1.11.12

[20] "Musimy się rozstać."

     Otrzymałem telefon, który bardzo mnie zaniepokoił, a mianowicie chodziło o to osłabienie Destiny, chciałem do niej jechać, ale nie mogłem. Bałem się, że spotkam tam jej ojca, a ten nie będzie zadowolony z mojej obecności. Nie chcę stawać pomiędzy nią, a jej tatą, nie chcę ich poróżnić. A jej ojciec możliwe, że miał rację, może źle wpływam na Destiny, może jestem jakiś przeklęty i przynoszę ludziom pecha, może coś jest ze mną nie tak? Może powinienem się z nią rozstać, dla jej dobra, może tak będzie lepiej dla nas obojga? Boże, co ja wygaduję... Ona leży przeze mnie w szpitalu, nie wiem co dokładnie jej jest... Jak mógłbym ją zostawić, byłbym ostatnim dupkiem, gdybym to zrobił. Wyszłoby na to, że jej nie kocham, a przecież to zwykłe kłamstwo, przecież kocham ją najmocniej w świecie. Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie rozmowa z Destiny, muszę ją zapytać o to, czy ona w ogóle chce ze mną być po tym co jej zrobiłem. Przecież powiedziała mi, że mnie kocha, ale ja wciąż nie byłem tego wszystkiego pewien. Jej ojciec naprawdę mógł mieć rację.
      Wsiadłem do samochodu i od razu ruszyłem w stronę szpitala, była dwunasta, nie wiedziałem czy zastanę tam jej ojca, nie wiedziałem niczego. Zresztą to i tak już nie miało znaczenia, nie miało znaczenia czy jej ojciec pobije mnie za to, że do niej przyszedłem, czy nawet mnie do niej nie wpuści. Musiałem z nią porozmawiać, bo chyba ją skrzywdziłem, po raz kolejny.
      Kiedy znalazłem się przed salą, nie byłem pewien czy chcę tam wejść, nie wiedziałem co dokładnie chcę powiedzieć Destiny. Jej ojca nie było, ale jakoś nie poczułem czegoś w rodzaju ulgi. Wręcz przeciwnie. Niepewnie otworzyłem drzwi, a to co tam zastałem przeraziło mnie. Była tam salowa, która zmieniała pościel i sprzątała w sali. Jedna myśl. Destiny nie żyje, w oczach stanęły mi łzy, a ja się załamałem.
Trzasnąłem drzwiami, nie wiedziałem co mam zrobić, szybkim krokiem ruszyłem w stronę wyjścia ze szpitala, nikt mnie nie zatrzymywał, czułem jak wszystko staje w miejscu, a ja biegnę mijając ludzi na korytarzu. Świat mi się zawalił, zaczęło mi brakować powodów do tego, żeby dalej chodzić po tym świecie. Usiadłem na jednej z ławek przed szpitalem. Byłem załamany i płakałem, wcale się tego nie wstydziłem. Straciłem ją, nic już nie miało dla mnie znaczenia.
      Zabiłem ją... Ja, nie te cholerne tabletki, nie ona, nie lekarze...To ja, ja na to pozwoliłem, dopuściłem do tego, żeby Destiny stała się zdolna do takiego czegoś. [...]
      Wtedy gdy już nie miałem na nic siły i byłem w rozsypce, poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Powoli odwróciłem się i zobaczyłem tą samą kobietę, która sprzątała w sali, w której leżała moja Destiny. Nie wiedziałem dlaczego za mną wyszła, przecież pocieszanie ludzi ani powiadamianie o śmierci pacjenta nie należy do jej obowiązków. Zastanawiał mnie jej wyraz twarzy, uśmiechała się, a przecież gdyby miała mi powiedzieć coś tak tragicznego, miałaby poważny wyraz twarzy.
-Proszę się nie martwić – powiedziała ciepłym głosem. -Pana dziewczyna żyje – spojrzałem na nią z nadzieją. -Wyszła na spacer, wczoraj źle się poczuła, ale niedługo wraca do domu, dlatego przygotowuje się do wyjścia. A ja zmieniałam w jej sali pościel. Spokojnie – wtedy jeszcze głośniej zacząłem płakać. -Destiny na pewno chce się z panem zobaczyć – uśmiechnąłem się do kobiety, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że zareagowałem zbyt pochopnie. Wstałem z ławki i bez słowa ruszyłem w stronę szpitala. Nie musiałem dziękować tej kobiecie, wydawało mi się, że ona wie, że jestem jej wdzięczny. -Proszę poczekać chwilę – odwróciłem się do niej, a kobieta po chwili znalazła się obok mnie. Podała mi chusteczkę, a ja spojrzałem na nią pytająco. -Destiny nie może zobaczyć pana w takim stanie, od razu rozpozna, że dzieje się coś niedobrego.
-Dziękuję – wyszeptałem i się uśmiechnąłem.
      Kiedy trochę się uspokoiłem, po raz kolejny poszedłem do Destiny, licząc na to, że ją zastanę i nie spotka mnie żadna nieprzyjemna niespodzianka. Delikatnie uchyliłem drzwi, a dziewczyna siedziała na łóżku i robiła coś na telefonie. Kiedy mnie zobaczyła, jej wyraz twarzy był bardzo trudny do rozgryzienia, jej spojrzenie było jakieś zimne i nieobecne. Podszedłem do łóżka i nachyliłem się nad nią próbując ją pocałować w policzek, jednak ona się odsunęła. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje, nie wiedziałem co mam zrobić, albo co już zrobiłem, że Destiny się tak zachowuje.
-Po co przyszedłeś? - zapytała zimnym tonem.
-Musimy porozmawiać – utkwiła swoje spojrzenie w jakiś punkt za oknem. -Rozumiem, że się obraziłaś o to, że wczoraj wieczorem do ciebie nie przyszedłem. Przepraszam, nie mogłem – spuściłem głowę, teraz zrozumiałem jaki błąd popełniłem.
-Teraz chyba trudno będzie ci znaleźć dla mnie czas. Rozmawiałam z tatą. Mówił mi o waszej wczorajszej rozmowie. Podobno będzie ci trudno pogodzić studia z opiekowaniem się chorą dziewczyną – nie rozumiałem tego co do mnie mówiła, przecież o niczym takim z jej ojcem nie rozmawiałem. Ale zrozumiałem, że nie mogłem powiedzieć prawdy, nie mogłem sprawić, że ona i jej ojciec się pokłócą, nawet jeśli będę musiał ją okłamać. -Nie wiesz co powiedzieć? Nie dziwię ci się, sama nie wiedziałabym co powiedzieć w takiej sytuacji.
-Kocham cię – uważałem, że to jedyna rzecz, którą mogłem w tej chwili powiedzieć. -Przed chwilą przeżyłem coś strasznego, myślałem, że nie żyjesz, przyszedłem tu, a salowa zmieniała pościel, sprzątała całą salę, myślałem, że umarłaś. Przeżyłem koszmar, a kiedy ta kobieta pobiegła za mną i powiedziała mi, że po prostu poszłaś się przejść, kamień spadł mi z serca. Zrozumiałem, że gdybyś umarła, ja nie mógłbym żyć – gdy wypowiadałem ostatnie zdanie głos mi się załamał, a z moich oczu popłynęły łzy. Złapałem dziewczynę za rękę i przyłożyłem ją sobie do policzka. Płakała, płakała razem ze mną. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale nie może.
-Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptała patrząc mi w oczy. -Ale musisz mi najpierw obiecać, że będziesz szczęśliwy i nie zrobisz niczego głupiego.
-Obiecuję – powiedziałem niechętnie.
-Musimy się rozstać – wypowiedziała te słowa, a po jej policzkach popłynęło kilka łez. -Nie ma sensu, żebyśmy dłużej ze sobą byli, komplikujemy sobie nawzajem życie, a to do niczego nie prowadzi – wyrwała dłoń z mojego uścisku. -Jesteś wspaniały i jestem pewna, że niejedna dziewczyna może sprawić, że się zakochasz. Oczywiście przyjaźń między nami nie wchodzi w grę, to nie wypali, najlepiej będzie, gdy już nigdy się nie spotkamy – odwróciła głowę do okna i zamknęła oczy, wiedziałem, że musi się powstrzymywać przed tym, żeby nie wybuchnąć płaczem. Nie odzywałem się, to był dla mnie cios i nie wiedziałem jak mam się zachować.
      Bez słowa wstałem i wyszedłem z jej sali. Oparłem się o ścianę i się po niej osunąłem. Nie wiedziałem dlaczego Destiny właśnie tak zadecydowała. Nie wiedziałem czy zrobiłem coś nie tak. Nie wiedziałem niczego. Może gdybym powiedział jej prawdę na temat rozmowy z jej ojcem, wszystko byłoby inaczej. Jednak wiem, że nie mogłem jej odciągać od rodziny. Jej ojciec ma tylko ją, a ona ma tylko jego, nie mógłbym zrobić czegoś żeby ich rozdzielić. Źle bym się czuł. W jednej chwili straciłem wszystko, co miało dla mnie sens. A teraz? Po co żyć? Obiecałem i słowa dotrzymam, ale nie będzie łatwo. Nigdy nie przestanę jej kochać, ale muszę się z tym pogodzić. Jestem ostatnim dupkiem skoro pozwalam jej tak po prostu odejść? Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nie mogłem nic zrobić. Widocznie nasza miłość musiała się skończyć zanim jeszcze się zaczęła. Wiem, że teraz w jej życiu dużo się wydarzyło. To wszystko ją przytłoczyło, tyle decyzji do podjęcia, podziwiam ją. Uszanuję jej decyzję i usunę się z jej życia, będę czekał, gdy będzie mnie potrzebowała, będę przy niej, jeśli tylko tego zapragnie. Zrobię wszystko żeby była szczęśliwa, nawet jeśli nie będziemy już razem, a jej uśmiech nie będzie skierowany w moją stronę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate