Shaylon
wróciła z chłopcami do domu, w którym znów panowała cisza, której ostatnio
brunetka zaczęła się bać.
-Shaylon, możemy porozmawiać? - z kuchni wyszła mama.
Dziewczyna nie miała ochoty na rozmowę z nią, ale uznała, że to musi być coś
poważnego.
-Już idę – zdjęła buty i poszła za swoją rodzicielką.
-Nie ma ojca, więc możemy spokojnie porozmawiać – kobieta
była śmiertelnie poważna. Brunetka dosiadła się do stołu i spojrzała na
zdenerwowaną matkę. -Chciałam cię o coś prosić – zaczęła niepewnie. -Wiem, ze
nie jestem dobrą matką, wiem, że was krzywdzę i tak naprawdę nie mogę się nawet
nazywać matką. Zawsze chciałam dla was jak najlepiej, zawsze starałam się was
chronić, ale mi to nie wychodziło. Wiedz, że kocham was wszystkich i wiem, że
tego, że doprowadziłam to wszystko do takiego stanu, nie da się wybaczyć. Już
dawno powinnam była z wami uciec, ale nigdy nie miałam dość odwagi. Wiem, że ty
dasz radę. Niedługo skończysz osiemnaście lat i chciałabym, żebyś zaopiekowała
się chłopcami, wiem, że nie mam prawa tego od ciebie wymagać, bo przecież to ja
powinnam się wami zaopiekować, ale tylko ty jesteś taka odważna, żeby ich
uratować – Shaylon nie wiedziała co ma powiedzieć i jak się zachować,
wpatrywała się tylko w swoją matkę, która była bliska płaczu. -Wiem, że już od
dawna nie uważasz mnie za swoją matkę, ale ja naprawdę was kocham – jej głos
się załamał. -Przepraszam – wyszeptała i ukryła twarz w dłoniach. Brunetka
położyła dłoń na ramieniu swojej rodzicielki, żeby ją uspokoić, jednak nie było
to łatwe.
-Mamo – zaczęła, choć to słowo od dawna ciężko przechodziło
przez jej gardło. -Oczywiście, że zaopiekuję się chłopcami, ale nie zostawię
cię tu samej z ojcem.
-Muszę zostać, żeby dopilnować tego, żeby ojciec was nie
znalazł, chociaż w taki sposób będę mogła wam pomóc.
-Przecież on cię zabije.
-Ważne, żeby wam nie stała się krzywda – Shaylon po raz
pierwszy w życiu usłyszała takie słowa od swojej matki, pierwszy raz usłyszała
to, że ich matka byłaby w stanie zginać tylko dlatego, żeby oni mogli żyć i być
bezpieczni.
-Mamo! - brunetka przestała nad sobą panować i przytuliła
się do kobiety, to było silniejsze od niej.
-Spełniło się moje największe marzenie z dzieciństwa –
załkała Sarah Johnson. -Mam najwspanialsze dzieci na świecie – wyszeptała.
-Zaopiekuję się chłopcami jak najlepiej potrafię, nie
pozwolę, żeby stała im się jakakolwiek krzywda.
Trzaśnięcie
drzwiami sprawiło, że dziewczyna oderwała się od swojej matki i wstała ze
swojego miejsca. Do pomieszczenia wszedł Tim Johnson, wyraźnie było widać złość
malującą się na jego twarzy. Odruchowo cofnęła się o krok i spojrzała na matkę.
Ojciec podszedł do lodówki i wyciągnął piwo, które po chwili otworzył i upił
łyk.
-Co tak na mnie patrzycie? Nie macie nic lepszego do roboty?
Shaylon
spuściła głowę i bez słowa udała się do swojego pokoju. Uruchomiła komputer, a
w międzyczasie wyciągnęła z szuflady biurka kartkę i długopis. Miała zamiar
znaleźć jakieś mieszkanie dla siebie i swoich braci. Dziewczyna myślała o tym
wszystkim bardzo poważnie, o tym, żeby uciec z chłopcami. Jeszcze nie
wiedziała, jak to zrobi, żeby nie mieć z tym, żadnych kłopotów, żeby ojciec nie
oskarżył jej o uprowadzenie, a był przecież do tego zdolny, jednak dziewczyna
dla swoich braci była zdolna zrobić wiele, mogła poświecić wszystko dla ich
dobra.
Znalazła
pewną ofertę, która ją zaciekawiła. Było to dwupokojowe mieszkanie, które
znajdowało się po drugiej stronie miasta, co ją dodatkowo cieszyło. Brunetka
nie chciała się za bardzo spieszyć, ale warto było chociaż przymierzyć się do
znalezienia jakiegoś mieszkania.
W pewnym
momencie, dziewczyna usłyszała głośny huk, niczym się nie wyróżniał od tych, które
słyszy na co dzień, kiedy jej ojciec się wkurza, jednak tym razem bardzo ją
zaniepokoił. Shaylon poderwała się na nogi i wybiegła z pokoju. Z tego co
zobaczyła, mogła domyślić się, że ojciec kieruje się w stronę pokoju chłopców,
a matka próbuje go zatrzymać, choć wiadome jest, że była na straconej pozycji.
Tim Johnson wpadł do pokoju swoich synów i zaczął na nich krzyczeć, nie mógł
się opanować, a przecież oni nie zrobili niczego złego, poza tym, że bawili się
może zbyt głośno. Kiedy Shaylon usłyszała płacz Max'a, nie musiała widzieć
tego, co się tam dzieje. Miała ochotę tam wpaść, ale wiedziała, że tylko
pogorszyłaby sytuację. Sarah Johnson płakała i brunetka również była tego
bliska. Kiedy usłyszała kolejny huk, nie wytrzymała i ruszyła w stronę drzwi prowadzących
do pokoju chłopców i w tym samym momencie pojawił się w nich wściekły ojciec,
który od razu skierował się do wyjścia z domu, a brunetka szybko weszła do
pokoju. To co tam zobaczyła, spowodowało, że przez jej ciało przeszedł dreszcz.
Max siedział zapłakany pod ścianą, a Kevin stał zgięty w pół, a po jego twarzy
spływała strużka krwi. To było straszne, że ktoś kto powinien ich kochać,
krzywdził ich i sprawiał im ból, nie tylko fizyczny. Dziewczyna bez
zastanowienia podbiegła do Max'a, bo wiedziała, że tylko ona była go w stanie
uspokoić. Kobieta natomiast podeszła do swojego starszego syna, żeby się nim
zając i opatrzyć mu ranę.
-Ciiii... - Shaylon przytuliła swojego małego brata i
poczuła jak w gardle rośnie jej olbrzymia gula, a do oczu cisną jej się łzy.
-Boli mnie brzuszek – dziewczynie z ledwością udało się
zrozumieć słowa Max'a, który wciąż nie mógł się uspokoić i otrząsnąć z tego, co
się przed chwilą wydarzyło.
Mały płakał
i dławił się łzami. Shaylon uniosła jego koszulkę i zobaczyła, że jego brzuch
jest cały siny. Domyśliła się, że ojciec albo go uderzył, albo go na coś
pchnął. To był pierwszy raz kiedy ojciec go skrzywdził. Brunetka mocniej
przytuliła do siebie swojego młodszego brata i obiecała sobie, że to był
pierwszy i ostatni raz, kiedy ich ojciec podniósł rękę na jej braci, obiecała
sobie, że nie dopuści do tego, żeby taka sytuacja się powtórzyła, chociażby
ojciec miałby ją zabić, ona nie pozwoli na to, żeby Max i Kevin cierpieli przez
własnego ojca.
*
Czy to
źle, że chciała śmierci swojego ojca? Czy to źle, że nie chciała już go nigdy
zobaczyć? W jej przypadku była to zupełnie inna sytuacja... Jej ojciec nigdy
jej nie kochał, a przynajmniej ona tak myślała. No bo co ma myśleć człowiek,
który jest krzywdzony przez osobę, która powinna go kochać? Czy to coś
strasznego, że życzyła swojemu ojcu śmierci? Czy powinna się tego wstydzić? Czy
to grzech, że myślała w ten sposób, o człowieku, który dał jej życie?
Dziewczyna nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania, pomimo tego, że wciąż o tym
myślała, to nie potrafiła uzyskać żadnej rady, która pomogłaby jej rozwiązać
swój problem i zacząć żyć od nowa. A może w tym wszystkim chodziło o coś
zupełnie innego, może ona tak naprawdę nie chciała jego śmierci, może
oczekiwała od niego jedynie zrozumienia, jakiejś iskry, która spowodowałaby, że
Tim Johnson stałby się kochającym i prawdziwym ojcem, a przy tym normalnym
człowiekiem z sercem?
*
Następnego
dnia po tym koszmarze, który spotkał rodzinę Johnsonów, rodzeństwo nie poszło
do szkoły. Max wciąż nie mógł się uspokoić i nawet gdy spał przytulony do
swojej siostry, budził się w nocy i płakał. Dziewczyna chciała to wszystko
jakoś wynagrodzić swoim braciom, chociaż była świadoma tego, że takiej krzywdy,
jakiej wczorajszego dnia doznali chłopcy, nie da się wynagrodzić, bo coś
takiego zostaje na zawsze w pamięci człowieka, a już na pewno w pamięci
dziecka.
Shaylon
zabrała swoich młodszych braci na spacer, na lody, potem do McDonald'sa. Mały
wciąż był smutny i bał się pościć dłoń swojej siostry nawet na chwilę. Kevin
również był przybity i dziewczyna w żaden sposób nie mogła ich rozweselić. Sama
zresztą nie była w dobrym nastroju. Całą trójką usiedli na ławce w parku, a Max
od razu przytulił się do swojej starszej siostry, bojąc się o to, że ją straci.
-Musimy wracać do domu? - zapytał.
-Na razie nie, jak chcecie, możemy wrócić wieczorem.
-Ale ja w ogóle nie chcę wracać – brunetka zaczęła głaskać
go po plecach i spojrzała na Kevina szukając u niego wsparcia. Co miała
powiedzieć swojemu małemu bratu? Jak miała mu wytłumaczyć to, że ojciec ich
bije, bo jest chory, bo jest alkoholikiem?
-Skarbie, musimy wrócić, ale obiecuję ci, że niedługo
zamieszkamy we trójkę – ty, ja i Kevin.
-A mama? - chłopiec nie przestawał zadawać trudnych pytań,
na które Shaylon nie potrafiła mu tak po prostu odpowiedzieć.
-Mama będzie nas odwiedzać.
Chłopiec
wtulił się w Shaylon jeszcze mocniej i znów zaczął płakać. Dziewczyna
pocałowała go w głowę i głośno westchnęła, była bezsilna, nie wiedziała jak ma
to wszystko rozwiązać, nie miała pomysłu na swoje dalsze życie.
-Ej, przestań już płakać, będzie dobrze. Ważne, że mamy
siebie – wymawiając ostatnie zdanie dziewczynie zadrżał głos. -Kevin, ty się
nie poprzytulasz? - zaśmiała się.
-Weź przestań, jeszcze ktoś nas zobaczy – brunetka domyśliła
się, że jej brat powiedział to, żeby rozśmieszyć Max'a i najwidoczniej mu się
to udało, bo mały głośno się roześmiał.
-Cześć – usłyszała za plecami, wzdrygnęła się i jeszcze
przed tym, jak się odwróciła, dotarło do niej, że zna ten głos. Gdy zobaczyła
chłopaka stojącego za jej plecami miała ochotę powiedzieć „znowu on”, jednak
się powstrzymała. - Przeszkadzam? - zapytał. Brązowooka szybko wytarła mokre od
łez policzki i starała się zachowywać normalnie pomimo tego, co wydarzyło się
przed chwilą.
-Często się ostatnio spotykamy – zauważyła, choć nie była
pewna, czy mówi to miłym tonem.
-Też to zauważyłem – uśmiechnął się.
-Max? Pójdziesz ze mną pobiegać trochę po parku? -
dziewczyna zrobiła przerażoną minę, miała ochotę udusić Kevina za to, że
zostawił ją z Justinem sam na sam. Brunetka patrzyła jak jej bracia znikają w
głębi parku, a kątem oka zauważyła, że szatyn siada obok niej.
-Nie wiedziałem, że masz jeszcze jednego brata – odezwał się
-A skąd niby miałeś to wiedzieć? - odchyliła się do tyłu,
żeby złapać wiosenne promienie słońca. Podciągnęła rękawy, bo poczuła, że robi
się naprawdę ciepło.
-Skąd masz te blizny? - zapytał, a Shaylon odruchowo się
podniosła. -Nie chcę być wścibski, po prostu jestem ciekaw i pytam, jeśli to
dla ciebie krępujące, to nie odpowiadaj, zapomnij o tym – chłopak stał się
niespokojny, nie wiedział przez co przechodziła i nadal przechodzi dziewczyna,
więc miał pewne prawo o to zapytać, brunetka spojrzała na niego zaciągając
rękawy. -Przepraszam, nie powinienem był pytać, czasami tak mam, a ty mnie
nawet nie znasz więc po co miałabyś mi się zwierzać – Justin chyba sam nie
wiedział co mówi, było mu głupio i plątał się w swoich myślach jak nie wiadomo
kto.
-Możesz mi powiedzieć, dlaczego cały czas na siebie
wpadamy? No chyba, że ty to wszystko
robisz specjalnie – Shaylon chyba sama do końca nie wiedziała, dlaczego zadała
to pytanie, może chciała wiedzieć, a może miała już dość szatyna, który stawał
się dla niej zbyt natrętny.
-A co to ma do rzeczy? - zapytał zdezorientowany.
-Po prostu chcę wiedzieć.
Chłopak
odwrócił wzrok i mogło się wydawać, że nad czymś intensywnie myśli, jednak on
już wiedział, co chce powiedzieć, starał się jednak obrać to w słowa, tak, żeby
nie zrazić do siebie brunetki.
-Wiesz, możliwe, że to kwestia przeznaczenia – dziewczyna
parsknęła śmiechem. - A może zwykły przypadek.
-Proszę cię, nie pieprz mi tu o jakimś przeznaczeniu –
brunetka spojrzała w stronę chłopaka, którego wzrok był utkwiony w jednym
punkcie.
-Dobrze, więc powiem to, co myślę. Chciałbym ci po prostu
pomóc – wyznał dość cicho.
-A skąd ty wiesz, że ja potrzebuję pomocy? - dopytywała się.
-Bo widzę to w twoich oczach – Justin w końcu odwrócił wzrok
w stronę Shaylon spoglądając jej prosto w oczy.
Brązowooka
ujrzała w oczach szatyna pewnego rodzaju szczerość, szczerość, która była dla
niej bardzo cenna, a z którą miała tak rzadko do czynienia. Przez głowę
dziewczyny przeszła myśl, że już kiedyś spotkała tego chłopaka, że już go
kiedyś widziała, że zna go bardzo dobrze, jednak po chwili uświadomiła sobie,
że to niemożliwe. Shaylon poczuła, że może mu zaufać, że może mu opowiedzieć o
tym, co ją boli, o tym, co w niej siedzi. Wreszcie nie bała się powiedzieć
komukolwiek o tym co czuje. Może potrzebowała się wygadać, może miała dośc
skrywania tych wszystkich uczuć w sobie, może ją to przerosło.
-Pewnie będę tego żałować, ale ci opowiem o wszystkim –
wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. - Ty chodzisz do tej swojej prywatnej
szkoły, wiedziesz beztroskie życie nastolatka, pewnie uciekasz z lekcji, po
kryjomu popalasz papierosy i chodzisz na imprezy, na których jest alkohol. A
ja? Ja nigdy nie byłam na żadnej imprezie, bo od ośmiu lat muszę opiekować się
młodszym rodzeństwem. Wiesz dlaczego? - spojrzała na jego skupioną twarz. - Bo
właśnie osiem lat temu mój ojciec stracił pracę i zaczął nas bić. Mnie, moją
mamę, Kevina, a wczoraj uderzył nawet Max'a, co wcześniej się nie zdarzało. Nie
wiem dlaczego ci to mówię. Możesz uznać mnie za wariatkę, chorą psychicznie
dziewczynę – zawiesiła głos – ale ja jestem normalna, tylko moje życie jest
popierdolone. A teraz odpowiem na twoje pytanie – podwinęła rękaw. - Te blizny
mam po tym, jak mój ojciec gasił na moich rękach papierosy. I uprzedzę twoje
kolejne pytanie. Nie ucieknę, bo się boję, choć wiele razy to planowałam, to za
każdym razem tchórzyłam.
Shaylon
ciężko westchnęła i otuliła się ramionami. Nie patrzyła na chłopaka, miała
mocno zaciśnięte powieki, wstydziła się swojego życia i tego kim jest. Nie była
świadoma tego, że Justin chce jej pomóc, że mu na niej zależy mimo to, że w
ogóle jej nie znał.
-Dziękuję, że pozwoliłeś mi się wygadać, pomogłeś mi w ten
sposób.
Brunetka
spojrzała przelotnie na chłopaka i liczyła na to, że sobie pójdzie, jednak
kiedy ten nie ruszał się z miejsca, dziewczyna stwierdziła, że sama musi od
niego odejść. Pociągnęła nosem i wstała ze swojego miejsca. Czuła, że już nigdy
nie spotka Justina, że już nic nie nakłoni go do tego, żeby się z nią zobaczył.
Nie miała z tym, żadnego problemu, nie znała go, jednak właśnie to powodowało,
że dziewczyna bała się, że ktoś więcej pozna jej tajemnicę.
-Poczekaj – Justin poderwał się na nogi i krzyknął za
dziewczyną. Usłyszała jego kroki, zatrzymała się i po kilku chwilach stali
naprzeciwko siebie. -Teraz już się mnie nie pozbędziesz, czuję się za ciebie
odpowiedzialny, pomogę ci – uśmiechnął się, a Shaylon tak bardzo chciała
wierzyć w jego słowa, chciała, żeby był dla niej choć cień nadziei na normalne
życie.
-Dziękuję za dobre chęci, ale nawet nie wiesz w co się
pakujesz, mi nikt nie może pomóc.
Dziewczyna
odwróciła się i ruszyła na poszukiwanie swoich braci, licząc na to, że chłopak
w końcu się od niej odczepi. Z jednej strony tego chciała, ale z drugiej, nie
mogła przestać o nim myśleć, o nim i o jego słowach. Brunetka zatrzymała się i
zgięła w pół, poczuła ostry ból i kręciło jej się w głowie. Wzięła głęboki
oddech, żeby jakoś to wytrzymać.
-Shaylon! - dziewczyna ruszyła z miejsca, chcąc uciec od
chłopaka, w międzyczasie poczuła jak słone łzy spływają po jej policzkach
powodując to, że nie widziała dokąd zmierza. Wiedziała, że chłopak był od niej
szybszy, dlatego nawet nie łudziła się, że zdoła mu uciec i tak właśnie się
stało, już po chwili, chłopak stał tuż przed nią. -Chcę ci pomóc. Myślisz, że
cię teraz tak zostawię? Opowiedziałaś mi o sobie i swoim życiu i myślisz, że
pozwolę na to, żeby to trwało?
-Lepiej będzie jak wrócisz do swojego kolorowego życia, a o
mnie i o tym co ci powiedziałam, zapomnisz.
-Shaylon! - krzyknął. -Daj sobie pomóc! - położył dłonie na
ramionach dziewczyny i lekko nią potrząsnął. - Teraz nie dziwię się, że nadal
tkwisz w tym bagnie, skoro nie chcesz pomocy i nie dopuszczasz do siebie myśli,
że masz szansę na normalne życie. Jeśli ty w to nie uwierzysz, to wiedz, że
nikt nie da rady ci pomóc – po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy.
Płakała nie dlatego, że Justin ją w jakiś sposób uraził, ale dlatego, że mówił
prawdę w tak dosadny sposób, żeby wreszcie coś ze sobą zrobiła i zaczęła żyć.
-Jeśli nie chcesz uratować siebie, to uratuj swoich braci –
powiedział ciszej i zdecydowanie łagodniej. -Obiecuję, że ci pomogę, a ja
zawsze dotrzymuję słowa – powiedział, po czym bez słowa udał się w stronę
wyjścia z parku.
Dziewczyna
odwróciła się za nim i zobaczyła jego oddalającą się sylwetkę. Czuła, że to, co
powiedział Justin to prawda, chciała mu wierzyć, chciała wierzyć, że on nie
rzuca słów na wiatr. Denerwowało ją w nim to, że jest taki pewny siebie i to,
że nie odpuszcza i nie akceptuje odmowy, ale z drugiej strony było to jego
wielką zaletą.
~~~~~~~~~~~~~~
15 komentarzy - nowy rozdział
omgomgomgomg *____*
OdpowiedzUsuńto jest takie magiczne, że czytam nałogowo
świetny rozdział wqbdbwqe<3
@polly325
Rozdział jest prześwietny. Jejku, kocham to jak piszesz, uwielbiam, wielbię i w ogóle. Życzę Ci weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńbe-arlight.blogspot.com
Nie, nie, nie! Jak matka może patrzeć jak ojciec krzywdzi jej dzieci.. !? Przecież równie dobrze mogłaby pójść na policje i powiedzieć, że jej mąż znęca się nad rodziną, będąc za kratkami przecież nic by nie zrobił, a one by mogły uciec ;x Dobrze, że dziewczyna znalazła kogoś przed kim mogła się wygadać, sądzę, że Justin wiele zmieni w jej życiu i wniesie wiele dobrego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To Jest Po Prostu Cudne. Uwielbiam Wszystkie Twoje Opowiadania. Nie Wiem Jak Ty To Robisz Ale To Wciąga ; d Weny Życzę < 3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział;) Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twoje poprzednie opowiadania, które od razu mi się spodobały, teraz jest to i już czuje, że ono będzie jednym z moich ulubionych :)) Masz świetny styl pisania, twoje rozdziały strasznie wciągają.. Z niecierpliwością czekam na kolejne, które mam nadzieję że pojawią się szybko :Dx
OdpowiedzUsuńOMG cudowny rozdział. Mam nadzieję że Justin pomoże jej wyjść z tego,uciec. Kochaaam too.<33 Czekam na nowy rozdział. <3 @Laaandrynka
OdpowiedzUsuńWspaniały!!!! Jedno słowo i nie wyraża tego jaki jest rozdział.!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
Cudny rozdział. Czekam na rozwój akcji, jestem bardzo ciekawa jak On chce jej pomóc. Jej i jej braciom zarazem. Cieszę się, że matka też chce im pomóc, że w końcu sie przełamała ; )
OdpowiedzUsuńDodaj szybko nn ; )
justinstories.blog.onet.pl
Pozdrawiam ; *
Olla.
O.M.G tooo jest świetne! Czuję jak akcja się rozkręca i nareszcie jest więcej Justinaa ! Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział:D Super, że mu powiedziała i wgl. już myślałam, że mu co powie, że jest natrętny czy coś;D na szczęście nie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
No nieźle, ciekawe jak Justin chce jej pomóc, czekam na nowy, dodaj jak najszybciej proszeeee :)
OdpowiedzUsuńjustin jest naprawdę świetny: tak naprawdę w ogóle jej nie zna, ale tak bardzo chce jej pomóc. niesamowite <3 mam nadzieję, że ona mu zaufa i w końcu wszystko się jakoś ułoży. rozdział świetny, czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńTen ojciec jest psychiczny świetny czekam na nn!!
OdpowiedzUsuńnormalnie jest mi jej tak szkoda, przeżywam to wszystko razem z nią. świetne opowiadanie;-) czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJeeej boskie. Nareszcie może Shaylon się uwolni. Nie mogę się doczekać nn!!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe opowiadanie i doszłam do wniosku, że jest genialne. Bardzo mi się podoba rozwój akcji i dobrze, że weszłam na tego bloga bo jakbym nie weszła to nie przeczytałabym tej historii. Ojciec jest naprawdę psychiczny, dobrze, że w jej życiu pojawił się Justin. Fajnie, że chce pomóc jej tak jak jej braciom, przyznam, że wspaniały pomysł na fabułę opowiadania. Oby tak dalej, proszę informuj mnie na moim blogu w zakładce spam < www.blind-way.blogspot.com > lub jeśli masz twittera to tutaj : @Martyna8902
OdpowiedzUsuńBoskieeeee ! * _ * < 3
OdpowiedzUsuńnareszcie znalazłam twoje opowiadanie ! *.* Justin jest taki świetny ! a ten ojciec -.-
OdpowiedzUsuńŚwietny. Fajnie, że Justin chce jej pomóc : ) . A ojca to nie zazdroszczę : c
OdpowiedzUsuń@LittleSusannx3
Nareszcie udało mi się przeczytać ten rozdział. jeszcze szóstka została. :D Ten rozdział bardzo mi się spodobał. Było w nim dużo emocji i świetnie opisałaś uczucia bohaterki. Ten moment z matką był wręcz piękny. Shaylon chyba zrozumiała, że cały czas ma matkę. Boję się co to się z nią stanie, gdy uciekną. JUSTIN!!! Matko jaki ten fragment był cudowny! Cieszę się bardzo, że dziewczyna wreszcie się przed nim otworzyła. Wiedziałam, że chłopak będzie chciał jej pomóc. Ach, biorę się za szósty rozdział! :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Justin chce pomóc Shaylon :)
OdpowiedzUsuń