31.10.12

[09] "Nie ma nic gorszego od odrzuconej miłości."

     Przez ostatnich kilka dni nie kontaktowałam się z ojcem, co prawda dzwonił do mnie kilka razy, ale nie odbierałam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś będę musiała wrócić do domu. Na razie mieszkam u Matthew, gdzie było mi bardzo dobrze. Swoją drogą Matthew ostatnio bardzo się zmienił, oczywiście na lepsze. Poświęca mi znacznie więcej czasu i widzę, że mu na mnie zależy. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się nad tym czy to wszystko ma w ogóle jakiś sens. A teraz gdyby coś się między nami popsuło to tylko z mojego powodu. To ja całowałam się z jego bratem i uważałam to za pewnego rodzaju zdradę. Na szczęście Justin się wyprowadził i nie muszę się martwić o to, że przeszkodzi nam być razem. To co się stało pomiędzy mną, a Justinem nie powinno mieć miejsca. Była to zwykła chwila słabości. Zauroczył mnie swoją grą na fortepianie, swoim głosem, spojrzeniem i po prostu stało się to, co nie powinno. Nie żałuję, bo to co się stało już się nie odstanie. Nie rozumiem tylko jednego. Kiedy powiedział, że się wyprowadza, była przy nim inna dziewczyna. Słyszałam o tym, że faceci lubią znajdować sobie pocieszenie, ale nie wiedziałam, że Justin również należy do tego typu facetów. Przyznam się, że prędzej spodziewałabym się tego po Matthew. Ale jak widać, pozory mylą.
      Siedziałam w salonie czekając na Matta, który lada moment miał wrócić ze studia nagraniowego. Domyśliłam się, że prędko się nie pojawi, ale cierpliwie na niego czekałam, bo obiecał mi, że gdy wróci to zabierze mnie w jakieś magiczne miejsce. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer mojego taty, przez chwilę zastanawiałam się czy odebrać, aż w końcu zdecydowałam się nacisnąć zieloną słuchawkę.
-Halo?
-No nareszcie odebrałaś. Tak się o ciebie martwiliśmy – usłyszałam w słuchawce zmartwiony głos mojego taty.
-Nie odbierałam, bo nie chciałam, żebyś namawiał mnie na to, żebym wróciła do domu i z dnia na dzień polubiła Lauren. Nie przekonasz mnie do tego, nie ufam tej kobiecie, ona cię wykorzystuje i prędzej czy później się o tym przekonasz.
-Nie chcę cię do niczego zmuszać, bo wiem, że i tak nie zdołam cię przekonać, jesteś uparta jak osioł, ale chcemy ci o czymś powiedzieć – zaskoczyły mnie te słowa, zaczęłam się zastanawiać, co takiego chce mi powiedzieć.
-Niby co macie mi do powiedzenia?
-Przyjdź do nas za godzinę, to się dowiesz. I może wrócisz już do domu, pusto tu bez ciebie – chciałam mu powiedzieć, że ma przecież teraz nową rodzinę, ale na szczęście się powstrzymałam. Tylko pogorszyłabym nasze relacje, które i tak nie były zbyt dobre. Wiem przecież, że tata wciąż mnie kocha, ale teraz oprócz mnie kocha też Lauren, pomimo tego, że ona go oszukuje.
-Dobrze, będę – odpowiedziałam krótko i się rozłączyłam.

      Idąc do mojego domu, zastanawiałam się, co takiego ważnego ma mi do powiedzenia mój tata. Bałam się, że będzie to coś złego. Spodziewałam się naprawdę wszystkiego. Podejrzewałam chorobę, przeprowadzkę i to, że Lauren jest w ciąży, były to tylko moje przypuszczenia i jeszcze wtedy nie spodziewałam się, że któreś z nich może się sprawdzić. Kiedy dotarłam na miejsce, bez zastanowienia weszłam do domu, a to co tam zobaczyłam co najmniej mnie zdziwiło. Wszystko, całe wnętrze domu było zupełnie inne, meble były poprzestawiane, mój fortepian został przesunięty w kąt, jakby był bezużyteczny. Chciało mi się płakać, mój instrument zawsze był najważniejszą częścią wyposażenia salonu. Wiedziałam, że to sprawka Lauren. Najpierw odebrała mi tatę, potem wprowadziła się do mojego domu, który pewnie też będzie chciała mi odebrać, teraz zabiera mi fortepian. Jak można być takim człowiekiem?
      Weszłam do salonu, gdzie siedziała już cała szczęśliwa rodzinka. Ojciec spojrzał na mnie zadowolony i skinął głową na to, żebym usiadła.
-Dobrze, że jesteście oboje – zwrócił się do mnie i do Nicka. -Chcieliśmy wam o czymś powiedzieć. Nie będę was trzymał w niepewności i powiem wprost – ojciec spojrzał na Lauren z uśmiechem. -Będziecie mieli rodzeństwo – przez chwilę myślałam, że to jakiś żart. Spojrzałam na Nicka, był zdziwiony i zły, jednak nie przejął się tym co usłyszał tak bardzo jak ja. -Cieszycie się? To jeszcze nie koniec dobrych wiadomości – dla taty były to dobre wiadomości, a dla mnie tragiczne.
-Przyśpieszamy datę ślubu, odbędzie się już za dwa tygodnie – powiedziała dumna Lauren. Byłam pewna, że to uknuła, a ja musiałam zrobić wszystko, żeby jej zaszkodzić, sprawić, że jej plan legnie w gruzach, musiałam się poświęcić i udać zadowoloną.
-To wspaniała wiadomość, zawsze chciałam mieć braciszka, a teraz możliwe, że będę miała dwóch – spojrzałam na Nicka i się do niego uśmiechnęłam. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni moim zachowaniem, nawet ja sama nie podejrzewałam, że jestem taką dobrą aktorką. -Pomogę wam w przygotowaniach do ślubu.
-Mówisz poważnie? - zapytał mnie tata, a ja tylko twierdząco pokiwałam głową.
-Cieszę się, że będziemy teraz prawdziwą rodziną i przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie, musiałam się oswoić z całą tą sytuacją. Ale przemyślałam sobie wszystko i postanowiłam wrócić do domu.
-To dobrze, bo bałem się, że nie zaakceptujesz tego wszystkiego – uśmiechnęłam się.
      Siedziałam tam przez jakiś czas i udawałam miłą i muszę przyznać, że całkiem nieźle mi to wychodziło. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby oszustwa Lauren wyszły na jaw, a tata żeby zauważył, że istnieją na tym świecie inne i lepsze kobiety. Wiedziałam na co się porywam i zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę namieszać.
      Wróciłam do domu Matta. Szatyn czekał na mnie w salonie. Kiedy mnie zobaczył, wstał z kanapy, podszedł do mnie, objął mnie w pasie, po czym mnie pocałował.
-To co, jedziemy? - zapytał po chwili.
-A powiesz mi dokąd tak dokładnie mnie zabierasz? - zapytałam przygryzając wargę.
-Nie mogę ci powiedzieć, chcę żeby to była niespodzianka – powiedział nie patrząc na mnie.
-Dobra. Nie to nie – podeszłam do drzwi i po chwili oboje byliśmy już w samochodzie. Matt odpalił auto i jechaliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Byłaś u ojca?
-Tak. Dzisiaj chciałabym już wrócić do domu – odpowiedziałam spoglądając na Matta kątem oka. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Pogodziłeś się z nim? - zapytał jakby obojętnie.
-Nie do końca, ale muszę wrócić do domu i sprawić, że ojciec nareszcie zauważy jaka jest Lauren.
-Jesteś pewna, że dobrze robisz?
-Nie, ale nie mogę siedzieć bezczynnie.
      Zapadła cisza, która trwała przez dłuższą chwilę, zauważyłam, że Matthew nie chce, żebym wracała do domu, ale nie miałam innego wyjścia, ja też chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, bo jest dla mnie kimś ważnym. Wcześniej nie dopuszczałam do siebie tej myśli, ale teraz już wiem, że i tak na to nic nie poradzę. To jest silniejsze ode mnie.
      Szatyn zatrzymał samochód, a ja nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Wokół nas były tylko drzewa. A gdzie jest to niezwykłe miejsce? Las? I gdzie tu magia?
-Gdzie ty mnie przywiozłeś? - zapytałam wprost.
-Chodź – wyszliśmy z samochodu po czym Matt złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę lasu.
-Jest zima, a ty zabrałeś mnie do lasu. Skąd mam wiedzieć, że tu jest bezpiecznie.
-Po prostu mi zaufaj.
      Szliśmy w nieznanym mi kierunku. Byłam przerażona, zawsze tak było gdy znajdowałam się w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie byłam. W pewnym momencie Matthew się zatrzymał, a ja stanęłam obok niego. Spojrzałam w tym samym kierunku co on, a moim oczom ukazała się jakby ścieżka, której wcześniej nie zauważyłam. Po obu stronach znajdowały się drzewa, na dodatek dookoła był śnieg, co dodawało temu miejscu uroku, może faktycznie było tu magicznie.
-Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
-Był tu kiedyś park, nie wiem dlaczego już go tu nie ma, ale lubię tu przychodzić, pomyśleć... To miejsce jest naprawdę magiczne, przynajmniej dla mnie.
-To miejsce trochę przypomina mi park, w mieście gdzie mieszkałam przed przeprowadzką, oczywiście on nie był tak zaniedbany i opuszczony, ale też miał jakąś magię w sobie i lubiłam tam przebywać. Jak odkryłeś to miejsce?
-Zupełnie przez przypadek.
-Dużo dziewczyn tu zabrałeś? - zapytałam uważnie mu się przyglądając.
-Tylko ciebie – odpowiedział bez zastanowienia.
-Nie no, teraz to nie mówisz serio.
-Mówię zupełnie poważnie. Żadna dziewczyna nie była tak wyjątkowa jak ty.
-Dobra, bo się zarumienię. A tak w ogóle to dlaczego mnie tu zabrałeś? Bo wydaje mi się, że jakiś powód jest.
-Owszem, chciałem ci o czymś powiedzieć, ale to nie będzie dla mnie łatwe, bo zawsze byłem kiepski w wyznawaniu uczuć – moje serce z minuty na minutę biło coraz szybciej. -Zauważyłaś pewnie, że bardzo się zmieniłem. To dzięki tobie. A gdy się do mnie wprowadziłaś i codziennie cię widywałem, spędzałem z tobą tyle czasu, to w końcu się zakochałem. Na początku nie przyznawałem się do tego nawet przed samym sobą, ale już dłużej nie mogę ukrywać tego, że cię kocham – ucieszyłam się, że wyznał mi to, co do mnie czuje. Miałam tylko jeden problem, nie byłam pewna czy ja czuję do niego to samo. Owszem był dla mnie kimś ważnym, ale czy go kochałam? Zrobiło mi się głupio. Nie chciałam sprawić mu przykrości, ale gdybym skłamała skrzywdziłabym go jeszcze bardziej.
-Przepraszam cię – odwróciłam wzrok.
-Za co?
-Za to, że nie mogę odpowiedzieć ci tego samego. Bo chodzi o to, że... - nie dane mi było skończyć.
-Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć – czułam, że go to zabolało, że go zraniłam, zachowałam się jak ostatnia idiotka. Chłopak wyznał mi miłość, a ja tak po prostu go odtrąciłam. Zepsułam wszystko, już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. To co między nami było, ta więź została rozerwana. Bo przecież nie ma nic gorszego od odrzuconej miłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate