17.2.13

Dziesiąty


-Tak, słucham? - Shaylon usłyszała głos mężczyzny po drugiej stronie słuchawki.
-Dzień dobry, nazywam się Shaylon Johnson – przedstawiła się.
-A, to ty jesteś dziewczyną Justina? - brunetka zmarszczyła brwi ze zdziwienia.
-Raczej znajomą – wyjaśniła. - Dzwonię w sprawie mieszkania – powiedziała zagryzając wargę.
-Wiem. Na pewno chciałabyś je obejrzeć, o ile już tego nie zrobiłaś. Justin dał ci klucze, prawda?
-Tak, tak. Jeszcze tam nie byłam, po prostu głupio mi chodzić po czyimś mieszkaniu – wytłumaczyła.
-To może spotkajmy się tam dzisiaj o czternastej?
-W porządku – uśmiechnęła się pod nosem.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia – odpowiedziała, po czym się rozłączyła.
            Shaylon była na dobrej drodze do tego, żeby wyjść na prostą i rozpocząć nowe życie. Spotkanie w sprawie mieszkania załatwione, choć dziewczyna długo z tym zwlekała, w końcu się przełamała. Kilka dni wcześniej umówiła się na spotkanie w sprawie pracy, nie zdecydowała się na propozycję pracy w hotelu taty Justina, wybrała jednak redakcję z ogłoszenia i liczyła na to, że jej się tam uda. Brunetka miała świadomość tego, że nawet gdyby nie zarabiała tam kokosów, to i tak by się zgodziła, miała przecież stypendium i to całkiem wysokie, dlatego teraz wszystko musiało pójść zgodnie z planem.
            Wyszła ze swojego pokoju i skierowała się do pokoju chłopców. Po drodze minęła swojego ojca, który nie odezwał się słowem, nawet na nią nie spojrzał. I tak właśnie było z Timem Johnsonem, raz był wkurzony na cały świat, jakby miał ochotę wszystkich pozabijać, a raz wszystko było w porządku, a chyba ta jego nieobliczalność była najgorsza.
            Brunetka usiadła na łóżku obok Max'a, który malował coś sobie w kolorowance i spojrzała na Kevina grającego na komputerze. Wiedziała, że jej bracia ucieszą się z wieści, jakich dla niech miała.
-Mam dla was niespodziankę – oznajmiła. Kevin odwrócił się w jej stronę, a Max oderwał się od kolorowanki. - Dzisiaj, jeśli chcecie możecie ze mną pójść obejrzeć nasze nowe mieszkanie. Oczywiście jeśli nadal chcecie mieszkać tylko ze mną – dziewczyna spojrzała na miny swojego młodszego rodzeństwa, widać było, że mały tylko czeka na reakcję swojego starszego brata, Kevin tymczasem patrzył na swoją siostrę z niedowierzaniem.
-Żartujesz?! - młody poderwał się z krzesła i usiadł obok brunetki. - Nareszcie skończy się ten koszmar – rzucił się na dziewczynę, a po chwili Max do niego dołączył.
-Dobra, bo mnie zaraz udusicie – wyjęczała i wyswobodziła się z ich uścisków. - Justin powiedział, że nam pomoże – uśmiechnęła się na wspomnienie o szatynie.
-Justin? Uuuu.... Shaylon się zakochała! - Kevin się zaśmiał, a dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, który potrafi zabijać.
-A Justin też się w tobie zakochał – dodał Max.
-No wiesz co! Ty też przeciwko mnie?! A chciałam was zabrać na lody...
-Dobra, cofamy wszystko – zaśmiali się głośno.
-Ciszej tam! - do ich uszu dobiegł głos ich ojca, zdenerwowanego ojca.
            Tim Johnson wparował do pokoju zdenerwowany. Nie pił, był trzeźwy i to chyba było najgorsze, wtedy mężczyzna nie miał alkoholu we krwi, co oznaczało, że tego potrzebował, przez co denerwował się jeszcze bardziej, stawał się bardziej nieprzewidywalny i agresywny. Jego organizm po prostu uzależnił się od alkoholu.
            Mężczyzna podszedł do dziewczyny, a ta gwałtownie wstała chcąc jakoś zasłoni Max'a, była pewna, że Kevin jakoś sobie poradzi, co do swojego młodszego brata nie miała takiej pewności. Nie spodziewała się, że starszy z jej braci stanie tuż obok niej i będzie chciał jej pomóc, zachowywał się tak, jakby chciał pokazać, że się nie boi, ale Shaylon widziała, jak trzęsą mu się dłonie i nogi. Tym razem Kevin wyszedł z tej sytuacji bez obrażeń. Ojcu zależało tylko na tym, żeby nastraszyć, chłopców i skupić się na swojej córce, chciał po raz kolejny uderzyć tylko ją. Chciał ją poniżyć, pokazać, że się nie liczy, że jest nikim, że to on jest kimś, kogo trzeba się bać.
            W pewnym momencie Shaylon poczuła mocne uderzenie z pięści prosto w twarz, a później w brzuch, jęknęła z bólu i zgięła się w pół. Tylko tyle? Pomyślała w pewnej chwili, ale pośpieszyła się. Mężczyzna rzucił ją na podłogę i zaczął kopać, nie był to szczyt jego możliwości, ale w miarę jeszcze panował nad swoim umysłem i wiedział, że gdyby zrobił to odrobinę mocniej, zabiłby ją. To litość z jego strony, że nie pokazywał pełni swoich sił? Nie. To czysty egoizm. Przecież gdyby ją zabił, nie miałby nad kim się znęcać. Żona mu nie wystarczała, a małe smarki – jak nazywał swoich synów – nie dawały mu satysfakcji. Podobało mu się w Shaylon to, że się nie poddawała, to po nim odziedziczyła tą siłę i może gdzieś w głębi był z tego dumny. Przecież to cud, że jeszcze się nie zabiła, tylko wciąż znosi te męki.
            Shaylon przyzwyczajała się do ciosów zadawanych przez Tima Johnsona, stała się w pewnym sensie odporna i wiedziała, czego może się spodziewać. Nie bała się, że ją zabije, było jej to obojętne, ale starała się to wszystko wytrzymać, dla braci. Była świadoma tego, że są już tak blisko, tak blisko normalnego życia, tak blisko szczęścia, nie mogła się teraz poddać, bo to by było tak, jakbyś podniósł białą flagę, kiedy już prawie wygrałeś bitwę. Ona chciała wygrać, dlatego nie mogła się poddać.
            Kiedy mężczyzna zakończył znęcanie się nad swoją córką, brakowało jeszcze tylko tego, żeby ją podeptał i opluł, już wystarczająco ją upokorzył, więc kolejny krok w tą stronę, nie zrobiłby dziewczynie większej różnicy i tak czuła się jak śmieć, bezwartościowy śmieć. Nic nie bolało jej tak bardzo, jak to, że to jej ojciec, ojciec z którym kiedyś się bawiła, którego kiedyś kochała, teraz pozostała jej tylko nienawiść.
            Brunetka usłyszała trzaśnięcie drzwi, skuliła się w kłębek i zaczęła płakać. Nie dlatego, że ją coś bolało, bo do bólu fizycznego zdążyła się przyzwyczaić. Tu chodziło o coś głębszego, o coś, co na zawsze zapisze się w jej pamięci, o coś, przez co możliwe jest to, że już nigdy nie będzie normalnie żyć.
            Do dziewczyny podbiegł Max, odgarnął jej włosy z twarzy i pomimo tego, że przez zamazany obraz przed oczami słabo widziała, to była w stanie zobaczyć jego przerażenie w oczach.
-Nie płacz – powiedział, choć sam był cały zapłakany.
            Shaylon lekko podniosła się z pozycji leżącej pomimo tego, że była cała obolała i kręciło jej się w głowie. Wstała i podpierając się o szafkę i biurko, udało jej się dojść do łóżka i się na nim położyć. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie ma w pokoju Kevina, chciała o to zapytać, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa, każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Chłopak pojawił się w pokoju z mokrą ściereczką. Usiadł na skraju łóżka i starał się opatrzeć jej zakrwawiony policzek i skroń. Dziewczyna poczuła, że łzy jeszcze bardziej cisną jej się do oczu.
-Nie płacz już – Max podszedł do niej i zaczął głaskać ją po głowie. - Wszystko będzie dobrze...
-Wszystko miało być już dobrze – wyszeptała z trudem.
            Pomimo tego, co się wydarzyło, Shaylon nie mogła pozwolić na to, żeby przez ojca jej największe marzenie o rozpoczęciu nowego życia się nie spełniło. Musiała wziąć się w garść, nie dla siebie, dla braci, dla ich szczęśliwego życia. Nie liczyło się dla niej to, że bolała ją każda komórka jej ciała, tabletki przeciwbólowe robiły swoje. Gorzej było z jej poobdzieraną twarzą. Kosmetyki nie pomogły jej w ukryciu siniaków i strupów. Jedynym dobrym rozwiązaniem było założenie okularów przeciwsłonecznych. Co prawda Shay nie wiedziała, jaką wymyśli wymówkę, ale na to miała jeszcze trochę czasu.

*

            Życie nauczyło ją udawać, udawać, że wszystko jest w porządku, że jej życie jest wspaniałe... Z czasem to udawanie wychodziło jej coraz lepiej, aż w końcu zaczęła robić to wprost perfekcyjnie. Zawsze zastanawiała się, jak długo to wszystko jeszcze będzie trwać. W pewnym momencie swojego życia stwierdziła, że staje się to naprawdę męczące. Za każdym razem albo udawała, albo uciekała, przed ludźmi, przed prawdą, przed miłością, a nawet przed normalnym życiem, którego z niewiadomego powodu również się bała. Więc po co ten cały cyrk? Po co to ukrywanie? Po co uciekanie przed czymś, co jest nieuniknione? Nie lepiej zdjąć maskę i pokazać światu, jak jest naprawdę? Nie lepiej zacząć żyć normalnie i nie patrzeć wstecz?

*

            Idąc na spotkanie  z właścicielem mieszkania, Shaylon znów poczuła ten paraliżujący strach, strach, przed rozpoczęciem nowego etapu w swoim życiu. To ją przerażało, a ona sama nie miała na to żadnego wpływu. Jedynie obecność braci powstrzymywała ją przed ucieczką. Kiedy znaleźli się przed kamienicą, dziewczyna głośno westchnęła i zaczęła szukać w torebce dokładnego adresu mieszkania, jak na złość nigdzie go nie było. A kto zjawia się zawsze w takich momentach? Oczywiście Justin, dziewczyna spodziewała się tego, że go tu spotka i gdzieś w głębi duszy ucieszyła się na jego widok, w jakimś stopniu dodawało jej to otuchy.
-Cześć – przywitał się z wszystkimi. -Szukasz czegoś? - zapytał.
-Tak, dokładnego adresu tego mieszkania, ale skoro tu jesteś to pewnie nas zaprowadzisz – uśmiechnęła się, ale nie do końca szczerze.
-Jasne, chodźcie. Robert już powinien tam być – szatyn przepuścił ich w drzwiach, po czym wskazał im kierunek, w którym mieli się udać.
            Weszli do jednego z mieszkań na drugim piętrze. Było dość przytulne, choć na razie cała trójka obejrzała tylko korytarz. Zresztą dla dziewczyny nie miało znaczenia to, czy mieszkanie będzie ładne, czy brzydkie, duże czy małe, ważne, że w końcu nie będzie mieszkać z ojcem.
-Już jesteście? - w przedpokoju pojawił się mężczyzna w średnim wieku. - W takim razie zapraszam do środka – Max złapał dziewczynę za rękę, bał się, zawsze zachowywał się tak w obecności nieznajomych. Rodzeństwo razem z Justinem poszło za mężczyzną i znaleźli się w kuchni połączonej z jadalnią i małym salonem. - Nazywam się Robert Grey – przedstawił się.
-Shaylon Johnson, a to moi bracia – Max i Kevin. Przepraszam, że jestem w okularach, ale mam zapalenie spojówek i przy niewłaściwym świetle pieką i łzawią mi oczy – skłamała i zerknęła na Justina, czuła, że domyśla się, jaka jest prawda, po czym przeniosła wzrok na właściciela mieszkania, miała wrażenie, że on również wie, w czym rzecz.
-Dobrze, rozumiem – mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. - Może usiądziemy i wszystko omówimy? - zaproponował.
-W porządku – uśmiechnęła się i kiwnęła lekko głową.
            Robert Grey opowiadał o różnych rzeczach takich, jak stan mieszkania czy wyposażenie. A kiedy zaproponował cenę wynajmu, dziewczynę wprost zatkało. Nie spodziewała się, że za tak zadbane i ładne mieszkania ktoś będzie chciał taki niski czynsz. Shaylon przelotnie spojrzała na Justina, jakby oczekiwała od niego wyjaśnień, domyślała się, że ten miał w tym swój jakiś udział.
-Naprawdę chce pan tak mało pieniędzy? - zapytała.
-To mieszkanie i tak stoi puste, nie jest mi do niczego potrzebne, więc pieniądze nie grają roli – uśmiechnął się. - Pewnie chcecie się rozejrzeć – spojrzał na chłopców, którzy pokiwali głowami.
            Mieszkanie było dwupokojowe, sypialnie, tak jak cała reszta były wyposażone i w sumie można było się od razu wprowadzać. Nieduża łazienka i kuchnia połączona z jadalnią i małym salonem, w której znajdowała się niewielka kanapa i telewizor.
-I jak wam się podoba?
-Jest super! - zachwycili się chłopcy.
-Cieszę się. Wprowadzać możecie się od zaraz i przyjmijmy, że pierwszy miesiąc macie gratis.
-Ale... - dziewczynie nie dane było skończyć.
-Nie ma żadnego „ale”. Obejrzyjcie sobie tu wszystko dokładnie, ja już niestety muszę lecieć – poinformował wszystkich. - W takim razie do zobaczenia – powiedział z uśmiechem.
-Dowidzenia.
            Mężczyzna opuścił mieszkanie, a Shaylon głośno westchnęła. Szczerze się uśmiechnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy, których nikt nie mógł zobaczyć, przez okulary przeciwsłoneczne.
-No, to teraz mów – zachęcił ją Justin.
-Ale co?
-No powiedz, co się tak naprawdę wydarzyło – wskazał na okulary.
-Nic się nie stało, po prostu mam zapalenie spojówek – spuściła głowę. - Chłopcy, idźcie jeszcze raz obejrzeć mieszkanie – poleciła im, a sama ruszyła w stronę kuchni i się po niej rozejrzała.  Justin poszedł za nią, nie odpuszczał, chciał się wszystkiego dowiedzieć.
-Shaylon, co się dzieje? Ojciec znów ci coś zrobił? - brunetka stanęła naprzeciwko chłopaka. Szatyn zdjął jej okulary i dokładnie przyjrzał się jej twarzy, nie podobało mu się to, co zobaczył. Był przerażony, a jednocześnie wściekły, a do tego wszystkiego jeszcze tak cholernie bolało go serce, bo wiedział, że ktoś taki jak Shay jest tak bardzo krzywdzony. Brunetka zacisnęła mocno powieki i ciężko westchnęła. Łzy, które powstrzymywała, teraz swobodnie spłynęły po jej policzkach. - Mogę? - zapytał wskazując na brzuch i nie czekając na odpowiedź, uniósł jej koszulkę. To, co zobaczył, przeraziło go jeszcze bardziej. Dziewczyna odsunęła się o krok i odwróciła wzrok.
-To nic – poprawiła bluzkę.
-Jak to nic? On znów cię pobił, znów cię skrzywdził. Kopał cię, bił? Co jeszcze? Co zrobi następnym razem? Nie wiesz tego...
-Przestań – wyszeptała. Zamknęła oczy i poczuła, jakby świat wokół niej zaczął wirować. Shaylon oparła się o blat o ukryła twarz w dłoniach.
-Co się dzieje? - zapytał przestraszony. - Może powinnaś pójść do lekarza? - zmartwił się.
-Nie, ja tylko... wszystko w porządku – wzięła głęboki oddech. - Wszystko będzie już dobrze – ponownie ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
            Justin bez zastanowienia podszedł do niej i objął ją ramionami mocno do siebie przytulając. Shaylon była taka krucha i bezbronna, a on chciał ją chronić, chciał jej pomóc. To była chwila, kiedy dziewczyna musiała się wypłakać, po prostu musiała. Justin był przy niej właśnie wtedy, kiedy ona potrzebowała tego najbardziej. Przecież prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie – i w tym przypadku to się sprawdzało.
-Dziękuję ci – wyszeptała. - Do końca życia ci się nie odwdzięczę. Tyle dla mnie zrobiłeś, dla nas, dla mnie i dla chłopców. Dziękuję.
-To jest teraz nieważne. Nie musisz mi się odwdzięczać, ważne żeby wszystko było już dobrze. Kiedy wyprowadzisz się z domu, już nic ci nie będzie grozić. Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze cię skrzywdził, obiecuję. Będę przy tobie – wyszeptał gładząc jej plecy.
-Dziękuję – powiedziała patrząc mu głęboko w oczy. Po chwili znów się w niego wtuliła, czuła się przy nim bezpieczna, naprawdę bezpieczna. Justin niewiele myśląc, przecisnął ją do siebie mocniej i wplątał dłoń w jej włosy, po czym delikatnie ucałował czubek jej głowy. 

~~~~~~~~
Jestem beznadziejna. Nic mi ostatnio nie wychodzi, ten rozdział też mi nie wyszedł i jestem na siebie zła... ;/

16 komentarzy:

  1. zła? dziewczyno to jest fantastyczne! :P
    ale emocja, ja nei moge....
    świetne!

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz że plakac mi się chciało ? a ty mówisz że nic tobie nie wychodzi ! rozdział jak zwykle świetny . czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak możesz mówić, że ten rozdział Ci nie wyszedł?! Wyszedł i to nawet bardzo! Płakać mi się zachciało, gdy czytałam jak ojciec bił Shaylon, własną córkę. Masakra, jak tak można? Nie rozumiem takich ludzi. I gdy najbardziej boli ją to, że kiedyś tego człowieka kochała. Biedna dziewczyna, nie wyobrażam sobie takiego życia. Jest naprawdę silna i ją podziwiam. Justin jest kochany. Widać, że chce dla niej jak najlepiej. Dobrze, że dziewczyna znalazła wreszcie kogoś przy kim czuje się bezpiecznie. Oby tylko wszystko z przeprowadzką się udało, i żeby ojciec ich nie znalazł, bo nawet nie chcę myśleć co by się wtedy stało.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. marudzisz :P Wyszedł świetnie ! Ciesz się że będzie w końcu miała własne mieszkanie i uwolni się od ojca. Mam nadzieję ze skupi się teraz na Justinie:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to nie wyszedł? No ja się pytam?! A teraz ja powiem: rozdział jest cudowny!, rozumiesz wspaniały! :)
    Czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział moim zdaniem jest świetny. zawiera wszystko, czego potrzebuje wymarzony rozdział. piękne <3 justin jest kochany, cieszę się, że jej pomaga i opiekuje. tak dalej :) nie mogę się doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Boooski rozdział.Kocham to opowiadanie i jestem strasznie ciekawa co bd dalej.Dawaj szybko nowy rozdział.I nie mów bzdur ten rozdział wyszedł ci doskonale jak każdy zresztą.<3 @Laaandrynka

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny i nie nie jestes beznadziejna swietnie piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie się podobała dzisiejsza notka :) I czekam na newsa :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Żartujesz? To jest mega, na serio:) Uwielbiam to:) Liczę, że teraz już pójdzie lepiej i, że się przeprowadzą. Pod koniec myślałam, że oni się pocałują x D
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  11. ten rozdział jest genialny! w ogóle,całe opowiadanie jest świetne! zgadzam się ze wszystkimi komentarzami,nie ma sensu,żebym pisała to po raz setny :D Wspaniale piszesz. Czekam na nn z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem czemu twierdzisz, że ten rozdział Ci nie wyszedł. Moim zdaniem jest genialny, a kiedy czytałam to, jak Tim bił Shaylon to prawie się popłakałam. Masz bardzo ładny szablon, chociaż byłam przyzwyczajona do tych "normalnych" chodzi mi o takie z nagłówkiem i w ogóle. Ogółem jest pięknie, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jestes beznadziejna nawet tak nie myśl. Rozdział jest świetnt :) Kocham to opowiadanie i na każdy rozdział czekam z niecierpliwościa :) Baardzo fajnie sie to czyta i piszesz naprawde genialnie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Moim zdaniem rozdział jest wspaniały, świetny, genialny, niesamowity, fenomenalny, rewelacyjny i można by tak dalej wymieniać ; ) Jestem w 100 % zaangażowana w twój blog, czekam na następny rozdział z niecierpliwością!
    Pozdrawiam, Natalia

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,! Powiem Ci coś piszesz wspaniałe opowiadanie.! Nie mogę się już doczekać następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. jejku popłakałam się, ten rozdział jest taki cudowny <3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Translate