31.10.12

[03] "Czasami, żeby coś dostać, trzeba coś poświęcić."

     Ostatnimi czasy bardzo często spotykam się z Matthew i jestem pod wrażeniem tego jak się zachowuje. Zupełnie nie przypomina tego zapatrzonego w siebie gwiazdorka, o którym na okrągło powtarzają media. Okazało się, że jest naprawdę dobrym człowiekiem. Dużo mi o sobie opowiedział, mówił o rzeczach, o których nikt nie wie. Cieszyłam się, że tak mi zaufał.
      Jak to teraz bywa, w sobotę wybrałam się do mojego chłopaka, już oficjalnie mogę go tak nazywać. Drzwi otworzyła mi Lucy – pomoc domowa. Poinformowała mnie, że Matthew zaraz zejdzie więc usiadłam na kanapie w salonie.
      Pierwszy raz miałam okazję dokładnie rozejrzeć się po salonie. Był tam kominek, na którym poustawiane były zdjęcia. Zauważyłam fotografię, na której znajdowali się Matt i Justin, jako mali chłopcy, byli tacy słodcy. W kącie stał czarny fortepian, był piękny, aż miałam ochotę podejść do niego i coś zagrać. Na małym stoliku zauważyłam jakiś zeszyt, z którego wystawały kartki z zapisanymi nutami. Z ciekawości tam zajrzałam, domyśliłam się, że zeszyt należał do Matta. Otworzyłam go, nuty były zapisane w nieładzie, tekst również. Słowa były smutne i wcale niepodobne do tych, które śpiewa na koncertach. Opowiadały o nieszczęśliwej miłości i złamanym sercu. To wszystko było takie dziwne. Piosenki były świetne, takie prawdziwe, nie rozumiem dlaczego nie śpiewa ich na koncertach.
-Możemy iść – za plecami usłyszałam głos Matta, odwróciłam się i uśmiechnęłam.
-Nie wiedziałam, że piszesz piosenki – spojrzał na mnie marszcząc brwi, zupełnie jakby nie wiedział o czym mówię.
-Ja? - pokazałam mu zeszyt, który znalazłam, obejrzał go w taki sposób jakby widział go pierwszy raz w życiu.
-Masz talent, tylko zastanawiam się, dlaczego nie nagrasz tych piosenek, byłaby świetna płyta – zachwyciłam się.
-No wiesz, wytwórnia uważa, że takie piosenki się nie sprzedadzą – odpowiedział szybko.
-Zagrasz mi jedną z nich? - zapytałam zachęcająco.
-Może innym razem – wydał mi się zdenerwowany.
      Zrobiłam zawiedzioną minę. Po chwili Matt złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Był początek grudnia i czułam, że zbliża się sroga zima. Ale również moje ulubione święta. Zawsze mam z nimi dobre skojarzenia. Tata zawsze opowiadał mi historię o tym, jak poznał mamę. Była wtedy Wigilia. Pierwszy raz spotkał ją na rynku przy ogromnej choince. Wpadli na siebie przypadkiem i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niby taka banalna opowieść jakby wyrwana z tandetnego romansu, ale ja nie wyobrażam sobie świąt bez tej historyjki. Nie wiem jednak czego mogę się spodziewać w tą Wigilię. Może zawita do naszego domu nowa tradycja, którą wniesie Lauren. Może tak omotała sobie tatę wokół palca, że on już nie zrobi niczego co może jej się nie spodobać.
-Gdzie spędzasz te święta? - zapytałam.
-Pewnie wypadnie mi jakiś koncert – spojrzałam na niego zdziwiona.
-Nie wolałbyś spędzać tego czasu z rodziną? - prychnął.
-Z rodziną? Moja rodzina rozpadła się sześć lat temu, kiedy zmarła mama – powiedział podniesionym tonem.
-Nie mów tak, przecież masz ojca, brata...
-Dziękuję bardzo, wolę spędzać czas na koncertach, choć za nimi też nie przepadam. Nienawidzę świąt, rozumiesz? Nie rozmawiajmy już o tym.
-Skoro tego chcesz.
      Nie rozumiałam go. Nienawidzi świąt, rodzina nie jest dla niego ważna, koncertów też nie lubi, więc nie rozumiem po co został piosenkarzem, skoro to co robi go nie uszczęśliwia. Gdybym była na jego miejscu byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi. Co prawda tak jak ja nie ma mamy, ale on ją chociaż znał, a ja nie miałam tyle szczęścia. Poza tym jego ojciec ponownie się ożenił. Ma brata, na dodatek bliźniaka, z którym powinien się doskonale rozumieć.

      Po spotkaniu z Matthew postanowiłam pójść do Alice, musiałam z kimś porozmawiać, a dawno nie miałyśmy okazji tak po prostu poplotkować. Opowiedziałam jej co się wydarzyło w ostatnim czasie, głównie o moich problemach rodzinnych. Ona jedna potrafiła mnie zrozumieć.
-Alice – do pokoju weszła mama brunetki. -Ja idę na zakupy, jak będziecie gdzieś wychodzić, to zamknijcie drzwi na klucz.
-Dobrze – odpowiedziała Alice, kobieta uśmiechnęła się i wyszła.
-Ty to masz szczęście, masz mamę, która nie szuka dla ciebie nowej rodziny – westchnęłam.
-Weź przestań, gdybyś miała spędzać z nią tyle czasu co ja, to byś tak nie mówiła. Mylisz się, mama stara się znaleźć sobie jakiegoś faceta, tylko, że nie bardzo jej to wychodzi. Jak to ona twierdzi – nie jest już tą piękną, szczupłą blondynką sprzed dwudziestu lat.
-Ale matka nie szuka ci ojca, bo ojca masz. A mój ojciec na siłę stara się sprawić, żebym polubiła Lauren i traktowała ją jak matkę. Problem w tym, że ja miałam matkę, co prawda nigdy jej nie widziałam, bo zmarła zaraz po moich narodzinach, ale nikt z dnia na dzień mi jej nie zastąpi, co ja mówię, nikt nigdy mi jej nie zastąpi. Ojciec zawsze tłumaczył mi, że ona opiekuje się mną z góry, a teraz znalazł mi mamusię – podeszłam do biurka i wzięłam do ręki zdjęcie, na którym znajdowała się Alice ze swoją mamą. -Jeśli tak bardzo nie chce wychowywać mnie samotnie, to mógł znaleźć kogoś lepszego. Nie lubię Lauren i raczej się to nie zmieni.
-Skoro nie lubisz Lauren, to znajdź ojcu kobietę która spodoba się wam obojgu, a jeśli nie to chociaż spróbuj zniszczyć przeciwnika, jeśli wiesz co mam na myśli.
-To będzie trudne...

      Kiedy wróciłam do domu, tata siedział przed telewizorem, przywitałam się i chciałam iść do swojego pokoju, ale ojciec mnie zatrzymał.
-Musimy porozmawiać – wskazał miejsce obok siebie i skinął głową żebym usiadła. Zrobiłam jak zechciał. -W poniedziałek wprowadzają się do nas Lauren z Nickiem – wzięłam głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć złością. -Nick zajmie ten mały pokój, i tak stoi pusty, a jemu na pewno wystarczy. Święta spędzimy razem. I chciałem cię o coś prosić, bądź dla nich miła. Ja wiem, że nikt nie zastąpi ci matki, ale zrozum, że Lauren jest dobra i kocham ją. Z Nickiem też z czasem się dogadasz.
-Tato...- zaczęłam. -Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale ona mi się nie podoba. Nie chcę żebyś z nią był. Jest tyle innych kobiet.
-Z czasem się do niej przekonasz i zrozumiesz, że ona wprowadzi do naszego domu ciepło. Nareszcie każdego dnia będziesz jadła normalny obiad. Sama wiesz, że kucharz ze mnie marny – zaśmiałam się.
-Z grzeczności nie zaprzeczę... - powiedziałam kątem oka zerkając na tatę.
-No nareszcie widzę na twojej twarzy uśmiech. Nie gniewaj się na mnie, przecież wiesz, że ja chcę dla ciebie jak najlepiej.
-Nie gniewam się, ale kobieca intuicja mówi mi, że będziesz tego żałować. Chcesz dla mnie jak najlepiej, ale pomyśl też o sobie. Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytałam widząc, że tata mi się przygląda.
-Mówisz jak twoja mama. Kiedy ona była innego zdania niż ja, zawsze mówiła, że kobieca intuicja nigdy jej nie zawiodła.
-Aż tak bardzo ci ją przypominam?
-Z dnia na dzień jesteś do niej coraz bardziej podobna – szczerze się uśmiechnęłam.
Wstałam z kanapy o chciałam pójść do swojego pokoju, ale odwróciłam się i wróciłam na swoje miejsce.
-Brakuje ci czasami mamy? - zapytałam wprost.
-Oczywiście.
-Chyba nigdy mi nie opowiadałeś jak to właściwie z wami było. Wzięliście ślub i co dalej?
-Twoja mama zawsze chciała mieć dziecko, ja też, ale ona chciała go bardziej, kiedy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży od razu pobiegła do sklepu i kupiła ciuszki, przeczuwała, że to będzie dziewczynka i kupiła same sukienki. Całymi dniami mówiła o tym, że będzie chodziła z tobą na spacery, że jak poznasz jakiegoś chłopaka i pójdziesz z nim na randkę, to ona będzie was śledzić, żeby tylko nikt nie zrobił ci krzywdy. Tak bardzo chciała mieć dziecko – usłyszałam, że tacie załamał się głos. -Już przy porodzie wiedziała, że nie da rady, wiedziała, że umiera, a lekarze nie mogli nic zrobić. Podejrzewam, że już na początku ciąży mama dowiedziała się, że jeśli zdecyduje się na urodzenie dziecka, może przypłacić za to własnym życiem. Mimo to nie poddała się, nie powiedziała mi o niczym, bo chciała mieć dziecko. Poświęciła się.
      Tę historię usłyszałam pierwszy raz, nigdy nie pytałam o to jak to wszystko było. Nie wiedziałam, że mama oddała własne życie dla mnie, to dzięki niej żyłam, dzięki niej. Po moim policzku popłynęła łza. Usiadłam obok taty i się do niego przytuliłam.
-Dziękuję, że mi to opowiedziałeś. Chyba coś zrozumiałam. Czasami, żeby coś dostać, trzeba coś poświęcić.
-Dokładnie.
-Wiesz, postaram się być miła dla Lauren, ale niczego nie obiecuję – tata uśmiechnął się, a ja w spokoju poszłam do swojego pokoju. Chyba oboje potrzebowaliśmy teraz samotności.
      Tata tą historią uświadomił mi kilka ważnych rzeczy. Mama poświęciła dla mnie swoje życie. Nikt mi nie zastąpi mojej mamy, nikt. Musiałam coś zrobić, nie chciałam skończyć tak jak Matthew, że razem z wprowadzeniem się Lauren znienawidzę święta. Może mój chłopak faktycznie bardzo przeżył śmierć mamy i zmienił swoje nastawienie do życia. Chcę coś dla niego zrobić, żeby przestał zamykać się w sobie. Rozmowa powinna pomóc, jednak chyba największy problem jest w tym, że on nie chce rozmawiać. Już nie chodzi o te święta, ale o jego stosunek do ojca i brata...No właśnie, jego brat. Justin jest kolejnym punktem na liście. Brat bliźniak, z którym Matt najchętniej zerwałby wszystkie kontakty. Musiałam dowieść dlaczego tak się dzieje, bo według mnie nic nie dzieje się bez powodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate