Dziewczyna
obudziła się bardzo wcześnie rano. Była pewna, że jeszcze wszyscy śpią, więc
zachowywała się bardzo cicho. Ubrała się i spakowała do torby potrzebne
książki, po czym poszła do pokoju swoich braci, żeby ich obudzić. Kiedy chłopcy
wstali, wyszła z pomieszczenia i skierowała się do kuchni, żeby przygotować
śniadanie. W powietrzu unosił się dym, który można było poczuć od razu po
wejściu do pomieszczenia, brunetka nie spodziewała się, że zastanie tam swojego
ojca.
-Moja ulubiona córka – powiedział mrużąc oczy. Brunetka
musiała się powstrzymywać, żeby mu czegoś nie odpyskować. -Powinnaś być mi
wdzięczna za to, że znalazłem dla ciebie takiego chłopaka. Mam nadzieję, że
przemyślałaś sobie wszystko dokładnie i zmieniłaś zdanie, wolałbym żebyś była
mi posłuszna. A Malcolm jest dla ciebie stworzony.
-W takim razie dziękuję za takiego idealnego chłopaka –
powiedziała ironicznie i zabrała się za robienie śniadania, dla siebie i swoich
braci. Nie zwracała uwagi na to, że ojciec jej się przygląda, chociaż
wiedziała, że czegoś od niej chce i coś planuje, to nie dawała po sobie poznać,
że jest zdenerwowana i przestraszona.
W kuchni
pojawili się chłopcy i ze strachem w oczach spojrzeli na ojca, niepewnie
usiedli przy stole i zaczęli jeść śniadanie. Według dziewczyny Max był za mały,
żeby wszystko rozumieć, ale on był na tyle mądry, żeby wiedzieć, że ojciec
krzywdzi jego starsze rodzeństwo i niedługo może skrzywdzić także jego. Shaylon
ani Kevin w żaden sposób nie mogli go przed tym uchronić, bo byli świadomi, że
to kiedyś nastąpi, a wtedy będzie to bolesne nie tylko dla ich małego brata,
ale także dla nich samych.
-Weźcie drugie śniadanie i idźcie ubrać buty – poleciła
brunetka. Chłopcy od razu wykonali polecenie swojej siostry. Dziewczyna
posprzątała po nich starając się nie zwracać uwagi na obecność ojca.
-Po szkole spotkasz się z Malcolmem – rozkazał mężczyzna
wrogo patrząc na swoją córkę.
-Nie mogę, mam dużo zajęć – próbowała się postawić,
sprzeciwić, ale wiedziała, że wszystko zakończy się tak samo jak zawsze – i tak
będzie musiała wykonać rozkaz ojca.
-Spotkasz się z nim! - Tim Johnson uniósł głos, wstał i
podchodząc do dziewczyny, złapał jej nadgarstek i zrobił to chyba najmocniej
jak potrafił. Shaylon czuła się bezsilna, po raz kolejny w życiu. -Będziesz
grzeczną córeczką i się z nim spotkasz! - krzyknął i odepchnął ją tak mocno, że
dziewczyna uderzyła plecami o szafkę.
Z trudnością
wstała i bez słowa wyszła z pomieszczenia, ubrała buty, wzięła torbę i razem z
braćmi opuściła budynek. Zaciągnęła rękaw, żeby nikt nie zobaczył
zaczerwienienia na nadgarstku, które za kilka chwil zamieni się w siniaka.
Shaylon z trudem powstrzymywała łzy, które cisnęły jej się do oczu. Złapała
Max'a za rękę i we trójkę ruszyli w stronę przedszkola. Brunetka czuła, że
przestaje sobie z tym wszystkim radzić, że to wszystko wykańcza ją nie tylko
fizycznie, ale także psychicznie. Chciała być silna i odważna, ale w starciach
z ojcem zawsze przegrywała. On miał nad nią przewagę, wielką przewagę. Przy nim
była tylko małym pionkiem, którego można ustawić tak, jak się mu tylko podoba.
Jedynie jej młodsi bracia trzymali ją przy życiu, gdyby nie oni, dziewczyna już
dawno by ze sobą skończyła, stało by się z nią coś złego. Ale miała Max'a i
Kevina, którzy pomagali jej utrzymać się przy życiu.
-Myślisz, że kiedyś już nie będziemy musieli się bać? -
zapytał,starszy z braci, kiedy byli już w drodze do szkoły Kevina. To pytanie
ją zaskoczyło i dziewczyna nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Zatrzymała się i
ukucnęła łapiąc się za głowę.
-Przepraszam, że przeze mnie musicie się bać, wiem, że
czasami nie opiekuję się wami wystarczająco dobrze – zaczęła płakać, bo czuła,
że powinna ich lepiej chronić, choć nikt nie zrobiłby tego lepiej, ona i tak
brała całą winę na siebie. Uważała, że całe zło tego świata, spowodowane jest
jej życiem i pojawieniem się na ziemi.
-Co ty mówisz? Przecież jesteś najlepszą siostrą na świecie,
zawsze nas bronisz i obrywasz dwa razy mocniej – brunetka wstała i przytuliła
do siebie swojego młodszego brata.
-Obiecuję, że kiedyś będziemy szczęśliwi. Zrobię coś, zrobię
wszystko, co w mojej mocy, żebyście już nie musieli się bać, bo żyję tylko
dzięki wam. Ale na razie musimy to wszystko jakoś przetrwać. Kocham ciebie i
Max'a i obaj jesteście moimi najważniejszymi mężczyznami w życiu. Wytrzymacie
jeszcze trochę? - chłopiec kiwnął głową i z delikatnym uśmiechem na twarzy
przytulił się do swojej siostry.
Po
odprowadzeniu swoich braci, Shaylon udała się do swojej szkoły. Brunetka nie
czuła się najlepiej, ale wiedziała, że musi pójść do szkoły, bo nauka była jej
jedynym rozwiązaniem. Musiała się uczyć, żeby utrzymać swoje stypendium, co nie
było łatwe, ale dzięki tym pieniądzom, które odkładała, będzie mogła niedługo
zapewnić swoim braciom lepsze życie i przyszłość. W tym wszystkim mogła liczyć
tylko na siebie. I pomimo tego, że miała przyjaciół, wspaniałych przyjaciół, to
nie mogła ich w to wciągać, już wystarczająco dużo dla niej robili, Shaylon nie
chciała, żeby przez nią stała się komuś krzywda, nigdy by sobie czegoś takiego
nie wybaczyła.
Dziewczyna
weszła do klasy od historii i zajęła swoje miejsce przed przyjaciółką.
Wypakowała książki i odwróciła się w stronę Alissy.
-Jak było wczoraj na randce z Davidem? - zapytała brunetka.
-No wiesz, David jak to David – szatynka wywróciła oczami.
-Ale fajnie było, będę miło wspominać naszą drugą rocznicę – uśmiechnęła się.
-Jak ja ci dziewczyno zazdroszczę – rozmarzyła się i chciała
się odwrócić, ale Alissa chcąc ją zatrzymać, złapała jej nadgarstek. Shaylon
cicho syknęła z bólu, a na wspomnienie dzisiejszego poranka, w jej oczach
pojawiły się łzy.
-Znowu? - brunetka spojrzała na swoją przyjaciółkę i nie
musiała nic mówić, bo Alissa domyśliła się wszystkiego.
Do klasy
wszedł nauczyciel, więc Shaylon się odwróciła. Lekcja się rozpoczęła, ale ona
nie miała głowy do tego, żeby skupiać się na historii Ameryki. Nie była w
stanie, bo jej głowę wciąż zaprzątały myśli o Kevinie i Max'ie. Shaylon nie
chciała, żeby byli nieszczęśliwi, marzyła o tym, żeby mogli żyć normalnie. Bo
gdyby nie oni, jej już by nie było na tym świecie. Chłopcy byli jej jedynym
powodem do życia. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, żeby byli bezpieczni.
Obiecała to nie tylko sobie, ale także im, obiecała i dotrzyma słowa.
Kiedy
zabrzmiał dzwonek kończący lekcję, Shaylon jako pierwsza opuściła klasę i skierowała się do łazienki. Była
wykończona, bolała ją każda komórka jej ciała. Jednak wiedziałam, że nie mogła
wrócić do domu, bo wtedy od razu musiałaby spotkać się z Malcolmem, którego
nawet dobrze nie znała, a już go znienawidziła. Brunetka nachyliła się nad
umywalką i spojrzała w swoje odbicie w lustrze, zobaczyła tchórza, tchórza,
który boi się spojrzeć życiu prosto w oczy, tchórza, który musiał walczyć, bo
miał tak dużo do stracenia.
Po
niedługiej chwili w toalecie pojawiła się Alissa ze zmartwionym wyrazem twarzy.
Brunetka spojrzała w jej kierunku nieobecnym wzrokiem. Przyjaciółka martwiła
się o nią, ale nie mogła niczego zrobić, wiele razy próbowała jej pomóc, ale
wszystko zawsze kończyło się tak samo.
-Może powinnaś się zwolnić? - zaproponowała.
-Tak, tak wrócę do domu i dostanę dwa razy mocniej, a na
dodatek będę musiała się spotkać z jakimś idiotą. Dziękuję bardzo, wolę
wytrzymać – jej głos drżał, tak, jak całe jej ciało.
Shaylon
minęła swoją przyjaciółkę w drzwiach, ale ta ją zatrzymała ciągnąc za rękaw.
Spojrzała na nią i ją przytuliła, czuła, że brunetka właśnie tego potrzebuje.
Rozpłakała się jak małe dziecko, czuła, że powoli się wykańcza. To wszystko
było dla niej takie trudne i bolesne. Nikt nie wiedział, co ona tak naprawdę
czuje i przeżywa. Na zewnątrz zgrywała szczęśliwą pomimo tego, że jej serce
rozpadało się na tysiące małych kawałków.
-Chodź, bo zaraz druga lekcja – wytarła rękawem mokre
policzki i razem z przyjaciółką wyszła z łazienki i skierowała się pod klasę.
Spotkały tam Davida, uśmiechał się, ale kiedy zobaczył zapłakaną brunetkę, już
nie był taki zadowolony, bo wiedział, co się wydarzyło. Podszedł do niej i
mocno ją do siebie przytulił.
-Nie musicie się nade mną użalać – spojrzała na ich twarze,
nie byli zadowoleni z tego, co powiedziała.
-Jak nie chcesz to nie – Alissa oburzyła się na żarty i
pociągnęła Davida za rękę. -W takim razie zjemy sami moje ulubione ciastka –
Shaylon zaśmiała się pod nosem i rzuciła się im na szyje.
-Wiecie, że to największy skarb na świecie mieć takich
przyjaciół jak wy?
-Don't touch me! - krzyknęła Alissa, wszyscy dookoła na nią
spojrzeli i cała trójka wybuchła śmiechem. Tylko przyjaciele dziewczyny
wiedzieli, jak ją pocieszyć i sprawić, żeby chociaż na moment zapomniała o
ojcu, który znęca się nad nią i nad jej braćmi.
*
Dzięki
przyjaciołom, Shaylon udało się przetrwać ten dzień w szkole. Jej samopoczucie
i humor znacznie się poprawiły, a ból głowy nagle ustąpił. Od razu po szkole,
dziewczyna jak zwykle poszła po Max'a do przedszkola. Dotarła tam trochę
później niż zwykle, ale wiedziała, że nie będzie z tym żadnego problemu.
Stanęła w drzwiach i obserwowała, jak jej brat bawi się z innymi dziećmi. Nie
chciała odrywać od zabawy, bo wiedziała jaką mu to sprawia radość, ale też
dlatego, że nie chciała za szybko wracać do domu. Zapatrzona w brata, nie
widziała, jak ktoś do niej podchodzi, ktoś, kogo już kiedyś widziała.
-Znowu się spotykamy – usłyszała za plecami, wzdrygnęła się,
przez co uderzyła ręką o drzwi.
-Auć – syknęła z bólu i zaczęła rozmasowywać obolałe
miejsce. Spojrzała na osobę stojącą przed nią. Przez moment, nie mogła sobie
przypomnieć, skąd zna tę twarz, ale po chwili dotarło do niej, że to ten sam
chłopak, który w bibliotece szukał książki, którą miała ona.
-Nie chciałem cię przestraszyć – uśmiechnął się szeroko, a
dziewczyna zauważyła w jego uśmiechu coś dziwnego, pewnego rodzaju szczerość,
której jeszcze nigdy w życiu nie widziała tak wyraźnie. -Co tu robisz? - zapytał i w tym momencie
podbiegł do niej Max i rzucił jej się na szyję. -To twój syn? - zapytał, a
brunetka spojrzała na niego zdezorientowana, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Tak, miałam dwanaście lat jak go urodziłam, na początku
było ciężko, ale teraz wychowuję go ze swoim chłopakiem, mieszkamy na dworcu i
tworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę – poczucie humoru kurczowo jej się
trzymało, Shaylon próbowała zachować powagę, ale widząc minę chłopaka, wybuchła
śmiechem. -Żartowałam! - powiedziała przez śmiech. -To mój brat – uśmiechnęła
się i zauważyła, że chłopak się rozluźnił. -A ty po kogo przyszedłeś? -
zapytała zaciekawiona.
-Po siostrę – odpowiedział.
Shaylon
bardzo dobrze znała siostrę chłopaka, była nią Jazzy, koleżanka z grupy Max'a.
Zaskoczył ją ten fakt i dziewczyna wcale tego nie ukrywała.
-Wiedziałem, że skądś cię znam, chyba kiedyś widziałam cię z
siostrą.
-Rzadko po nią przychodzę – odpowiedział i przepuścił brunetkę
w drzwiach do szatni.
Dziewczyna
pomogła Max'owi założyć buty, po czym wstała, złapała go za rękę i ruszyła w
stronę wyjścia z budynku. Nie spodziewała się jednak, że chłopak ją powstrzyma.
-Zaczekaj! - usłyszała za plecami i się odwróciła. -Wciąż
nie wiem, jak masz na imię – brunetka spojrzała na lekko zawstydzonego
chłopaka.
-Shaylon – wyciągnęła w jego stronę prawą dłoń.
-Justin – uścisnął ją i szeroko się uśmiechnął.
Bez słowa
dziewczyna wyszła z budynku i nawet się nie odwróciła. Czuła, że chłopak
jeszcze chwilę na nią patrzył, ale nie miała pojęcia, że ten wpatrywał się w
kierunku, w którym odeszła, nawet wtedy, kiedy jej już tam nie było. Ona o nim
nie myślała, bo była świadoma tego, że to jest inny świat, nie miała zamiaru
zadawać się z chłopakiem z prywatnej szkoły, bo nie chciała się czuć gorsza. A
on? On nie wiedział dlaczego, ta dziewczyna swoim dziwnie smutnym spojrzeniem
sprawiła, że chciał z nią porozmawiać, chciał poznać ją bliżej, chciał poznać
jej smutki, jej radości. Nie mógł nad tym zapanować, choć wiedział, że nie może
w ten sposób myśleć o każdej dziewczynie. Nie może każdemu pomóc, a on czasami
zachowywał się tak, jakby chciał zbawić cały świat. Chciał wymazać z życia
każdego człowieka te wszystkie złe chwile. Jego intencje zawsze były szczere,
bo on był zawsze szczery.
~~~~~~~~
No to mamy drugi rozdział...
Jakby ktoś jeszcze potrzebował moje GG: 42378899
No to mamy drugi rozdział...
Jakby ktoś jeszcze potrzebował moje GG: 42378899
o bozebozebozeboze...
OdpowiedzUsuńświetne, masz na prawdę wieli talent :D
zawsze twoje opo mnie wciągało, ale teraz przeszłaś samą siebie :D
szybko dodawaj następny!!!!!
@polly325
Super, czekam na kolejny. Tak mnie zaciekawiło, że czytałam 2 razy . Uwielbiam twój blog :*****
OdpowiedzUsuńKarola.
Świetny rozdział:) W końcu się znowu spotkali i liczę, że znowu gdzieś jeszcze na siebie wpadną xD
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
Świetny czekam na nn!!
OdpowiedzUsuńświetny <3 jeju, ona jest strasznie biedna. tak mi jej szkoda. ten ojciec jest straszny, brr. czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie mogę doczekać się ich kolejnego spotkanie. Mam nadzieje, że bedzie ono dłuższe. ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ; *
Olla.
Aww, świetny < 3 . Dawaj szybko następny : )
OdpowiedzUsuń@LittleSusannx3
omomomom *___* idelany.
OdpowiedzUsuńDzekam na nn <33
Dobrze, że Shaylon ma takich cudownych przyjaciół. Dzięki nim jej życie choć na chwilę staje się weselsze. Cieszę się, że poznała się z Justinem. Jestem ciekawa jak dalej będzie wyglądać ich znajomość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Świetny blog. Cieszy mnie fakt, że Shaylon poznała się z Justinem oraz ciekawi mnie co będzie dalej. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńMam prośbę, możesz zajrzeć i ocenić mojego bloga? Co prawda jest tylko prolog, ale to początek.
szukajac-milosci.blogspot.com
Rozdział boski. Nadrobiłam oba i już nie mogę doczekać się 3! Dodaj szybko ;d
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz, dlatego też będę czekać na dalsze rozdziały :)
OdpowiedzUsuńTen był bardzo fajnie, podobało mi się jak poznali się z Justinem. :)
dobrze myślałam, że chłopak z biblioteki to Justin :)
OdpowiedzUsuń