Kiedy wróciłem do domu ciągle myślałem o Destiny. W głowie miałem tylko jeden obraz – Destiny przy fortepianie. Miałem ochotę wstać od stołu i usiąść obok niej, zagrać z nią chociaż jeden utwór. Gdy grała, w jej oczach zauważyłem iskierki szczęścia, widać było, że kocha muzykę, a ja myślałem, że już nigdy nie spotkam człowieka, który kocha muzykę na tyle, że gdy śpiewa czy gra, w jego oczach widać radość. Destiny była właśnie takim człowiekiem, czułem że ta dziewczyna zaczyna wybudzać moje serce ze śpiączki. Nie wiem czy dzieje się dobrze, bo nie chcę walki „oko za oko, ząb za ząb”, nie chcę odpłacać się tym samym za to, co zrobił mi Matthew. Nie chcę się mścić.
Trzy dni później Matt wrócił do domu, od razu przyszła do niego Destiny. Siedzieli w pokoju i nawet nie chcę sobie wyobrażać tego, co tam robili.
Zgłodniałem i postanowiłem zejść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia. Otworzyłem drzwi do pokoju i chciałem wyjść, ale usłyszałem, że „zakochani” z pokoju obok również wychodzą, szybko wróciłem do pokoju i zostawiłem uchylone drzwi.
-No chodź – usłyszałem głos blondynki.
-Ale po co? - marudził Matt, zresztą jak zwykle.
Zeszli po schodach i jak się domyśliłem, weszli do salonu. Wyszedłem z pokoju i stanąłem na schodach, ale tak, żeby mnie nie zobaczyli. Wiem, że nie powinienem podsłuchiwać, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać.
-Zagraj mi coś wreszcie – domagała się dziewczyna.
Czegoś tu chyba nie rozumiałem, bo przecież w Wigilię powiedziałem jej, że Matthew nie potrafi grać na żadnym instrumencie, niemożliwe, żeby o tym zapomniała.
-Jestem zmęczony – próbował się wykręcać.
-No proszę – nie widziałem tej sytuacji, ale mogłem sobie wyobrazić wyraz twarzy i Matta i Destiny. -Tylko kawałek...
-Nie mogę...
-Nie możesz czy nie chcesz, a może nie potrafisz? - a jednak pamiętała. -Nie kłam, wiem,że nie potrafisz grać – mówiła spokojnym tonem.
-Masz rację, nie potrafię. Okłamałem cię, ale zrobiłem to, bo naprawdę mi się podobasz i zależy mi na tobie – tym razem też pewnie ją okłamał, znowu.
-Gdyby ci na mnie zależało to byś mnie nie okłamał.
-No właśnie dlatego to zrobiłem, może to było błędem, ale chciałem ci zaimponować. Czuję, że jesteś dla mnie idealną dziewczyną. Ale jeśli tylko chcesz, nauczę się grać, na czym chcesz i specjalnie dla ciebie napiszę piosenkę – dziewczyna głośno się zaśmiała.
-Jeśli to były przeprosiny to ci wybaczam.
Nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem, przecież on ją okłamał, okłamał ją w taki sposób jak okłamuje każdą inną dziewczynę, którą chce wykorzystać. On się nigdy nie zmieni, każda dziewczyna będzie dla niego tylko zabawką. Nie wierzę w to, że się kiedyś zmieni, choć Destiny jest dziewczyną, która jest poukładana i odpowiedzialna, jednak nie wydaje mi się, żeby była w stanie zmienić takiego człowieka jakim jest mój brat.
Wróciłem do swojego pokoju, mogłem zrozumieć, dlaczego wszystkie dziewczyny mu ulegały, choć pewnie wiedziały, że je okłamuje, Nie wierzę, że Destiny też taka jest i robi to wszystko dla sławy. Momentalnie odechciało mi się jeść, odechciało mi się wszystkiego.
Wieczorem zszedłem na dół. Matthew siedział w salonie i rozmawiał z kimś przez telefon. Kiedy mnie zobaczył, odłożył telefon i mnie zawołał. Zrobiłem to co chciał, usiadłem na kanapie.
-Nie udało ci się odciągnąć ode mnie Destiny, nigdy ci się to nie uda.
-Nawet nie próbowałem... - nie dane mi było skończyć.
-Od razu wiedziałem, że ci się podoba, a teraz mam pewność. Czy tego chcesz czy nie, nigdy mi nie dorównasz, jestem lepszy – uniósł się.
-Nie chcę być taki jak ty, może cię to dziwi, bo przecież ty uważasz, że jesteś idealny, ale ja za żadne skarby tego świata nie chcę być taką świnią i chamem jak ty – spojrzałem na niego z pogardą.
-A gdybyś w ten sposób miał zdobyć Destiny? - zapytał, ale to był cios poniżej pasa.
-Traktujesz ją jak przedmiot, jestem ciekawy ile dni będziecie razem. Kiedy masz zamiar ją zostawić?
-Tylko na to czekasz, prawda? Wtedy będziesz mógł ją sobie wziąć – zaśmiał się pogardliwie. - Skoro tak ci na niej zależy, to o nią zawalcz i tak nie masz szans, ale zawsze możesz spróbować.
-Wyzywasz mnie na pojedynek czy jak?
-To by było nie w porządku, ja jestem bogaty, przystojny, sławny, a ty jesteś tylko moją marną kopią i nieudacznikiem. Nawet twoja dziewczyna zrezygnowała z twojej miłości i zostawiła cię dla mnie – przegiął.
-Masz rację, nie zniżaj się do mojego poziomu, bo to psuje twoją reputację – powiedziałem zupełnie obojętnie, wyszedłem z pomieszczenia, zabrałem kurtkę i opuściłem dom.
Do tej pory dzielnie znosiłem wszystkie obelgi, upokorzenia i wyzwiska ze strony Matthew, ale dzisiaj gdybym nie wyszedł w odpowiednim momencie, to przysięgam, że już nigdy nie odzyskałby swojego dotychczasowego wyglądu, nawet najlepszy chirurg plastyczny by mu nie pomógł. Ciągle tylko wysłuchuję tego, że jestem gorszy, że jestem zwykłym nieudacznikiem. To co się przed chwilą wydarzyło, było tylko jego kolejną prowokacją, żebym pokazał, że jestem mężczyzną i potrafię walczyć o swoje, a on i tak próbowałby mnie upokorzyć i pokazać, że to on jest górą, że może wszystko. Dlaczego? Bo ma kasę i jest sławny. Gdybym był taki jak on, już dawno zniszczyłbym mu karierę, odebrałbym mu wszystko na czym mu zależy. Na szczęście nie jestem nawet w małym ułamku taki jak on z czego bardzo się cieszę. Jednak do pełnego szczęścia brakuje mi jeszcze paru rzeczy.
Po jakichś dwóch godzinach bezcelowego chodzenia po mieście, postanowiłem wrócić do domu. Było już późno, dlatego też na dworze się ściemniało. Modliłem się, żeby nie natknąć się na Matta, nie chciałem się z nim znów kłócić, nie chciałem nawet na niego patrzeć.
Przechodząc do swojego pokoju usłyszałem rozmowę Matthew z jego menagerem, który najwyraźniej go odwiedził, nie miałem zamiaru słuchać o czym rozmawiają, bo nie bardzo mnie to interesowało, jednak przechodząc obok drzwi usłyszałem imię Destiny, co mnie nie zaciekawiło. Już nie potrafiłem obojętnie przechodzić słysząc to imię.
-Jak długo muszę udawać grzecznego chłopca. Mam już dosyć tej dziewczyny, jest nudna, nawet nie można się z nią porządnie zabawić – stanąłem jak wryty, to co usłyszałem mną wstrząsnęło.
-Jeszcze przez jakiś czas, nie więcej niż trzy tygodnie, do czasu aż ta cała sprawa przycichnie.
-Na szczęście, bo wiesz, że takie dziewczyny nie są dla mnie.
-Trzeba było uważać, a nie urządzać jakieś akcje, przecież dobrze wiesz, że paparazzi czają się na każdym rogu. Będziesz miał przynajmniej nauczkę i następnym razem będziesz bardziej uważał na to co robisz.
Jak można być takim podłym człowiekiem i tak krzywdzić drugą osobę? Nie mogłem już tego wszystkiego słuchać. Nie mogłem pozwolić na to, żeby to trwało dłużej, ale nie chciałem się wtrącać i przejmować tym, co on wyprawia i jak krzywdzi te wszystkie dziewczyny, które przecież się w nim zakochują. To nie moja sprawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz