1.11.12

[23] "Co ty tu robisz, Justin?"

     Nowy dzień zaczęłam z łzami w oczach, zresztą dla mnie to żadna nowość, zdążyłam się już przyzwyczaić. Nie wiem jak przeżyję tą resztkę swojego życia, nie wiem jak to będzie, mogę powiedzieć tylko jedno, odejście z tego świata będzie najtrudniejszą rzeczą na świecie. Choć pewnie nie będę już nic czuć, to mimo to się boję, boję się, że jednak będę cierpieć.
      Wstałam z łóżka, zaścieliłam je i powoli udałam się do kuchni. Tata czekał na mnie ze śniadaniem, niepotrzebnie, nie mam ochoty na jedzenie. Nie mam ochoty na nic. Usiadłam przy stole i upiłam łyk herbaty.
-Humor ci chyba dziś niezbyt dopisuje – spojrzałam na tatę. Udawał, że wszystko jest w porządku, ale wcale nie było w porządku, przecież umierałam. Nie chciałam udawać, że jest dobrze, miałam już dość udawania.
-A ty byś się cieszył na moim miejscu? - zapytałam, a on tylko spuścił głowę.
-Kochanie – zaczął. -Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz się chociaż postarać żyć normalnie. Wiem, że to nie będzie łatwe. Wiem, że jest ci ciężko. Ale zrozum, nie możesz wciąż o tym myśleć. W naszym domu jest tak ponuro jak na jakiejś stypie, kiedyś było weselej, grałaś na fortepianie, śpiewałaś całymi dniami, a teraz? Nie chciałabyś tego czasu spędzić jakoś wyjątkowo, nie chciałabyś zrobić czegoś, czego wcześniej nie miałaś okazji – w jego oczach pojawiły się łzy. Miał rację, ale ja to nie było takie łatwe. Nie jest łatwo cieszyć się życiem, kiedy nie wiesz jak długo ono potrwa. Nie chcę niczego planować, chciałabym zrobić coś spontanicznego. Chciałabym żyć chwilą, ale się boję. Czego? Boję się tego, że nie znam dnia ani godziny.
      Bez słowa wstałam od stołu, tata wiedział, że ma rację, więc nie musiałam nic mówić. Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się i odszukałam swój stary zeszyt z piosenkami. Było tam wiele tekstów, które w sumie mogłabym wykorzystać. Sięgnęłam po długopis, zaczęłam coś przekreślać, dopisywać, przepisywać i w ten sposób zaczęła powstawać nowa piosenka. Może tego mi brakowało, kiedyś przelewałam wszystkie swoje emocje na papier. Nie zawsze wychodziło z tego coś wielkiego, ale to mi często pomagało. Kiedy byłam zakochana, smutna, zła, szczęśliwa...kiedy się bałam.
      Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili kątem oka zauważyłam jak się otwierają. Domyśliłam się, że to tata. Nie odrywałam wzroku od zeszytu, nie mogłam przestać pisać.
-Wiesz tato, miałeś rację, muzyka mi pomogła – spojrzałam na niego przelotnie i wróciłam co pisania, ale coś mi nie pasowało, tata nie jest taki wysoki i... -Co ty tu robisz Justin? - zapytałam zamykając zeszyt. -Przecież ci powiedziałam, że nie najlepiej będzie jak już się nigdy nie zobaczymy – odłożyłam zeszyt na stolik i stanęłam naprzeciwko niego.
-Wiem, że w twoim życiu dzieje się coś złego, coś co sprawiło, że się tak zachowałaś. Wiem, że nie chciałaś się ze mną rozstawać. Wiem też, że jak będziesz chciała to powiesz mi o wszystkim, ja nie będę się dopytywał. Jestem tu, bo chciałbym, żebyś była szczęśliwa. Jeśli powiesz, żebym poszedł, uszanuję to, odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz, wyjadę i... I po prostu to będzie koniec naszej znajomości. Nie chciałbym tego, ale jeśli tak zdecydujesz, nie będę się narzucał – w moich oczach stanęły łzy, wbiłam wzrok w podłogę, nie wiedziałam jakim cudem się tu znalazł, ale jego widok mnie uszczęśliwił. Spojrzałam na niego, stał niepewny mojej reakcji, bał się tego co powiem, albo czego nie powiem. Ja tymczasem szybko do niego podeszłam i rzuciłam mu się na szyję wybuchając przy tym płaczem. Justin gładził moje plecy tuląc mnie mocniej do siebie. Tego mi brakowało.
-Przepraszam – wyszeptałam mu na ucho. -Tak bardzo cię kocham – pociągnęłam nosem.
-Ciii, nie płacz – powiedział odrywając mnie od siebie. -Też cię kocham – powiedział patrząc mi w oczy po czym pocałował mnie w czoło. Znów się do niego przytuliłam, a on nie protestował, tylko mocniej mnie do siebie przytulił.
      Kiedy się od niego oderwałam, na moich ustach od razu pojawił się delikatny uśmiech, usiedliśmy na łóżku, a ja oparłam się o jego ramię i złapałam go za rękę. Znów zaczęłam płakać, to było silniejsze ode mnie, nie mogłam, nie potrafiłam się powstrzymać. Justin nie zadawał pytań, na które i tak nie uzyskałby odpowiedzi, jeszcze nie teraz, nie byłam gotowa na to, żeby mu powiedzieć o wszystkim, choć bardzo chciałam, chciałam mu powiedzieć, bo może tak byłoby nam łatwiej, ale z drugiej strony, nie chciałam żeby był ze mną tylko z litości. Milczenie nam nie przeszkadzało, ale wiedziałam, że kiedyś musiało się skończyć, jednak nie wiedziałam o czym mogłabym z nim rozmawiać. Spojrzałam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Przepraszam, że jestem dzisiaj taka płaczliwa, zmoczyłam ci koszulę – wskazałam na mokrą plamę na jego klatce piersiowej.
-Nie szkodzi – pocałował mnie w czoło. -Nie przeszkadza mi to, że płaczesz – uśmiechnął się, a ja po prostu nie mogłam nie odwzajemnić jego gestu.
-Wiem, że chciałbyś wiedzieć, co się teraz dzieje w moim życiu, wiedz, że ja bardzo chciałabym ci o tym powiedzieć, ale jeszcze nie mogę, nie jestem na to gotowa – westchnęłam i uciekłam od jego spojrzenia spuszczając głowę.
-Rozumiem to i poczekam – złapał moją drugą rękę i spojrzał mi w oczy. -Mogę cię pocałować? - zapytał niepewnie.
-Jesteś głupi, że jeszcze o to pytasz – uśmiechnęłam się i przybliżyłam swoją twarz do jego.
Poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Przymknęłam oczy i odpłynęłam. Zrobiło mi się cieplej i chyba powinnam pominąć fakt, że znów chciało mi się płakać, ale się jakoś powstrzymałam. No cóż, to było trudne, ale za ten pocałunek mogłabym oddać wszystko. Oderwałam się od niego niechętnie i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki, które miały w sobie tysiące skaczących iskierek. Niesamowite zjawisko.
-Wiesz, że coś dla ciebie mam? - wyprostowałam się i popatrzyłam na niego wyczekująco. -Jazzy namalowała dla ciebie obrazek, chciała tu ze mną przyjechać, no ale nie wiedziałem jak to będzie, więc powiedziałem jej, że jesteś przeziębiona, no i ona wpadła na pomysł, żeby ci coś narysować na poprawę humoru – uśmiechnął się i zaczął szukać w kieszeni rysunku. Po chwili mi go podał. Rozłożyłam kartkę, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Mała była zdolna, a obrazek faktycznie poprawił mi humor.
-Dziękuję – znów nastało milczenie, ale tym razem chwilowe, bo Justin je przerwał.
-Gdy wszedłem do pokoju pisałaś piosenkę, mogę wiedzieć co cię tak natchnęło? - zapytał, a mnie w sumie trochę zaskoczyło jego pytanie.
-Co mnie natchnęło? - powtórzyłam pod nosem. -Życie.
-Rozumiem, że nie chcesz o tym gadać, ok.
-A tak w ogóle, to co ciebie do mnie sprowadziło, bo nie wierzę, że przyszedłeś tu sam z siebie...
-Wiesz co! Jak możesz mnie o takie coś osądzać – spojrzałam na niego znacząco. -No dobra, rozmawiałem z twoim tatą – zaśmiałam się.
-Masz ochotę na spacer – zapytałam spoglądając na Justina kątem oka.
-Z tobą? Zawsze – odpowiedział z szerokim uśmiechem.
      Zeszliśmy na dół śmiejąc się w niebo głosy. Aż tata oderwał się od telewizora i do nas podszedł nie mogąc uwierzyć, że jestem w takim dobrym nastroju.
-Wybieracie się gdzieś? - zapytał bacznie nam się przyglądając.
-Na spacer – odpowiedziałam dumnie.
-Tylko pamiętaj, że dopiero wróciłaś...
-Tato! Nie psuj mi nastroju, przecież wiem, że mam się nie przemęczać. Justin się mną zaopiekuje, prawda – spojrzałam na szatyna, a ten tylko kiwnął głową.
      Wyszliśmy z domu, a ja czułam się normalnie, jak normalna nastolatka, która nie musi się niczym przejmować. Wciąż się uśmiechałam i wcale nie myślałam o tym wszystkim co mnie dręczyło. Nie wiem czy to zasługa Justina, czy tego, że przelałam swoje uczucia na papier i trochę mi ulżyło, naprawdę nie wiem, wiem, że jakoś to przeżyję. Spojrzałam na Justina, który wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Przyglądałam mu się tak dokładnie jakbym chciała zapamiętać każdy szczegół jego twarzy, uśmiechnęłam się pod nosem i zatrzymałam na moment.
-Coś nie tak? - stanął przede mną.
-Wszystko dobrze, tylko trochę mi zimno – uśmiechnęłam się.
      Wiedziałam jak zachowa się Justin i chyba powiedziałam to trochę specjalnie, bo on zrobił tak jak przewidywałam. Złapał moje ręce i schował je do swoich kieszeni w kurtce, po czym mnie dodatkowo przytulił. Spojrzałam w jego oczy i się uśmiechnęłam. Był szczęśliwy, wiedziałam to, a jego szczęście to też moje szczęście. Nie chcę znów myśleć o tym co się stanie, chcę po prostu żyć chwilą.
-Wybierzemy się gdzieś jutro? - zapytał.
-Chyba tak – odpowiedziałam obojętnie.
-Chyba?
-Nie chcę niczego planować. Wolę zrobić coś spontanicznego, bo po co coś planować, skoro nie jesteś pewien czy uda ci się te plany i marzenia zrealizować, później pozostają tylko rozczarowania – wytłumaczyłam.
-Może masz rację – zgodził się ze mną. - W takim razie co robimy?
-Wróćmy do domu, zmęczył mnie ten spacer, a potem się zobaczy.
-Dobrze się czujesz? Może nie powinniśmy odchodzić tak daleko? - zmartwił się.
-Czuję się świetnie, ale to mój pierwszy taki daleki spacer odkąd wróciłam ze szpitala, wiesz jeszcze czuję się trochę słabo, ale jest dobrze, nie musisz się martwić. Zresztą wiesz, jak się za bardzo zmęczę, zawsze możesz mnie zanieść – zażartowałam nie przewidując jego reakcji. -Postaw mnie na ziemie wariacie – zaśmiałam się.
-Powiedziałaś, że jesteś zmęczona – przypomniał mi.
-No, ale nie aż tak. Postaw mnie, bo nie dostaniesz całusa – krzyknęłam. Od razu mnie postawił i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie miałam innego wyjścia, przybliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego usta, jednak odklejenie się od niego nie było takie łatwe, bo on chciał pogłębić pocałunek. -Miał być tylko mały całus – wysapałam gdy już się od niego oderwałam.
-No ale wiesz jak na mnie działasz – poruszał zabawnie brwiami.
-No wiem, wiem. Wracajmy już – nakazałam.
      Kiedy znaleźliśmy się w domu, tata zaproponował nam herbatę. W sumie to zastanawiało mnie to, dlaczego nagle tak polubił Justina i nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy razem. Nie wiem czy to zasługa naszej szczerej rozmowy, czy jakiegoś innego czynnika. Nieważne. Cieszę się z tego, że dwie najważniejsze dla mnie osoby są w tej chwili obok mnie, to dla mnie naprawdę ważne.
      Usiedliśmy z Justinem w salonie, przytuliłam się do niego, żeby się trochę ogrzać, a po chwili tata przyszedł do nas z herbatą i usiadł obok nas. Miałam wrażenie, że wciąż się nam przygląda. Nie miałam nic przeciwko, ale czułam się jak na jakimś celowników i muszę przyznać, że trochę mnie to krępowało.
Po jakiejś godzinie siedzenia w salonie, poszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Nie zauważyłam kiedy Justin sięgnął po mój zeszyt z piosenkami, myślałam że zacznie czytać, ale on najpierw zapytał, a ja niepewnie się zgodziłam.
-Napisałaś to dzisiaj? - zapytał wskazując na tekst mojej nowej piosenki.
-Tak, dzisiaj rano – potwierdziłam.
-Chcę tylko, żeby wiedzieli, że dałam z siebie wszystko, robiłam co w mojej mocy. Uszczęśliwiłam kogoś. Pozostawiłam ten świat troszeczkę lepszym, tylko dlatego, że... byłam tu- przeczytał fragment i spojrzał na mnie. -Musisz mi kiedyś ją zaśpiewać – stwierdził.
-Nie mam jeszcze muzyki, napisałam to, bo chciałam przelać uczucia na papier.
-Też ostatnio przelewałem swoje uczucia na papier z tym, że nic się nie trzyma kupy, a ta twoja piosenka jest idealna – uśmiechnął się.
-Nic wielkiego.
-Późno się robi, powinienem już iść, nie chcę denerwować twojego taty – powiedział i już chciał wstać, ale go powstrzymałam.
-Zostań, proszę. Tata nie będzie miał nic przeciwko, zostań – powiedziałam błagalnie.
      Po chwili zastanowienia, Justin zrezygnował z wyjścia, położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam liczyć uderzenia jego serca. Wiem, że biło tylko dla mnie. Przymknęłam oczy i wciąż słuchałam jego serca, jedno uderzenie, drugie uderzenie, trzecie uderzenie... Po chwili poczułam, że robię się senna. Przytuliłam się do niego mocniej i chyba zasnęłam, bo śniłam o pięknym świecie, w którym nikt nigdy nie umiera, wszyscy żyją wiecznie, są szczęśliwi, zakładają rodziny i nie muszą się martwić o to, że kiedyś odejdą, zostawią wszystko... Chciałabym żyć w tym świecie, chciałabym żyć w świecie, w którym nie istnieją nieuleczalne choroby... Nie musiałabym się teraz o to wszystko martwić.
      Kiedy się obudziłam, Justin wciąż był obok mnie, za oknem nastawał nowy dzień. Spojrzałam na Justina, który słodko spał. Miał lekko rozchylone usta i rozczochrane włosy. Mimo to był najprzystojniejszym chłopakiem na świecie i był tylko mój, na razie był tylko mój. Kiedyś jego serce zajmie inna dziewczyna, która będzie z nim już zawsze, nie zostawi go. Chciałabym żeby tak się stało, chciałabym, żeby po moim odejściu ułożył sobie życie z kimś innym. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby był samotny i nieszczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate