Zasnęłam słuchając kojącego głosu Justina. Żałowałam, że chciałam odejść i zostawić ludzi, którzy mnie kochają. Nie wiem, jak mogłam myśleć o tym, żeby się zabić, dopiero teraz to wszystko do mnie dociera. Zrozumiałam, że Justin naprawdę mnie kocha i mu na mnie zależy, a ja na początku tego nie zauważyłam. Wiedziałam, że przy nim będę szczęśliwa. Szkoda tylko, że musiałam stanąć na granicy życia i śmierci, żeby zrozumieć jakie życie jest cenne,że kocham i jestem kochana. Już nie odwrócę czasu, choć bardzo bym tego chciała. Czuję się idiotycznie ze świadomością tego, że chciałam odebrać sobie życie. Przecież ludzie walczą z nowotworami, z kalectwem, a ja przez taką banalną – w porównaniu do tego z czym muszą borykać się inni ludzie – sprawę, mogłam z własnej głupoty być na tamtym świecie.
Obudziłam się, a Justina już nie było, był natomiast mój tata, który był naprawdę zmartwiony.
-Destiny? - usłyszałam jego zatroskany głos. -Dlaczego chciałaś się zabić? - zapytał ze łzami w oczach. -To wszystko przez tych dwóch...
-Tato, nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziałam osłabiona i odwróciłam wzrok.
-Kiedyś będziesz musiała.
-Gdzie Justin? - zapytałam choć nie byłam pewna czy to pytanie było skierowane do właściwej osoby.
-Siedzi na korytarzu. To nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie.
-Jeszcze niedawno mówiłeś coś innego.
-Wtedy nie wiedziałem jak bardzo cię skrzywdził.
-Gdyby nie Justin, nie byłoby mnie tutaj, on mnie uratował, gdyby przywiózł mnie do szpitala kilka minut później, zapadłabym w śpiączkę - odpowiedziałam łamiącym się głosem, a po moim policzku spłynęła łza.
-Masz rację, nie byłoby cię tu, gdyby on nie pojawił się w twoim życiu.
-Tato! Mam ci przypomnieć, jak miłość wyprowadziła cię w pole – spojrzałam na niego.
-Przepraszam, ale dobrze wesz, że gdybyś mnie zostawiła, to ja bym się załamał. Nie mam nikogo, jesteś moją małą córeczką, jesteś dla mnie najważniejsza.
-Tak, wiem, obiecuję, że już nigdy nie zrobię takiego głupstwa – uśmiechnęłam się blado.
-Zostawię cię samą, odpoczywaj.
Po chwili zostałam w pomieszczeniu sama, przymknęłam oczy i zasnęłam. Byłam zmęczona i osłabiona, potrzebowałam snu.
Śniłam o Justinie, nie był to zbyt przyjemny sen, kłóciliśmy się, byliśmy w jakimś ogromnym salonie, tłukliśmy wazony, ramki ze zdjęciami i wszystko co było pod ręką. Z moich oczu leciały łzy, byliśmy zdenerwowani, nie wiedziałam o co poszło, ale to było koszmarne. Krzyczeliśmy na siebie i nagle wszystko zniknęło. Widziałam tylko Justina samotnie siedzącego na plaży. Wiał silny wiatr, a szatyn siedział nieruchomo i wpatrywał się w zachodzące słońce. Był smutny, poznałam to po jego oczach. [...]
Nie wiem, co było dalej, bo obudził mnie ktoś, kto pojawił się w pomieszczeniu. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam moją zmartwioną przyjaciółkę.
-Przepraszam, obudziłam cię – stwierdziła siadając obok mojego łóżka.
-Daj spokój, nie mogę ciągle spać – uśmiechnęłam się.
-Jak mogłaś mi to zrobić? - uniosła się.
-Czy teraz wszyscy będą mnie potępiać za to co zrobiłam?
-Nie chcę cię potępiać, chcę zrozumieć...
-Ale co tu jest do rozumienia?
-Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają, jak mogłaś tak po prostu wszystkich zostawić?
-A ty? Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że twój chłopak nie jest tym, za którego się podaje? - zapytałam i spróbowałam się podnieść, ale od razu tego pożałowałam, bo przeszywający ból brzucha mi to uniemożliwiał.
-Przepraszam, nie powinnam – powiedziała łamiącym się głosem, a po chwili zaczęła płakać, nie rozumiałam jej reakcji.
-Hej, czemu płaczesz?
-Tak po prostu, bez powodu. To znaczy, bo wiesz, to ja dałam Justinowi adres i on pojechał tam za tobą, może gdybyście się nie spotkali to... - znów wybuchła płaczem.
-...to nie zrozumiałabym ile dla mnie znaczy. Powinnam być ci wdzięczna – uśmiechnęłam się.
-Więc teraz rozumiem dlaczego on przez cały czas siedzi na korytarzu. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się o ciebie martwi. Ma wyrzuty sumienia i wciąż się obwinia.
-Stwierdziłaś to po jednym spojrzeniu na niego? - zapytałam, a Alice tylko twierdząco pokiwała głową.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze przez jakąś chwilę, nie zjeżdżając na temat mojej próby samobójczej, to dobrze, bo przez najbliższy czas, a w sumie to nigdy nie będę chciała o tym rozmawiać. To drażliwy temat, a ja nie chcę do tego wracać. W tamtym momencie chciałam tylko wrócić do domu i znów żyć tak, jak kiedyś, być normalną nastolatką. Miałam zamiar skończyć szkołę i miałam nadzieję, że pomimo tych moich wszystkich nieobecności mi się to uda. Później chciałam wybrać się na jakieś studia... A potem? Moim jedynym marzeniem, było spędzić resztę życia z moim ukochanym – przystojnym, brązowookim szatynem z aksamitnym głosem i wielkim sercem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co przyniesie mi przyszłość, nie wiedziałam, że te plany są takie odległe, że mogą się nie spełnić, nie byłam świadoma tego, że to wszystko w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana. [...]
Z rozmyślań wybudził mnie Justin, który nareszcie mnie odwiedził, kiedy zobaczyłam jego uśmiech, od razu poprawiło się moje samopoczucie. Jednak kiedy podszedł bliżej, zobaczyłam na jego twarzy zmęczenie.
-Co ty tu jeszcze robisz? - zapytałam całkiem poważnie, a z jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech. -Powinieneś być teraz w domu i odpoczywać, żeby później móc ze mną spędzić więcej czasu – widziałam jak na jego twarzy pojawia się ulga.
-Właśnie miałem zamiar jechać do domu, ale nie mogłem się oprzeć i nie przyjść cię zobaczyć – uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. -Kiedy tu przyszedłem, byłaś jakaś zamyślona...
-Myślałam o przyszłości... - odparłam nie wnikając w szczegóły.
-A czy jest dla mnie jakieś miejsce w twojej przyszłości? - zapytał z nadzieją.
-No właśnie tak się nad tym wszystkim zastanawiałam i stwierdziłam, że to nie będzie moja przyszłość, tylko nasza – uśmiechnęłam się delikatnie, a Justin od razu się rozpromienił. - Wiesz, jak wczoraj powiedziałeś, że umrę jako staruszka i że zrobimy sobie gromadkę dzieci, to ja naprawdę tego zapragnęłam.
-Chcesz mieć ze mną dzieci? - zapytał jakby nie do końca w to wierzył.
-Oczywiście jeszcze nie teraz, ale kiedyś...
-Wyobrażasz sobie taką małą dziewczynkę, śliczną taką jak ty, a zdolną jak ja... - zaśmiałam się.
-Co on tu robi? - do pomieszczenia wparował Tommy, żadne z nas się go tutaj nie spodziewało. - Mało, że przez niego omal się nie zabiłaś, to teraz siedzisz z nim ot tak. Jaki kit tym razem ci wcisnął? - spojrzałam na Justina, posmutniał, sama zauważyłam wyrzuty sumienia na jego twarzy, o których mówiła Alice. -Masz pewność, że znów czegoś nie odwali?
-Tom! Uspokój się, jak na razie to ty jesteś tu osobą, która nie jest mile widziana.
-Zostawię was...- Justin puścił moją dłoń i chciał wstać.
-Siedź tutaj – nakazałam mu, poczułam silny ból brzucha, znowu. Wzięłam głęboki oddech i trochę się uspokoiłam.
-Wszystko dobrze? - pokiwałam twierdząco głową. Justin znów złapał mnie za rękę, a ja mocno ją uścisnęłam.
-Zależy mi na tobie i nie pozwolę, żeby jakiś gnojek znów cię zranił.
-Według mnie to ty jesteś gnojkiem skoro masz dziewczynę, a mówisz mi, że ci na mnie zależy.
-Ta dziewczyna mogłaby być dla mnie kimś ważnym jak ty, ale nie jest tobą...
-Wyjdź – krzyknęłam o pożałowałam, bo mój brzuch znów zaczął mi dokuczać.
-Ale...Nigdy nie przestałem o tobie myśleć.
-Wyjdź – powtórzyłam, dopiero teraz wykonał moje polecenie, był widocznie oburzony tym, że tak go potraktowałam.
-Przepraszam – usłyszałam z ust Justina. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich łzy. -Za wszystko. Jestem beznadziejny, jestem ofiarą losu. Przeze mnie ciągle dzieje się coś złego w twoim życiu. Czuję się jak... - przytknęłam palec do jego ust.
-Ciii....Kocham cię takiego jakim jesteś. I nigdy więcej nie mów, że jesteś beznadziejny, z ofiarą losu nie chciałabym spędzić reszty życia – pogładziłam dłonią po jego policzku. - A teraz jedź do domu, wyśpij się i przyjedź do mnie jutro, wypoczęty – wyszeptałam
-Nie chcę się z tobą rozstawać.
-Jutro się zobaczymy – powiedziałam gładząc jego policzek.
-Będę tęsknił – zbliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta. Uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi, po chwili już go nie było. Przymknęłam oczy i starałam się zasnąć. Usłyszałam, że ktoś znów pojawił się w sali, więc otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się ponownie widząc twarz Justina w progu.
-Zapomniałeś czegoś? - zapytałam, a on twierdząco pokiwał głową i podszedł do mojego łóżka. Pocałował mnie, ale tak inaczej. Oderwał się ode mnie niechętnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Zapomniałem ci powiedzieć, że bardzo, bardzo cię kocham – uśmiechnął się.
Tym razem wyszedł z pomieszczenia i już się nie wracał. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi i gdyby nie to, że czuję się jak z krzyża zdjęta, to byłoby idealnie. Jednak wierzę, że wszystko może się jeszcze ułożyć, że będę żyła jak księżniczka, długo i szczęśliwie. Mam nadzieję, że te marzenia nie są nierealne, jeśli za dużo wymagam, to już nawet nie muszę, żyć jak księżniczka, wystarczy, że będę miała Justina. Takie małe szczęście dodające człowiekowi skrzydeł. Przejdziemy przez to razem, przez te wszystkie komplikacje, już i tak dużo przeszkód spotkaliśmy, więc chyba wystarczy. Zastanawiało mnie jednak, co się stało z Matthew, jak to teraz będzie. W pewnym sensie on mnie zranił, ale może gdyby nie to wszystko, to nie nauczyłabym się tak kochać, kochać całym sercem. A Tommy? Co on w ogóle odwalił? Wszystkiego bym się po nim spodziewała, ale nie tego, co zrobił dzisiaj. Przecież... Zresztą nie powinno mnie to obchodzić, za dużo złych rzeczy mnie spotkało, gdy z nim byłam, więc nawet gdyby teraz okazałby się najwspanialszym i najukochańszym facetem, to nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Nie rozdrapuje się starych ran i nie chcę tego robić, jednak wciąż nie mogę pojąć tego jak on mógł się tak zachować. [...]
Po raz kolejny drzwi do mojej sali się otworzyły i pojawił się w nich mój lekarz prowadzący. Podszedł do mojego łóżka, spojrzał na kartę, coś w niej zapisał, po czym spojrzał na mnie. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jego spojrzenie mówiło mi, że to, co za chwilę powie, nie będzie dla mnie miłe, a może po prostu jestem przewrażliwiona, może przez to wszystko, zaczynam wszystko widzieć w czarnych kolorach...[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz