Gdy tego
dnia, brunetka przyszła po swojego brata do szkoły, ten czekał na nią na
dziedzińcu i na szczęście nie wdał się w kolejną bójkę. We trójkę w spokoju
wrócili do domu, dziewczyna już nie była tak bardzo zdenerwowana jak rano,
chociaż wcale jej się nie uśmiechało pójść na randkę z chłopakiem, na którego
nie może patrzeć. Ale według jej ojca, Malcolm był idealnym chłopakiem dla
Shaylon i dziewczyna wcale by się nie zdziwiła gdyby za chwilę, ojciec wystawił
jej walizki za drzwi i kazał się wyprowadzić do niego. Dla Tima Johnsona byłoby
to idealne rozwiązanie, o jednego utrzymanka mniej. Shaylon nie chciała takiego
życia, nie chciała wciąż robić tylko to, czego chce jej ojciec. Chociaż raz chciała
zrobić to, na co miała ochotę i nie zastanawiać się, jakie skutki przyniesie
jej wyczyn. Czy tak wiele wymagała? Liczyła na to, marzyła o tym, żeby kiedyś
uciec. Uciec razem ze swoimi braćmi. Raz próbowała. Pożałowała tego. Bo to
właśnie tego dnia, Kevin oberwał po raz pierwszy, a Max uchronił się cudem.
Cała trójka
niechętnie weszła do domu, w którym panowała dziwna i niespotykana cisza.
Brunetka kazała swoim braciom pójść do pokoju, a sama udała się do kuchni, w
której zastała tylko matkę szykującą obiad.
-Siadajcie do stołu – powiedziała zerkając na dziewczynę
kątem oka. Scena wyglądała jak ta codzienna, wycięta z filmu o szczęśliwej
rodzinie. Dla rodziny Johnsonów, było to coś niespotykanego.
-Gdzie ojciec? - zapytała oschle.
-Wyszedł, nie powiedział dokąd – odpowiedziała Sarah
Johnson.
Shaylon
zawołała swoich braci na obiad. We trójkę usiedli do stołu i po chwili mieli
przed sobą talerze. Sytuacja chyba dla każdego była dość krępująca. Żadne z
rodzeństwa nie pamiętało, kiedy ostatni raz jedli ze swoją mamą posiłek. Nawet
święta spędzali w swoim pokoju, podczas gdy ojciec był często pijany i ledwo
trzymał się na nogach. Chłopcy wyglądali na szczęśliwych, cieszyli się, że mogą
spędzić ze swoją rodzicielką trochę czasu, jednak dziewczyna miała wątpliwości,
co do jej intencji. Miała żal do matki, ogromny żal, brunetka wiedziała, że
matka nie miała żadnego wpływu na zachowanie ojca, ale czuła, że kobieta ich
nie kocha. Często myślała, że gdyby naprawdę jej na nich zależało, nie
pozwoliłaby na to wszystko. A teraz? Zachowywała się, jakby tworzyli szczęśliwą
rodzinę, taką jakie występują w filmach familijnych. To ją bolało i gdzieś tam
głęboko zadawało mocny cios prosto w serce.
-A co u ciebie Shaylon? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Czuję się świetnie – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem.
-Za chwilę mam randkę z chłopakiem moich marzeń.
Shaylon
wstała zdenerwowana od stołu i udała się do swojego pokoju. Trzasnęła drzwiami
i rzuciła się na łóżko rozklejając się przy tym jak małe dziecko. Było jej żal swojej
matki. Wiedziała, że jest tak samo bezbronna jak rodzeństwo, doskonale o tym
wiedziała, ale to zaszło za daleko. Gdyby Shay była na miejscu swojej matki,
nigdy by nie dopuściła do tego, żeby ktoś podniósł rękę na jej dziecko.
-Shaylon – do pokoju weszli chłopcy i dziewczyna starała się
jeszcze bardziej ukryć twarz w poduszce.
-Ej, siostra – Max położył się obok niej. -Czemu płaczesz? -
zapytał bawiąc się jej włosami. Dziewczyna powoli obróciła się w jego stronę, a
mały od razu się do niej przytulił. -Nie płacz już – odgarnął włosy z jej
twarzy i wytarł jej mokre policzki.
Usłyszeli
trzaśnięcie drzwi wejściowych i Shaylon od razu poderwała się na nogi. Wszyscy
wiedzieli, co to oznacza – wrócił ojciec. Brunetka spojrzała na chłopców,
którzy w jednej chwili skamienieli ze strachu.
-Nie bójcie się. Siedźcie tu, postaram się wrócić jak
najszybciej – uśmiechnęła się, żeby ich trochę uspokoić, chłopcy pokiwali
głowami, a dziewczyna po wzięciu jednego głębokiego wdechu, wyszła z pokoju i
udała się do kuchni, gdzie czekał na nią jej ojciec w towarzystwie Malcolma.
-Gotowa? - po usłyszeniu pytania, dziewczyna niepewnie
kiwnęła głową.
Wyszła z
blondynem, z domu i pomimo tego, że brunetka w duchu modliła się, żeby nie
złapał jej za rękę, on i tak to zrobił. Żeby tego było mało, przybliżył się do
niej i przyssał do jej policzka. Jego obrzydliwe perfumy drażniły zmysły
Shaylon do tego stopnia, że chciało jej się wymiotować.
Brunetka
nie wiedziała dokąd Malcolm chciał ją zabrać, ale starała się zapamiętać jak najwięcej
szczegółów drogi, żeby w razie czego, bez problemów móc wrócić. Weszli do
jakiegoś nieznanego dziewczynie klubu. Blondyn od razu pociągnął ją w stronę
baru i zamówił dwa drinki, brunetka mogła się spodziewać tego, że Malcolm
najpierw będzie chciał ją uwieść, a
później wykorzystać. Chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił
jednego z nich.
-Napij się – wypuścił z ust dym i przysunął w jej stronę
szklankę.
-Nie piję – odmówiła. Usłyszała jego idiotyczny śmiech,
który potrafił wytrącić człowieka z równowagi.
-Nie udawaj takiej cnotki – wyszeptał jej na ucho i znów
zaciągnął się papierosem. -Wiem, że to tylko twoja gra, że udajesz taką
niedostępną – dotknął dłonią jej policzka, a później zsunął się niżej i
próbował dostać się pod jej koszulkę.
-Chciałabym wrócić do domu – spoglądając na chłopaka,
zauważyła, że jest oburzony i zdenerwowany tym, że mu się nie oparła.
-Myślałem, że chciałabyś spędzić ze mną trochę czasu.
Poznalibyśmy się bliżej.
Zgasił
papierosa w popielniczce i zbliżył swoją twarz do twarzy brunetki. Shaylon
najzwyczajniej w świecie się go bała, nie wiedziała, czego może się po nim
spodziewać. Jego oddech był przesiąknięty nikotyną i alkoholem. Nie podobało
jej się też to, jak ją traktował, miała wrażenie, że robi z nią co chce,
zupełnie jak jej ojciec. Kiedy Shaylon odkryła to podobieństwo, przeraziła się
jeszcze bardziej.
Poczuła
jego wilgotne wargi na swojej szyi, zacisnęła zęby, żeby się nie rozpłakać, bo
czuła się jak...dziwka. Tak, to jedyne trafne określenie. Całe jej życie było
jednym wielkim bagnem, z którego nie dało się uciec.
-Chodźmy do mnie – wysapał jej na ucho. Dziewczyna zamarła
na te słowa i bała się coraz bardziej.
Dzięki
temu, że chłopak nie do końca kontaktował, Shaylon wyrwała się z jego uścisku i
uciekła, wolała już, żeby ojciec ją zabił, niż gdyby miała pozwolić na to, żeby
te pocałunki przerodziły się w coś więcej i żeby Malcolm zaciągnął ją do
swojego mieszkania.
Shaylon
wróciła do domu i po cichu skierowała się do swojego pokoju. Chłopcy grali na
komputerze i nawet nie zwrócili na nią uwagi, to nawet lepiej, bo dziewczyna w
tej chwili wyglądała koszmarnie, zapłakane oczy, rozczochrane włosy. Usiadła na
łóżku i ukryła twarz w dłoniach, miała dość tego wszystkiego, dość życia.
-Shaylon! - usłyszała donośny głos swojego ojca. Nawet nie
chciała sobie wyobrażać tego, co się za chwilę wydarzy.
Wstała z
łóżka i przelotnie spojrzała na chłopców, którzy w tej chwili bacznie jej się
przyglądali. Brunetka weszła do kuchni i widok pijanego ojca, w ogóle jej nie
zdziwił.
-Tak mi się odwdzięczasz? Znalazłem ci chłopaka, ale tobie
jak zwykle nic się nie podoba – wybełkotał. -Wyszedłem na idiotę, a ty jeszcze
tego pożałujesz – podszedł do dziewczyny, która z daleka wyczuła od mężczyzny
morze alkoholu.
Spojrzała
mu w oczy, chcąc być odważna, ale jak zwykle się wystraszyła, spuściła głowę i
czekała na cios od ojca. Przez zamknięte oczy widziała, jak unosi rękę. Jej
serce przyśpieszyło. Nagle usłyszała uderzenie, ale niczego nie poczuła.
Otworzyła oczy i zobaczyła pięść opartą o ścianę, tuż przy jej głowie. Brunetka
od razu zrozumiała, o co chodziło jej ojcu. Chciał ją przestraszyć i po raz
kolejny mu się to udało.
-Jesteś pewna, że nadal chcesz mnie tak traktować? - zapytał
łapiąc jej włosy i lekko je ciągnąc. Po chwili złapał jeszcze jej nadgarstek i
mocno zacisnął. Ból był nie do zniesienia, zwłaszcza dlatego, że miejsce
uścisku, było takie same, jak rano. -Będziesz mnie słuchać czy wciąż masz
zamiar zgrywać świętą krowę? - brunetka kiwnęła głową na znak, że zrobi
wszystko, chciała po prostu, żeby już ją puścił. Dla Shaylon najgorsza była
świadomość tego, że sprawianie jej bólu to dla jej ojca przyjemnością. -Czyli
się zrozumieliśmy? - znów kiwnęła głową, a po jej policzku spłynęła łza, nie
mogła już dłużej się powstrzymywać. -Och przestań się nad sobą użalać – Tim
Johnson wymierzył cios w policzek swojej córki, po czym z całej siły pchnął ją
na szafkę. Jak przez mgłę widziała jak ojciec siada przy stole i zaczyna jej
się przyglądać. Z ledwością wstała i skierowała się do swojego pokoju.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i się po nich osunęła. Nie liczyła na to, że jeszcze
kiedyś będzie potrafiła normalnie żyć, nie po tym, co przeżywała w takich
chwilach. Prędzej uwierzyłaby w to, że będzie jeszcze gorzej.
-Shay, krew ci leci – do jej uszu dobiegł troskliwy głos
Kevina.
Przesunęła
dłonią po swojej twarzy i faktycznie były na niej ślady krwi. Brunetka wstała i
poszła do łazienki. Najpierw wzięła prysznic, a potem opatrzyła sobie ranę.
Wciąż nie mogła powstrzymać łez cisnących jej się do oczu. Oparła się o
umywalkę i spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Brzydziła się tego, kim jest,
tego, że pozwalała się tak traktować, ale co mogła zrobić? Pójść na policję? I
co potem? Musiałaby radzić sobie z tym wszystkim sama. Chłopcy trafiliby do
domu dziecka, a ona nie mogła na to pozwolić. Nie mogła stracić jedynych osób
na tym świecie, na których jej zależało, nie mogła zostać sama, bo to by ją
zabiło.
*
Następnego
dnia Shaylon obudziła się w koszmarnym stanie, cała posiniaczona i obolała. Pomimo tego, że musiała wstać i
stawić czoła kolejnemu dniu, to nie miała na to siły. Kiedy się tylko obudziła,
w drzwiach do swojego pokoju zobaczyła Max'a, podniosła się ociężale i wstała.
Mały podszedł do niej i się przytulił. Dziewczyna z jednej rzeczy mogła się
cieszyć – miała wspaniałych braci, których kochała, i których nie pozwoli
skrzywdzić.
-Obudź Kevina – wyszeptała, a Max od razu wykonał jej
polecenie.
Brunetka
wstała i postanowiła się ubrać. Idąc do kuchni po raz kolejny czuła to
nieprzyjemne uczucie, że ojciec może tam być i sytuacja znów się powtórzy. Nie
chciała tego, nie chciała, żeby chłopcy po raz kolejny musieli na to patrzeć,
żeby znów się bali. Świadomość tego, że może im się stać krzywda, rozbijały
serce brunetki na małe kawałeczki. Ogromny ciężar spadł z jej serca, kiedy w
kuchni zobaczyła swoich braci szykujących śniadanie.
-To dla ciebie – szepnął młodszy z braci i pociągnął
dziewczynę za rękę w stronę stołu, chcąc, żeby usiadła.
-Wstaliśmy wcześniej i sami to wszystko przygotowaliśmy –
powiedział dumnie Kevin.
-Nie musieliście...
-Ale chcieliśmy...
Dla Shaylon
było to najsmaczniejsze śniadanie jakie w życiu jadła. Widząc uśmiechy na
twarzach swoich braci nareszcie jej myśli na moment pobiegły w inną stronę.
Jak każdego
dnia dziewczyna odprowadziła chłopców do szkół i udała się do swojej.
Niechętnym i powolnym krokiem weszła do budynku i udała się do swojej szafki,
obok której stała już jej przyjaciółka.
-A tobie co się stało? - widząc smutek zmieszany z obrazą na
twarzy Alissy, brunetka wiedziała, że coś się stało.
-Pokłóciłam się z Davidem... - wyjaśniła.
-Aaaa... Myślałam, że to coś poważniejszego. Kłócicie się
przynajmniej dwa razy w tygodniu, więc skąd te nerwy? - Shaylon z trudem
tłumiła śmiech.
-No bo on znowu sobie coś ubzdurał. Wmawia mi, że
flirtowałam z tym Travisem, wiesz którym, mówiłam ci ostatnio o nim... Zresztą
nieważne. David powiedział mi, że ma dość. Jak zwykle wyolbrzymia. Przecież ja
z nim tylko rozmawiałam, a nie moja wina, że on ma takie boskie ciało, że
zaczynam się przy nim śmiać jak słodka idiotka, a moje policzki stają się
czerwone, jak buraki – brunetka nie mogąc powstrzymać śmiechu, zakryła twarz
dłonią, żeby choć trochę przytłumić swoje rozbawienie. -Nie śmiej się!
-A nie przyszło ci nigdy do głowy, że David może mieć rację?
Może on faktycznie uważa, że ty ciągle z kimś flirtujesz i najzwyczajniej w
świecie jest o ciebie zazdrosny? - Alissa wpatrywała się w brunetkę z pełną
powagą, po czym wybuchła śmiechem.
-Pfff... zazdrosny, jeszcze gdyby miał o co...
-Kocha cię i nawet gdybyś wyglądała jak czarownica, to byłby
o ciebie zazdrosny...
-Ja nie mówię o moim wyglądzie, tylko o tym, że ja nic
takiego nie robię...
-Ty wiesz swoje i on wie swoje... i ja też wiem swoje.
Kiedy
Shaylon często przyglądała się Davidowi i Alissie, to zaczynała im zazdrościć.
Chłopak był w nią zapatrzony i pomimo
tej różnicy charakterów, nie wyobrażała sobie, że mogliby być w związku z kimś
innym. Shaylon była pewna, że tych dwoje będą już zawsze razem, wiedziała o tym
od chwili, gdy ich poznała. Wtedy nie byli jeszcze parą, ale się przyjaźnili.
David był w niej zakochany od zawsze, co było widać na pierwszy rzut oka.
Załamywał się, że Alissa nie odwzajemnia jego uczuć, choć w rzeczywistości było
zupełnie inaczej, ale to długa historia... Patrząc na tych dwoje można było
dostać kompleksów i tak właśnie było z Shaylon. Brunetka miała świadomość tego,
że jest uwięziona w swojej rzeczywistości i nie mogła do niej nikogo wpuścić,
żeby nikogo nie skrzywdzić. Dziewczyna wątpiła w to, że ma szanse na miłość i
na normalne życie, nie po tym, przez co przechodzi... Nie po tym, co utkwiło w
jej sercu i pamięci...
~~~~~~
Nie ma Justina, ale mam nadzieję, że Wam się podoba... Obiecuję, że w następnych rozdziałach będzie go więcej...
GG: 42378899
TT: belieber_katy06
o jezuuu świetny rozdział!!
OdpowiedzUsuńtak sie przygotowałam, że JB bedzie a tu nie ma
ale następnego nie mogę sie doczekać!!
pisz jak najszybciej <3
@poly325
Fajnie, fajnie. Czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.. Już się przestraszyłam, że ona jednak pójdzie tam z Malcolmem ..
OdpowiedzUsuńCo raz bardziej wciąga mnie to opowiadanie:)
Czekam na nn<3
Ah, bardzo spodobał mi się ten rozdział. Mam wrażenie, że bardziej opisałaś w nim uczucia głównej bohaterki. Wczułam się w to bardzo i w pewnym momencie zachciało mi się płakać. Bardzo współczuję jej takiego życia i ja pewnie już dawno na jej miejscu bym się zabiła. A potem ten kochany moment, gdy bracia zrobili jej śniadanie. To było coś pięknego,b o pokazałaś jak niektórym ludziom jest ciężko żyć na tym świecie, ale pomimo tego mogą cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Nawet nie zabrakło mi Justina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
świetny <3 szkoda, że w ogóle nie ma justina, ale rozumiem, że akcja musi się rozwinąć :) dziewczyna ma naprawdę straszne życie, straciła wiarę we wszystko, co jeszcze pogarsza sytuację i ma tylko swoich małych kochanych braci. dobrze, że są :) zobaczymy, co wniesie do jej życia justin. czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńBoski czekam na nn
OdpowiedzUsuńWOW, rozdział mi się bardzo podoba, pomimo braku Justina ale rozumiem to, potem on wkroczy do akcji i będzie się działo! Tylko na to czekam ^^
OdpowiedzUsuńTa dziewczyna i tak jest silna, pewnie większość (w tym ja) całkowicie by się poddała. Dobrze jest też mieć motywacje do działania, w tym wypadku są jej bracia.. :) Miło, że ją kochają i są wdzięczni za jej troskę, wydają mi się bardziej dojrzalsi niż ich rodzice, mimo tak młodego wieku. Co to Malcolma.. to jak czytam jak on się zachowuje, to zbiera mi się na wymioty, serio. Oby jednak jej ojciec się opamiętał, bo o zgrozo, to może mieć tragiczny finał. Justin, staram się tą postać traktować jako bohatera opowiadania, niż idola i piosenkarza nastolatek, wtedy lepiej potrafię się skupić na akcji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
/pozorne-szczescie/
Rozdział jest bardzo fajny. Ta dziewczyna jest bardzo silna, dosłownie mnie to zadziwia. Super jest :3
OdpowiedzUsuńszukajac-milosci.blogspot.com
juz sie nie moge doczekac nastepnego. swietnie piszesz i nigdy nie przestawaj, zapraszamt ez do siebie, ma nadzieje ze sie spodoba http://1directiondreaming.blogspot.no/
OdpowiedzUsuńz gory dziekuje i licze na opinie <3
świetne ! <3 ja chce częściej NN ;C
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną <3
Rozdział oczywiście jak zawsze cudowny. Nie mogę doczekać się następnego i mam nadzieję, że będzie w nim więcej Shaylon i Justina ; )
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział, który pojawił się przed chwilą: http://justinstories.blog.onet.pl/
Pozdrawiam ; *
Olla.
Jest po prostu ŚWIETNY !Jak zwykle, zresztą : )
OdpowiedzUsuń@LittleSusannx3
cieszę się, że Shaylon ma takich kochających braci :)
OdpowiedzUsuń