi te męki.
Shaylon
przyzwyczajała się do ciosów zadawanych przez Tima Johnsona, stała się w pewnym
sensie odporna i wiedziała, czego może się spodziewać. Nie bała się, że ją
zabije, było jej to obojętne, ale starała się to wszystko wytrzymać, dla braci.
Była świadoma tego, że są już tak blisko, tak blisko normalnego życia, tak blisko
szczęścia, nie mogła się teraz poddać, bo to by było tak, jakbyś podniósł białą
flagę, kiedy już prawie wygrałeś bitwę. Ona chciała wygrać, dlatego nie mogła
się poddać.
Kiedy
mężczyzna zakończył znęcanie się nad swoją córką, brakowało jeszcze tylko tego,
żeby ją podeptał i opluł, już wystarczająco ją upokorzył, więc kolejny krok w
tą stronę, nie zrobiłby dziewczynie większej różnicy i tak czuła się jak śmieć,
bezwartościowy śmieć. Nic nie bolało jej tak bardzo, jak to, że to jej ojciec,
ojciec z którym kiedyś się bawiła, którego kiedyś kochała, teraz pozostała jej
tylko nienawiść.
Brunetka
usłyszała trzaśnięcie drzwi, skuliła się w kłębek i zaczęła płakać. Nie
dlatego, że ją coś bolało, bo do bólu fizycznego zdążyła się przyzwyczaić. Tu
chodziło o coś głębszego, o coś, co na zawsze zapisze się w jej pamięci, o coś,
przez co możliwe jest to, że już nigdy nie będzie normalnie żyć.
Do
dziewczyny podbiegł Max, odgarnął jej włosy z twarzy i pomimo tego, że przez
zamazany obraz przed oczami słabo widziała, to była w stanie zobaczyć jego
przerażenie w oczach.
-Nie płacz – powiedział, choć sam był cały zapłakany.
Shaylon
lekko podniosła się z pozycji leżącej pomimo tego, że była cała obolała i
kręciło jej się w głowie. Wstała i podpierając się o szafkę i biurko, udało jej
się dojść do łóżka i się na nim położyć. Dopiero po chwili zorientowała się, że
nie ma w pokoju Kevina, chciała o to zapytać, ale nie była w stanie wydusić z
siebie słowa, każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Chłopak pojawił
się w pokoju z mokrą ściereczką. Usiadł na skraju łóżka i starał się opatrzeć
jej zakrwawiony policzek i skroń. Dziewczyna poczuła, że łzy jeszcze bardziej
cisną jej się do oczu.
-Nie płacz już – Max podszedł do niej i zaczął głaskać ją po
głowie. - Wszystko będzie dobrze...
-Wszystko miało być już dobrze – wyszeptała z trudem.
Pomimo
tego, co się wydarzyło, Shaylon nie mogła pozwolić na to, żeby przez ojca jej
największe marzenie o rozpoczęciu nowego życia się nie spełniło. Musiała wziąć
się w garść, nie dla siebie, dla braci, dla ich szczęśliwego życia. Nie liczyło
się dla niej to, że bolała ją każda komórka jej ciała, tabletki przeciwbólowe
robiły swoje. Gorzej było z jej poobdzieraną twarzą. Kosmetyki nie pomogły jej
w ukryciu siniaków i strupów. Jedynym dobrym rozwiązaniem było założenie
okularów przeciwsłonecznych. Co prawda Shay nie wiedziała, jaką wymyśli
wymówkę, ale na to miała jeszcze trochę czasu.
*
Życie
nauczyło ją udawać, udawać, że wszystko jest w porządku, że jej życie jest
wspaniałe... Z czasem to udawanie wychodziło jej coraz lepiej, aż w końcu
zaczęła robić to wprost perfekcyjnie. Zawsze zastanawiała się, jak długo to
wszystko jeszcze będzie trwać. W pewnym momencie swojego życia stwierdziła, że
staje się to naprawdę męczące. Za każdym razem albo udawała, albo uciekała,
przed ludźmi, przed prawdą, przed miłością, a nawet przed normalnym życiem,
którego z niewiadomego powodu również się bała. Więc po co ten cały cyrk? Po co
to ukrywanie? Po co uciekanie przed czymś, co jest nieuniknione? Nie lepiej
zdjąć maskę i pokazać światu, jak jest naprawdę? Nie lepiej zacząć żyć
normalnie i nie patrzeć wstecz?
*
Idąc
na spotkanie z właścicielem mieszkania,
Shaylon znów poczuła ten paraliżujący strach, strach, przed rozpoczęciem nowego
etapu w swoim życiu. To ją przerażało, a ona sama nie miała na to żadnego
wpływu. Jedynie obecność braci powstrzymywała ją przed ucieczką. Kiedy znaleźli
się przed kamienicą, dziewczyna głośno westchnęła i zaczęła szukać w torebce
dokładnego adresu mieszkania, jak na złość nigdzie go nie było. A kto zjawia
się zawsze w takich momentach? Oczywiście Justin, dziewczyna spodziewała się
tego, że go tu spotka i gdzieś w głębi duszy ucieszyła się na jego widok, w
jakimś stopniu dodawało jej to otuchy.
-Cześć – przywitał się z
wszystkimi. -Szukasz czegoś? - zapytał.
-Tak, dokładnego adresu tego
mieszkania, ale skoro tu jesteś to pewnie nas zaprowadzisz – uśmiechnęła się,
ale nie do końca szczerze.
-Jasne, chodźcie. Robert już
powinien tam być – szatyn przepuścił ich w drzwiach, po czym wskazał im
kierunek, w którym mieli się udać.
Weszli
do jednego z mieszkań na drugim piętrze. Było dość przytulne, choć na razie
cała trójka obejrzała tylko korytarz. Zresztą dla dziewczyny nie miało
znaczenia to, czy mieszkanie będzie ładne, czy brzydkie, duże czy małe, ważne,
że w końcu nie będzie mieszkać z ojcem.
-Już jesteście? - w przedpokoju
pojawił się mężczyzna w średnim wieku. - W takim razie zapraszam do środka –
Max złapał dziewczynę za rękę, bał się, zawsze zachowywał się tak w obecności
nieznajomych. Rodzeństwo razem z Justinem poszło za mężczyzną i znaleźli się w
kuchni połączonej z jadalnią i małym salonem. - Nazywam się Robert Grey –
przedstawił się.
-Shaylon Johnson, a to moi bracia –
Max i Kevin. Przepraszam, że jestem w okularach, ale mam zapalenie spojówek i
przy niewłaściwym świetle pieką i łzawią mi oczy – skłamała i zerknęła na
Justina, czuła, że domyśla się, jaka jest prawda, po czym przeniosła wzrok na
właściciela mieszkania, miała wrażenie, że on również wie, w czym rzecz.
-Dobrze, rozumiem – mężczyzna
uśmiechnął się przyjaźnie. - Może usiądziemy i wszystko omówimy? -
zaproponował.
-W porządku – uśmiechnęła się i
kiwnęła lekko głową.
Robert
Grey opowiadał o różnych rzeczach takich, jak stan mieszkania czy wyposażenie.
A kiedy zaproponował cenę wynajmu, dziewczynę wprost zatkało. Nie spodziewała
się, że za tak zadbane i ładne mieszkania ktoś będzie chciał taki niski czynsz.
Shaylon przelotnie spojrzała na Justina, jakby oczekiwała od niego wyjaśnień,
domyślała się, że ten miał w tym swój jakiś udział.
-Naprawdę chce pan tak mało
pieniędzy? - zapytała.
-To mieszkanie i tak stoi puste,
nie jest mi do niczego potrzebne, więc pieniądze nie grają roli – uśmiechnął
się. - Pewnie chcecie się rozejrzeć – spojrzał na chłopców, którzy pokiwali
głowami.
Mieszkanie
było dwupokojowe, sypialnie, tak jak cała reszta były wyposażone i w sumie
można było się od razu wprowadzać. Nieduża łazienka i kuchnia połączona z
jadalnią i małym salonem, w której znajdowała się niewielka kanapa i telewizor.
-I jak wam się podoba?
-Jest super! - zachwycili się
chłopcy.
-Cieszę się. Wprowadzać możecie się
od zaraz i przyjmijmy, że pierwszy miesiąc macie gratis.
-Ale... - dziewczynie nie dane było
skończyć.
-Nie ma żadnego „ale”. Obejrzyjcie
sobie tu wszystko dokładnie, ja już niestety muszę lecieć – poinformował
wszystkich. - W takim razie do zobaczenia – powiedział z uśmiechem.
-Dowidzenia.
Mężczyzna
opuścił mieszkanie, a Shaylon głośno westchnęła. Szczerze się uśmiechnęła, a w
jej oczach pojawiły się łzy, których nikt nie mógł zobaczyć, przez okulary
przeciwsłoneczne.
-No, to teraz mów – zachęcił ją
Justin.
-Ale co?
-No powiedz, co się tak naprawdę
wydarzyło – wskazał na okulary.
-Nic się nie stało, po prostu mam
zapalenie spojówek – spuściła głowę. - Chłopcy, idźcie jeszcze raz obejrzeć
mieszkanie – poleciła im, a sama ruszyła w stronę kuchni i się po niej
rozejrzała. Justin poszedł za nią, nie
odpuszczał, chciał się wszystkiego dowiedzieć.
-Shaylon, co się dzieje? Ojciec
znów ci coś zrobił? - brunetka stanęła naprzeciwko chłopaka. Szatyn zdjął jej
okulary i dokładnie przyjrzał się jej twarzy, nie podobało mu się to, co
zobaczył. Był przerażony, a jednocześnie wściekły, a do tego wszystkiego
jeszcze tak cholernie bolało go serce, bo wiedział, że ktoś taki jak Shay jest
tak bardzo krzywdzony. Brunetka zacisnęła mocno powieki i ciężko westchnęła.
Łzy, które powstrzymywała, teraz swobodnie spłynęły po jej policzkach. - Mogę?
- zapytał wskazując na brzuch i nie czekając na odpowiedź, uniósł jej koszulkę.
To, co zobaczył, przeraziło go jeszcze bardziej. Dziewczyna odsunęła się o krok
i odwróciła wzrok.
-To nic – poprawiła bluzkę.
-Jak to nic? On znów cię pobił,
znów cię skrzywdził. Kopał cię, bił? Co jeszcze? Co zrobi następnym razem? Nie
wiesz tego...
-Przestań – wyszeptała. Zamknęła
oczy i poczuła, jakby świat wokół niej zaczął wirować. Shaylon oparła się o
blat o ukryła twarz w dłoniach.
-Co się dzieje? - zapytał
przestraszony. - Może powinnaś pójść do lekarza? - zmartwił się.
-Nie, ja tylko... wszystko w
porządku – wzięła głęboki oddech. - Wszystko będzie już dobrze – ponownie
ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
Justin
bez zastanowienia podszedł do niej i objął ją ramionami mocno do siebie
przytulając. Shaylon była taka krucha i bezbronna, a on chciał ją chronić,
chciał jej pomóc. To była chwila, kiedy dziewczyna musiała się wypłakać, po
prostu musiała. Justin był przy niej właśnie wtedy, kiedy ona potrzebowała tego
najbardziej. Przecież prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie – i w tym
przypadku to się sprawdzało.
-Dziękuję ci – wyszeptała. - Do
końca życia ci się nie odwdzięczę. Tyle dla mnie zrobiłeś, dla nas, dla mnie i
dla chłopców. Dziękuję.
-To jest teraz nieważne. Nie musisz
mi się odwdzięczać, ważne żeby wszystko było już dobrze. Kiedy wyprowadzisz się
z domu, już nic ci nie będzie grozić. Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze cię
skrzywdził, obiecuję. Będę przy tobie – wyszeptał gładząc jej plecy.
-Dziękuję – powiedziała patrząc mu
głęboko w oczy. Po chwili znów się w niego wtuliła, czuła się przy nim
bezpieczna, naprawdę bezpieczna. Justin niewiele myśląc, przecisnął ją do
siebie mocniej i wplątał dłoń w jej włosy, po czym delikatnie ucałował czubek
jej głowy.
~~~~~~~~
Jestem beznadziejna. Nic mi ostatnio nie wychodzi, ten rozdział też mi nie wyszedł i jestem na siebie zła... ;/
zła? dziewczyno to jest fantastyczne! :P
OdpowiedzUsuńale emocja, ja nei moge....
świetne!
@polly325
wiesz że plakac mi się chciało ? a ty mówisz że nic tobie nie wychodzi ! rozdział jak zwykle świetny . czekam na następny
OdpowiedzUsuńJak możesz mówić, że ten rozdział Ci nie wyszedł?! Wyszedł i to nawet bardzo! Płakać mi się zachciało, gdy czytałam jak ojciec bił Shaylon, własną córkę. Masakra, jak tak można? Nie rozumiem takich ludzi. I gdy najbardziej boli ją to, że kiedyś tego człowieka kochała. Biedna dziewczyna, nie wyobrażam sobie takiego życia. Jest naprawdę silna i ją podziwiam. Justin jest kochany. Widać, że chce dla niej jak najlepiej. Dobrze, że dziewczyna znalazła wreszcie kogoś przy kim czuje się bezpiecznie. Oby tylko wszystko z przeprowadzką się udało, i żeby ojciec ich nie znalazł, bo nawet nie chcę myśleć co by się wtedy stało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
marudzisz :P Wyszedł świetnie ! Ciesz się że będzie w końcu miała własne mieszkanie i uwolni się od ojca. Mam nadzieję ze skupi się teraz na Justinie:D
OdpowiedzUsuńJak to nie wyszedł? No ja się pytam?! A teraz ja powiem: rozdział jest cudowny!, rozumiesz wspaniały! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :***
rozdział moim zdaniem jest świetny. zawiera wszystko, czego potrzebuje wymarzony rozdział. piękne <3 justin jest kochany, cieszę się, że jej pomaga i opiekuje. tak dalej :) nie mogę się doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńBoooski rozdział.Kocham to opowiadanie i jestem strasznie ciekawa co bd dalej.Dawaj szybko nowy rozdział.I nie mów bzdur ten rozdział wyszedł ci doskonale jak każdy zresztą.<3 @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i nie nie jestes beznadziejna swietnie piszesz:)
OdpowiedzUsuńMnie się podobała dzisiejsza notka :) I czekam na newsa :)
OdpowiedzUsuńŻartujesz? To jest mega, na serio:) Uwielbiam to:) Liczę, że teraz już pójdzie lepiej i, że się przeprowadzą. Pod koniec myślałam, że oni się pocałują x D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
ten rozdział jest genialny! w ogóle,całe opowiadanie jest świetne! zgadzam się ze wszystkimi komentarzami,nie ma sensu,żebym pisała to po raz setny :D Wspaniale piszesz. Czekam na nn z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu twierdzisz, że ten rozdział Ci nie wyszedł. Moim zdaniem jest genialny, a kiedy czytałam to, jak Tim bił Shaylon to prawie się popłakałam. Masz bardzo ładny szablon, chociaż byłam przyzwyczajona do tych "normalnych" chodzi mi o takie z nagłówkiem i w ogóle. Ogółem jest pięknie, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNie jestes beznadziejna nawet tak nie myśl. Rozdział jest świetnt :) Kocham to opowiadanie i na każdy rozdział czekam z niecierpliwościa :) Baardzo fajnie sie to czyta i piszesz naprawde genialnie :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem rozdział jest wspaniały, świetny, genialny, niesamowity, fenomenalny, rewelacyjny i można by tak dalej wymieniać ; ) Jestem w 100 % zaangażowana w twój blog, czekam na następny rozdział z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Natalia
Hej,! Powiem Ci coś piszesz wspaniałe opowiadanie.! Nie mogę się już doczekać następnego. :)
OdpowiedzUsuńjejku popłakałam się, ten rozdział jest taki cudowny <3
OdpowiedzUsuń