31.10.12

[02] "Nie widziałem jej twarzy, ale wiedziałem, że jest piękna."

     Wróciłem z porannych zakupów i odłożyłem torby na stół. Kiedy zacząłem wyciągać i chować do szafek to, co kupiłem, w kuchni pojawił się mój kochany brat, którego szczerze nienawidzę.
-Co na śniadanie? - spojrzałem na niego jak na idiotę.
-To, co sobie panicz zażyczy – odpowiedziałem z sarkazmem.
-Radzę ci zmienić ton!
-Bo co? Poskarżysz się? A może naślesz na mnie ochroniarza? - udawałem przerażenie.
-Dobrze wiesz, że mogę bardzo dużo – zagroził.
-Tak wiem, możesz dużo. Możesz wydawać dużo kasy. Możesz mieć dużo dziewczyn. Codziennie dajesz mi o tym wszystkim do zrozumienia – włożyłem ostatnią paczkę makaronu do szafki i wyszedłem z pomieszczenia.
      Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Miałem już po dziurki w nosie zachowania mojego rozkapryszonego braciszka.
-Zasrany gwiazdorek – powiedziałem pod nosem.
      Nie mogę się doczekać dnia, w którym skończę szkołę. Jeszcze tego samego dnia, kupię bilet lotniczy dokądkolwiek i zostawię to wszystko. Jeszcze tylko kilka miesięcy. Wytrzymałem z nim osiemnaście lat, to wytrzymam jeszcze trochę. Matthew zawsze był nieznośny, ale ostatnio przegina. Gdyby mama żyła, nasze relacje na pewno byłyby lepsze. Mama zawsze potrafiła nas pogodzić, kiedy się kłóciliśmy. Potrafiła zrozumieć każdego z nas i zawsze doprowadzała do kompromisu. A teraz mama nie żyje i nie ma kto pilnować tego, żebyśmy byli dla siebie dobrzy, nie ma kto przypominać nam o tym, że jesteśmy braćmi i powinniśmy się wspierać. Nasza rodzicielka zawsze nam tłumaczyła to w taki dosadny sposób, że już nie mieliśmy ochoty na dalsze kłótnie. Brakuje mi jej. Co prawda jest jeszcze tata, ale jemu już tak bardzo nie zależy na tym, żebyśmy byli prawdziwą rodziną. On ma drugą żonę i dwoje dzieci, które są naprawdę kochane. Jazmyn – mała księżniczka, a Jaxon – mały urwis. Uwielbiam ich, serio, ale z drugiej strony my nie jesteśmy już tacy ważni. Fakt, że jestem dorosły, ale czasami mam wrażenie, że zachowuję się jak czterolatek, który jest zazdrosny o młodsze rodzeństwo. To wszystko jest dla mnie przykre, ale mam nadzieję, że już niedługo mój koszmar się skończy.

      Po południu siedziałem w salonie z gitarą i pisałem tekst nowej piosenki. Ciągle czegoś w niej brakowało. Słowa jakby do siebie nie pasowały. Nie miałem pomysłu na to co mógłbym z tym zrobić. Kilka razy zaczynałem grać melodię od początku, żeby uzupełnić brakujące nuty. Gdy byłem w połowie, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie zwróciłem na to uwagi tylko grałem dalej.
-Otwórz drzwi, to moja dziewczyna – usłyszałem głos Matthew i przewróciłem oczami. Kolejna zdobycz mojego brata dobijała się do drzwi, a ja musiałem je otworzyć. Jaśnie Pan domy szykuje się do wyjścia i nie może tego zrobić.
      Odłożyłem gitarę i wstałem. Po chwili znalazłem się przy drzwiach i je otworzyłem. Moim oczom ukazała się śliczna blondynka z uśmiechem na twarzy. Zupełnie nie przypominała poprzednich dziewczyn Matta, była naturalnie piękna i to było w niej najfajniejsze.
-Cześć Matt – podeszła do mnie uprzednio zamykając drzwi i pocałowała mnie w policzek. Najwyraźniej pomyliła mnie z moim bratem.
-Przepraszam, ale ja nie jestem Matthew – spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Co ty wygadujesz? - podeszła bliżej, a ja cofnąłem się o krok. -Piłeś coś dzisiaj?
-Mówię poważnie. Pomyliłaś się. Jestem Justin, brat bliźniak Matta.
-Oj, przepraszam – odsunęła się. -Nie miałam pojęcia, że Matthew ma brata, a tym bardziej bliźniaka – zauważyłem, że dziewczyna się zawstydziła.
-Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się, a dziewczyna odpowiedziała tym samym. -Matt zaraz zejdzie. Jesteś jego nową dziewczyną?
-Można tak powiedzieć. Jestem Destiny – podała mi dłoń, którą po chwili delikatnie uścisnąłem.
-Napijesz się czegoś? - zapytałem uprzejmie.
-Już jesteś? - do pomieszczenia wszedł Matthew, stanął obok dziewczyny, po czym pocałował ją w policzek na powitanie. -Więc chodźmy – złapał ją za rękę, ruszyli w stronę drzwi i tyle ich widziałem.
      Wróciłem do mojego poprzedniego zajęcia. Wziąłem gitarę do ręki i zagrałem cały utwór od początku do końca. Nareszcie udało mi się uzupełnić luki w tekście. Zagrałem i zaśpiewałem całą piosenkę jeszcze raz, po czym odłożyłem gitarę na swoje miejsce. Uciąłem sobie krótką drzemkę i nawet miałem sen, co ostatnio zdarzało mi się bardzo rzadko.

     Byłem wolny, wokół mnie nie było nikogo, a co najważniejsze, nie było Matthew. Stałem na plaży, sam. W pewnym momencie zawiał silny wiatr, wiał tak mocno, że musiałem zasłonić oczy, żeby nie dostał się do nich piasek. Nagle, w jednej chwili wiatr ustał, a wokół mnie zaczęły pojawiać się różne dotąd mi nieznane osoby. Przechodziły obok mnie i się za mną oglądały. Wydawało mi się to dziwne, bo zawsze pozostaję niezauważony jak cień. Obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna i wyszeptała mi coś na ucho, po czym zacząłem uciekać w nieznanym mi kierunku. Biegłem a przede mną pojawiały się wyznaczone ścieżki i musiałem wybrać, którą z nich chcę pójść. Jakbym znalazł się w labiryncie, z którego nie da się wyjść. Cały czas musiałem wybierać, w którym kierunku pójdę. Aż w końcu wycieńczony usiadłem pod drzewem znajdującym się przy ścieżce. Obok mnie znów pojawiła się ta sama dziewczyna, która wyszeptała mi coś na ucho. Nie widziałem jej twarzy, ale wiedziałem, że jest piękna.

      Obudził mnie czyjś dotyk, ktoś gładził rękoma po mojej twarzy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem małą Jazmyn.
-Justin! Justin! Zabierz mnie na spacerek! - zabawnie tupała swoimi małymi nóżkami, podniosłem się i przetarłem oczy.
-A mam inne wyjście?
      Wstałem, wziąłem małą na ręce. Pomogłem ubrać jej kurtkę, a swoją zarzuciłem sobie na ramię. Kiedy znaleźliśmy się pod domem, z daleka zauważyłem idących Matthew i Destiny. Dziewczyna wyglądała na szczęśliwą, ale wiedziałem, że jej szczęście nie potrwa długo, bo żaden związek mojego brata nie trwał dłużej niż dwa tygodnie. Szkoda było mi tylko Destiny, bo wydaje się sympatyczna i inna od jego poprzednich dziewczyn, A może uważam tak tylko dlatego, że Destiny mi się spodobała? Podejrzewam, że mój wyjazd, albo chociaż moja przeprowadzka nastąpi prędzej niż planowałem. Nie mogę patrzeć jak Matt wykorzystuje kolejną dziewczynę, a później zostawia ją, nie mając żadnych wyrzutów sumienia.
-A pójdziemy na lody? - zapytała Jazzy cieniutkim głosikiem.
-Na lody? Chyba jest trochę za zimno – niełatwo było mi jej odmówić. Dziewczynka zrobiła zawiedzioną minę.
      Jeszcze raz spojrzałem w stronę Matta i Destiny, ale ich już tam nie było, domyśliłem się, że już zdążyli wejść do domu.
-Ale możemy iść na rurki z kremem – zaproponowałem.
-No dobra...Niech będzie... - zgodziła się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Translate