31.10.12

[07] "Zapomnijmy o całej sytuacji."

     Po powrocie ze szkoły pobiegłam do swojego pokoju, zastanawiałam się, co będę robić w ten weekend. Matt pewnie znów ma jakiś koncert, a ja zostałam sama. Odłożyłam torbę na łóżko i wyszłam z pokoju, żeby coś zjeść. Kiedy byłam już na schodach usłyszałam rozmowę Nicka i Lauren, nie chciałam podsłuchiwać, ale usłyszałam, że zostało wypowiedziane moje imię, więc podeszłam do drzwi, żeby wszystko dokładnie słyszeć.
-Destiny się domyśli, nie jest głupia.
-Tak ją omotasz, że nawet się nie zorientuje.
-Ja?! To ty wzięłaś ten cholerny kredyt i nie masz go jak spłacić, teraz próbujesz oszukać człowieka, który coś do ciebie czuje!
-Ciszej, bo jeszcze ktoś nas usłyszy... - upomniała go kobieta.
-Jak się będziesz tak dalej zachowywać, to się wyprowadzę i już nigdy mnie nie znajdziesz. Taka z ciebie matka, a wykorzystujesz własnego syna.
-Uspokój się! Chcę tylko, żebyś trochę odciągnął ją od ojca.
-Jesteś podła!
      Zamarłam, byłam w szoku, miałam ochotę wpaść do tego pokoju i wykrzyczeć Lauren, że ma się wynosić z mojego domu. Ona przecież przez cały czas nas okłamywała mojego tatę. Chciałam żeby to, co przed chwilą usłyszałam było złudzeniem, żeby okazało się, że tylko się przesłyszałam, ale tak nie było i nie mogłam pozwolić, żeby to wszystko trwało dłużej. Musiałam powiedzieć o tym wszystkim tacie, wiedziałem, że to złamie mu serce, bo jeżeli on komuś ufa to bardzo łatwo go zranić. Nie chciałam, żeby cierpiał, ale nie chciałam też, żeby dowiedział się tego od kogoś innego. Musiałam poczekać aż wróci z pracy, ale strasznie się niecierpliwiłam. Z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie, choć już dawno wyzbyłam się tego nawyku, to teraz po prostu nie mogłam się powstrzymać. Jeszcze bardziej zdenerwowałam się, kiedy Lauren zeszła na dół i zaczęła krzątać się po kuchni. Od początku nie darzyłam jej sympatią, więc zdziwiła mnie jej postawa, jednak nie spodziewałam się, że może być aż tak podła.
      Kiedy tata wrócił do domu, poczekałam aż zje obiad i odpocznie po ciężkim dniu. Widziałam jak Lauren skacze wokół ojca, żeby tylko mu dogodzić, a wszystko tylko po to, żeby wyłudzić od niego pieniądze.
-Tato, możemy porozmawiać?
-Oczywiście. O co chodzi? - zapytał zupełnie nieświadomy tego, co za chwilę usłyszy.
-Wiem, że będziesz zawiedziony, ale Lauren cię oszukuje, ona próbuje cię naciągnąć na pieniądze. Wzięła kredyt i nie ma jak go spłacić, więc wykorzystuje ciebie – powiedziałam ze spokojem.
-Jak możesz ją tak oskarżać? Wiem, że od początku jej nie lubiłaś, ale teraz przesadziłaś! - nie spodziewałam się takiej reakcji ze strony mojego taty.
-Ale tato... Ja słyszałam jej rozmowę z Nickiem, ona naprawdę nie jest kobietą dla ciebie, zasługujesz na kogoś o wiele lepszego.
-Nie waż się jej obrażać...
-Nie wierzysz mi? - zapytałam choć znałam odpowiedź. -Nie spodziewałam się tego, ale muszę się z tym pogodzić, jesteś w nią zapatrzony jak w obrazek, ciekawe co zrobisz, gdy to co powiedziałam okaże się prawdą – wybiegłam do swojego pokoju, nie mogłam wysłuchiwać jak ojciec broni tej złodziejki – było to najlepsze i najbardziej trafne określenie na tą kobietę.
      Otworzyłam szafę, wyciągnęłam z niej dużą torbę. Spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zbiegłam po schodach i w przedpokoju ubrałam buty.
-Gdzie ty się wybierasz? - zapytał mnie tata, kiedy właśnie miałam wyjść z domu.
-Nie mam zamiaru patrzeć jak ona cię wykorzystuje – otworzyłam drzwi i po chwili byłam już w drodze do... właściwie sama nie wiedziałam dokąd pójdę. Alice wyjechałam więc nie mogłam do niej pójść, a nie miałam innej zaufanej osoby, która by mnie przygarnęła. Jedynym wyjściem był Matthew, ale wątpię, że był w domu, musiałam zaryzykować, na pewno nie miałam zamiaru wracać do domu.
      Kiedy dotarłam na miejsce, stanęłam przed drzwiami i zawahałam się czy w nie zapukać, zdecydowałam się to zrobić i po chwili przede mną pojawił się jeden z bliźniaków. Początkowo nie mogłam rozróżnić, z którym z nich rozmawiam, bo było już dość ciemno, ale i tak udało mi się rozpoznać Justina, który zaprosił mnie do środka.
-Matt nie powiedział ci, że ma dzisiaj koncert, wróci w nocy – zmartwiłam się.
-Ja to mam pecha. Teraz kiedy mam taki problem – gadałam jakby sama do siebie, ale Justin i tak wszystko słyszał.
-Może ja mogę ci jakoś pomóc?
-W tej sprawie nikt chyba nie może mi pomóc – odpowiedziałam odwracając wzrok.
-Nie ma sytuacji bez wyjścia. Może coś zaradzimy.
-I tak nie mam się gdzie podziać, więc... - zdjęłam kurtkę i weszłam z Justinem w głąb domu, po czym usiadłam na kanapie w salonie.
-Napijesz się herbaty? - zapytał uprzejmie.
-Bardzo chętnie – uśmiechnęłam się do szatyna, który po chwili zniknął mi z oczu.
      Rozejrzałam się po pokoju. Na stole znów leżał ten sam zeszyt z piosenkami. W rogu pokoju stała gitara. Teraz byłam już w stu procentach pewna, że te teksty, które przeczytałam należały do Justina. Po chwili chłopak pojawił się z dwoma kubkami z herbatą i usiadł obok mnie.
-Opowiadaj o co chodzi – westchnęłam i zaczęłam mówić.
-Poznałeś Lauren i Nicka, mieszkają z nami od jakiegoś czasu, od początku jej nie lubiłam, a dzisiaj okazało się, że miałam rację. Usłyszałam ich rozmowę, mówili o tym, że chcą wykorzystać mojego tatę. Kiedy powiedziałam o tym ojcu, to stanął w jej obronie, a ja nie mogłam tego słuchać, dlatego tu jestem – kiedy skończyłam, Justin milczał, jakby zastanawiał się czy nie chcę czegoś dodać.
-Muszę ci powiedzieć, że mi też ta kobieta wydała się niemiła. Obserwowała każdy mój ruch. A jak rozmawialiśmy, to ona wydawała się jakaś znudzona.
-Też to zauważyłeś? - szatyn twierdząco pokiwał głową. -Nie wiem co mam teraz zrobić, nie chcę żeby tata cierpiał przez tą babę.
-Nie słynę z dawania dobrych ras, ale wydaje mi się, że twój tata w końcu sam zrozumie jaka jest naprawdę ta cała Lauren i będzie mu głupio, że cię nie posłuchał – Justin uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że nie mogłam nie odpowiedzieć mu tym samym.
Zdałam sobie sprawę, że z Mattem nigdy nie porozmawiałabym na ten temat, nigdy nie dałby mi takiej rady, ale cóż, to on był moim chłopakiem, nie Justin.
-Przeszkodziłam ci? - wskazałam na zeszyt. -Komponowałeś?
-Naszła mnie wena.
-Zaśpiewasz mi coś? - spojrzał na mnie niepewnie.
-Nie mam nic ciekawego do przedstawienia – zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o tym, że przeczytałam jego teksty, aż w końcu się zdecydowałam.
-Twoje teksty są świetne, kiedyś jak czekałam na Matta, zeszyt leżał na stole, myślałam, że należy do niego, więc przeczytałam. Wiem, że nie powinnam – spuściłam wzrok. -Nie podejrzewałam, że należy do ciebie. Przepraszam.
-Nie musisz się tłumaczyć.
Wstałam i usiadłam przy fortepianie, przejechałam opuszkami palców po klawiszach i spojrzałam na Justina.
-To co, zagrasz mi coś? - zrobiłam mu miejsce obok siebie, dając znaj, żeby usiadł. Chłopak głośno westchnął, a po chwili znalazł się obok mnie.
      Szatyn zaczął grać, a po chwili jeszcze śpiewać. Kiedy tylko usłyszałam jego głos, po moim ciele przeszły ciarki. Miał naprawdę niesamowity głos, może nawet lepszy niż Matthew, to wszystko dlatego, że śpiewał sercem i duszą, a jego brat śpiewał tylko te piosenki, na które pozwalał mu menager. Justin skończył śpiewać, ale w moich uszach wciąż brzmiała jego piosenka.
-Widzisz, to nic takiego, żaden hit – ocknęłam się z transu.
-Nic takiego?! - zapytałam z niedowierzaniem. -Chyba żartujesz! To było piękne. Nie mam pojęcia co się stało w twoim życiu, że śpiewasz takie smutne piosenki, ale wiem, że śpiewasz szczerze, prosto z serca – uśmiechnęłam się do niego.-Powinieneś wydać płytę – stwierdziłam.
-Nie sądzę. Nigdy nie chciałem być sławny. To Matt zawsze chciał, żeby znali go wszyscy, zawsze był tym fajniejszy i przystojniejszym bliźniakiem – zaśmiałam się z tego co powiedział.
-Dlaczego się śmiejesz?
-Jesteście bliźniakami, wyglądacie tak samo, obaj jesteście tak samo przystojni – chłopak się zarumienił.
-Widzisz? Zawstydziłaś mnie – zaśmiałam się.
      Spojrzał na mnie uśmiechnięty, a wtedy jakby mnie zamurowało. Poczułam dreszcze na całym ciele i jakąś niewidzialną siłę, która pchała mnie w ramiona Justina. Chłopak również się do mnie zbliżał, jakbyśmy byli dwoma magnesami, które się przyciągają. To wszystko działo się tak szybko. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Problem w tym, że miałam chłopaka, który na dodatek był jego bratem. Szkoda, że przypomniałam sobie o tym dopiero wtedy, gdy zdążyłam już go pocałować. Oderwałam się od niego i wstałam.
-Przepraszam, to nie powinno się wydarzyć – spuściłam wzrok.
-To moja wina – było mi tak głupio, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Chyba lepiej będzie jak sobie pójdę.
-Dokąd?
-Wynajmę jakiś pokój w hotelu – odpowiedziałam.
-Nie wygłupiaj się, zostań. Zapomnijmy o całej sytuacji i będzie po sprawie – uśmiechnął się, choć wiedział, że o tym co się wydarzyło, trudno będzie zapomnieć. Westchnęłam i odwróciłam wzrok.
-No dobrze – zgodziłam się.
-To ja pójdę zrobić drugą herbatę.
      Kiedy Justin wyszedł z pomieszczenia, usiadłam na kanapie, odchyliłam głowę do tyłu. Dopiero teraz poczułam jak bardzo chce mi się spać. Przymknęłam oczy i wbrew własnej woli zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate