Minęło kilka tygodni od pobytu Justina i Emily w Stratford. Skończyły się wakacje, więc Emily wróciła do szkoły, Justin doskonale radził sobie w pracy i miał nawet szansę na awans. Wszystko wróciło do normy, można nawet powiedzieć, że było lepiej, zupełnie jakby ten wyjazd niczego nie zmienił. Na pozór faktycznie tak było, ale zmieniło się tak naprawdę wszystko, nawet relacje pomiędzy szatynem, a jego córką - niegdyś byli w świetnych kontaktach, jednak po powrocie do rzeczywistości Emily zamknęła się w sobie, a Justin nie potrafił do niej dotrzeć, zresztą sam czuł się rozbity i nie potrafił pozbierać kawałków swojego życia. Duża część jego serca pozostała w Stratford i nie można było tego zmienić, oboje musieli zacząć żyć na nowo. Nieustanne myśli o Sophie nie pozwalały mu odnaleźć się we własnym życiu. Czuł się samotny, myślał, że to uczucie już go opuściło w momencie gdy pogodził się ze śmiercią Alison, jednak teraz to uczucie znów go ogarnęło.
Pewnej jesiennej soboty, gdy Emily spędzała weekend z dziadkami, Justin nie mógł dłużej wysiedzieć w samotności, postanowił wybrać się do pobliskiego baru - sam nie wiedział czy udaje się tam w poszukiwaniu zabawy, czy towarzystwa, ale stwierdził, że to najlepsze rozwiązanie, żeby w końcu spotkać innych ludzi, zmienić otoczenie, choć na chwilę zapomnieć o tym, co go otacza.
Wszedł do dość dużego baru w klimacie lat sześćdziesiątych i od razu usiadł przy barze na wysokim krześle. Rozejrzał się dookoła - nie było zbyt wielu ludzi - paru mężczyzn piło piwo przy jednym ze stolików, nieco dalej siedziała para zakochanych, a za nimi trzy dziewczyny mające w okolicy dwudziestu pięciu lat. Kiedy podszedł do niego barman, szatyn zamówił piwo, po czym zdjął kurtkę i odwiesił ją na oparcie krzesła. Nie przychodził tu często, bo niezbyt często spędzał wieczory w samotności - taka już rola samotnego ojca.
Pijąc nalane przez barmana piwo, stwierdził, że niepotrzebnie tu przyszedł, bo to wcale nie odciągnęło od niego kotłujacych się w jego głowie myśli o Sophie. Tak naprawdę ciężko mu było przyznać się przed samym sobą, że przyszedł tu aby poznać kobietę, która pomogłaby mu zapomnieć o Sophie. Nie kobietę na jedną noc, ale kobietę, którą mógłby pokochać. Zdał sobie sprawę ze swojej samotności. Nie miał nawet przyjaciela, z którym jak każdy normalny facet, mógłby wypić piwo w sobotni wieczór. Tęsknił za swoim dawnym życiem, za życiem kiedy był duszą towarzystwa, kiedy zawsze znalazł się ktoś, na kogo mógł liczyć. A teraz był po prostu sam.
***
Sophie siedziała na balkonie otulona ciepłym kocem i patrzyła na zachodzące słońce. Uśmiechała się pod nosem, gdy przypomniała sobie, kiedy była małą dziewczynką i robiła dokładnie to samo. Kochała zachody słońca, dzięki nim uświadomiła sobie, że pomimo tego, że kiedy kończy się dzień, to wiesz, że po nocy nadejdzie kolejny dzień. Tak samo jest w życiu, nie można rozpamiętywać tego, co było, ale się skończyło, ale należy czekać na coś, co dopiero nadejdzie, bo może to być coś jeszcze piękniejszego.
Dokąd blondynka została mamą miała niewiele takich chwil, kiedy mogła być po prostu sama i nieco porozmyślać. Obecnie starała się żyć tak, aby nikogo nie ranić - starała się być dobrą żoną i matką - to pierwsze wciąż nie wychodziło jej najlepiej. Od czasu, gdy Justin odwiedził Stratford, nic już nie było takie jak kiedyś i zauważyła to nie tylko dziewczyna, ale także jej bliscy. Blondynka była rozkojarzona, częściej się smukła i czuła w sercu pustkę, której nie potrafiła wyjaśnić. Przecież Justin mu nic dla niej nie znaczył, robiła wszystko, żeby nareszcie w to uwierzyć, ale serca nie udało się oszukać.
-Kochanie, wejdź już do domu, bo jeszcze się przeziębisz - z zamyślenia wyrwał ją Jason.
-Już, za chwilę przyjdę, chciałam trochę pomyśleć - uśmiechnęła się, brunet pocałował czubek jej głowy, po czym wrócił do środka ponownie zostawiając dziewczynę samą.
Popatrzyła ostatni raz na słońce chowające się za horyzontem. Uśmiechnęła się do siebie i pomyślała o Justinie, chciała wiedzieć, co u niego, co robi, a najbardziej zastanawiało ją czy on też o niej myśli. Oboje kochali zachody słońca i zawsze, gdy patrzyła na ogromne czerwone słońce chowające się za horyzontem, myślała o nim i jakaś cząstka jej serca pragnęła być przy nim.
Dokąd blondynka została mamą miała niewiele takich chwil, kiedy mogła być po prostu sama i nieco porozmyślać. Obecnie starała się żyć tak, aby nikogo nie ranić - starała się być dobrą żoną i matką - to pierwsze wciąż nie wychodziło jej najlepiej. Od czasu, gdy Justin odwiedził Stratford, nic już nie było takie jak kiedyś i zauważyła to nie tylko dziewczyna, ale także jej bliscy. Blondynka była rozkojarzona, częściej się smukła i czuła w sercu pustkę, której nie potrafiła wyjaśnić. Przecież Justin mu nic dla niej nie znaczył, robiła wszystko, żeby nareszcie w to uwierzyć, ale serca nie udało się oszukać.
-Kochanie, wejdź już do domu, bo jeszcze się przeziębisz - z zamyślenia wyrwał ją Jason.
-Już, za chwilę przyjdę, chciałam trochę pomyśleć - uśmiechnęła się, brunet pocałował czubek jej głowy, po czym wrócił do środka ponownie zostawiając dziewczynę samą.
Popatrzyła ostatni raz na słońce chowające się za horyzontem. Uśmiechnęła się do siebie i pomyślała o Justinie, chciała wiedzieć, co u niego, co robi, a najbardziej zastanawiało ją czy on też o niej myśli. Oboje kochali zachody słońca i zawsze, gdy patrzyła na ogromne czerwone słońce chowające się za horyzontem, myślała o nim i jakaś cząstka jej serca pragnęła być przy nim.
***
Po wypiciu drugiego piwa Justin stwierdził, że dłuższe siedzenie w barze nie ma sensu. W tym miejscu robił się straszny tłum. Była sobota, więc nikt się temu nie dziwił, ale szatyn stwierdził, że nie będzie siedział bez towarzystwa wśród obcych ludzi. Wychodząc przechodził obok jednego ze stolików, przy którym siedziała grupa mężczyzn, przed nim szła dziewczyna, która również kierowała się w stronę wyjścia. Szatyn pewnie nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie fakt, że jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie tak, że dziewczyna straciła równowagę i wpadła na kolana mężczyzny, który miał około trzydziestu pięciu lat.
-Cześć piękna - mężczyzna miał widocznie bardzo dobry humor spowodowany wypiciem sporej ilości alkoholu.
-Puść mnie - wysyczała przerażona dziewczyna.
-Miałem nadzieję, że się z nami napijesz i dotrzymasz nam towarzystwa - dziewczyna chciała się wyrwać, a w jej oczach pojawiły się łzy bezsilności.
Justin chciał przejść obojętnie, nie chciał się mieszać, ale zatrzymał się na moment i jeszcze chwilę obserwował sytuację, bo nikt inny nie reagował.
-Zostaw mnie - warknęła łamiącym się głosem.
-Ciii - facet położył palec wskazujący na ustach dziewczyny, która była przerażona i wszystko wyglądało na to, jakby nikt poza Justinem nie widział co się dzieje. Szatyn nie miał wyjścia, musiał pomóc dziewczynie, która była bezbronna. Podszedł do stolika, chrząknął zwracając na siebie uwagę zarówno mężczyzn, jak i przerażonej dziewczyny.
-Ta pani prosiła, żebyście ją puścili - powiedział opanowanym, ale zdecydowanym głosem.
-Czyżby chłopak naszej koleżanki się znalazł? - zadrwił.
-Myślę, że gdybym był jej chłopakiem, rozmawialibyśmy w zupełnie inny sposób.
-Oh skarbie - zwrócił się do dziewczyny. - Myślę, że masz kolejnego adoratora. Ale spokojnie, nigdzie cię nie puszczę - stwierdził.
-Ostrzegam, puść ją, albo przestanę nad sobą panować - powiedział zdenerwowany.
-Chcesz ją? To sobie weź - stwierdził i odepchnął brunetkę tak, że ta poleciała na ziemię.
Justin nie wytrzymał, puściły mu nerwy, nie mógł zaakceptować takiego traktowania kobiet. Szarpnął mężczyznę za jego koszulę i podniósł go z krzesła. Kątem oka widział, jak dziewczyna zbiera się z podłogi i ucieka, a w barze robi się zamieszanie. Szatyn spojrzał mężczyźnie w oczy i miał ochotę go uderzyć, ale nie chciał stwarzać sobie problemów, wiec jedynie z odrazą odepchnął go, a ten poleciał na stół rozlewając tym samym wypełnione kufle z piwem.
-Następnym razem nie będę się zastanawiał czy cię uderzyć, po prostu to zrobię - warknął, poprawił kurtkę i udał się w kierunku wyjścia.
Szatyn był zły na siebie, że wdał się w tą bójkę, nie chciał mieć żadnych problemów, nie chciał być taki, jak jeszcze parę lat temu. Musiał być odpowiedzialny i rozważny, a jego zachowanie było po prostu niedojrzałe.
Idąc parkingiem w kierunku domu, który był zaledwie kilka ulic dalej, usłyszał, że ktoś za nim biegnie - ktoś w butach na obcasach. Nie odwracał się, włożył ręce do kieszeni i szedł w wyznaczonym kierunku.
-Poczekaj! - usłyszał damski głos, zatrzymał się i po chwili odwrócił. To była dziewczyna, którą przed chwilą obronił w barze. - Chciałam ci podziękować - powiedziała niepewnie, wciąż była przestraszona i trzymała się od szatyna na dystans.
-Nie masz za co dziękować. Każdy facet powinien się tak zachować, a tamci to jacyś pomyleńcy, którzy nie wiedzą, że kobietom należy się szacunek - stwierdził wzruszając ramionami. - Uważaj na siebie - cofnął się kilka kroków, po chciał dalej iść w swoją stronę.
-Poczekaj! - szatyn znów się zatrzymał, a dziewczyna podbiegła do niego i zagrodziła mu drogę. - Jestem Kate - wyciągnęła do niego dłoń, którą szatyn po chwili zastanowienia uścisnął.
-Justin - przedstawił się.
-Może mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć? Może dasz się zaprosić na kawę? - zapytała niepewnie.
-Nie boisz się? - uniósł brwi.
-Czego?
-Że pomogłem ci tylko po to, żeby zaciągnąć cię teraz do jakiegoś parku i wykorzystać? - zapytał, a dziewczyna lekko się przestraszyła.
-Liczyłam raczej na to, że mnie odprowadzisz, a w drodze do mojego domu nie ma żadnego parku ani lasu - zaśmiała się.
-Nie boisz się sama chodzić w takie miejsca?
-Jeśli w ten sprytny sposób chciałeś zapytać czy mam chłopaka, to moja odpowiedź brzmi "nie" - zażartowała. -A tak serio to byłam tu z koleżankami, które wyszły dosłownie minutę przede mną. Ale z tego co ja zauważyłam, ty byłeś sam - zauważyła przygryzając wargę.
-Taki już mój los - westchnął.
-Świeżo po rozstaniu? - zapytała niepewnie.
-Gorzej - westchnął. - Może chodźmy, odprowadzę cię skoro tak bardzo lubisz czuć adrenalinę.
Udali się w kierunku domu dziewczyny, która jak się okazało również mieszkała niedaleko. Szli rozmawiając o zdarzeniu sprzed kilku minut i Justin czuł, że podoba się dziewczynie, która ewidentnie go podrywała dając mu do zrozumienia, że chce poznać go bliżej.
-Więc co taki facet jak ty robił sam w barze? - zapytała zaciekawiona.
-Szukałem towarzystwa, jak widać udało się je znaleźć.
-Nie wyglądasz na samotnika - zauważyła.
-Pozory mylą - stwierdził spuszczając wzrok.
Dziewczyna opowiedziała szatynowi bardzo dużo na swój temat. Mówiła o tym, że właśnie skończyła studia z zarządzania, zaczęła pracę w korporacji i od kilku miesięcy jest sama. Justin świetnie się z nią dogadywał pomimo tego, że nie była w jego typie. Była bardzo śmiała i wygadana. Chłopak czuł, że podoba się dziewczynie, która starała się jak mogła, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Zbliżali się właśnie do domu brunetki, więc miała ona ostatnią szansę na zebranie namiarów na niego aby ich kontakt się nie urwał.
-Dasz mi swój numer, żebym mogła cię kiedyś zaprosić na tą kawę w ramach podziękowań za uratowanie tyłka? - zapytała przygryzając wargę.
-Nie wiem czy nie będziesz mnie potem prześladować - zaśmiał się.
-Przejrzałeś mnie, myślałam, że nie jesteś aż taki bystry - zawtórowała mu.
-Masz kartkę? - zapytał, a dziewczyna po przekopaniu torebki, wyjęła z niej kartkę i długopis. Szatyn zapisał na skrawku papieru numer swojego telefonu, po czym oddał dziewczynie. Cofnął się o kilka kroków i obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.
-Dzięki, na pewno zadzwonię - uśmiechnęła się nieśmiało, po czym udała się w kierunku drzwi wejściowych do budynku mieszkalnego.
Wracając do domu szatyn nie mógł pozbyć się myśli o dziewczynie. Uśmiechał się do siebie przez całą drogę, bo uświadomił sobie, że już od dawna nikt nie wywarł na nim tak potężnego wrażenia. Zastanawiał się, co wyniknie z ich znajomości. W zasadzie tego dnia poszedł do tego baru właśnie po to, żeby znaleźć towarzystwo i o dziwo udało mu się spotkać mądrą i fajną dziewczynę, która nie myślała jedynie o tym, żeby zaciągnąć go do łóżka, przeżyć niezapomnianą noc, a potem zniknąć. Kate miała wszystko mądrze poukładane w głowie, wiedziała czego chce i szatyn miał wrażenie, że jest nieco zagubiony. Miał co do dziewczyny tylko jedną wątpliwość - czy gdyby ta znajomość miałaby przerodzić się w coś więcej, to czy brunetka zaakceptowałaby jego sytuację życiową - to, że jest sam po śmierci żony i że samotnie wychowuje swoją córkę. Według niego, żadna kobieta, która nie akceptuje Emily, nie zasługuje nawet na pięć minut jego uwagi.
***
To były ostatnie dni słonecznej pogody w Stratford, kiedy bez obaw można było wyjść na spacer. Podczas gdy Jason był w pracy, Sophie postanowiła wyjść z synkiem na spacer i przy okazji zrobić zakupy. Nie był to długi spacer, ale blondynka chciała w pełni wykorzystać piękną pogodę, bo wiedziała, że gdy nadejdzie jesienna aura, ciężko będzie się udać na spacer bez obaw, że nie spadnie deszcz.
Wracając do domu, gdy znajdowała się na właściwej ulicy, dziewczyna zauważyła mamę Justina idącą z przeciwnego kierunku. Kobiety widywały się stosunkowo często i wiele razy rozmawiały, ale ich tematy rzadko dotyczyły Justina. Wcześniej, przed powrotem chłopaka do Stratford, Sophie raczej unikała jego mamy, co zresztą działało w obie strony. Teraz natomiast kobiety rozmawiały kiedy tylko się spotykały. Mama Justina w końcu bez obaw mogła spojrzeć dziewczynie prosto w twarz, bo sytuacja pomiędzy nią, a jej synem w końcu została wyjaśniona.
-Dzień dobry - Sophie przywitała się, kiedy tylko znalazła się blisko kobiety.
-Cześc Sophie - kobieta uśmiechnęła się. - Co u was słychać? - zapytała zaglądając do wózka. - Ale on rośnie - zauważyła.
-Wszystko w porządku, Teddy jest zdrowy i nic więcej nie jest ważne. A co u pani i pani męża?
-Bez zmian, Jeremy jest teraz w ośrodku rehabilitacyjnym, który zasponsorował Justin o czym mi nawet nie powiedział - westchnęła.
-Justin zawsze robi to, co mu przyjdzie do głowy. A co u niego i Emily? - zapytała niepewnie zagryzając wargę.
-Jakoś sobie radzą, chociaż Justin mówił, że Emily bardzo się zmieniła po wyjeździe i ciężko jest im odzyskać więź. Ona strasznie tęskni, także za tobą. Wiesz, Justin dużo jej opowiadał o tym wszystkim, to było dla niej jak bajka i nagle to wszystko stało się prawdziwe, przestało być jedynie opowieścią do poduszki - westchnęła. - Poprosiłam, żeby przyjechali na święta, ale Justin nie chciałby psuć tradycji, Emily zawsze spędzała święta z tamtymi dziadkami. Myślę, że powód, dla którego nie chce tu przyjechać jest zupełnie inny, ale obie wiemy, że Justin nigdy nie przyzna się do tego, że powrót tutaj był dla niego naprawdę trudny.
-Justin nigdy się nie zmieni - powiedziała nieco zamyślona blondynka. - Może go pani ode mnie pozdrowić przy najbliższej okazji?
-Ależ oczywiście, Justin na pewno się ucieszy - kobieta była szczęśliwa na słowa Sophie.
-Dziękuję - uśmiechnęła się. Miło się rozmawiało, uciekam już, bo zbliża się pora karmienia.
-Oczywiście, do zobaczenia.
Sophie westchnęła ruszając w kierunku domu. Nie mogła pojąc, dlaczego myśli o szatynie wciąż tak bardzo zaprzątały jej głowę, jej serce wciąż reagowało na jego imię. To było niesamowite, ale jednocześnie sprawiało, że dziewczyna coraz gorzej czuła się w stosunku do swojego męża. Nie mogła już nic zrobić, wiedziała, że Justin to przeszłość, a jednak wciąż nie było jej życiu dnia, kiedy by o nim nie pomyślała.
Od autorki:
Hejka! Myślę, że ten rozdział wyszedł mi dosc długi i myślę, że trochę was zaskoczyło pojawienie się Kate. To był mój spontaniczny pomysł i myślę, że dzięki temu zakończenie, które niestety coraz bliżej, będzie ciekawsze, chociaż jeszcze nie wiem jak mam je napisac. Póki co do zakończenia opowiadania jeszcze zostało mi do napisania kilka rozdziałów i szczerze mówiąc będzie mi strasznie trudno rozstac się z tym opowiadaniem, bo jak na razie to moje ulubione i chyba najbardziej przemyślane i cieszę się, że pomimo tego, że rozdziały pojawiają się rzadko i nieregularnie, wciąż ze mną jesteście i jestem wam za to strasznie wdzięczna. Dziękuję :)
+ Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Wam życzę, bo to już ostatni rozdział w 2016 roku :)
-Dzień dobry - Sophie przywitała się, kiedy tylko znalazła się blisko kobiety.
-Cześc Sophie - kobieta uśmiechnęła się. - Co u was słychać? - zapytała zaglądając do wózka. - Ale on rośnie - zauważyła.
-Wszystko w porządku, Teddy jest zdrowy i nic więcej nie jest ważne. A co u pani i pani męża?
-Bez zmian, Jeremy jest teraz w ośrodku rehabilitacyjnym, który zasponsorował Justin o czym mi nawet nie powiedział - westchnęła.
-Justin zawsze robi to, co mu przyjdzie do głowy. A co u niego i Emily? - zapytała niepewnie zagryzając wargę.
-Jakoś sobie radzą, chociaż Justin mówił, że Emily bardzo się zmieniła po wyjeździe i ciężko jest im odzyskać więź. Ona strasznie tęskni, także za tobą. Wiesz, Justin dużo jej opowiadał o tym wszystkim, to było dla niej jak bajka i nagle to wszystko stało się prawdziwe, przestało być jedynie opowieścią do poduszki - westchnęła. - Poprosiłam, żeby przyjechali na święta, ale Justin nie chciałby psuć tradycji, Emily zawsze spędzała święta z tamtymi dziadkami. Myślę, że powód, dla którego nie chce tu przyjechać jest zupełnie inny, ale obie wiemy, że Justin nigdy nie przyzna się do tego, że powrót tutaj był dla niego naprawdę trudny.
-Justin nigdy się nie zmieni - powiedziała nieco zamyślona blondynka. - Może go pani ode mnie pozdrowić przy najbliższej okazji?
-Ależ oczywiście, Justin na pewno się ucieszy - kobieta była szczęśliwa na słowa Sophie.
-Dziękuję - uśmiechnęła się. Miło się rozmawiało, uciekam już, bo zbliża się pora karmienia.
-Oczywiście, do zobaczenia.
Sophie westchnęła ruszając w kierunku domu. Nie mogła pojąc, dlaczego myśli o szatynie wciąż tak bardzo zaprzątały jej głowę, jej serce wciąż reagowało na jego imię. To było niesamowite, ale jednocześnie sprawiało, że dziewczyna coraz gorzej czuła się w stosunku do swojego męża. Nie mogła już nic zrobić, wiedziała, że Justin to przeszłość, a jednak wciąż nie było jej życiu dnia, kiedy by o nim nie pomyślała.
Od autorki:
Hejka! Myślę, że ten rozdział wyszedł mi dosc długi i myślę, że trochę was zaskoczyło pojawienie się Kate. To był mój spontaniczny pomysł i myślę, że dzięki temu zakończenie, które niestety coraz bliżej, będzie ciekawsze, chociaż jeszcze nie wiem jak mam je napisac. Póki co do zakończenia opowiadania jeszcze zostało mi do napisania kilka rozdziałów i szczerze mówiąc będzie mi strasznie trudno rozstac się z tym opowiadaniem, bo jak na razie to moje ulubione i chyba najbardziej przemyślane i cieszę się, że pomimo tego, że rozdziały pojawiają się rzadko i nieregularnie, wciąż ze mną jesteście i jestem wam za to strasznie wdzięczna. Dziękuję :)
+ Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Wam życzę, bo to już ostatni rozdział w 2016 roku :)
Jeejku kochana! Wybacz że ostatniego rozdziału ci nie skomentowałam, kurde mam tyle na głowie że kompletnie mi to wyleciało, ale przeczytałam nie bój się i zarówno tamten jak i ten bardzo mi się podobają. A tutaj jeszcze ta muzyka, no bosko, mega się wczułam, super ją dobrałaś do rozdziału. Owszem nie spodziewałam się Kate (cóż za bajeczne imię!:*) ale myślę, że taki facet jak on długo nie pobędzie bez dziewczyny. Przez nią i tą sytuacją z Sophie i jej mężem jestem strasznie ciekawa zakończenia. Jednocześnie chce je a z drugiej strony nie, bo pragnę żeby to opowiadanie trwało wiecznie xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
xxx
Aaa i informuj mnie o nowych! @ilove_90s ale w sumie i tak będę wchodzić tu i sprawdzać czy nie dodałaś czegoś nowego ;)
świetny, ciekawe jaki bedzie dalszy los.
OdpowiedzUsuńDzięki, Tobie również wszystkiego dobrego ! :)
Jestem bardzo ciekawa, co Kate wniesie do życia Justina. Mam jednak nadzieję, że stosunki między nim a Sophie staną się przynajmniej przyjacielskie, bo nie chcę, aby oboje dłużej cierpieli. Życzę dużo weny i czekam na next <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie chcesz rozdzielić sophie i justina tak, ze każdy pójdzie na prawdę w swoją oddzielną strone:( czekam na jakies ich "zbliżenia" haha. Rozdział cudowny! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńAaa no w końcu udalo mi sie nadrobić wszystkie rozdziały i jestem niezmiernie szczęśliwa. Widac ze oboje za sobą tęsknią i cierpią bez siebie. Powinni sie spotkać i choćby pogadać. A najlepiej rzucić wszystko i wyjechać razem w Bieszczady. Oni i bachorki. Mam nadzieje, ze oboje odnajdą jeszcze szczęście i ze to szczęście będzie związane z nimi wzajemnie. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńmade-in-heaven-jbff.blogspot.com