Weekend
minął bardzo szybko, zresztą tak jak dwa kolejne tygodnie. Dla Shaylon były to
dni, które mogła wspominać ze spokojem, bez grama strachu. Ostatnie dni
sprawiły, że Tim Johnson stał się łagodniejszy, może na jego zachowanie miało
wpływ to, że dziewczyna starała się mu nie podpadać i wykonywać jego polecenia.
Unikanie kontaktu z ojcem, było bardzo dobrym rozwiązaniem i przynosiło
pożądane efekty. Dzięki temu brunetce udawało się sprytnie unikać ciosów ojca i
randek z Malcolmem.
W majową
sobotę Shaylon postanowiła wyciągnąć gdzieś chłopców, którzy też już czasami
mieli dość ciągłego uciekania i siedzenia poza domem. Jak każdy chłopiec w ich
wieku, chcieliby posiedzieć przed komputerem i zwyczajnie pograć. To nie było
możliwe, bo siedząc w domu narażali się, a dziewczyna nie mogła pozwolić na to,
żeby stała im się jakaś krzywda.
Po południu
całą trójka wyszłi z domu i udali się do parku. Kevin spotkał tam swoich
kolegów i zdecydował, że pójdzie z nimi pograć w piłkę, co ucieszyło jego
siostrę. Shaylon bała się, że przez trudną sytuację w domu, chłopiec nie będzie
miał przyjaciół, co potwierdzała jego ostatnia bójka przed szkołą.
Max ubłagał
swoją starszą siostrę, żeby poszła z nim na plac zabaw, nie miała wyjścia i
musiała się zgodzić. Kiedy chłopiec poszedł się bawić z innymi dziećmi,
brunetka usiadła na ławce i przez chwilę obserwowała małego, ale po jakimś
czasie zupełnie odpłynęła. Jej myśli wciąż biegły w jednym kierunku, martwiła
się jak to wszystko będzie. Jeszcze tylko kilka miesięcy – kiedy skończy szkołę
i będzie pełnoletnia, będzie mogła uciec i chociaż Shaylon wiedziała, że to
będzie trudne i ryzykowne, musiała walczyć, do samego końca. Czasami brakowało
jej sił, przecież miała niecałe osiemnaście lat – powinna wieść beztroskie
życie, jak większość nastolatek, ale jak widać ona już od kilku lat, postępuje
jak ktoś dorosły, niestety nie każdy rodzi się w szczęśliwej rodzinie, w której
przemoc znana jest tylko z kolorowych czasopism i telewizji.
Przymknęła
oczy i odchyliła głowę do tyłu, a łzy które cisnęły jej się do oczu, swobodnie
spłynęły po jej policzkach. Szybko otarła je rękawem i pociągnęła nosem.
Dopiero po chwili przypomniała sobie gdzie jest i co robi, rozejrzała się po
placu zabaw w poszukiwaniu Max'a, ale kiedy nigdzie go nie zauważyła, zaczęła
panikować. Huśtawki, karuzela, zjeżdżalnia... a po Max'ie ani śladu. Dziewczyna
zaczęła biegać dookoła i z każdą chwilą denerwowała się jeszcze bardziej.
Wiedziała, że nie mógł odejść daleko, ale mimo to, czuła że strach depcze jej
po piętach. Na moment zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Musiała zacząć
myśleć. Shaylon jeszcze raz rozejrzała się dookoła i dopiero teraz zauważyła
chłopca w niebieskiej bluzie, takiej samej, jaką miał Max. Obok niego bawiły
się inne dzieci i stał jakiś chłopak, a może nawet mężczyzna.
-Max! - krzyknęła, a chłopiec się odwrócił. Szybkim krokiem
ruszyła w jego stronę, a on wybiegł jej naprzeciw i kiedy był już wystarczająco
blisko, mocno się do niej przytulił. -Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałam, nawet
nie wiesz, jakiego stracha mi napędziłeś – poprawiła mu włosy i pocałowała w
czoło.
-Bawiłem się z Jazzy i jej bratem – wytłumaczył i wskazał na
chłopaka i swoją koleżankę.
-Cześć – szatyn podszedł do nich ze swoją siostrą i się
przywitał.
-Cześć – brunetka trochę się zdziwiła na widok chłopaka. -
Idziemy już? - zwróciła się do brata.
-Nie chcę jeszcze iść – mały spojrzał na swoją siostrę
maślanymi oczyma.
-No dobra, możesz się jeszcze chwilę pobawić – uśmiechnęła
się.
Max pobiegł
z Jazmyn na zjeżdżalnię, a dziewczyna dopiero po chwili przypomniała sobie o
obecności Justina stojącego tuż obok. Shaylon nie wiedziała co zrobić, czy
miała zacząć rozmowę, a może tak po prostu miała odejść i usiąść na ławce?
Przez chwilę po prostu stała i na szczęście chłopak wykonał pierwszy ruch.
-Usiądziemy? - zapytał, a brunetka niepewnie na niego
spojrzała. -Spokojnie, twój brat nigdzie się bez ciebie nie ruszy – uśmiechnął
się. - Max opowiadał o tobie i o tym, że bardzo się cieszy, że tu z nim
przyszłaś.
-Tak, Max lubi place zabaw – brunetka ruszyła w stronę ławki
i na niej usiadła czekając aż chłopak zrobi to samo.
-Wiesz, nie miałem nawet okazji ci podziękować – podjął
siadając.
-Podziękować? Za co? - zapytała zdezorientowana i zatrzymała
wzrok na oczach szatyna.
-Za tą książkę. Musiałem napisać referat. Chcę dostać się do
pewnej szkoły, ale muszę wygrać z ojcem, bo ten uparł się, że mam iść tam,
gdzie on chce. Postawił warunek, jeżeli dostanę się tam, gdzie ja chcę i będę
na liście w pierwszej dwudziestce, to się zgodzi. I jestem na dobrej drodze,
żeby to osiągnąć. Już nie muszę tak trenować, żeby dostać się do tamtejszej drużyny
i jest mi o wiele lżej. Nareszcie mam czas dla siebie i mogę robić to, co
sprawia mi przyjemność – Shaylon wpatrywała się w chłopaka z delikatnym
uśmiechem na twarzy.
-A co sprawia ci przyjemność? Pisanie referatów z historii?
- zapytała tłumiąc śmiech.
-Też – zaśmiał się.
Dziewczyna
spojrzała na swojego brata, który grzecznie bawił się ze swoimi dziećmi.
Uśmiechnęła się do niego i mu pomachała, gdy ten na nią spojrzał.
-Masz może plany na dzisiejszy wieczór? - propozycja Justina
zaskoczyła dziewczynę, czego wcale nie ukrywała.
-Mam plany na każdy wieczór przez najbliższe kilka lat –
odpowiedziała spoglądając na szatyna. - Długa historia – dodała po chwili,
domyślając się tego, że chłopak nie zrozumiał ani słowa.
-Jesteś strasznie tajemnicza – stwierdził.
Shaylon nie
odpowiedziała, nie wiedziała, o czym mogłaby rozmawiać z chłopakiem. W pewnej
chwili poczuła, że powinna już iść. Nie zważała na to, że Justin miał jej wiele
do powiedzenia, że chciałby ją poznać bliżej. Ona po prostu chciała pożegnać
się i już nigdy go nie spotkać.
-Na nas już pora – westchnęła i wstała z miejsca.
-Może moglibyśmy waz z Jazzy odprowadzić? - zapytał z
nadzieją.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł – stwierdziła cofając
się o krok.
-Nie daj się prosić, Max się ucieszy – chłopak nie dawał za
wygraną, zależało mu na tym, żeby spędzić z Shaylon jeszcze choć krótką chwilę.
-To naprawdę nie jest najlepszy pomysł. Do zobaczenia –
ostatnie dwa słowa wypowiedziała bez przekonania, nie chciała, żeby jeszcze
kiedykolwiek doszło do takiego spotkania.
Kiedy już z
Max'em szła w kierunku domu, czuła na sobie wzrok Justina. Mimo to, nie
odwróciła się ani razu, choć było to dla niej trudne.
*
Shaylon
wróciła do domu tylko z Max'em, gdyż Kevin chciał spędzić trochę czasu z
kolegami. Dziewczyna nie planowała spędzić reszty dnia w domu, chciała tylko
przyjść coś zjeść i znów gdzieś uciec, lecz nie było jej to dane. Kiedy tylko
przekroczyła próg domu, przed sobą zobaczyła ojca, mimo że pił piwo i oglądał w
telewizji mecz, to nie zmieniało faktu, że Shaylon się go bała. To że był w
swoim żywiole, nie oznaczało, że będzie dla niej łagodny. Brunetka wyczuła, że
jej ojciec ma ogromną ochotę się nad nią poznęcać. Max również się przestraszył
i odruchowo schował się za plecami dziewczyny. Brunetka kompletnie nie
wiedziała czego może się spodziewać po pijanym ojcu, nie mogła przewidzieć, co
tym razem strzeli mu do głowy. Jednak nigdy nie przewidziałaby właśnie takiego
zachowania swojego ojca. Mężczyzna ukucnął przed dziewczyną i zwrócił się do
Max'a:
-Synku, nie bój się mnie, przecież jestem twoim tatą – Max
wyjrzał zza pleców swojej siostry przestraszony jak nigdy wcześniej. -No chodź
do taty – serce dziewczyny zaczynało bić coraz szybciej, bała się, że jej mały
brat za chwilę może zostać skrzywdzony, a ona nie może nic z tym zrobić. Była
bezsilna. -Zrobiłaś ze mnie jakiegoś potwora, nagadałaś mu jakiś głupot i mały
się teraz mnie boi – Tim Johnson niemalże wykrzyczał te słowa patrząc na
Shaylon z wrogością. -No chodź, nie bój się mnie – Max niepewnym i powolnym
krokiem ruszył w stronę pijanego ojca, który przytulił małego i udawał
kochającego tatusia. -Mam coś dla ciebie – mężczyzna zaczął grzebać w
kieszeniach, po czym z jednej z nich wyjął mały samochodzik i podał go Max'owi.
-Biegnij do swojego pokoju się pobawić.
Shaylon z
każdą chwilą czuła coraz większe obrzydzenie do swojego ojca. Max był mały, nie
rozumiał zachowania ojca. Był dzieckiem i można go było przekupić głupią
zabawką. Dziewczyna nie była idiotką, nie wierzyła w przemiany swojego ojca.
Według niej tacy ludzie jak on, po prostu się nie zmieniają, to jest wprost
niemożliwe.
-A z tobą porozmawiam w inny sposób – zagroził i pchnął
dziewczynę w stronę salonu. Jak zwykle chciał ją przestraszyć i pokazać, że ma
przewagę.
W salonie
był Malcolm, co dziewczyna mogła przewidzieć, domyślała się, że to należało do
planu Tima Johnsona. Chłopak poklepał miejsce obok siebie i dziewczyna nie
chcąc narażać się na wrogość ojca, była zmuszona, żeby usiąść. Blondyn objął ją
ramieniem i idiotycznie się zaśmiał. Shaylon wszystko zrozumiała. Ojciec chciał
się pozbyć Max'a, żeby ona mogła się spotkać z Malcolmem.
Przez ten
cały czas dziewczyna starała się zignorować zachowanie blondyna. Nie była pewna
tego, co się może za chwilę wydarzyć. Malcolm się do niej dobierał i nie miał
przy tym żadnych skrupułów.
-Malcolm ma własne mieszkanie – zaczął mężczyzna. -Mogłabyś
się do niego przeprowadzić. Niedługo kończysz szkołę, więc myślę, że nie będzie
z tym żadnego problemu, nie będziemy cię musieli z mamą utrzymywać i tym samym
nie będziesz już dla nas ciężarem – te słowa zabolały ją mocniej niż cios
prosto w twarz. Żadne dziecko, żaden człowiek, nie zasługuje, żeby usłyszeć coś
takiego od swoich rodziców... Jeżeli ktoś decyduje się na dziecko, powinien
mieć świadomość tego, jakie koszty się z tym wiążą. Mimo to Shaylon czuła się
niechciana, niekochana, jak ktoś niepotrzebny... Miała ochotę uciec, właśnie w
tej chwili, uciec, zaszyć się gdzieś, gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie i
czekać... na śmierć, albo sama prędzej by ze sobą skończyła, tak, żeby już nikt
nigdy jej tak mocno nie zranił. Jednak była jeszcze jedna sprawa, Shaylon miała
braci, którzy ją trzymali przy życiu. I dziewczyna wiedziała, że nie może
dopuścić do tego, aby także oni usłyszeli tak bolesne słowa, nie mogła dopuścić
do tego, żeby ktoś ich skrzywdził tak mocno, jak ona została skrzywdzona...
*
-Jestem ciężarem, ciężarem, którego nikt nie potrzebuje –
wyszeptała brązowooka i mocno zacisnęła powieki.
-No wiesz – oburzyła się Alissa. -Mi jesteś potrzebna –
dziewczyna mocno przytuliła swoją płaczącą przyjaciółkę.
-Nawet nie wyobrażasz sobie, jak strasznie się wtedy
poczułam – wyszlochała.
-Ciii... - Alissa starała się uspokoić Shaylon, jednak ta
wciąż była cała roztrzęsiona. -Słuchaj, jeśli chcesz, możesz u mnie przenocować
– zaproponowała. -Możesz nawet wziąć chłopców.
-I co to da? Jedna noc poza domem niczego nie zmieni, a może
wręcz przeciwnie, może wszystko jeszcze bardziej się pogorszy. To wszystko jest
jak ślepa uliczka, rozumiesz?
-Wszystko będzie dobrze – Alissa próbowała pocieszyć
brunetkę, ale marnie jej to wychodziło, słowa „wszystko będzie dobrze” już od
dawna na nią nie działały, nie dawały jej żadnej nadziei. -Po lekcjach zabieram
ciebie i chłopców na lody. No ewentualnie David będzie mógł się do nas dołączyć
– Shay spojrzała na swoją przyjaciółkę niepewnie.
-Lody nie załatwią sprawy.
-Ale poprawią ci humor.
Alissa
szeroko się uśmiechnęła i brunetka wiedziała już, że i tak nie ma żadnego
wyjścia, dlatego tylko kiwnęła głową.
*
Po lekcjach
tak, jak się umówili, poszli na lody, ale najpierw musieli pójść po chłopców.
Max'a ciężko było odciągnąć od zabawy i dopiero, gdy Shaylon powiedziała mu, że
na zewnątrz czeka David z Alissą i razem pójdą na lody, od razu pobiegł do
szatni.
Wychodząc z
budynku, brunetka spotkała Justina i w sumie nie bardzo ją to zdziwiło. Minęła
go przyjaźnie się do niego uśmiechając, po czym nieświadoma tego, że szatyn
chciał ją zatrzymać i z nią porozmawiać, ruszyła w stronę swoich przyjaciół.
Kiedy
wszyscy razem dotarli do lodziarni, chłopcy razem z Davidem poszli grac na
automatach, a Shaylon z Alissą usiadły przy stoliku i zamówiły lody.
-No to opowiadaj – zachęciła ją przyjaciółka, która była
czymś wyraźnie podniecona.
-O czym?
-No o tym chłopaku!
-O Malcolmie? - zdziwiła się.
-Nie! O tym chłopaku, którego spotkałaś przed przedszkolem –
brunetka zmarszczyła brwi i dopiero po chwili domyśliła się o kogo chodzi.
-Masz na myśli Justina?
-Justina? Widzę, że dobrze się znacie, ale zastanawia mnie,
dlaczego mi o nim jeszcze nie opowiedziałaś. Pod tym przedszkolem on tak na
ciebie patrzył... Pewnie chciał zagadać, ale zobaczył nas i się speszył. No ale
mniejsza o to, opowiedz, jak się poznaliście.
-Spotkałam go w bibliotece, a później w przedszkolu –
wyjaśniła krótko, bo taka była cała prawda.
-I tyle? Ale co on robił pod przedszkolem, mam nadzieję, że
nie ma własnych dzieci.
-Z tego, co wiem, to nie. Po prostu jego siostra jest w
grupie z Max'em – dodała.
-Wydaje się być miły – dziewczyna spojrzała na Shaylon
znacząco. -I w ogóle niezłe z niego ciacho.
-Jak dla kogo. Ja nie mam niestety czasu na zastanawianie
się nad tym, który facet to ciacho, a który nie.
-Pamiętasz, jak kiedyś obiecałyśmy sobie, że będziemy ze
sobą szczere? - Shay kiwnęła twierdząco głową. -Nie powinnaś ociekać przed
życiem, przed miłością, przed chłopakami, tylko dlatego, że masz takiego, a nie
innego ojca. Uwierz, nie każdy facet jest taki jak on.
Prawda była
bolesna, ale cóż... Może było trochę racji w tym, że Shaylon wciąż się bała,
przez co przerażało ją samo życie. Jednak dla niej to wszystko nie było takie
proste. Łatwo było powiedzieć jej, że musi zacząć żyć od nowa, ale wykonanie
tego, graniczyło z cudem. Alissa była jej najlepszą przyjaciółką, ona najlepiej
znała jej sytuację, ale sama nie przeżyła tego wszystkiego, co Shaylon. Nie
żyła tak jak ona, nie musiała się bać o swoje życie we własnym domu. Dziewczyna
nie miała tego nikomu za złe, nie miała do nikogo pretensji o to, co działo się
w jej życiu. Nie chciała się nad sobą użalać, oczekiwała jedynie trochę
zrozumienia, które nie zawsze mogła uzyskać ze strony swoich przyjaciół, którzy
mieli to szczęście i urodzili się w szczęśliwych rodzinach.
-Przepraszam – wyszeptała zawstydzona Alissa. -Znasz mnie,
czasami nie panuję nad swoim językiem.
Brunetka
uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki, ale nie do końca szczerze. Przez resztę
spotkania milczała i tylko czasami odezwała się gdy ktoś zadał jej pytanie. Czy
się obraziła? Nie, nie była taka, że łatwo obrażała się o coś takiego. Lubiła
szczerość, na którą mogła liczyć od swoich przyjaciół, jednak zastanawiała się
nad tym, co powiedzieli jej najbliżsi. W tych wszystkich radach była prawda, o
której bardzo dobrze wiedziała, ale ciężko było jej sobie z tym poradzić, bo
zaczynała się gubić we własnym życiu i potrzebowała kogoś, kto ustawi ją w
dobrym kierunku i pokaże jej jak ma żyć, nauczy ją tego od nowa...
~~~~~~
Miałam dzisiaj nie dodawac, ale niech Wam będzie...
Niech Ci będzie... Horanowa, robię to dla Ciebie... ależ ja jestem dobroduszna... ;)
W sumie to i tak teraz nie mam nic lepszego do roboty, więc macie rozdział ;)
Moje GG: 37428899
TT: belieber_katy06
Fajny rozdział. Justin się pojawia - super :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, tylko proszę szybciej :)
aaaaaaa jest i Justin :D
OdpowiedzUsuńświetne, po prostu zajebistyy
czekam na nn :D
@polly325
Cholernie mi się podoba ten rozdział. Jest taki świetny, że aż Cię nienawidzę. Mogłabyś wpaść i ocenić oraz informować mnie w zakładce SPAM?
OdpowiedzUsuńbe-arlight.blogspot.com
Szybko dodałaś kolejny rozdział. Ale to fajnie. ;) Alissa ma rację, tylko szkoda, że Shaylon nie potrafi się do tego dostosować. Ja rozumiem, że ma ciężkie życie, ale nowe znajomości jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Chyba, że boi się, że Justin pozna prawdę o jej ojcu, czego może nie chcieć. To wtedy rozumiem jej zachowanie. A Justin widać, ze chce jej pomóc. Nie mogę doczekać się, gdy w końcu zacznie jej jakoś pomagać. Rozdział bardzo udany. W ogóle Twoje rozdziały bardzo przyjemnie się czyta. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Świetny :) Mam nadzieję, że może jednak ona otworzy się trochę przed Jusem :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
Świetny czekam na nn!!
OdpowiedzUsuńWkurza mnie ten jej ojciec. Niech on się od niej odczepi, jest obrzydliwy i wgl potworem :CC
OdpowiedzUsuńzajebiście piszesz !!! nigdy jeszcze nie czytałam tak świetnego opowiadania ;* dziękuje ci za to ;)
OdpowiedzUsuńjak ojciec Shaylon mógł jej powiedzieć, że jest ciężarem...
OdpowiedzUsuń