Didn't want to say goodbye / Nie chciałem powiedzieć żegnaj
Didn't want to see you cry / Nie chciałem widzieć jak płaczesz
And look what i've done / A zobacz, co zrobiłem
Didn't want to make a mess / Nie chciałem zrobić tego bałaganu,
Broke your heart and i confess: / Złamać twojego serca i przyznaję się
I'm the guilty one! / Tylko ja jestem winny
Didn't want to see you cry / Nie chciałem widzieć jak płaczesz
And look what i've done / A zobacz, co zrobiłem
Didn't want to make a mess / Nie chciałem zrobić tego bałaganu,
Broke your heart and i confess: / Złamać twojego serca i przyznaję się
I'm the guilty one! / Tylko ja jestem winny
Natchnęło mnie na napisanie nowej piosenki, chyba nie muszę mówić, co było tego powodem. Nie mogę jej jednak skończyć, czegoś w niej brakuję, a ja nie potrafię niczego dodać. Zrobiłem sobie przerwę i odłożyłem gitarę. Przestałem kontaktować ze światem na te kilka dni, nie chce mi się nic robić, nie chce mi się nawet żyć. Każdego dnia wpatruję się w jej zdjęcie, nie mogę przestać o niej myśleć, przecież musiał być jakiś powód tego, że już nie jesteśmy razem, przecież nie zerwała ze mną bez porodu. Coś musiało się stać, coś niedobrego. Tego dnia gdy do niej przyszedłem, ona była inna. Może to rozmowa z jej ojcem, a może był jakiś inny powód. Może ja zrobiłem coś nie tak, może zrobiłem to nieświadomie. Może... Mogło być wiele powodów, ale ja doszukiwałem się jakiegoś strasznego, choć mógł być on zupełnie błahy.
Ogarnąłem się trochę i wreszcie wstałem z łóżka, nie mogłem wiecznie leżeć i wpatrywać się w jej zdjęcie, od bezczynności niczego dobrego nie zrobię. Wstałem z łóżka i w swoim pokoju zacząłem szukać jakichś jej rzeczy, broń Boże nie chciałem jej rozpamiętywać, chciałem tylko znaleźć coś dzięki czemu mógłbym pojechać do niej i jej to po prostu oddać. Może nie byłoby jej ojca, a ja mógłbym ją zobaczyć. Wiem, że wróciła ze szpitala i jej stan się poprawił, nie musiałem się o nią martwić, choć mimo to, coś nie dawało mi spokoju. W swoim pokoju nie znalazłem ani jednej rzeczy należącej do Destiny, nawet żadnego drobiazgu u mnie nie zostawiła.
Zszedłem na dół, gdzie nie było nikogo oprócz Lisy, która wykonywała czynności porządkowe. Wszedłem do kuchni i nalałem sobie do szklanki wody, nie miałem na nic ochoty, na jedzenie, na nic, nawet żyć mi się odechciało. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie, pokazywał godzinę czternastą, przeraziłem się, ale jakoś nie bardzo się tym przejąłem. I tak ostatnimi czasy opuściłem studia, więc i tak mi już to zwisało. Nie miałem jakiejś takiej motywacji, chociaż wiedziałem, że żeby się usamodzielnić, musiałem w końcu skończyć te studnia i znaleźć jakąś pracę. Dobrą pracę.
Wróciłem do swojego pokoju i wziąłem ciuchy po czym poszedłem do łazienki, wziąłem długi prysznic i na chwilę oderwałem się od rzeczywistości. Gdy znalazłem się w pokoju, wziąłem swój telefon i zobaczyłem, że mam kilka nieodebranych połączeń od zastrzeżonego numeru, przez co nie mogłem oddzwonić i dowiedzieć się kto dzwonił i w jakiej sprawie. Po chwili mój telefon znów zaczął dzwonić, znów zastrzeżony numer. Niepewnie odebrałem i usłyszałem znajomy głos.
-Justin?
-Tak – odpowiedziałem jednak wciąż nie do końca wiedziałem z kim rozmawiam.
-Mówi ojciec Destiny – zatkało mnie, w pierwszej chwili pomyślałem, że coś się stało. -Chciałbym się z tobą spotkać, chyba musimy porozmawiać, to ważne, bardzo ważne, powiedziałbym nawet, że to sprawa życia i śmierci. Czy mógłbyś się ze mną spotkać? - nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać.
-Oczywiście. Gdzie i kiedy.
-Dzisiaj – podał mi godzinę i miejsce, gdzie mielibyśmy się spotkać, po czym się rozłączył.
Bałem się, nie wiedziałem o co chodzi i bałem się najgorszego, że coś złego stało się z Destiny, albo coś się dopiero wydarzy. Mieliśmy się spotkać już za dwie godziny. Zacząłem panikować. Przecież najpierw jej ojciec chciał, żebym zostawił Destiny w spokoju i stało się tak jak chciał, z tym że to Destiny zostawiła mnie. Wątpię żeby teraz chciał, żebym z nią porozmawiał czy do niej wrócił. Od razu odrzuciłem to wszystko od siebie. Przewidywałem raczej czegoś w stylu, żebym się wyprowadził, albo wyjechał, żeby już nigdy nie spotkać się z Destiny, żeby on nie musiał się o nią martwić.
Te dwie godziny zleciały mi bardzo szybko i omal bym się nie spóźnił, a ja wolałem być przed czasem, nie chciałem, żeby ojciec Destiny miał do mnie jakieś pretensje o to, że nie przyszedłem na czas.
Pojechałem do wybranej kawiarni, jej ojca jeszcze nie było, zająłem stolik i zamówiłem szklankę wody mineralnej, nic innego nie przeszłoby mi przez gardło.
W końcu pojawił się jej ojciec, wstałem, żeby się z nim przywitać i wyciągając dłoń na przywitanie się zauważyłem, że cały się trzęsę, widocznie byłem bardzo zdenerwowany.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego chciałem się z tobą spotkać – zaczął, a ja twierdząco pokiwałem głową. -Chodzi mi o Destiny. Wiem, że sam chciałem, żebyście się rozstali, że tak będzie dla was najlepszym rozwiązaniem. Myliłem się. To był zły pomysł. Chciałbym, żebyście się spotkali i porozmawiali – zachowywałem się trochę tak, jakbym nie zrozumiał ani jednego słowa, choć doskonale wszystko wiedziałem. Nie wiedziałem jednak jak mam się zachować.
-Ale jak ja mam się z nią spotkać, ona nie chce mnie już widywać, powiedziała, że lepiej będzie jeśli się rozstaniemy, lepiej dla nas obojga, uszanowałem jej decyzję i nie chcę jej do niczego zmuszać – westchnąłem.
-Posłuchaj, rozmawiałem z nią wczoraj i ona powiedziała mi coś strasznego, tobie pewnie też o tym powie, ale to co się dowiedziałem wstrząsnęło mną. Na dodatek ona powiedziała mi, że właśnie dlatego z tobą zerwała, nie chciała, żebyś cierpiał. Nie wiem jak mam ci to wszystko wytłumaczyć, bo to trudne i pewnych rzeczy nie mogę ci zdradzić, wiedz jednak, że ona wciąż cię kocha, chciałaby z tobą być pomimo tego że się boi. A teraz uważa, że po tym jak cię potraktowała, nie ma już szans na to, żebyście mogli być znowu razem. Ona się całkowicie załamała i po tym pobycie w szpitalu odsunęła się od wszystkich. Nie chce z nikim rozmawiać – mężczyzna mówił te wszystkie słowa z wielkim bólem i widziałem, że coś jest nie tak, skoro już poprosił mnie o coś takiego, to już musi być naprawdę źle. -Mógłbyś się z nią spotkać? - zapytał z nadzieją.
-Ja zrobię to bardzo chętnie, ale co na to Destiny?
-Ucieszy się – delikatnie się uśmiechnął. -Słuchaj, przepraszam cię, za to co ci ostatnio powiedziałem. Ale naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że ona tak bardzo cię kocha. Wczoraj mi o tobie opowiadała i wcale nie miało dla niej znaczenia, to co się stało w ostatnim czasie, ona mówiła o tobie, jakby to wszystko nie miało miejsca, jakbyście byli ze sobą zawsze. Zrozumiałem jaki błąd popełniłem, przecież sam kiedyś kochałem, nie mógłbym teraz jej tego pozbawić, zwłaszcza teraz – miałem wrażenia, że on się zaraz rozpłacze jak mały chłopiec, wydawało mi się, że jest tego bliski.
-Przyjdę do niej jutro – westchnąłem. - Ale jeśli ona nie będzie chciała ze mną rozmawiać, po prostu odejdę – dodałem po chwili.
-Rozumiem, ale zapewniam, że Destiny sama chce z tobą porozmawiać – mężczyzna wstał ze swojego miejsca i ja zrobiłem to samo. -Dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać – uścisnąłem dłoń, którą mi podał. Mężczyzna wyszedł, a ja usiadłem na swoim miejscu.
Byłem w szoku, po tych jego wyznaniach, nie spodziewałem się, że będzie chciał ze mną porozmawiać na taki temat, nie sądziłem, że będzie chciał, żebym znów spotykał się z Destiny czy coś w tym rodzaju. W ogóle on był dzisiaj jakiś dziwny, zachowywał się inaczej niż zawsze. No i zastanawiało mnie co takiego się dzieje, że on nagle to wszystko zrozumiał. Wiedziałem przecież, że dzieje się coś niedobrego i liczyłem na to, że Destiny mi o wszystkim opowie, o ile w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać.
Wróciłem do domu i zastałem tam mojego ojca oglądającego telewizję, a po salonie biegała Jazzy i bawiła się z Jaxonem. Uśmiechnąłem się, a gdy moja siostra mnie zobaczyła od razu do mnie podbiegła i wskoczyła mi na ręce.
-Juuustiiiinn! Gdzie byłeś? - zapytała.
-Byłem się przejść – odpowiedziałem i odgarnąłem jej włosy z twarzy.
-Byłeś się przejść samochodem? - wtrącił się mój tata.
-Można tak powiedzieć – zaśmiałem się. - A gdzie Erin? - zapytałem rozglądając się po domu.
-Na zakupach.
-Justiiiin?! A pobawisz się z nami? - zapytała robiąc słodką minkę. -Ostatnio wcale się z nami nie bawisz – powiedziała oburzona.
-Ostatnio miałem dużo spraw na głowie. Ale teraz mam chwilę – uśmiechnąłem się i postawiłem ją na ziemi.
-A zadzwonisz po Destiny? Ona jest taka fajna i kiedyś jak tu była to mnie tak ładnie uczesała, a potem pomogła mi czesać moje lalki – uśmiech zniknął z mojej twarzy i nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Destiny jest chora, leży w łóżku, nie może przyjechać – odpowiedziałem, a mała od razu posmutniała.
-A co jej się stało? Przeziębiła się? - Jazzy wciąż nie dawała za wygraną.
-Chyba tak, jutro jadę ją odwiedzić.
-Mogę jechać z tobą? - zapytała słodko. -Prooooszę!
-Nie chcę żebyś się zaraziła, przecież niedawno sama byłaś przeziębiona.
-No dobra, ale musisz mi pomóc coś dla niej narysować.
Poszliśmy do pokoju Jazmyn, a ona od razu wyciągnęła kredki, pisaki i dużą kartkę. Przyglądałem się jej jak maluje, a ona próbowała mnie zachęcić, żebym namalował razem z nią, ale ja wykręcałem się tym, że nie potrafię malować i tym, że to ma być rysunek od niej. Nie miałem nastroju na nic, choć w sumie to powinienem się cieszyć z tego, że mogę się z nią spotkać. Nie wiem dlaczego w mojej głowie krążyły same czarne scenariusze. Bałem się jutrzejszego dnia, bałem się z nią spotkać, bałem się tego co mogę od niej usłyszeć.
-Justin! Ej, nie śpij! - usłyszałem głos mojej małej siostry, który wybudził mnie z zamyślenia.
-Zamyśliłem się tylko...
-Zobacz co namalowałam – podała mi kartkę, a ja od razu na nią spojrzałem. -To ja na huśtawce, to ty – po kolei pokazywała mi, co znajduje się na rysunku. -To Destiny jak się do ciebie przytula, a to Jaxon, który się przewrócił.
Muszę przyznać, że jak na sześciolatkę, Jazzy świetnie malowała. Jednak nie wiem dlaczego prawie na każdym jej rysunku Jaxon się przewraca, fakt że jeszcze zbytnio chodzenie mu nie wychodzi, ale przecież ciągle się nie przewraca.
-Destiny na pewno się spodoba – uśmiechnąłem się.
-A pobawisz się ze mną jeszcze chwilę? - zapytała.
-Ale chwilę, bo później kolacja i do łóżka - ostrzegłem ją.
-I bajka na dobranoc – nie mogłem jej odmówić.
Mała kazała mi się bawić lalkami. Odgrywaliśmy scenę z Kopciuszka, jej ulubionej bajki. Ja byłem księciem, a ona była zwykłą dziewczyną usługującą swojej macosze i dwóm złym siostrom. Przyznam szczerze, że tego jeszcze nie przeżyłem, nie miałem okazji bawić się lalkami, ale w życiu wszystkiego trzeba spróbować. Oczywiście nasza zabawa w Kopciuszka skończyła się tak jak się skończyła, czyli pocałunkiem Kopciuszka z księciem. Szkoda, że w życiu tak nie ma jak w bajce, bo życie jest o wiele trudniejsze i bardziej skomplikowane.
Zdziwiło mnie, że Jazzy opowiadała o Matthew, który podobno wczoraj się z nią bawił, nie wiedziałem o tym. Było to dziwne, bo wydawało mi się, że on nie lubił z nią spędzać czasu, a tu taka niespodzianka. Może się faktycznie zmienił. Może to tylko ja byłem przeszkodą w tym, żeby on stał się dobry, może ja mu to wszystko nieświadomie utrudniałem. Może faktycznie teraz już wszystko będzie inaczej. [...]
Przez całą noc nie zmrużyłem oka, byłem tak zestresowany tym wszystkim, że nie mogłem spać. Bałem się wszystkiego. A najbardziej odrzucenia. Jakie to życie jest niesprawiedliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz