Dojechałem pod wskazany przez Alice adres, ale to już nie był dom Destiny, mieszkała w nim już inna szczęśliwa rodzina. Zresztą nawet nie łudziłem się, że dom będzie stał pusty, a Destiny będzie miała klucze i szczęśliwym trafem właśnie tam ją spotkam. To chyba musiałby być cud.
Nie wiedziałem gdzie mam się udać, żeby spotkać Destiny. Nie znałem tego miasta, nie miałem pojęcia, gdzie lubiła przebywać, jedynym miejscem, które przychodziło mi do głowy, był park. Pamiętałem, że Destiny wspominała o miejscu, gdzie przychodziła ze swoim tatą, żeby puszczać latawce, karmić ptaki czy po prostu siedzieć i wsłuchiwać się w odgłosy natury. Uwielbiałem gdy wspominała swoje dzieciństwo, uśmiechała się wtedy w taki wyjątkowy sposób/ Moje dzieciństwo pomimo tego, że wychowałem się z obojgiem rodziców, nie było takie kolorowe. Może trochę jej zazdrościłem tego, że spędzała z tatą tak dużo czasu. Ja musiałem patrzeć, jak rodzice się kłócą, nigdy dobrze się nie dogadywali, ale przy mnie i Matthew stwarzali pozory szczęśliwej rodziny, co było jeszcze gorsze niż gdyby mieli na siebie krzyczeć. Matt nigdy nie przejmował się tym wszystkim tak bardzo jak ja. Robił swoje wciąż był obojętny i całą uwagę skupiał na sobie. Gdy mama umarła, atmosfera w domu jeszcze się pogorszyła, a ja zamknąłem się w sobie. Nie wspominam zbyt dobrze swojego dzieciństwa, no może rozmowy z mamą, one zawsze poprawiały mi humor. Destiny chwilami strasznie mi ją przypominała, szczególnie wtedy, gdy czymś się zamartwiała, była wtedy taka zamyślona, a ja uwielbiałem na nią patrzeć. Ale i tak nic nie przebije jej uśmiechu, kiedy ona się uśmiechała, wszyscy dookoła również, miała w sobie magię, której nie miał nikt inny. Nie zniósłbym tego, gdybym już nigdy nie zobaczył jej pięknego uśmiechu i roześmianych niebieskich oczu. Już chyba wolałbym, żeby była szczęśliwa z kimś innym,a le szczęśliwa. Fakt, że widok mojej Destiny z kimś innym mnie zaboli, ale zasłużyłem sobie na to.
Ruszyłem na poszukiwanie Destiny. Park, który był moim celem, był całkiem niedaleko od domu dziewczyny, więc poszedłem tam na piechotę. Przechadzałem się alejkami i rozglądałem na wszystkie strony, żeby przypadkiem czegoś nie przeoczyć. Usiadłem na ławce obok fontanny, która i tak była nieczynna. Zacząłem się zastanawiać co powiem Destiny, gdy ją spotkam, no i gdy ona w ogóle zechce mnie wysłuchać. Co miałem jej powiedzieć? Że ją kocham? Że nie mogę bez niej żyć? Wyśmiałaby mnie choć to najprawdziwsza prawda. Chyba nawet nie chcę sobie wyobrażać tego, co o mnie myślała. W jej głowie zapewne pojawiały się same obraźliwe słowa. Ale nie ma co, zasłużyłam sobie. Justin Bieber – pseudo ciapa, która ma w życiu pecha jak nikt inny.
Najwspanialsza dziewczyna jaką znam, przez chwilę była moja...no może nie do końca moja, ale miałem ją przy sobie i wszystko jak zwykle zchrzaniłem. Jak miałem jej wytłumaczyć dlaczego się tak zachowałem? W tamtej chwili chyba każde rozwiązanie było złe.
Od tego siedzenia na ławce strasznie zmarzłem, wstałem i zacząłem chodzić w kółko. Zima już się kończyła, ale delikatny mróz jeszcze trzymał. Rozejrzałem się dookoła i napotkałem sylwetkę drobniutkiej blondynki stojącej na mostku i grzebiącej w torebce. Nie mogłem zobaczyć jej twarzy, bo jej rozwiane włosy wszystko mi zasłoniły. Ruszyłem w stronę dziewczyny, wiedziałem, że to Destiny, to musiała być ona. Uśmiechnąłem się pod nosem, że wreszcie ją spotkałem. Podszedłem bliżej i stanąłem tuż za nią.
-Martwiłem się o ciebie – powiedziałem niepewnie, a dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. To nie była Destiny tylko jakaś dziewczyna, która z daleka wyglądała zupełnie jak ona. -Przepraszam, pomyliłem cię z kimś – ostatni raz na nią spojrzałem i chciałem odejść, ale blondynka mnie zatrzymała.
-Ty jesteś Matthew Bieber – pisnęła. Wiedziałem, ze tak to się może skończyć.
-Już chyba setna osoba mnie z nim myli. Nawet nie wiesz jakie to denerwujące. Nigdy nie spotkałem tego człowieka. Jestem Josh, normalny nastolatek – uśmiechnąłem się sztucznie.
-To spadaj – powiedziała mierząc mnie wzrokiem po czym odeszła.
Co za ludzie? Jesteś normalnym człowiekiem, więc jesteś nikim. Swoją drogą dobrze, że ta dziewczyna nie była zbyt inteligentna i dała się nabrać na taki kit.
W tym momencie chciałem się już poddać, ale coś mówiło mi, że jeszcze chwilę mam poczekać. Nie wiem jak długo miałem tak siedzieć, ale w końcu zrozumiałem, że jak będę tak siedzieć bezczynnie to nic nie da, musiałem działać.
Ruszyłem w stronę wyjścia z parku. Nie wiedziałem jeszcze co robić, ale coś musiałem, żeby nie siedzieć w tym cholernym parku. Ostatni raz rozejrzałem się dookoła i wtedy napotkałem jej spojrzenie skierowane w moją stronę. Rozpoznała mnie, widziałem to w jej smutnych oczach. Stała jak wryta, a ja nie wiedziałem co mam zrobić, strach mnie sparaliżował. Na dodatek Destiny nie była sama, była z jakimś chłopakiem, który według tego co zobaczyłem, nie był jej obojętny. Szybkim krokiem ruszyłem w ich stronę, nie chciałem nawet na moment stracić jej z pola widzenia. Bałem się, że za chwilę mi ucieknie i już nigdy jej nie zobaczę. Ona jednak wciąż stała w tym samym miejscu i patrzyła na mnie smutnym spojrzeniem. To był najgorszy widok, czułem się winny, pękało mi serce, bo miałem świadomość tego, że jest smutna właśnie przeze mnie.
-Po co za mną przyjechałeś? - wykrzyczała łamiącym się głosem. -Mało ci było, że zrobiłeś ze mnie idiotkę?
-Nigdy nie...- nie dała mi dokończyć.
-Nie potrzebuję twoich tłumaczeń, zachowaj je dla siebie. Zniknij z mojego życia raz na zawsze. Ty i twój brat, mam was dosyć, chyba nikt nigdy mnie tak nie potraktował. Nie chcę cię znać! – wykrzyczała, a z jej oczu wylały się kolejne słone łzy.
-Proszę cię, daj mi coś powiedzieć – powiedziałem błagalnym głosem.
-Nie słyszałeś? - odezwał się chłopak, który z nią tu przyszedł. -Destiny wyraźnie powiedziała, że nie potrzebuje twoich tłumaczeń – warknął i podszedł bliżej mnie. Był nieco wyższy, ale to nie dawało mu przewagi.
-Tommy, przestań – dziewczyna pociągnęła go za nadgarstek. -Tak tego nie załatwisz.
-Gdyby nie było z nami Destiny, już dawno leżałbyś martwy – nie odpowiedziałem tylko spojrzałem na blondynkę. Kochałem ją i nie chciałem żeby przeze mnie cierpiała.
-Proszę cię daj mi minutę, nie musisz mi wierzyć, ale proszę wysłuchaj mnie – przeniosła wzrok ze mnie na tego kolesia.
-Zostaw nas samych – uśmiechnąłem się pod nosem, ale pewnie nikt nawet tego nie zauważył.
-Mam cię na oku – rzucił i odchodząc spojrzał na mnie wrogo.
-Wiem, że nie chcesz nie znać, ale chyba powinnaś wiedzieć o paru rzeczach – zacząłem niepewnie, a blondynka założyła ręce na piersi. -Nasza znajomość zaczęła się dziwnie, pomyliłaś mnie z moim bratem, a ja już wtedy wiedziałem, że nie nie jesteś taka jak te dziewczyny, które przyprowadzał na jedną noc – wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. -Usłyszałem jego rozmowę z menagerem, mówili o tobie, o tym, że masz pomóc Matthew pokazać, że nie jest zapatrzonym w siebie gwiazdorem, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Chciał cię po prostu wykorzystać. A wtedy, gdy przyszłaś do Matta, a jego nie było, tak miło spędziliśmy ze sobą czas. Zakochałem się w tobie, ale ty byłaś z Mattem. To właśnie tego wieczora wszystko się zaczęło. Kiedy zasnęłaś, Matt przyszedł do domu z jakąś laską na jedną noc, nawet nie chcesz wiedzieć jak się zdenerwował gdy powiedziałem mu, że śpisz w jego pokoju. Zaproponował zamianę, wiedział, że mi się podobasz, a ja bezmyślnie się zgodziłem. Myślałem, że to nie wypali, myślałem, że ktoś nas rozpozna, ale my jesteśmy prawie identyczni. Nikt się nie zorientował, ale ja już nie mogłem cię dłużej oszukiwać, nie mogłem i nie chciałem, chciałem jedynie to jakoś odkręcić, ale ty usłyszałaś tą rozmowę i... resztę już znasz – spojrzałem na blondynkę, a ona wpatrywała się w ziemię, wiedziałem, że z jej oczu płyną łzy, ale ona w jakiś sposób starała się to ukryć.
-To wszystko? - zapytała wreszcie na mnie spoglądając.
-Nie wiem, co mógłbym ci jeszcze powiedzieć. Przepraszam i żałuję. Kocham cię. To, że udawałem kogoś innego, nie znaczy, że udawałem, że cię kocham.
-Skoro skończyłeś, to już sobie pójdę – powiedziała i tak po prostu, z zaskoczenia delikatnie mnie pocałowała i odeszła.
Tak, pocałowała mnie, nie żartuję. Nie wiedziałem co to miało oznaczać, czy to miał być dla mnie jakiś znak, że mam o nią walczyć. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć, ale to uczucie było nie do opisania. Destiny tak po prostu spojrzała na mnie i mnie pocałowała. Miałem nadzieję, nadzieję na to, że wszystko może się jakoś ułożyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz